Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Arystyd
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Arystyd | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Ojciec Arystyda zwał się Lizymach; o rodzicach tego zacnego męża twierdzą niektórzy, iż byli ubodzy; według innych, zostawili znaczny majątek, co zdaje się stwierdzać Demetryusz z Falery, gdy mówi, iż niedaleko tego miasta była włość, którą po rodzicach spadłą na siebie posiadał Arystyd, i tam był pogrzebiony.
Z młodu sposobił się do spraw publicznych, tak jak przystało na obywatela swobodnego; usiłowania jego wszystkie miały jedynie za cel cnotę i dobro krajowe. Roztropnym był i ostrożnym w przestawaniu z drugimi, pochlebstwy się nie upadlał; ale też zbytnią otwartością nie drażnił; przekonał się albowiem o tem, iż jak zbyteczność szkodliwą jest, tak miara w każdej rzeczy zachowana, zawsze na dobre wychodzi.
Wraz prawie z Temistoklem zaczęli służyć ojczyznie, zawsze jednak trwały między nimi sprzeczki, i jakowaś ciągła wzajemna odraza, czego różność charakterów była przyczyną. Jako albowiem Temistokles był śmiały, obrotny i porywczy; tak Arystyd powolny, uważny i stały. Nierychło się namyślał, ale trwał w tem, po przedsięwziął. Gdy więc niestateczność Temistokla objawiała się w odmiennych coraz zdaniach, rozmyślność Arystyda tłumiła je, nie tylko dla tego, iż częstokroć były zdrożne, lecz i z tej przyczyny, iż obawiał się aby burzliwy przeciwnik nic zyskał zaufania, i nie użył go ku dogodzeniu dumie własnej ze szkodą ojczyzny.
Jako się wyżej rzekło, stałości był nieporuszonej, stąd pochodziło, iż go szczęście nie wznosiło, upadek nie podlił : wielbiony czy wzgardzony, postaci nie odmieniał : na zysk, lub stratę nieczuły, za nic miał szczególne względy, byle tylko kraj z wiernych jego usług mógł mieć taki użytek, jakiego on pragnął.
Tak myśląc i działając zjednał sobie powszechny szacunek, tak wielce wzniosły, iż gdy raz grana była tragedya Eschila, i do tych słów przyszło : « Nie chce się okazywać człowiekiem prawym, ale nim być; zbiera plon umysłu swojego w czynach, pełnych powagi i roztropności; » wszystkich się oczy ku niemu zwróciły. Jakoż tyle miał w sobie cnotliwego uczucia, iż przewyższało wszystkie inne względy, czyli to zbytniego przywiązania ku swoim, czyli zemsty nad nieprzyjaciółmi. Stąd gdy raz u sądu, będąc zapozwanym, usprawiedliwienie swoje czynił, a sędziowie przeświadczeni o niewinności jego, chcieli zaraz obżałującego potępić, nie ścierpiał tego względu dla siebie, prosząc usilnie, aby przeciwna strona wysłuchaną była, niżli wyrok nastąpi. Drugi raz gdy sam na sądach zasiadł, a oskarżony i w tem winił oskarżyciela, iż był Arystyda nieprzyjacielem, rzekł : « Mów ty co masz przeciw niemu, ja tu twoję, nie moję sprawę sądzę. »
Gdy mu był oddany dozor skarbu, pokazał jawnie, jak go krzywdzili poprzednicy w urzędzie, między którymi znajdował się i Temistokles. Urażony ten wzajemnie przeciw niemu powstał, ale nie zdołał dowieść zarzutu, i owszem tym krokiem obraził lud, który był przekonany o nieskazitelności Arystyda : on zaś niby to chcąc poprawić błąd, którym się naraził, zaczął pobłażać namiestnikom, i tak ich ku sobie ujął, iż na rok przyszły chcieli go jeszcze trzymać na urzędzie; i gdy się lud ku temu ich żądaniu skłaniał, powstał naówczas z miejsca swego, i tak mówił : « Gdym zawiadował skarbem poczciwie i wiernie, jak się prawemu należy, mieliście mnie za niebacznego i zdrajcę; gdym go podał złodziejom na rabunek, przedłużacie urzędowanie i wielbicie mnie, jak najlepszego z obywatelów. Wstydźcie się Ateńczykowie, a ja się za was wstydzę, gdyż mnie teraz bardziej martwią wasze względy i uwielbienia, niż przedtem wasza niewdzięczność. Uznaję teraz i widzę, jak łatwiej u was podobać się nieprawym, niż służyć ojczyźnie. »
Otworzyła się wojna z Persami : Datys wódz na czele floty podstąpił pod brzegi Maratonu, i wysadziwszy na ląd liczne wojsko, zburzył okolice, tę dając imieniem króla swego przyczynę wnijścia w kraj : iż Ateńczykowie wprzód spalili miasto Sardy w dzierżeniu Persów zostające. Gdy się o takowym postępku dowiedziano w Atenach, zebrane było wojsko, i przełożono nad niem dziesięciu wodzów, na których czele był Milcyad, a po nim zaraz następował Arystyd. Na radzie wojennej Milcyad tego był zdania, aby nieodwłócznie stoczyć bitwę z nieprzyjacielem, na co przystał Arystyd. Że zaś kolejno każdy z wodzów miał obejmować najwyższą władzę nad wojskiem, gdy dzień Arystyda przyszedł, w ręce Milcyada, ile bieglejszego od siebie (jak sam wyznawał) rząd złożył, dając innym przykład, jako nie jest rzeczą uniżającą i podłą, ale owszem chwalebną i użyteczną, spuścić się na znajomszego, i dobrowolnie poddać pod jego władzę. Uczuli tę prawdę, i nie wstydzili się w dobrem dziele naśladować Arystyda wspólnicy jego, a odtąd sam tylko Milcyad władzę najwyższą trzymał.
W czasie bitwy równie Arystyd, jak i Temistokl na czele każdy pokolenia swojego stawili się mężnie, i wyszedł na dobre wtenczas ów spór, który trwał między nimi, gdy każdy z nich chciał przewyższyć usługą przeciwnika, a z tak chwalebnych usiłowań ojczyzna korzyść odniosła.
Po otrzymanem zwycięztwie, schronili się Persowie do swoich okrętów; bojąc sie Milcyad, iżby nie płynęli ku Atenom niedość opatrzonym, tam się udał, zostawiwszy z częścią wojska w Maratonie Arystyda, aby strzegł zdobyczy i jeńców; zachował się w tem z zwykłą wiernością, i cokolwiek zyskano, wszystko to bez najmniejszego uszczerbku do skarbu weszło.
W natępującym roku obrany był Archontem; że zaś był pierwszym, rok się jego nazw iskiem według zwyczaju oznaczał. Na tym stopniu tak się sprawował, iż stawie raz nabytej uszczerbku nie przyniósł, i owszem tym dokładniej wydawała się cnota jego w owem w zniesieniu, a nadewszystko ścisłe a bezwzględne zadośćczynienie temu wszystkiemu, co prawo przepisywało. Nie ubiegając się o to bynajmniej, zyskał czułą nagrodę, przydomek sprawiedliwego : nieinaczej go potem mianowano, i dotąd zachowała mu potomność takowy zaszczyt. Nie starali się o takowe przydomki samowładcy, i woleli kłaść inne, na przepych zowiąc się wielkimi, zwyciężcami, zdobycielami miast, piorunującymi, nakoniec bogami. Dumne te nazwiska nie znaczą tego, co prawdziwą chlubę niesie. Bóg, którego śmieli brać znamię, nie czem innem nad swoje stworzenia się wznosi, jak tem, iż będąc najwyższą istnością, w pełności cnotę posiada, i jeżeli upakarza i niży człowieka najwyższość,
moc straszy; dobroci sprawiedliwość, którą się zewsząd obwieszcza, wzbudza do miłości, wdzięczności i uwielbienia.
Okrzyk powszechny, który Arystyda sprawiedliwym mianował, obraził wielu, zwłaszcza Temistokla, który rozsiewał wieści pokątnie, jakby to było z pokrzywdzeniem innych cnotliwych obywatelów, i nieznacznem zbliżeniem się ku najwyższej władzy; czem tak dalece oburzył lud, iż przestraszeni niezwykłością, a mieniąc ją podejściem, skazali Arystyda na wygnanie ostracyzmu, które nie było wprawdzie karą przestępstwa, jak raczej w poniżeniu, wprawieniem w karb równości, zbyt wzniosłego dziełami, przymioty lub dostatkami obywatela. Trwało zaś to wygnanie przez lat dziesięć.
Gdy lud zgromadził się i szły kreski, czy miał być wygnany, trafiło się, iż jeden z obywatelów nieumiejący pisać, a nieznający go z osoby, udał się do niegoż samego, aby mu napisał imie Arystyda. Gdy go się pytał, dla czego Arystyda potępia? Dla tego, odpowiedział, iż choć go nie znam, obraża mnie to, że go wszyscy sprawiedliwym nazywają. Napisał więc swoje imie, jak ów żądał, a skazany na wygnanie gdy z miasta wychodził, wzniosł ręce do nieba te słowa mówiąc : « Uchowajcie bogowie lud Ateński od tego, iżby przymuszony konieczną potrzebą, powrotu mojego żądał. »
W lat trzy Xerxes król Perski wkroczył w Tessalią, i gdy ku Beocyi zmierzał, i zbliżał się ku Atenom, przywołali nazad Arystyda Ateńczykowie, bojąc się tego, aby zapalony zemstą z Persami się nie złączył. W czem zle sądzili o poczciwości i stałym umyśle męża pełnego cnoty i kochającego ojczyznę swoję, chociaż niewdzięcznością płaciła jego usługi. Wrócił do Aten, i gdy wodzem wyprawy przeciw Persom mianowany został Temistokles, mimo dawną, która trwała między nimi, nieufność, i otwartą nieprzyjaźń, złączył się z nim na obronę powszechną, i dopomagał w każdej okoliczności i radą i działaniem, nic na to nie uważając, iż się przyczyniał do sławy przeciwnika i nieprzyjaciela, byleby to z dobrem ojczyzny było.
Przed sławną ową bitwą u Salaminy, już chciał był stanowisko opuścić Eurybiad, któremu władza nad flotą grecką powierzona była, a tejże nocy Persowie mieli okręty greckie naokoło opasać wzbraniając ucieczki. Dowiedziawszy się Arystyd o tem, przedarł się z wielkiem niebezpieczeństwem z Eginy, gdzie zostawał, przez flotę perską, a kryjomo przybywszy do greckich stanowisk, szedł prosto do Temistokla i wywoławszy go z namiotu tak mówił : « Jeżeli jesteśmy prawemi obywatelami, odłóżmy na stronę osobistą nienawiść i płoche swary, które nas dotąd waśniły i rozłączały, a imajmy się silnie tego, co tobie jak wodzowi, mnie jak pod i twoim rządem zostającemu, przystoi i należy. Jak słyszę, ty tylko sam chcesz czekać na nieprzyjaciela, gdy a inni ucieczkę radzą : szczęściem samiż nieprzyjaciele idą za twojem zdaniem, gdy okrążając nas, bronią wyjścia, a przeto przyjdzie do bitwy, na czem, byleśmy się mężnie stawili, całość pospolita zawisła. » Słysząc to Temistokles rzekł : « Arystydzie! żal mi tego, żeś mnie w wspaniałym kroku uprzedził, i będę się usilnie o to tylko starał, żebym się w dalszem działaniu mojem nie dał, tak jak teraz, od ciebie przezwyciężyć. » Zwierzył mu się za tem, iż umyślnie zdradzając niby ziomków, ostrzegł Persów, iż Grecy zamyślają uciekać, aby oni broniąc przejścia przymusili Eurybiada do potyczki, gdy przedsięwzięcia swojego nie będzie mógł wykonać.
Nim przyszło do bitwy, widząc Arystyd naprzeciw Salaminy osadzoną Persami małą wyspę Psyttakę, płynął tam na małych łodziach, a wysadziwszy lud, który wziął był z sobą, wpadł na Persy, i złamał ich szyki; wiele z nich wówczas na placu legło; dostał zaś gromadę znaczną niewolników, a między innemi trzech siostrzeńców królewskich, i tych odesłał Temistoklowi. Złączył się potem z flotą grecką, i wiele dopomógł dzielnością i przemysłem do tego zawołanego zwycięztwa, którem Grecya już blizka upadku, ocaloną została.
Przemyślał Temistokles do reszty Persów pokonać, i zwierzył się Arystydowi, iż chciał płynąć ku Hellespontowi, a rozrzucając tam most z okrętów, który był Xerxes ku przeprawie wojska ziemnego postawił, zagrodzić ucieczce zwyciężonych; oparł się takowemu zamysłowi Arystyd. « Zachowajmy owszem, rzekł, zwyciężonym sposób ucieczki, żeby im rozpacz nie dodała dzielności. » Widząc Temistokles, iż tym sposobem działać mu nie przyjdzie, użył podobnegoż sposobu, jak i przed bitwą, i udawając zdradę, ostrzegł króla, iż jeżeli się z powrotem do Azyi nie pospieszy, Grecy mu tył wezmą, i most zburzą od niego postawiony. Przestraszony Xerxes natychmiast porzucił wojsko, i na małym okręcie do państw swoich z jak największym pospiechem powrócił.
Zostało jeszcze trzykroć się tysięcy Persów, którymi zawiadował Mardoniusz : ten pisał do Ateńczyków imieniem króla, iż zburzone Ateny swoim kosztem zbuduje i panami ich całej Grecyi uczyni, byleby z nim w przymierze weszli.
Doszła ta wieść Lacedemończyków; słali więc posły swe do Aten ofiarując miasto zbudować, a tymczasem żony ich i dzieci podejmować u siebie, reszcie zaś pozostałych dostarczyć żywności i wszelkich wygód. Gdy przyszło tak Persom, jako i Spartanom dawać odpowiedź, z porady Arystyda takowa była : « Przebaczają Persom Ateńczykowie, iż się ważyli złotem ich i obietnicą kusić, bo ile barbarzyńcy, rozumieją, iż kruszec i możność wszystko przeważa; za złe mają Spartanom, iż je stan tylko teraźniejszy Aten wzrusza, a nie wspaniałość umysłu, przez którą dla ocalenia Greków do tego stanu przyszli. »
Wszedł Mardoniusz z wojskim swojem w granice Attyki, a gdy się ku Atenom zbliżał, zostali powtóre przymuszonemi mieszkańcy opuszczać swoje siedliska, i schronili się do Salaminy. Arystyda zaś wysłali do Sparty skarżąc się i obwiniając ich opieszałość ku wspólnej obronie. Zdali się lekko ważyć takowe poselstwo; i gdy się żalił na to Arystyd, osobliwie wówczas, gdy ich widział w igrzyskach i biesiadach z przyczyny dorocznej uroczystości Hyacynta, rzekli mu, iż chyba to żartem mówi, jakby nie wiedział, iż już posiłek Spartański Ateny wzmaga; tejże albowiem nocy, gdy on poselstwo sprawiał, wojsko na pomoc Atenom wysłane było.
Zebrały się greckie narody, i złączyły razem przeciw Persom; Ateńczyków wiódł Arystyd. Zastali rozłożonych Persów pod Plateą, tam gdy prawe skrzydło na Spartany w szyku do bitwy przyjść miało, a Tegeaci wynosząc zasługi przodków swoich, nie chcieli na lewe przypuścić Ateńczyków; Arystyd powstawszy z miejsca, w którem siedział na radzie, tak mówił; « Nie czas Grecy wadzić się o pierwszeństwo, gdzie idzie o całość; gdziekolwiek staniemy, spełnimy to, co prawym a mężnym czynić należy. To miejsce gdzie my będziem, z nas stanie się znamienitem, gdy utrzymamy na niem sławę, którą nam podali ojcowie nasi. Nie na sprzeczki, lecz na bój; nie chlubić się z przodków, lecz ich naśladować my tu przyszli. Idźmy na bitwę, a ta pokaże, kto czego godzien. »
Już przychodziło ku spotkaniu, gdy się dowiedział Arystyd o spisku swoich, którzy urażeni o pierwszeństwo zamyślali przejść na stronę Persów. Im rzecz była niebezpieczniejsza, tym dzielniejsze zaraz lekarstwo znalazł : ośmiu albowiem hersztów nieodwłócznie osadził w więzieniu, reszcie od nich uwiedzionej przełożywszy szkaradność występku zwlekł karę, mówiąc : « Okażecie w spotkaniu, jak się obejść z wami będzie należało. »
Wpadli naprzód Persowie na Megaryjczyków, ci przytłumieni mnogością nieprzyjaciół, słali do Pauzaniasza króla Sparty, przy którym rząd najwyższy zostawał, żądając wsparcia; a gdy się tego zbraniał, wodzowie zaś innych wojsk równie wspomagać nie chcieli, Arystyd posłał swoich, dawszy im za wodza Olympiodora; ten wstrzymał na sobie impet nieprzyjaciół, a gdy walka uporczywie trwała, i wtej przywódca Persów Masistius poległ, rozpierzchły się półki, które prowadził, a wtem noc zaszła, i wojska wróciły się do swoich obozów.
Tylko co się ku świtaniu zabierało, dano znać nazajutrz Arystydowi, iż człowiek jakowyś nieznajomy przybliżywszy się ku podsłuchom, rzekł im, aby przywołali wodza Ateńczyków, z którym chciał się rozmówić. Szedł natychmiast Arystyd, a ów nieznajomy tak mówił : « Jestem Alexander, król Macedonji; dla waszej przysługi podaję się w niebezpieczeństwo, gdy przychodzę, abym wam obwieścił, iż Mardoniusz chce dnia jutrzejszego bitwę z wami stoczyć, chociaż odwodzą od takowego przedsięwzięcia wieszczbiarze grożąc mu nie szczęściem : przynagla zaś do tego konieczna potrzeba dla niedostatku żywności. Ostrzegam więc was zawczasu, abyście się przygotowali do odporu. » Prosił zatem Alexander, aby przed nikim tego nie głosił, co od niego słyszał; ale gdy przeczył mu to Arystyd, iż przed wodzem najwyższym zataić takiego obwieszczenia nie podobna było, pozwolił, aby Pauzaniasz o jego przyjściu i przestrodze był uwiadomionym.
Pożegnawszy króla, i podziękowawszy za tak wielki dowód przywiązania ku Grekom, szedł do namiotu Pauzaniasza, i opowiedziawszy rzecz, zgodzili się na to, iż zwołano radę, i nakazano równo ze dniem być wojsku w gotowości. Przeszedł ten bez żadnej od Persów zaczepki; nazajutrz dopiero wszczęła się owa pamiętna walka, w której zginął Mardoniusz, a Grecy w dość małej kwocie nad niezmiernem mnóztwem barbarzyńców zwycięztwo odnieśli. Twierdzą niektórzy, iż tylko czterdzieści tysięcy Persów z placu uszło mając przywódcą Artabaza : Greków zaś zabitych liczono tylko tysiąc czterysta, z tych Ateńczyków pięćdziesiąt dwóch, Spartanów dziewięćdziesiąt czterech.
Wystawiony był na pobojowisku ogromny kolos z łupów nieprzyjacielskich ku wiecznej pamiątce z takowym napisem : « Ten ołtarz poświęcają Jowiszowi Grecy, zwyciężcy Persów, obrońcy wolności. »
Gdy przyszło po odprawionych zwyczajnych w takowych okolicznościach obrządkach wyznaczać nagrody męztwa, a nie chcieli dać się uprzedzić w tej mierze od Spartanów Ateńczykowie, wszczęło się zamięszanie w wojsku, i byłoby złe skutki przyniosło, gdyby łagodnemi słowy nie był ubłagał Arystyd, i wodzów rozróżnionych i zapalczywość żołnierzy, skłaniając ich do tego, iżby się zdali na sąd innych narodów greckich, razem zgromadzonych, i równie się przyczyniających do tak wielkiego dzieła. Żeby więc obie strony nie miały się za pokrzywdzone, stanęło na tem, iż pierwszą nagrodę dostali Plateanie, ponieważ na ich ziemi otrzymane było zwycięztwo. Przestali na takowem urządzeniu Pauzaniasz imieniem Spartanów, Arystyd swoich współziomków; cała zaś społeczność wyznaczyła w nagrodzie, którą dostawali Plateanie, wyłączonych ze zdobyczy ośmdziesiąt talentów, a te miały być obrócone na wystawienie kościoła Minerwie, w którym malowaniem i rzeźbą wyobrażone być miały waleczne dzieła w dniu owym Greków sprzymierzonych ku wspólnej obronie.
Ustanowiono także roczny obchód na pamiątkę wybawienia Grecyi; ten się w Platei odprawiać miał, i odprawiał następnie w takowy sposób. Szesnastego grudnia przy odgłosie wojennego hasła zaczynał się obchód : naprzód szły wozy z wieńcami, jakie się po bitwie dawać zwykły, i wite były z laurów i mirtu : następowały bydlęta ku ofierze; młodzieńcy zatem nieśli czasze z winem i mlekiem, drugie z oliwą i woniejącemi maściami, a te służyć miały obchodom zmarłych. Szedł potem pierwszy miasta urzędnik, i gdy się zbliżał ku grobowcom walecznych rycerzów, którzy pod Plateą życie za ojczyznę położyli, kropił je i obmywał wyczerpnioną z blizkiej krynicy wodą, nacierał oliwą i maściami, a wziąwszy w rękę czaszę pełną wina, mówił głosem wyniosłym : « Wam ją ofiaruję, którzyście za wolność legli. «
Jeszcze i na to zaszła zgoda powszechna, a to za powodem i namową Arystyda, iżby utrzymywali Grecy każdego czasu na wspólną obronę przeciw Persom dziesięć tysięcy pieszego żołnierza, tysiąc jazdy, i flotę na każde zawołanie do wyjścia gotową.
Miasto Platea uwolnione zostało od wszelkich ciężarów, i ten tylko społeczność Greków na mieszkańców obowiązek włożyła, iżby błagali bogi obrządkami uroczystemi i całopaleniem, dziękując za dobrodziejstwo odebrane, a polecając na dalszy czas ich straży i wsparciu wszystkie Grecyi narody.
Za powrótem do ojczyzny widząc Arystyd, iż pospólstwo zazdroszczące dotąd możniejszym przywłaszczonej od nich władzy, samo wszystkiem rządzić chciało, a obawiając się stąd nierządu, przywiodł współziomków do słusznej miary, i stanął wyrok wszystkim ogólnie pozwalający garnąć się do usług publicznych. Tym sposobem i znakomitsi krzywdy nie ponieśli, i lud prawo sobie należące odzyskał.
Wkrótce potem oświadczył się Temistokles przed zgromadzonym ludem, iż znalazł sposób do wzniesienia Ateńczyków nad wszystkie Grecyi narody, ale iż ten nie mógł być inaczej tylko tajemnie użyty, zwierzyć się go nawet publicznie nie mógł. Zdał się więc na Arystyda : objawił mu tedy Temistokles, iż miał sposobność spalić okręty wszystkich Greków, razem teraz zgromadzone : co gdyby się stało, Ateny całąby potęgę morską posiadły, a zatem zyskały pierwszeństwo. Przyszedłszy do zgromadzenia Arystyd, powiedział, iż zamysł Temistokla był Atenom przydatny, ale niesprawiedliwy. Słysząc to lud, nie chciał do skutku przywodzić, co było nieprawe : i okazał takowym czynem, jak czcił cnotę, i cnotliwego współobywatela, gdy mu tak zaufał.
Wysłany na wojnę przeciw Persom wraz z Cymonem, gdy wojska Ateńskie złączyły się z innemi Grecyi wyprawami, widział iż Pauzaniusz lekce ważył sprzymierzeńców, i ze wzgardą obchodził się z nimi, przez co obrażał wszystkich, i podawał w nienawiść Spartę. Roztropnie więc korzystając z okoliczności, tak się wraz z Cymonem przystępnemi, ludzkiemi i uniżonemi względem wszystkich okazywali, iż ująwszy serca, zyskali pierwszeństwo, zbyt dumnie dotąd od Spartanów posiadane. Jakoż ci postrzegłszy błąd wodzów swoich, odjęli im władzę, i przywołali do siebie, a tym sposobem przenosząc powszechne dobro nad względy szczególne, dali dowód zadziedziczałych i jeszcze trwających w ich sercu i pamięci ustaw Likurga.
Przeniesiona więc została najwyższa władza nad wojskiem do Ateńczyków, a mając ją sobie powierzoną Arystyd, zachował się ściśle w granicach skromności i bezwzględności swojej. Na powszechne przeciw barbarzyńcom wyprawy zbierali podatki, a raczej składkę z całej Grecyi Lacedemończycy : zdano na Arystyda tę czynność, i nie zawiódł powziętej w sobie ufności; tak bowiem umiał podzielić ów ciężar, iż nikt się nim obciążonym nie uczuł, a przeto żadna przeciw urządzeniom jego skarga nie zaszła. Gdy zebrano składkę, znalazło się czterysta sześćdziesiąt talentów; za Peryklesa do sześciuset, nakoniec do tysiąc trzysta talentów przyszła.
Gdy przymierze ku wspólnej przeciw barbarzyńcom obronie zawarli między sobą Grecy, zaprzysięgli je znajdujący się z każdego narodu wodzowie : Arystyd ten obowiązek imieniem współziomków swoich wykonał.
Nigdy się lepiej nie wydała cnota i sprawiedliwość jego, jak w tej porze, gdy w ręku swoich losy całej Grecyi złożone widział. Sposobności albowiem takowej nie użył ku wzniesieniu przyjaciół, lub powinowatych : skarbów, które miał w ręku, ścisły i przyzwoity szafunek czyniąc, bynajmniej się nie zapomógł; lubo albowiem w sławie i wziętości przechodził innych, w ubóztwie równał się z ostatnimi, tak dalece, iż mu częstokroć ku wyżywieniu i okryciu sposobów brakło. Razu jednego gdy był zapozwany brat jego stryjeczny Kallias, wielce bogaty, a strona przeciwna i to mu zarzucała, iż w nędzy zostającego Arystyda nie wspomagał; odwołał się do samego Arystyda Kallias, i przystawił go do sądu, aby zeznał, iż wielokrotnie ofiarowanego wspomożenia i usług przyjąć nie chciał; co chętnie uczynił mówiąc : « Iż lepiej mu było z ubóztwem, niż Kalliasowi z bogactwy : powszechnie albowiem ludzie na złe obracają dostatki, ale rzadki ubóztwo znieść umie, a przeto nie wstydzi się być ubogim. »
O czasie śmierci Arystyda pewności nie masz : to tylko twierdzą, jakoby w takowem ubóztwie życia dokonał, iż nie było go za co pochować, aż ze skarbu publicznego : nakład ku przyzwoitemu pogrzebowi wdzięczna ojczyzna wyznaczyła.