<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward John Hardy
Tytuł Świat kobiety
Rozdział Wybór męża
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Waleria Marrené
Teresa Prażmowska
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IX.
Wybór męża.

Prędko mija pączków pora.
Rwijcie kwiat, póki możecie...
Ledwie było w pączka wczora,
A dzisiaj więdnie już kwiecie.
Idźcie za mąż! szkoda chwili!
Młodość — pannom pora żniwa...
Pączek, gdy się w kwiat przesili,
Często nieuszczkniętym bywa.

GGdy panna przed ślubem nauczyła się katechizmu, czyli, innemi słowy, przygotowała się fizycznie, umysłowo i moralnie do tego świętego stanu, należy wybrać męża. „Cóż za słowo wybrać! Przecież nie mogę wybierać, kogobym chciała, ani odrzucić tego, co mi się nie podoba.” Taką będzie odpowiedź wielu dziewcząt, któreby mogły być dobremi żonami. Nie może wybrać tego, coby chciała, bo zdarza się, iż on nie jest w stanie się z nią ożenić, albo téż (co mniéj prawdopodobne) nie chce tego uczynić. Nie wolno jéj odmówić takiemu, co się nie podoba, bez narażenia się na utratę jedynéj sposobności porzucenia celibatu. A jednak, pomimo to, uważam, iż panna jest obowiązaną odrzucić zawsze niekochanego zalotnika, bo daleko lepiéj jest nie iść wcale, niż źle pójść za mąż.
Nie doradzam wcale dziewczętom, ażeby czekały 380 lat, w którym to wieku, jeśli się nie mylę, córka Enocha weszła w święty stan małżeński, sądzę jednak, iż daleko lepiéj uczynią, nie zaprzątając sobie głowy małżeństwem, dopóki w tej głowie jeszcze zielono. Zbytni pośpiech powoduje wiele nieszczęść, przeszkadza spokojnemu używaniu szczęśliwych lat panieństwa, kiedy umysł i serce rozwijają się pod zdrowemi wpływami, przeszkadza wyższym naukom, zajmuje myśl marzeniem, pragnieniami, budowaniem zamków na lodzie, co stanowi nietylko stratę czasu, ale rzeczywistą szkodę, — odwraca od poważnych celów, wyrabia płytki, lekkomyślny charakter, a często wiedzie do nierozważnych zobowiązań i pośpiesznych miłości, powodujących wiele niepokojów i smutków. Niekiedy nawet kojarzy się małżeństwo, zanim mąż i żona opatrzą się, co czynią, i zanim panna jest fizycznie i moralnie dojrzałą do małżeńskiego życia.
Są osoby, niemogące pojąć, że miłość ma świętą i poważną stronę, że jest to coś więcéj, niż „przyjemna igraszka,” coś więcéj, niż wesołe żarty. A jednak, jeśli kobiety lekkomyślnie będą zapatrywały się na miłość, to niezawodnie mężczyźni to samo uczynią i nie będą wysoko szacować tego, co one same tak tanio cenią, będą je z boku wyśmiewać i mowie o nich w sposób, obrażający delikatniejsze uczucie. Kiedy panny wystudyowanemi sposobami starają się zwrócić uwagę, zapominają o godności i prawach płci swojéj. Tego nie uczyniła dowcipna Szkotka, która, proszona o rękę przez bardzo odpowiedniego młodego człowieka, odparła śmiało: „Dobrze, pójdę za ciebie, ale pomimo to będziesz mnie szanował.”
„Wydaj córkę za mąż — mówi syn Siracha, — a uskutecznisz rzecz ważną, tylko oddaj ją człowiekowi rozumu.” Wielka część téj ważnéj sprawy spada na barki matki, — przecież matka, wydająca gwałtem swe córki, nie należy do sympatycznych postaci i zasługuje na śmieszność, jeśli chodzi jéj jedynie o majątek i położenie, a nie dba o rzeczywiste przymioty. Jakże inaczéj uważać należy matkę, chcącą wydać córkę za człowieka rozumu. Człowieka rozumu nazywamy dziś inteligentnym, zacnym, dobrych zasad. Jest nieledwie pleonazmem dowodzić, że od charakteru męża zależy szczęście żony. Irlandzki urzędnik pytał raz więźnia, czy był żonatym. „Nie” — odparł więzień. „Jakież to szczęście dla twojéj żony“ — zawyrokował urzędnik. Żołnierz niedawno kończył w ten sposób list do swojéj kochanki: „Niech cię Bóg ma w opiece i strzeże od twego Jana Smith.” Młody człowiek prosi nieraz o rękę młodéj kobiety, a jednak gdyby tylko zechciała zebrać o nim informacye, dowiedziałaby się bez trudności, że jest to utracyusz, do niczego, który żadnéj kobiecie szczęścia dać nie może, i że poślubiając go, gotuje sobie los najgorszy. Ponieważ jednak dobrze wygląda, jest wymowny, umie gorąco za sobą przemawiać, panna daje swe przyzwolenie i przez całe życie jest potém nieszczęśliwą. „Gdy będę szła za mąż — mówiła raz młodziutka panienka, — chcę, żeby mój narzeczony był ładny, wysoki, wykwintny i żeby go wszyscy admirowali.” — „Mylisz się w tém — odrzekła jej starsza i rozsądniejszą siostra. — Łatwiéj ci będzie dopilnować mniej pięknego i daleko więcéj będziesz miała przyjemności używania jego towarzystwa.”
Nigdy nie radziłbym pannie poślubiać człowieka, który nie ceni kobiet i ich miłości.
Kapitan Jawkins. Nie jestem właściwie narzeczonym, bo odmówiły mi dwie czy trzy panny.
Miss Ethel. Cóż to ma jedno z drugiém? Przypuszczam, żeś pan ofiarował im swą rękę, a one odpowiedziały „nie.”
Wielebny Maschall Morrell pisze:
„Niedawno byłem wśród rodziny, w której zdarzyła się następująca okoliczność: Miano właśnie podawać obiad, kiedy wszedł mąż, zły i podniecony. Na pierwsze słowo żony wpadł w wściekłość, przewrócił nakryty stół, klął i krzyczał. Służący uciekli, szybko wyniesiono dzieci, a pan domu wyszedł także. Spytałem pani domu, czy znała pijackie nawyknienia męża przed ślubem. Odpowiedziała, iż dowiedziała się o nich w wigilię dnia tego, a zatém było już zapóźno. Nie, zapóźno nie było, nawet na pięć minut przed ślubem, nawet gdyby ją ta wieść doszła już przed ołtarzem i gdyby na zapytanie: „Czy chcesz tego człowieka zaślubić?” odpowiedziała stanowczém: „nie.” Nic nie usprawiedliwia kobiety, gdy łączy się z człowiekiem, będącym ofiarą tak fatalnego nałogu, i rodzi dzieci na to, by je przeklinał podobny ojciec.”
Amerykański rzecznik wstrzemięźliwości, Jan Gong, mówi w swoich wspomnieniach życia:
„Ludzie, oddani służbie publicznéj, otrzymują zapytania na najrozmaitsze kwestye i najdziwaczniejsze prośby. Podaję tu fragment otrzymanego listu od pewnéj damy.
„O ile możności najtreściwiéj przedstawię moje życzenia, oraz okoliczności, w jakich się znajduję. Przystępuję więc odrazu do rzeczy. Chciałabym pójść za mąż. Przypuszczam, iż nie będziesz pan miał o mnie złego wyobrażenia, ponieważ wypowiadam to otwarcie komuś, co ma tak obszerne, jak pan, koło znajomych. Kiedy kobieta widzi coraz gęstsze srebrne nici w swych włosach, a na twarzy tworzące się zmarszczki, potrzeba jéj zacząć myśléć o sobie, jeśli nie chce w samotności, niekochana i niekochająca, spędzić reszty życia. Nie uśmiecha mi się wcale los podobny, chyba, że już taka jest wola Boga. Muszę więc czynić odpowiednie starania. Mam lat trzydzieści pięć, nie jestem ładna, mając ciemną płeć, chudą figurę i ostre rysy. Wzrost mój nie przenosi 4 stóp i 10 cali, ważę od dziewięćdziesięciu do dziewięćdziesięciu ośmiu funtów, ale zdrowie mam niezłe, doktorzy zaś twierdzą, iż mogę żyć jeszcze lat czterdzieści.
„Dom mój rodzinny położony jest w głębi prowincyi i pośród moich znajomych niéma ani jednego, któregobym poślubić chciała, chociażby się nawet o to starał. Chciałabym znaléźć dobrego, zacnego człowieka, lat około pięćdziesięciu, inteligencyi średniéj, dobrze wychowanego, z takim przynajmniéj majątkiem, coby dla nas obojga wystarczył. Wiek może być od lat czterdziestu pięciu do sześćdziesięciu pięciu, ale wymagam zupełnéj trzeźwości; wolałabym wdowca, niż kawalera; pragnęłabym, ażeby lubił dom i przenosił towarzystwo żony nad wszelkie inne. Co do mnie, sądzę, iż mogłabym być wierną, kochającą żoną, zdolną poprowadzić dom, jak i moje tualetowe wydatki, zarówno na wysoką, jak i szczupłą stopę, a to stosownie do tego, na co pozwolą środki i okoliczności.”
Wymowny ten list odpowiada położeniu wielu kobiet, więcéj jeszcze w Anglii, niż w Ameryce. Z wielkiego pośpiechu wychodzą one nieraz za pierwszego lepszego, co się im zdarzy, niedość badając jego charakter.
Kokietką nazywamy kobietę, mającą więcéj piękności niż rozsądku, więcéj talentów niż nauki, więcéj wdzięku w osobie niż w umyśle, więcéj wielbicieli niż przyjaciół, a wśród tych wielbicieli więcéj szaleńców niż rozumnych ludzi. Wiele panien naraża swą przyszłość i opuszcza sposobność dobrego małżeństwa przez lekkomyślność i zamiłowanie w zalotności, a jakkolwiek zalotność ta może być niewinną, przecież powstrzymuje nieraz człowieka, któremu się panna rzeczywiście podoba. Zalotność nieźle określona jest w Punch’u, jako próżna łyżka. Człowiek zakochany i drażniony zazdrością nie jest zwykle w stanie rozróżnić, czy zalotność jest lub nie jest niewinną, i najczęściéj oddala się, nie sprawdziwszy tego.
Córka rolnika niosła raz ceber z mlekiem z pola do domu, marząc: „Pieniądze za to mleko użyję na kupno trzystu przynajmniéj jaj. Z jaj, odtrącając zepsute i niezalężone, wykluje się dwieście pięćdziesiąt kurcząt. Kurczęta dorosną właśnie wówczas, gdy drób będzie najdroższy, więc w końcu roku za pieniądze, które na mnie przypadną, będę mogła kupić nową suknię. Wystrojona w nią na Boże Narodzenie pójdę na zabawę, a wszyscy chłopcy będą się o mnie dobijać. Ale ja wstrząsnę głową i wszystkim będę odmawiać.” Tak myśląc, zgodnie z marzeniem wstrząsnęła rzeczywiście głową, ceber się przechylił, mleko się wylało i wraz z niém wszystkie jéj zamiary poszły w niwecz.
Nauki, jakie panna może wyciągnąć z téj bajki, są jasne. Niech nie odstręcza odpowiedniej partyi, niech pamięta o słowach Rozalindy w „Jak się wam podoba:”

Pani, znaj samą siebie: padnij na kolana,
Postami dziękuj Bogu za miłość mężczyzny.
Mówię po przyjacielsku: sprzedaj się, gdy możesz,
Bo nie na każdym targu pokup jest na ciebie.
Proś mężczyzny o miłość, — bierz go, gdy cię prosi.

Jeśli kto nosi głowę zbyt wysoko i pogardza ludźmi, którzy radziby się podobać, najczęściéj dozna pogardy od tych, co mu się podobają.
Głęboka różnica położenia społecznego pomiędzy mężem a żoną nikomu na dobre nie wyjdzie, a niejednego zbłąka. Mąż może podnieść do siebie żonę, żona przecież bardzo mało może dla męża uczynić. Lord Lytton opowiada historyę grooma, poślubionego przez bogatą panią, który żyje w ciągłéj trwodze, ażeby nie wyśmiało go towarzystwo żony. Jakiś duchowny z Oxfordu dał mu następującą radę: „ubieraj się czarno i trzymaj język za zębami.” Żona tego człowieka musiała być w większym jeszcze niepokoju. Musiała rumienić się, ilekroć mąż otwierał usta, drżąc, ażeby nie powiedział coś niestosownego.
Kobiety czasem, chcąc ukarać kochanka, który popełnił rzeczywistą lub też mniemaną winę, poślubiają ich rywala, często najobojętniejszego sobie. Te, co tak czynią, porównaćby można do szaleńca, ucinającego sobie nos dla ukarania twarzy, gdyby podobny postępek nie zasługiwał na gorsze potępienie.
Jest jeszcze jeden powód bezmiłosnych małżeństw; ten, choć pochodzi ze szlachetnéj pobudki, rzadko jednak prowadzi do dobrych rezultatów. Jeśli uczciwy człowiek dał czasem mimowolny powód do plotek, lub wzbudził nadzieję małżeństwa, czuje się potém do niego obowiązany, choćby nawet nie kochał wcale, albo téż miłość jego ostygła. Z rezygnacyą wówczas ofiaruje sam siebie na ołtarzu hymenu. Wprawdzie mężczyzna nie ma prawa igrać z cudzém uczuciem, powinien baczyć na siebie, — jednakże panna, która przyjmuje podobną ofiarę, nie dba ani o swoją godność, ani przyszłe szczęście.
Shakespeare w ten sposób mówi o wieku męża:

Niechaj od kobiety będzie
Mąż starszy nieco wiekiem; zrówna się z nim ona
I w małżeńskiém pożyciu sercem jego władnie.
Bo chociaż, chłopcze młody, my cenimy siebie,
Niestałą bywa jednak jeszcze wola nasza —
Częściéj ona cel zmienia i dążeń kierunek,
Niźli wola kobieca...

Wiejska kobieta poślubiła nicponia. Zapytana, dlaczego to uczyniła, odparła swoją gwarą: „Miałam tyle ciężkiej roboty, żem jéj podołać nie mogła. Gdybym nie pojęła męża, musiałabym kupić osła.” Trudno szanować kobiety, idące za mąż jedynie dlatego, żeby miał je kto odziewać i karmić, ale cóż innego mogą te uczynić, których nie przyuczono do pożytecznéj pracy, którym mówiono zawsze, iż jedyném zajęciem kobiety jest być żoną? Możnaby na to odpowiedziéć:

Być to może, lecz jednak... powiem prawdę szczerą,
Że hańbiącą jest rzeczą, przewrotną i zgubną
Nazywać „dobrą partyą” lub „świetną karyerą”
Dwóch serc węzeł tak święty, jak umowę ślubną.

Kobiety nie powinny iść za mąż dla pieniędzy, ale nie powinny także ich lekceważyć zupełnie, bo, jak mówiła raz praktyczna panna: „Pocałunek i kociołek zimnéj wody — to marne śniadanie.” Daleko lepiéj jednak wyjść za dobrego i rozumnego człowieka, choćby ten nie był majętny, niż za bogatego głupca, który dać może tylko żonie złoconą nędzę. Kto jest zadowolony, choćby w biednym stanie, ten jest dostatecznie bogatym, — ale mało kto to rozumie.
Bogaty osadnik w Connecticut dawał w tym względzie następujący przykład z własnego doświadczenia: „Kiedym się tu osiedlił, lat temu czterdzieści, powiedziałem żonie, iż chcę być bogatym. Odpowiedziała, iż wcale nie potrzebuje bogactwa, byle miała wszystko, co do wygody służy. Zacząłem pracować i karczować ziemię, pracowałem ciężko, zostałem bogatym, tak bogatym, jakem pragnął. Dzieci osiadły wkoło nas, mają one wszystkie własne osady, ale moja żona jeszcze nie ma tego wszystkiego, czego pragnie.”
Chodzili we dwoje po oranżeryi na jedném z przyjęć w Białym domu. „Czy będziesz mnie kochał całą duszą?” — szeptała. „Tak, kochanie — odparł. „I całém sercem?” „Tak, najdroższa.” „ I całą...” „Tak, tak!” — przerwał. „Kieszenią?” — dodała, nie zważając na przerwę. Zrozumiał i wszystko było skończone.
Popularny kaznodzieja amerykański dawał raz następujące rady kobietom w téj najważniejszéj kwestyi życia: „Radzę wam poślubić człowieka, który sam przez się stanowi majątek. Ziemia, pieniądze i wszelkie inne dobra mogą zniknąć w jedném lub dwóch nieszczęśliwych przedsiębiorstwach, ale są ludzie, którzy sami przez się stanowią majątek, zawsze pełni pomysłów, zawsze z wielkiém sercem. Ostrzegam was jeszcze: nie szukajcie doskonałości. Jeśli znajdziecie takiego człowieka, człowieka nieomylnego, nie zaślubiajcie go, bo w takim wypadku cóżby z was były za żony? Innemi słowy: doskonałych istot niéma; jedyna doskonała para zniknęła wraz z ziemskim rajem. Gdy człowiek mówi, iż nigdy nie grzeszy, wiemy, że to jest kłamstwo. Miałem do czynienia z dwiema doskonałościami i obiedwie mnie oszukały.”
Młody potomek szlachetnego domu. Przyszedłem, doktorze, prosić cię o rękę twój córki.
Modny doktor. Masz pan?...
Młody. Mam dość majątku, by dać jéj wszystkie wygody, nawet zbytek.
Doktor. Wiem o tém, ale czy będziesz dobrym dla niej? Czy mogę być pewnym, że zostaniesz dobrym mężem?
Młody. Przysięgam, doktorze.
Doktor. O! nie przysięgaj, młody przyjacielu. Masz najlepsze zamiary, nie wątpię. Ale ja muszę być pewnym, że nie zmarnujesz jéj życia, gdy raz będzie twoją. Rozbierz się; niech zobaczę, w jakim stanie jest twoja wątroba.”
Nie należy zbytecznéj wagi przywiązywać do zawodu męża, bo człowiek zdolny i energiczny odznaczy się w każdym. Miłość zresztą na to nie zważa, jak tego dowodzi uczyniona niegdyś odpowiedź przez naiwną oblubienicę. Roger Kemble, ojciec pani Siddons, zakazywał zawsze swéj córce iść za aktora. Pomimo to poślubiła ona potajemnie jednego z artystów, należących do ojcowskiéj trupy. Gdy Roger Kemble dowiedział się o tém, wpadł w wściekłość. „Czyż nie zakazałem ci iść za aktora?!” — wołał gniewnie. Młoda kobieta, spuszczając oczy, odparła, iż zakazu tego nie przekroczyła. „Jakto, czyżeś nie została żoną najgorszego pracownika z mojéj trupy?” „Właśnie dlatego — odrzekła — nikt go aktorem nazwać nie może.”
Miłoście i wstręty młodéj kobiety mogą wydawać się jéj przyjaciołom nierozsądnemi, przekonać ją przecież o tém nie podobna. „Mam tylko niewieście argumenta.” „Podoba mi się, bo mi się podoba.” I cóż na to odpowiedziéć?
Na dowód z autobiografii Henryka Stilling’a podaję następujący dyalog:
— Czy zauważyłaś, Doris, iż twój przyszły małżonek ma krzywe nogi?
— Tak, ojcze, dostrzegłam to; ale gdy do mnie mówi tak mile i rozumnie, nie uważam na jego nogi.
— Dobrze, ale młode kobiety zwykle patrzą na powierzchowność mężczyzn.
— Ja także, ojcze. Ale Wilhelm podoba mi się takim, jakim jest. Gdyby miał proste nogi, nie byłby to ten sam Wilhelm, i jakże mogłabym go kochać?
„Dość zamknąć dwoje młodych w jednym pokoju — mówi d-r Johnson, — ażeby chcieli się pobrać, bo wyobrażają sobie, że się kochają.” Tak się dzieje nieraz, gdy małżeństwo następuje z woli rodziców, ale dziś młodzi rzadko są tak dobrowolni. Dzisiejsze pokolenie panien zbyt mało w tym razie powoduje się radami przyjaciół. Nie sądzę jednak, ażeby było obowiązkiem córki poślubiać człowieka, z którym nie mogłaby być szczęśliwą. Rodzice nie mają prawa zostawiać dziedzictwa smutku tym, co żyć będą, gdy oni spełnią już swą ziemską dolę.
Wiejska kobieta ze Szkocyi zgłosiła się niedawno o radę do adwokata z Edymburga. Gdy skończyła swe opowiadanie, adwokat zapytał ją, czy rzeczywiście przedstawiła fakta tak, jak były. „Tak jest, panie — odparła, — powiedziałam całą prawdę, a pan już może kłamać od siebie.” Sądzę, iż panna mądrze uczyni, poślubiając męża w całéj prawdzie, według słów téj kobiety. A niech już wyobraźnia dodaje kłamstwa od siebie.
Każdy prawie koń ma wadę, co nie przeszkadza mu być użytecznym i sprawiać przyjemność. Tak samo i człowiek może doskonałym nie być, a przecież będzie z niego wcale znośny mąż. Niech tylko żona stara się dostrzedz i wyzyskać jego dobre strony. Autor „Jana Halifaxa” mówi: „Niejedna żona krzywi się z powodu drobiazgów. Mąż nie dał jéj położenia, na jakie rachowała. On lubi miasto, ona wieś, — albo téż przeciwnie; ma dobre serce, ale przykre usposobienie; jego rodzina nie podoba jej się, albo téż on poweźmie niechęć słuszną lub nie do jéj rodziny. Na podobne rzeczy głupie kobiety kładą niezmierny nacisk, zamiast znosić je tak samo jak i męża, i starać się wszelkiemi sposobami — cierpliwością, zapomnieniem o sobie, a jeśli potrzeba, odważném wystąpieniem obrócić złe na lepsze. Da się to często zrobić. Jeśli przy długiém życiu ci, co mają sposobność patrzéć na rzeczy szerzéj, niż się to czyni w młodości, zasmuceni byli nieraz tém, że stadła skojarzone z szalonej miłości mają smutny koniec, — widzieliśmy także inne, zaczynające się źle, a jednak, dzięki rozumnemu postępowaniu, najczęściej ze strony żony, dochodzą do spokoju i względnego szczęścia.
Każda kobieta, przyjmująca święty stan małżeński — bo, pomimo wszystkiego, świętym on być nie przestaje, — musi się dowiedziéć prędzéj czy późniéj, a lepiéj prędzéj niż później, że nigdy dwie ludzkie istoty nie mogą być związane na zawsze bez ciężkich rwań i trudności, pochodzących więcéj od nich samych niż od świata. Trudności te muszą być usunięte po większéj części przez żonę. Musi ona miéć silne serce, łagodne usposobienie, nieograniczoną cierpliwość, a nadewszystko zdolność pojmowania tego, co jest sprawiedliwe, i postępowania stosownego, nietylko dla miłości męża, jak Sara, która słuchała Abrahama i zwała go panem, jak przystało w stosunkach wielożeństwa, — ale jak być powinno w społeczeństwie chrześciańskiém — dla miłości Boga, który jeden tylko może utrzymać związek źle dobranéj pary wśród raf i wirów pierwszych lat małżeństwa i doprowadzić je do spokojnego portu.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward John Hardy i tłumaczy: Teresa Prażmowska, Waleria Marrené.