<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward John Hardy
Tytuł Świat kobiety
Rozdział Katechizm przed ślubem
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Waleria Marrené
Teresa Prażmowska
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VIII.
Katechizm przed ślubem.
Pani Menage. Teraz, Franiu, kiedy masz pójść za mąż i zająć się własnym domem, sądzę, iż dobrzebyś zrobiła, spędzając codzień kilka godzin w kuchni. — Frania. Dlaczego, mamo? Jestem pewna, że Karol nie dlatego się ze mną żeni, żebym mu gotowała obiad. — Pani Menage. Ależ, moja droga, gdy będziesz znała z nazwy przynajmniéj rzeczy, należące do kuchni, będziesz lepiéj mogła kontrolować służbę.
Podsłuchana rozmowa.
Pójść za mąż bardzo łatwo, lecz utrzymanie domu jest rzeczą trudną, a mężowie żon, które nie przygotowały się do przyszłych obowiązków, poznają wkrótce gorzką prawdę słów: „Złota obrączka, na palec włożona, nie uczyni dobréj żony, jak kupno narzędzi nie wytworzy dobrego rzemieślnika.”
Anonym.

WWidziałem w New-Yorku obraz, zatytułowany „Katechizm przed ślubem.” Scena odbywa się w chłopskiéj chacie w Belgii. Stary ksiądz siedzi w fotelu i egzaminuje stojącego przed nim zawstydzonego młodzieńca. Niedaleko stoi narzeczona; spogląda ona niespokojnie na przyszłego małżonka, ciekawa rezultatu tego egzaminu. Chętnie wsparłaby go swą szybką inteligencyą, ale proboszcz ma na nią oko. Matka zajęta jest przygotowaniem posiłku dla księdza i nie zajmuje się rzeczami, przechodzącemi jéj pojęcie. Katalog objaśnia: „Znajomość katechizmu, według praw belgijskich, uważaną jest za niezbędną dla bezpieczeństwa małżonków i społeczeństwa.”
Mądre było to belgijskie prawo, wymagające pewnego przygotowania do małżeństwa, chcące, ażeby młodzi ludzie, przed przyjęciem tak ważnych obowiązków, nauczyli się, jak mają postępować jedno względem drugiego, aby wiedzieli, co winni Bogu i bliźnim według słów katechizmu. Każda rodzina stanowi cząstkę narodu, a przez sumienne spełnianie obowiązków rodzinnych narody podnoszą się i utrzymują.
W obrazie widać, iż mała znajomość katechizmu narzeczonego niepokoi proboszcza, ale my pomówimy trochę w tym rozdziale o przygotowaniu, jakie do małżeństwa narzeczona miéć powinna, ażeby dobrze spełniała swoje obowiązki. Przytoczę tu wyrazy pani Haywood do młodych kobiet, którym się zdaje, iż podobne przygotowanie jest zbyteczne. „Sądzicie więc, iż kobieta może objąć odrazu rządy domu, jak kaczka idzie na wodę i pływa bez nauki? Wcale nie. Zarządu domem nauczyć się trzeba, jak każdéj innej rzeczy, a kto tej wiedzy nie nabędzie przed ślubem, musi to późniéj uczynić, lub żyć w wiecznym nieładzie, jak to się nieraz zdarza. „Naucz się, zanim spróbujesz,” oto co zawsze powtarzam młodym osobom. Wszystkie chcą iść za mąż, ale czy téż która stara się nauczyć tego, coby ją dobrą żoną uczyniło?”
Córka (wracając ze szkoły). No, ojcze, powinieneś być zadowolonym. Patrz na moje świadectwo: Ekonomia polityczna — zadawalniająca, talenta i muzyka — bardzo dobre, logika — celująca.
Ojciec. Ślicznie, moje dziecko! Cieszy mnie to szczególniéj względnie do twojéj przyszłości. Jeśli twój przyszły mąż potrafi zarządzić domem, gotować naprawiać, jeśli będzie umiał używać maszyny do szycia, szczęście wasze będzie zupełne.
Jestem zwolennikiem wysokiego, nawet najwyższego wykształcenia kobiet, ale z tém zastrzeżeniem, ażeby obok nauki nie zaniedbywano przyzwyczajać je do spełniania domowych obowiązków. Wszystkie panny nie mogą miéć bogatych mężów, ani téż być pewne wśród dzisiejszych warunków, że ludzie bogaci nie stracą majątku i nie będą musieli ciężko walczyć o byt, a mężowie mają prawo żądać, by kobieta, która stanie na czele ich domu, była zdolną go poprowadzić, dopilnować służby, a nawet, gdy tego będzie potrzeba, sama wziąć na swoje barki ciężar domowych obowiązków.
X. Jestem zdziwiony wyglądem twego przyjaciela B. Zdaje się nieszczęśliwy. Czy doznał zawodu w miłości?
Z. Nie, doznał zawodu w małżeństwie.
Kilka dobrze odczutych wyrazów wypowiada pani Warren o troskach młodéj żony, która nie przygotowała się do trudności swego nowego położenia: „Tysiące par skojarzyło się i rozstało we wzajemnéj niechęci poprostu dlatego, iż żona nie umiała obrócić skromnym dochodem i nie pojmowała drobnych nieraz nici, wiążących męża do domowego ogniska. Zaniedbanie męża oraz jego przywyknienia do kosztownego życia poza domem najczęściéj są spowodowane nieodpowiedniém wychowaniem żony. Gdyby słowa moje wpłynąć mogły na matki, nauczyłyby je, ażeby, obok nauk i talentów stosownych do położenia swych córek, nie zaniedbywały wprawiać je codziennie w domowe obowiązki, a szczególniéj w najtrudniejszy ze wszystkich: odpowiednie postępowanie z dziećmi i służącymi.”
Już w książce: „Jak być szczęśliwym w małżeństwie” przytoczyłem wyjątek ze wspomnień Fanny Kemble (pani Buttler), która rozpocząwszy zawód gospodyni domu, mając sześć służących, pisała z Ameryki do przyjaciółki: „Wymawiam sobie i drugim i coraz bardziéj żałuję, iż zamiast włoskiego języka, muzyki i t. p., nie nauczyłam się zarządu domu i tego, ile właściwie chleba, masła, mąki, jaj, mleka, cukru i mięsa potrzeba, kiedy się gotuje na osiem osób.” Nie rozumiem jednak, dlaczego nie miała się tego nauczyć bez szkody przy tém języka włoskiego i śpiewu.
Jedna z oxfordzkich śpiewek ma jednak straszliwie głębokie znaczenie:

— Kto się z tobą ożeni? — Odpowie ci słowem:
Małżeństwo nie przystoi pannie postępowéj.

Jakkolwiek byłoby źle, gdyby wykształcone kobiety nie znajdowały mężów, nie możnaby się dziwić mężczyznom, gdyby ten wyraz postępowa miał oznaczać istotę, obeznaną z każdą wiedzą, prócz téj, co się tyczy spraw gospodarskich.
Ale cóż to wszystko ma za związek z katechizmem? — zapyta niejeden. Czyż człowiek żyje chlebem jedynie i czy religia ma być synonimem kuchni? Zachodzi tu przecież pewien związek. Katechizm uczy kobietę obowiązków względem Boga i bliźniego, uczy, że pierwsze nie mogą być spełnione, jeśli się o drugich zapomina. Żona nie ma bliższego bliźniego nad męża, a chociaż nie żyje on chlebem jedynie, przecież bez chleba żyć nie może, jego praca zaś zarówno jak usposobienie nie mogą być dobre, jeśli ten chleb będzie szkaradny.
Dajemy zwykle zbyt ciasne znaczenie wyrazom „służba Boża,” kiedy mówimy: Służba Boża odbędzie się w tym kościele i o téj godzinie. Czyż służba Boża nie spełnia się w każdym domu, gdzie kobieta pilnuje swych obowiązków w kuchni, gdzie gotuje lub dogląda gotowania, albo téż wpokoju dziecinnym zajmuje się swém potomstwem, albo wreszcie w bawialni, którą wyprząta, jakby tam Boskie prawro wprowadzić chciała?
Czytaliście może śliczną legendę o Św. Franciszce. Tradycya mówi, że była to szlachetna Rzymianka, która wśród blasku dworskiego życia i wysokiego położenia zachowała pokorę, ścielącą ją do stóp Pańskich. Codzień w oznaczonych godzinach chroniła się do swéj modlitewni dla oddawania się nabożeństwu, ale jeśli ją ztamtąd wywołano, co się często zdarzało, wychodziła z uśmiechem, mówiąc, iż żona i matka, skoro tego potrzeba, musi porzucić ołtarz Boga i szukać go w spełnianiu domowych obowiązków.
Św. Franciszka miała prawdziwsze wyobrażenie o religii, niż te panie, które wiecznie siedzą w kościołach, lub zwiedzają zakłady dobroczynne, a zaniedbują własne dzieci i służących, czyli tych, nad którymi czuwać powinny. Jedna z pań mówiła raz do drugiéj: „Czy byłaś dziś w kościele? Było prześliczne kazanie o wychowaniu dzieci.” — „Nie, ale byłam w domu i zajmowałam się niemi!“ Bez religii kobieta jest potworem, niezdolną jest być dobrą żoną, ani zgoła niczém dobrém, ale nabożeństwo, tak jak miłosierdzie, powinno miéć w domu pierwsze swe siedlisko.
Ostatecznie nie twierdzę wcale, by kobieta potrzebowała jedynie myśléć o domu. Umysł jej nigdy nadto rozwiniętym być nie może, jeśli ma zjednać sobie szacunek i miłość męża, który w niéj znajdzie prawdziwą towarzyszkę, mogącą w każdym wypadku dać mu dobrą radę. Wszystkiego więc, czego się uczy, niech uczy się akuratnie, bo w swoim zakresie zawsze będzie w stanie mu dopomódz, gdy tymczasem nudzić go tylko może tém, co będzie umiała nawpół i powierzchownie. Gruntowna wiedza zawsze jest pożyteczną, powierzchowna nigdy się na nic nie zda.
Przełożona jednéj ze szkół kobiecych w Londynie napominała trzynastoletnią panienkę z powodu jej próżniactwa i nieuwagi. Ta panienka obchodziła się z francuzkim i niemieckim językiem, jak niektórzy z łaciną, gardziła matematyką i naukami ścisłemu Ganiąc jej postępowanie, przełożona, osoba niezamężna, przyszła do kwestyi prawdopodobnéj przyszłości swej wychowanki. „Pomyśl, droga Emilko, jak potrzeba pracować w młodości, ażeby się należycie uzbroić do walki życia.” — „Walki życia? — powtórzyła zdziwiona Emilka — nie rozumiem. Czyż pani nie wie, że ja pójdę za mąż?” Było to nieźle powiedziane jak na trzynastoletnią dzieweczkę, i to właśnie pokazuje, w jakim kierunku pracują młode umysły. Dobrze, ażeby o tém wiedziano i obmyślono odpowiednie środki. Któż zgadnie, zkąd podobne myśli dostały się do główki dziewczęcia, jakie niebaczne słówko zbudzić je mogło?
Ażeby je uleczyć, należałoby wlać w nie przekonanie, że choćby nawet pewne były zamążpójścia, nieświadomość byłaby smutnym datkiem, przyniesionym w posagu przyszłemu małżonkowi — i że, choćby tylko z miłości dla niego, powinny się starać o rozwinięcie możliwych przymiotów. Sama nauka nie jest dostateczną, by wyrobić dobrą żonę, ale też bez nauki trudno nią zostać, i daleko większa jest szansa szczęścia z kobietą starannie kształconą, niż z taką, któréj umysł podobnym jest do zachwaszczonéj roli. Nie można rachować na charakter ludzi bez inteligencyi, czy to będą mężczyźni, czy kobiety. Kobieta powinna umiéć prowadzić inteligentną rozmowę z mężem i jego przyjaciółmi, a to właśnie wymaga gruntownego wykształcenia — inaczéj powtarzać będzie gotowe zdania z książki, gdy tymczasem potrzeba, żeby nadawała rozmowie pewny, właściwy charakter.
Warto wyrabiać w sobie te wszystkie strony, które służyć mogą do uprzyjemnienia domu mężowi i synom; ważniejszemi jednak są tu przymioty moralne, niż intelektualne. Jednostajne usposobienie, pogląd więcéj pogodny niż pesymistyczny, wesołość nie przypadkowa, ale ciągła — są to nader ważne zadatki szczęścia, których w wyborze żony nie pominie nigdy człowiek rozumny. Dobra żona powinna być uprzejmą i słodką w każdym czynie lub słowie, a wówczas, choćby nawet była mniéj wykształconą, zawsze będzie zachwycającą. Myśléć powinna o tém, ażeby zachować pogodne oblicze, jakie kobiecie przystoi, — wiedziéć, że jeśli obowiązkiem męża jest dostarczać pieniędzy, obowiązkiem żony jest czynić mu życie miłém, — powinna więc starać się być przyjemną, bo tym tylko sposobem potrafi ugruntować domowe ognisko, które jest najprawdziwszém szczęściem człowieka. Wszystko to wymaga przedślubnego katechizmu.
Literaci i ludzie talentu skarżyli się niekiedy na dziecinną zazdrość żon względem ich pracy. Starożytny filozof, który przez trzy lata nie podnosił oczów, z obawy, żeby nie padły na kobietę, musiał zapewne doznać jakiéj krzywdy od istoty rodzaju żeńskiego właśnie w chwili, gdy się zatapiał w abstrakcyach. Jest-to błąd płytkiego umysłu. Kobieta rozdarła na sztalugach, w paroksyzmie gniewu, płótno, nad ktorém mąż pracował; druga ze złośliwą determinacyą śpiewała gamy, lub egzercytowała jakąś straszliwą sonatę wówczas, gdy autor zasiadał do swego biurka. Inna znów (jakkolwiek trudno w podobną przewrotność uwierzyć) śpiewała jakąś piosnkę w tymże samym pokoju, w którym mąż jéj, znakomity poeta, kończył prześliczny, misternie wykończony sonet, — a to wszystko z gniewu i zazdrości, z powodu wymarzonéj nieraz przewiny. Gdyby te żony przed ślubem przejęły się zasadą katechizmu, wiedziałyby, że ten lekceważony mąż jest zawsze ich bliźnim, a zatém winne mu są przynajmniej tyle względów, ile każdemu innemu.
Przedślubne miesiące, zwykle poświęcone wymyślaniu i obstalowywaniu strojów, mogłyby być daleko lepiéj spędzone przez panny, gdyby od chwili narzeczeństwa poświęciły się przygotowaniu do przyszłego stanu, jakby to uczyniły, obierając każdy inny zawód; byłby to ogromny postęp. Zbyt wiele panien spogląda na małżeństwo jak na koniec wszystkich trosk i usiłowań, kiedy w rzeczywistości jest to dopiero ich początek. Myśl przygotowywania się do małżeństwa może się wyda komu śmiesznie praktyczną, a jednak, gdyby ją w czyn wprowadzono, ileżby oszczędziła ran serdecznych!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward John Hardy i tłumaczy: Teresa Prażmowska, Waleria Marrené.