Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Koryolan
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Koryolan | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Od Numy wnuka Marcyusza pochodził Koryolan; w młodości ojca utracił, i w przykładzie dowiódł, iż osierocenie takowe, lubo dolęgliwe jest i niedogodne, przecież zdoła umysł wspaniały sam z siebie nagrodzić to, w czem go los ukrzywdził. I to równie w przykładzie Koryolana znaleźć można, iż w porze pierwiastkowej życia wychowanie dobre, koniecznie potrzebne; jak albowiem bujna rola nieuprawioną będąc chwast wydaje, tak i w tym mężu znamienitym złe pielęgnowanie sprawiło upór, czułość zbytnią, i popędliwość nad miarę, a te przywary mimo wielkie, które miał przymioty, sprawiały odrazę i wstręt od jego społeczości. Jakoż przyznać należy, iż nauki i kunszta wstrzymują porywczość żądz ludzkich, a dobre ćwiczenie, najdziksze z przyrodzenia umysły łagodzi.
Za czasów Koryolana najwięcej w Rzymie popłacała waleczność, i tę tylko prawie miano za cnotę. On tym jedynie tchnący zapałem, sposobił się przez ustawiczne szermierstwa i zapasy ku nabraniu siły, wstrzymałości, zręczności; i nienadaremnie : nikt mu albowiem wydołać nie mógł. Upał, zimno, głód, niespanie, tak znosił, jakby czucia nie miał : gdy zaś przyszło do bitwy, nigdy inaczej tylko zwycięzko, z placu nie schodził.
Pierwsza jego była wyprawa przeciw Tarkwiniuszowi, niegdyś królowi Rzymu; ten po wygnaniu tylekroć zwyciężony, nie ustawał w chęci odzyskania co stracił; i naówczas z znacznemi blizkich narodów posiłkami zbliżał się ku Rzymowi. Wyszli na odpór zbrojni obywatele, a natenczas Koryolan w oczach dyktatora pierwszy raz walcząc, wybawił od śmierci jednego obywatela, i wziął w nagrodę wieniec z liścia dębowego, zwany « Koroną obywatelską. » (Corona Civilis).
Zbyt wczesne nagrody zastanawiają niekiedy w wspaniałym ku sławie zapędzie, i mniemają niektórzy, iż wypłacili się w pierwszym zaraz kroku z tego, co winni ojczyznie. Nie tak działają prawe umysły : raz nabyta sława nie nasyca ich, i owszem wzbudza pragnienie ku większym dziełom; to co wzięli za nagrodę, mniemają większej pracy zadatkiem. Taki był sposób myślenia Koryolana : siebie samego kładąc sobie za cel, na to usilność obracał, iżby szły nieprzerwanym ciągiem coraz znamienitsze czyny, a wodzowie, pod których władaniem żołd prowadził, ubiegali się prawie, który z nich przyzwoitszą nagrodą, waleczność jego miał uwieńczyć. Chował jeszcze w tem, co działał szacowną wielce pobudkę : inni biorą za cel obowiązek, zysk, wzrośli sławę; on sławy dla tego najbardziej szukał, aby nią pocieszył matkę, którą jedynie kochał. Gotował sobie czułą radość, aby słyszała pochwały jego; rachowała, piastowała chlubnie nagrody i zwycięzkie wieńce, a płacząc z pociechy, ściskała syna. Toż samo powiadają o Epaminondzie, iż po wygranej u Leuktrów z tego się najbardziej cieszył, że mógł mieć jeszcze ojca i matkę, żyjących wówczas, świadkami zwycięztwa swojego. Osierocony po ojcu w niemowlęctwie Koryolan, pomniąc co był winien pozostałej matce, całem życiem wypłacał się z obowiązków. Jakoż i żonę pojąwszy wraz z dziećmi w domu jej mieszkał; i niczem hardziej pocieszonym być nie mógł, jak gdy widzięcznie przyjmowała usługi jego.
Już był wielce dla zasług i waleczności swojej szanownym, gdy zaszły spory i poróżnienia między senatem a ludem, z tej przyczyny : iż senat utrzymywał stronę Patrycyuszów, którzy nielitościwie obchodzili się z dłużnikami, na lichwę ich wielką wyciągając, a gdy wypłacić się nie mogli, przedając ich majątek : a nawet i po ostatniej wojnie z Wolskami, w początkach której było uboższym przyrzeczono z poręką Maniusza Waleryusza konsula, iż łaskawiej się, niż przedtem, z nimi ci, których dłużnikami zostawali, obchodzić będą. Ale gdy się to nie stało, a właśnie wówczas wpadli w kraj nieprzyjaciele; konsulowie chcąc dać odpór zwołali lud : ten się nie stawił; radzili więc niektórzy z senatu, aby pobłażyć nieco uskarżającym się, lecz zdaniu temu oparł się Koryolan, mieniąc buntem takowy ludu postępek. Zgromadzali się pokilkakrotnie senatorowie na radę. Gdy w niej nie ustanowiono, coby złemu zabiedz mogło, lud z Rzymu wyszedł i osiadł na górze świętej, którą niedaleko od miasta oblewała rzeka Anium. Wysłano z senatu poselstwo, złożone z dziesięciu pierwszych : na czele ich będący Menenius Agryppa, od tego rzecz zaczął : « Czasu jednego zbuntowały się były członki przeciw żołądkowi o to, iż wśród nich osadzony, w niczem się nie przykładał do pracy ustawicznej, którą dla niego ponosiły; ale on śmiał się z tego, iż nie wiedziały, jak strawiwszy to, co niosły, każdego z nich żywił i orzeźwiał. Tak to i z nami dzieje się Rzymianie; senat radą publiczną rzecz trawi, a to trawienie i żywi, rzeźwi i udziela każdemu z obywatelów, co mu i się należy. »
Przypowieść ta zręcznie przystosowana wzięła swój skutek; lud do Rzymu powrócił, ale wprzód to sobie obwarował, iż corocznie z pomiędzy siebie obierać będzie trybunów, którzyby zanim obstawali. Zezwolił senat niezbyt ochotnie na takowe żądanie, i gdy się to stało, łatwo szły zaciągi na wojnę, wszyscy bowiem obywatele chcieli przez to okazać, jak ich wielce ujęła powolność i wzgląd dla nich senatu.
Pobłażanie takowe nie w smak poszło Koryolanowi, i byłby się mocniej sprzeciwił, gdyby tak swego, jak i towarzyszów swoich zapału nie uśmierzył przez wzgląd na potrzebę ojczyzny.
Stanęło w krótkim czasie liczne wojsko na pogotowiu, i natychmiast objąwszy rządy nad nim Kominiusz konsul wszedł w kraj Wolsków, i obiegł najcelniejsze ich miasto Koryole. Gdy leżał pod niem przez czas niejaki, część żołnierzy wziął z sobą, aby wstrzymał odsiecz nieprzyjacielską, drugą zaś część zostawił pod miastem przełożywszy nad nią Tyta Larcyusza, męża walecznego. Gardzili małą garstką pozostałych oblężeni, i za pierwszą zdarzoną porą uczynili wycieczkę. Że nagle wypadli, zmięszali zrazu półki i ku obozowi swojemu zaczynali się cofać Rzymianie. Gdy to widział Marcyusz, przypadł im na pomoc, i tak dobrze wsparł, iż zwróciwszy się nazad przymusili Wolsków do ucieczki; ścigał w też tropy uchodzących Marcyusz, i oparł się aż o bramy miejskie. Widząc zaś, iż dla pocisków i strzał, które z murów puszczano, nikt się dalej posunąć nie śmiał za uciekającemi, wpadł razem z nimi w miasto; tam gdy się sam tylko obaczył, wzmógł wszystkie siły, i z taką żartkością stawił się, iż żaden mu się oprzeć nie śmiał. Pędził więc tłum zbiegły przed sobą. Rzymianie wzmożeni i pobudzeni przykładem jego, uderzyli na miasto, i otwartemi bramami weszli. Rzucili się na rabunek, ale ich wstrzymał Marcyusz, a osadziwszy miasto szedł na pomoc konsulowi, i zastał, iż jeszcze do bitwy z nieprzyjacielem nie przyszło. Doniósł zatem o zdobyciu Koryolów, a stawiony przeciw Ancyatom, którzy byli na pomoc Wolsków przyszli, złamał pierwszy ich szyki; obskoczony od bocznych hufców, ledwieby już im podołał, gdyby mu konsul nie przysłał na wsparcie kilka rot świeżych : z temi do reszty pokonał nieprzyjaciela. A poszedłszy w pogoń, gdy zbyt znużonego zatrzymać chciano, wyrwał się z rąk swoich żołnierzy mówiąc « Zwyciężca być zmordowanym nie może, » i jeszcze dzielniej niż zaczął, dokonał boju.
Otrzymali Rzymianie zupełne zwycięztwo a gdy nazajutrz zgromadziło się wojsko, zaczął rzecz konsul od dziękczynienia bogom; obróciwszy się potem do Marcyusza, uwielbiał czyny jego, i dziesiątą mu część wszystkiej zdobyczy nieprzyjacielskiej odkazał, a nadto dał mu jeszcze od siebie dzielnego konia w upominku. Pochwaliło wojsko szczodrobliwość wodza. Marcyusz zaś zabrawszy głos tak mówił. « Z wdzięcznością odbieram konia, pochwały wodza mojego czule przyjmuję, i na tem przestawać chcę; niech zdobycz wszystka idzie na moich współbraci; tego tylko żądam, aby, ponieważ w liczbie niewolników się znajduje jeden, z którym w przyjaźni zostawam, ten mógł wolność pozyskać. » Zezwolił nato konsul, i powtórzonemi odgłosami uwielbiło wojsko wzgardę bogactw i czułość znakomitego bohatyra. Gdy okrzyki ustały, rzekł Kominiusz : « Towarzysze! nie rzecz przymuszać Marcyusza do brania darów. To mu dajmy, czego odrzucić nie może : na wieczną pamiątkę dzieł swoich znamienitych, niech się zwie odtąd Koryolanem. » Jakoż do dwóch, które przedtem nosił, nazwisk, Kajus, Marcyusz, trzecie to powziął naówczas, i od niego się pospolicie mianował.
Po szczęśliwie zakończonej wojnie znowu lud powstał przeciw Patrycyuszom z przyczyny drogości zboża. Trybunowie widząc żywności niedostatek, złożyli winę drożyzny na majętnych, jakoby oni zamknąwszy swoje szpichlerze, byli przyczyną głodu jedynie dlatego, aby się mścili nad ludem. Gdy się to działo, przybyli posłowie od Welitrów poddając miasto swoje, a bardziej chcąc się złączyć i przyswoić z Rzymianami. Prosili więc, aby przysłano do nich osadę, ponieważ dla chorób zaraźliwych ledwo ich dziesiąta część została. Bardzo radzi temu byli znakomitsi obywatele : wysyłając albowiem z miasta mieszkańców, znajdowali ulgę zgłodniałemu Rzymowi, a przez to zabiegali buntom, któreby z takowej przyczyny powstać mogły.
Spisali konsulowie tych, których posłać miano, i kazali im się wybierać; wielu innych zaciągnęli na nową wyprawę przeciw Wolskom. Takowemu rozrządzeniu sprzeciwili się Trybunowie Sycyniusz i Brutus, ganiąc osadę w miejscu zapowietrzonem, i zaciąg na wo:nę mniej potrzebny, i owszem szkodliwy: ale senat przeparł ten odpór za przewodnictwem Koryolana, stanął za konsulami, i osada z Rzymu wyszła. Lecz gdy do zaciągu przyszło, lud rozgniewany użyć się nie dał. Widząc to Koryolan zebrał przyjaciół, powinowatych i domowników, i lubo w małym poczcie szedł na nieprzyjaciela, i tak szczęśliwie, iż powrócił do Rzymu ze zdobyczą : nic z niej jednak dla siebie nie zatrzymując, wszystkę między towarzysze wyprawy rozdał, tak zaś była znaczna, iż wielu się z niej dostatnie zapomogło. Dzieło takowe zamiast tego iżby szacunek Koryolanowi i miłość zjednało, tym srożej oburzyło lud, zwłaszcza gdy widzieli, iż zdobycz nie dla nich poszła.
Gdy czas przyszedł obierania konsulów, stanął w liczbie starających się o ten urząd Koryolan; lud chociaż mu był przeciwny, miał jednak wstręt odrzucić prośby tak zasłużonego ojczyznie męża, zwłaszcza gdy ukazywał blizny ran, i przypominał siedmnastoletnie wojny, na których tyle niebezpieczeństw poniosł; i już był skłonił do siebie umysły. Ale gdy dnia ostatniego wszedł na plac, otoczony senatem i w wielkim orszaku Patrycyuszów, okazałość takowa zdała się być mniej przyzwoita proszącemu : odrzucili go więc powszechnie, i dwóch innych konsulów wyznaczyli.
Wzgardzonym się uznał senat i Patrycyuszowie. Koryolan popędliwy odchodził prawie od siebie z gniewu, i pałał zemstą. Ujęło mu albowiem było przyrodzenie dwóch najistotniejszych przymiotów do zyskania serc : umiarkowania i cierpliwości; a zbyt ulegające wychowanie nie wykorzeniło, a przynajmniej nie zmniejszyło przeciwnych przywar. Szedł więc pełen rozpaczy do domu z licznem, które go otaczało, gronem młodzieży : ci im większą cześć wyrządzali mistrzowi swemu w żołdzie wojskowym, tym żywiej ich oświadczenia żarzyły gniew jego.
Właśnie w tych czasach wiele żywności do Rzymu przyszło : jedne zboża kupiono w Sycylji, drugie Gelon tyran Syrakuzy przysłał w podarunku. Zgromadził się natychmiast lud zgłodniały, i otoczył miejsce rady, spodziewając się, iż to co dał Gelon, darmo rozdane, co w Sycylji kupiono, tanio przedawane będzie : i takie było zdanie niektórych senatorów; ale Koryolan sprzeciwił się i podziałowi i taniej sprzedaży, mieniąc w uraźliwych wyrazach lud buntowniczym; nieposłusznym, zuchwałym, i zbyt zaufanym w mocy swojej. Powstał przeciw świeżo nadanemu przywilejowi obierania trybunów; gdyż zdawało się, jakoby był nagrodą rokoszu i obelżywej ucieczki. To słysząc trybunowie wyszli z senatu, i udali się do pospólstwa, opowiadając, jak je znieważano, i wzywając ku wspólnej obronie. Słowa takowe złączone z narzekaniem obruszyły gmin niezmiernie, i ledwo nie przyszło do kroków gwałtownych. Trybunowie wstrzymali lud, iż się na senat nie rzucił, zwalając winę na samego tylko Koryolana. Posłano więc, aby go senat stawił; ale gdy liktorów ode drzwi odepchnięto, szli sami trybunowie wraz z edylami, aby go przywieść. Jakoż już był ujętym, lecz go Patrycyuszowie z rąk ich wyrwali; i przyszłoby było do większych gwałtowności, gdyby noc nie zaszła.
Widząc konsulowie nazajutrz rozruch i zamięszanie,
trwożni o bezpieczeństwo publiczne zwołali senat, aby uradzić sposoby, któremiby lud mógł być ubłaganym. Przekładali i wymawiali senatorom niewczesną porywczość, którą oburzyli lud przyzwyczajony do rozruchów, i tym większą mający śmiałość, ile że mu się ostatni powiodł. Większa część senatorów skłoniła się ku ubłaganiu : wyszli więc z rady konsulowie, i udawszy się do zgromadzonego ludu, uśmierzyli go nieco, usprawiedliwiając senat z zarzutów, które nań czyniono, i upewniając względem nadeszłego zboża, jako wszystko się stanie, wedle powszechnego żądania.
Powstali trybunowie z miejsc swoich i chwaląc umiarkowanie senatu, tożsamo za lud przyrzekli, z tym jednak dodatkiem, iż Koryolan obrażający stawić się ma ku usprawiedliwieniu; dla tego zaś to czynili, aby jeźli się nie stawi (czego po jego sposobie myślenia spodziewać się było można), obruszył hardziej jeszcze na siebie lud; jeźliby zaś stanął przełamaliby upór nieprzekonanego dotąd w zawziętości nieprzyjaciela.
Stanął Koryolan, ale zamiast prośb i upokorzenia przywdział postać napominającego i oskarżyciela; zuchwałemi wyrazami lżył lud nieposłuszny i krnąbrny. Gdy mówić przestał, weszli trybunowie w radę : po tej skończonej dał wyrok jeden z nich Sycyniusz, iż lud skazuje na śmierć Koryolana, aby ze skały Tarpejskiej zepchniętym został.
Chcieli się go więc jąć edylowie, jak im było przykazano, ale otaczający zewsząd Patrycyuszowie Koryolana, jedni błagali lud, drudzy mieli się ku obronie; i już tylko co nie nastąpiło krwi rozlanie; gdy wdawszy się pomiędzy ów tumult niektórzy z celniejszych obywatelów, uśmierzyli trybunów, i na tem stanęło : aby pierwej był sąd, nim wyrok nastąpi. Zapoznano więc Koryolana, aby się trzeciego dnia stawił.
Właśnie w przeciągu tych trzech dni powróciły z zakończonej już wojny przeciw Ancyatom wojska rzymskie : wzniosło to lud, ale zatrwożyło Patrycyuszów. Bojąc się więc o los Koryolana szukali sposobów, jakby go z niebezpieczeństwa uwolnić. Senat lubo mu sprzyjał, nie wiedział co czynić, zostając w niepewności między nadzieją wybawienia jego, a bojaźnią nowego zamięszania.
Widząc na co się rzeczy zanosiły Koryolan, pytał trybunów, o co go przed pospólstwem skarżą? Oto rzekli, iż chcesz być królem, i mamy na to dowody. Stawię się więc, odpowiedział Koryolan, stanę przed ludem nienawistnym i uprzedzonym, i gotów jestem śmierć podjąć, jeźli przekonanym zostanę. Jakoż w dniu wyznaczonym stanął u sądu, ale o królestwie nie uczyniono wzmianki : o to go powoływano, iż urząd trybunów chciał znieść, rozdawaniu i przedaży nadeszłego zboża sprzeciwiał się, a nakoniec, iż zdobyczy z Ancyatów nie wniósł do skarbu, ale między swoich rozdał. Gdy przyszło do kreskowania, padł wyrok skazujący go na wygnanie wieczne. Zdał się być nań nieczuły, a powróciwszy do domu, płaczącą żonę, z matką gdy żegnał, wzbudzał je ku mężnemu wytrzymaniu srogiego losu, a to wyrzekłszy z miasta wyszedł, i dni kilka na wsi przemieszkał, myśląc o tem, gdzieby się dalej miał udać.
Po wielu rozmaitych uwagach przemógł nakoniec duch zemsty; postanowił więc iść do nieprzyjaznych Rzymowi sąsiadów, nakłanić ich do wojny i walczyć na ich czele przeciw niewdzięcznej ojczyźnie. Najzdatniejszy ku takowemu przedsięwzięciu zdał mu się naród Wolsków, lubo świeżo przez niegoż samego zwyciężony, przecież jeszcze w siły zamożny.
Był w mieście Ancyum, i tam przemieszkiwał zwyczajnie niejaki Tullus Amlidyus, mąż między Wolskami znamienity i walecznością sławny tak dalece, iż go na wzór króla wszyscy szanowali. Do jego domu prosto przyszedł Koryolan, z tej najbardziej przyczyny, iż go znał być Rzymianom najprzeciwniejszym. Nie mówiąc żadnego słowa, usiadł w przysionku domu jego. Zadziwieni domowi nie śmieli go z miejsca ruszyć, dali tylko znać gospodarzowi, który natychmiast przyszedł, i pytał Koryolana, ktoby był? i czego żąda? Podniosł głowę naówczas Koryolan, i rzekł : « Jeźli mnie jeszcze nie poznawasz, albo jeżeli nie dowierzasz wzrokowi i swemu, gdy mnie oglądasz, wiedz, ja jestem ów Marcyusz, którym tyle złego Wolskom nadziałał. Przydomek mój Koryolan dowodem tego, co mówię. Jeżeli śmiesz wojować z Rzymiany, korzystaj z mojego nieszczęścia; stanę na czele, i dzielniej jeszcze, niż z wami niegdyś, z nimi walczyć będę. Jeźli się mimo to, coć mówię, wojny z nimi lękasz, na nic mi się zda żyć, ani tobie oszczędzać nieprzyjaciela. » Niezmiernie ucieszony Tullus rzekł : « Wstań Marcyuszu, i zabieraj ufność; czynisz nam dar bez szacunku, gdy siebie dajesz : bądź pewen o Wolsków wdzięcznosci. »
Po odejściu Koryolana powiększyły się jeszcze bardziej w Rzymie zamięszania, poróżnienie Patrycyuszów z gminem przyszło do ostatniego stopnia zapalczywości, a bojaźń coraz większych rozruchów przerażała umysły obywatelów nieuprzedzonych.
Złączony z Tullusem Koryolan wzbudzał Wolsków do wojny : wyprawiono zatem do Rzymu posły, wymagając oddania miast i krajów przez wojny dawniejsze zdobytych. Obrażony takową zuchwałością senat, dał odpowiedź : « Jeźli Wolskowie pierwsi broń podniosą, Rzymianie ostatni ją złożą. »
Uchwalono więc wojnę przeciw Rzymowi, i wezwano do rady Koryolan, po której władza nad wojskiem jemu z Tullusem oddana została.
Zemsty niecierpliwy, nim się wojsko skupiło, zebrawszy domowników i przyjaciół, których był tam sobie zjednał, wpadł w kraj rzymski, i taką zdobycz zyskał, iż wystarczyć jej dowozowi Wolskowie nie mogli. Żeby zaś tym bardziej jeszcze Rzymianom dokuczył, umyślnie ocalał i nietykane zostawiał włości Patrycyuszów a co było gminnych należytością, rabował i niszczył. Gdy się o tem dowiedziano w Rzymie, tym większe wszczęły się rozruchy; rozdrażnione albowiem pospólstwo zadawało ocalonym spółkę z Wolskami i Koryolanem.
Za zgromadzeniem się wojska pierwszy Koryolan z przednią strażą wyszedł w pole. Opanował Cyrceum, wszedł potem w kraj niegdyś Latynów, gdzie mu się kilka miast poddało; te które przystępowały dobrowolnie, nie doznawały żadnej przykrości; gdzie znalazł odpór, surowo karał. Wziął szturmem miasto Bole o dwanaście mil od Rzymu, a że tamtejsi mieszkańcy najdłuższy dawali odpór, zburzył miasto i w pień ich wyciął. Gdy obiegł Lavinium, strwożyli się Rzymianie, i chciał lud znieść wyrok przeciw Koryolanowi, ale się senat takowej (jak zwał) podłości oparł; o czem gdy się dowiedział Koryolan, porzuciwszy Lavinium szedł prosto do Rzymu. Poznał naówczas senat błąd swój; wystano posły z obwieszczeniem Koryolanowi, iż wyrok potępienia jego zniesiony zostanie, jeżeli od przedsięwzięcia odstąpi.
W obecności zgromadzonego wojska słuchał posłów Koryolan, i z zagniewaną twarzą tak odpowiedział : « Oddajcie, coście wzięli dotąd Wolskom : domieśćcie ich tak, jak naród Łaciński, w społeczeństwo, a wtenczas pokój otrzymacie : daje się wam dni trzydzieści do namyślenia. » To wyrzekłszy odprawił posły i od Rzymu odstąpił.
Nie podobało się to działanie jego Wolskom : Tullus jednego był ze swojemi zdania : odtąd wszczęła się wzajemna nieufność, która się dalej w nienawiść zamieniła.
Po wyszłych trzydziestu dniach słali do Koryolana poselstwo Rzymianie, żądając aby wprzód Wolskowie złożyli broń, a dopiero miała nastąpić umowa względem przymierza. Sprzeciwił się takowemu domaganiu Koryolan, i dodał to od siebie, iż jako Rzymianin z urodzenia radzi odłożyć na stronę wyniosłość, i trzy dni zostawił do odpowiedzi : w tych mieli zadość woli jego uczynić, inaczej żadnego poselstwa nie przyjmie.
Odniósłszy takową odpowiedź, wysłali kapłanów, przybranych w odzieże uroczystych obrządków, błagając go : ale i poważnych starców widok, i prośby ich uprzejme nie w zruszyły serca jego : z tąż odpowiedzią co i pierwszych posłów, odprawił.
W powszechnej trwodze obłąkany lud czekał tylko momentu zginienia, niewiasty i dzieci narzekaniem i płaczem przerażały patrzących; z tych Walerya siostra owego zawołanego Publikoli, przyszedłszy do matki Koryolana Wolumnji, i zastawszy ją wraz z żoną jego, wskazując na gromadny orszak niewiast, który z sobą przywiodła, tak do niej mówiła : « Wolumnio matko! i ty Wirginio małżonko Koryolana, widzicie nie z rozkazu senatu do was przychodzące obywatelki Rzymu, ale jak sądzę z natchnienia bogów, którzy skłaniając się na pokorne prośby, wzbudziły nas do uczynienia kroku tego, od którego, kto wie, jeżeli los Rzymu nie zawisł, a wam wieczysta sława nie urośnie? Idźcie z nami do Koryolana, i dajcie ojczyźnie waszej świadectwo, jako zemstą się nie uwodzi, gdy was jemu oddaje, chociażby się użyć nie dał. »
Zezwoliła ochotnie na żądanie Rzymianek Wolumnia, i w krótce ujrzeli Wolskowie zbliżające się ku ich obozowi niewiasty, na których czele były matka i małżonka Koryolana. Przyjął je na wzniosłem krześle, ale gdy matkę postrzegł, rzucił się do niej, i ściskając razem z nią małżonkę i dzieci, gdy się w rozrzewnieniu ukoił, pytał czegoby żądały. Naówczas tak się ozwała matka jego : « Po smutku, który na twarzach naszych widzisz, i po żałobnej odzieży uznać możesz, do jakiego nas stanu twoje wygnanie przywiodło. Zważ, jakeśmy nieszczęśliwe, gdy to, co mamy najpożądańszego najstraszniejszem się nam staje : ty synu! na « czele nieprzyjaciół! Co jest dla innych pociechą w nieszczęściu, iż do bogów udać się mogą, to się nam staje przyczyną żalu i trwogi; jak je o to błagać, abyś i ty i Rzym ocalał? Ja tego nie doczekam i doczekać nie chcę, abyś ty Rzym lub Rzym ciebie pokonał. Pamiętaj jednak na to, synu, iż zwyciężca ojczyznę zgubisz, zwyciężon i nas i siebie. » Padła mu zatem do nóg : krzyknął z płaczem; « Co czynisz matko? » I podniósłszy z ziemi rozrzewniony zawołał. « Zwyciężyłaś ò matko! Zwycięztwo twoje Rzymowi całość, synowi twemu zgubę przynosi. »
Odstąpił zatem od Rzymu, i gdy powrócił do Ancyum, odjęto mu władzę nad wojskiem; i kazano, aby zdał sprawę przed ludem z czynności swoich : gdy się stawił w zgromadzeniu, Tullus z przyjaciółmi wszczął tumult; porwano się więc do broni i ze wszech stron otoczony Koryolan, zabity został.