Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Krassus
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Krassus | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Ojciec Marka Krassa, którego się życie opisuje, był cenzorem, i zyskał zaszczyt tryumfu. Syn takowe odebrał wychowanie, jakie stanów i jego przynależało; w tem chwalebnie od innych rówienników różnił się, iż pierwiastki wieku jego w zbytkach i rozpuście przepędzone nie były. Na wsi wraz z dwoma bracią żył wstrzemięźliwie i oszczędnie, i ten sposób życia i w dalszym wieku zachował. Że zaś był z przyrodzenia chciwy; do takich przyszedł dostatków, iż odziedziczywszy po ojcu talentów trzysta, na schyłku życia, gdy szedł przeciw Partom, a dziesięcinę z dóbr Herkulesowi poświęcił, i każdemu z obywatelów rzymskich dał z niej na trzy miesiące żywność, jeszcze siedm tysięcy talentów, po tak niezmiernym wydatku zostało.
Sposób zebrania takowych bogactw nie był uczciwy, owszem pełen podstępów i gwałtowności. Rzeź Sylli najzyskowniejszym była jego połowem. Nieodstępny zdziercy tego i gwałtownika towarzysz, czuwał, na zdobycz ginących proskrypcyą współobywatelów, i nietrudny w wyborze, nasycał obficie niepohamowane łakomstwo.
Między innemi sposobami zarobków, lego używał, iż chował własnych pięćset mularzów : kupował zatem place puste i domy spalone lub upadłe, stawiał natychmiast nowe bez kosztu na rzemieślników, i niemi frymarczył, a takowym sposobem ciągle działając, połowy prawie Rzymu dzierżycielem został. Innych niewolników w kunsztach i naukach umyślnie dla tego ćwiczyć kazał, iżby potem najmując je, lub przedając bardzo drogo, zysk jak najobfitszy otrzymał. Dla siebie jeden tylko dóm, i to pomierny wystawił : zwykł albowiem był mawiać : « Iż kto nadto dla siebie buduje, ten niema potem gdzie mieszkać. »
Przy tej jednak nienasyconej chciwości żył dość uczciwie według stanu swojego; stół jego choć niewytworny, dostatni był i ochędóżny, dóm zaś otworem stał nie tylko dla powinowatych i przyjaciół, ale i przychodnie z ludzkością podejmowani byli.
Z młodych lat ćwiczył się w krasomowstwie, i miał ten zaszczyt, iż go między najcelniejszemi liczono. Stawał częstokroć u sądu, przez co zyskał wziętość, zwłaszcza gdy uboższych sprawy popierał. Że zaś był w posiedzeniu przyjemnym i zabawnym, umiał sobie ujmować tych, z któremi przestawał.
Oprócz innych nauk, w filozofji dość był ćwicznym i biegłym. Gdy mu gospodarstwo lub sprawy publiczne dozwalały czasu, rad go na czytaniu, lub uczonej rozmowie trawił; chował przeto w domu Alexandra filozofa Arystotelesowej sekty. Tego gdy brał z sobą na wieś, dawał mu czapkę, aby się od upału w podróży zasłaniał, odbierał ją zaś za powrotem, aby na drugą podróż służyła : trzeba więc było być filozofem, żeby u takiego pana zostawać na dworze.
Kiedy Cynna i Maryusz opanowawszy Rzym rozpoczęli niesłychane dotąd morderstwa, ojciec i brat Krassa wówczas życie postradali, on uszedł niebezpieczeństwa, i udał się do Hiszpanji, gdzie niegdyś ojciec jego był rządcą. Skrył go tam w pieczarach niejaki Wibiusz, i chował przez ośm miesięcy. Gdy wieść doszła o śmierci Cynny, wyszedł z ukrycia, i nazbierawszy dwa tysiące pięćset ochotnika, płynął do Afryki, gdzie się złączył z Mettellem; z tym się potem zwaśniwszy, udał się do Sylli. Ten przyjął go wdzięcznie, i gdy stanął we Włoszech, słał go na zaciągi do Marsów; że zaś przez kraj nieprzyjacielski trzeba było przechodzić, żądał wspólników ku obronie. Urażony trwożliwą ostrożnością Sylla, rzekł z gniewem : « Straż którą ci daję, jest twój ojciec, brat, przyjaciele, wyrżnięci przeciw słuszności i prawu, których ja teraz zabójców ścigam. » Zawstydzony, lecz wzbudzony takiemi słowy, szedł śmiało, znaczne wojsko zebrał, i przywiódł do Sylli, którego odtąd nierozdzielnym stał się towarzyszem.
Znajdował się wówczas razem z nim młody jeszcze Pompejusz : tego i dla przymiotów i dla dzieł znamienitych wielce poważał Sylla, co wzbudzało w nim zazdrość, a z niej wzrosła nienawiść. Pomnażała się coraz, zwłaszcza gdy chciwość Krassa zmierziła go nawet w oczach Sylli, a Pompejusz coraz się wsławiając, zyskał chwalebne wielkiego przezwisko. Niemile mu było to znamię, i gdy tak w obecności jego Pompejusza zwano, rzekł : « Nie zdaje mi się, iżby był tak osobliwego wzrostu. » Że więc w wojennych dziełach dojść go nie mógł, starał się w sprawach publicznych podobną jemu zyskać wziętość. W czem nieraz mu zrównał : co stąd najbardziej pochodziło, iż słodyczą obcowania umiał się każdemu przymilić, Pompejusz zaś ponury i małomówny, chronił się towarzystwa, i z poufałemi tylko przyjaciółmi rad przestawał.
Po różnych odmianach, we trzech osobach, zawarło się pierwszeństwo, a te były Pompejusz, Cezar i Krassus. Prawi a baczni obywatele trzymali się Pompejusza : zuchwali i chciwi łączyli się z Cezarem : Krassus niby pośrednik, do jednego, lub drugiego skłaniał się na przemiany, a raczej tam szedł, gdzie zyskał.
Bunt niewolników, wojną Spartaka, od wodza ich zwany, nastał właśnie w te czasy z takowej przyczyny. Obywatel miasta Kapuy zwany Lentulus Batiatus swoim kosztem utrzymywał pewną liczbę szermierzów : ci po większej części byli Gallowie, lub Tracy. Tęskniąc w niewoli, ile w ustawicznem zamknięciu trzymani, i tylko na igrzyska wyprowadzani, przedsięwzięli ucieczką wolność odzyskać, i zmówiło się ich na to dwieście. Gdy się lakowy spisek odkrył, siedmdziesiąt ośmiu uciekło, a dostawszy broni uczynili, obrawszy z pomiędzy siebie wodzem niejakiego Spartaka, z rodziców Traków w Numidyi urodzonego. Ten równie silny i śmiały, łączył z walecznością roztropność i ludzkość, zgoła miał umysł wzniesiony nad stan, który go upadlał. Wysłano pogoń, ale gdy przyszło do spotkania, przywykli do walki szermierze tak mężny dali odpór, iż pokonawszy goniących broń im odebrali. Porzuciwszy więc mniej zdatne dawnego rzemiosła narzędzia, uzbroili się łupem zwyciężonych, i zamknęli w miejscu obronnem.
Gdy takowa wieść do Rzymu przyszła, wyprawiony był naprzeciw zbiegłym Klodyusz z trzema tysięcy zbrojnego ludu, i obiegł górę owę, na której się byli zawarli. Że jednak zaniechał ze wszystkich stron ich opasać, przeszedłszy przez ścieżki nieopatrzone, uderzyli nagle na Rzymiany, i rozproszywszy przestraszonych takowem najściem, zdobyli obóz z tem wszystkiem, cokolwiek się w nim zawierało.
Odgłos zwycięztwa wzbudził ze wszystkich stron niewolników : zbiegali się więc gromadnie, a łącząc się ochotnie ze zwycięzcami, tak dalece zwiększyli liczbę, iż stało się wojsko ogromne pod tak odważnym i biegłym wodzem.
Przymuszeni byli Rzymianie znaczniejsze wojska słać przeciw Spartakowi, i wiódł je Publiusz Varinus; ale gdy przyszło do bitwy, pierwszy z namiestników jego Furyusz nie mógł się oprzeć żwawej natarczywości nieprzyjaciela; równego losu doznał Kossyniusz, który na placu bitwy poległ. Gdy po namiestnikach samego wodza Publiusza Spartak zwyciężył, i liktorów jego zabrał w niewolą, tychże samych odtąd na wzór wodzów rzymskich używać począł. Niedufając jednak szczęściu swemu przebierał się ku Alpom, aby przeszedłszy je, każdy z jego towarzyszów mógł iść bezpiecznie do kraju swego : ale wojsko, które wiódł, dumne otrzymanemi zwycięztwy, poznawszy co przemyśliwał, sprzeciwiło się takowemu przedsięwzięciu, i przenosząc zysk nad swobodę, przymusiło go zostać w krainach włoskich.
Zrazu ze wzgardą patrzali na podły, jak go zwali spisek Rzymianie : ale gdy coraz bardziej szerzyła się w pierwiastkach nieposkromiona zaraza, zlecono konsulom iść przeciw nieprzyjacielowi tym niebezpieczniejszemu, iż pośród kraju przebywał.
Gellius konsul poraził część jedne wojska buntowników, złożoną z Teutonów, Lentulus drugi dognał Spartaka; ale ten stanąwszy w kroku tak walecznie się stawił, iż ze stratą Rzymianie ustąpić musieli. Pomykał się coraz dalej ku Alpom, a gdy Kassyusz rządca Gallji zaszedł mu drogę, natarł nań tak żwawo, iż zupełne zwycięztwo nad rzymskiem wojskiem odniosłszy, szedł drogą przedsięwziętą bezpieczen od wszelkiej napaści.
Poznali nakoniec niebezpieczeństwo Rzymianie, i osądzili za rzecz konieczną wszelkiemi sposobami starać się o zakończenie takowej wojny. Zagniewany na zwyciężonych konsulów lud, odjął im władzę i oddał ją Krassowi, który natychmiast do wojska się udał.
Skoro stanął w obozie, wyprawił przeciw nieprzyjacielowi namiestnika swego Mummiusza z częścią wojska. Ten zbyt chciwy sławy nie poznawszy położenia miejsc, gdy bitwę wydał, podobnie jak i drudzy, zwyciężony z znaczną stratą do obozu powrócił. Zgromiwszy niebaczną popędliwość namiestnika Krassus, dla przykładu innych dziesiątego z żołnierzy zwyciężonych, na których los padł, śmiercią ukarał, wznawiając dawny Rzymian zwyczaj w podobnych okolicznościach. Szedł zatem przeciw Spartakowi, który przebywszy Lukanią ku morzu się zbliżył. Zastał był przy brzegach zbójeckie Cylyjczyków statki, i chciał ich użyć ku przewiezieniu swoich do Sycylji, gdzie świeża jeszcze była pamięć podobnegoż buntu : mniemał więc, iż skoro się tam pokaże, zmocni nowym zaciągiem siły swoje; ale właściciele owych statków wziąwszy zadatek, zdradzili go, puszczając się na morze. Gdy go więc ta nadzieja zawiodła, cofnął się od brzegów morza, szedł dalej i rozłożył obóz niedaleko miasto Regium przy ciaśninie morskiej, która Włochy od Sycylji przedziela.
Krassus ścigając pilnie buntowników, aby się z owego cyplu, gdzie ich był wpędził, wydobyć nie mogli, przedsięwziął murem cieśninę zamknąć. Gdy pracę takową rozpoczynał, naigrawali się z robotników żołnierze Spartaka : ale gdy mur coraz wzrastał, i żołnierze i sam wódz przeczuwając, iż zabroniony będą mieli tym sposobem dowóz żywności, przeszkadzali robocie, i napadli wielokrotnie na robotników : ale czuły Krassus wspierał je liczną strażą, która dawała odpór napastującym. Mimo jednak najusilniejsze jego staranie, upatrzywszy Spartak noc ciemną i dżdżystą, rów pod murem niedawno wszczętym zasypał i tą stroną żołnierzy swoich w pole wyprowadził.
Odkrył dzień przemysł Spartaka : bojąc się więc Krassus, aby mu się z rąk nie wymknął, szedł za nim w pogoń, i na odwód napadłszy, byłby zniósł część owę wojska, gdyby Spartak ze świeżemi posiłki nie przybył swoim na pomoc. Że zaś wojsko jego na części było podzielone, słał dziesięć tysięcy ku tym, którzy pierwszą straż trzymali, ale ci postrzegłszy przybliżające się ku sobie Rzymiany nie dali im czasu do zastanowienia się, i natarli na nie tak żwawo, iż byliby je rozproszyli, gdyby sam Krassus swoich nie wzmógł. Gdy więc reszta wojska nadeszła wszczęła się powszechna bitwa, przemogli Rzymianie, i dwanaście tysięcy trzysta ludzi Spartakowych na placu legło.
Jeszcze i po tej klęsce z bitną swoich gromadą zmierzał Spartak ku Alpom : ścigany i opasany zewsząd, waleczny wszędzie dawał odpór, a gdy żwawiej na niego Skroffa namiestnik Krassa natarł, i przyszło do bitwy, rozpacz dodała siły i męztwa; sam Skroffa ranny ledwo z placu uszedł. Pomyślnem takowem zdarzeniem wzmożony Spartak, byłby uszedł rąk rzymskich, gdyby uniesieni ostatniem zwycięztwem żołnierze jego, nie przymusili go do czekania, póki sam Krassus z resztą wojska nie nadejdzie, zaręczając pewne zwycięztwo. Mimo usiłowania i prośby namiestników i samego wodza, trwali w uporze, i wieść się dalej nie pozwolili; w czem dogodzili żądaniom Krassa, który tego jedynie pragnął, iżby do walki przyszło, obawiając się, aby przywołany z Hiszpanji Pompejusz nie odjął mu sławy zakończenia tej wojny. Gdy się rozpoczynała bitwa, a przyprowadzono konia Spartakowi, mieczem go przebił mówiąc : « Jeżeli zwyciężę, lepszego zyskam, jeżeli zginę, co mi po koniu. » Wpadł zatem z niewymowną zapalczywością na Rzymiany, a przedzierając się przez hufce, które mieczem przerzedzał, szukał samego Krassa; w tumulcie zoczyć go nie mogąc, dwóch rzymskich setników na placu położył, opuszczony nakoniec od swoich, legł na stosach pobitych nieprzyjaciół. Mąż waleczny, lepszego jak stanu tak i losu ze wszech miar godzien.
Zwycięztwo zupełne otrzymał Krassus, resztę niedobitków nadchodzący Pompejnsz zniósł. Za powrotem do Rzymu naznaczono mu zaszczyt pomniejszego tryumfu, który owacyą zwano, nie sądził albowiem senat wojnę niewolniczą wielkim tryumfem uszlachcić. W nagrodę jednak wielkiej usługi, skoro przyszedł czas obrania konsulów, wraz z Pompejuszem tę godność zyskał.
Rok konsulatu wspólnego przebyli w rozróżnieniu i nieufności : gdy się ten kończył, obywatel jeden rzymski Onatius Aurelius, mąż cnotą i przymiotami znamienity, wstąpiwszy na miejsce wzniosłe rzekł : « Z woli bogów objawiam wam, iż przed zakończeniem urzędowania mają się konsule między sobą pojednać i zgodzić, » Natychmiast lud zgromadzony kazał im to uczynić; a że Pompejusz stał w milczeniu, zbliżył się do niego Krassus, i ściskając uprzejmie rzekł : « Rzymianie! nie upadlam się, gdy pierwszy garnę się do Pompejusza, któregoście przezwali wielkim, gdy jeszcze lat męzkich nie był doszedł, a nim w szedł do senatu, tryumfu dostąpił. »
W czasie spisku Katyliny nie uszedł podejrzenia równie z Cezarem, i dał to uczuć w mowach swoich wielokrotnie Cyceron; tenże jednak, lubo Krassus od jednego z towarzyszów Katyliny był powołany, usprawiedliwiał go potem, i owszem wyznał, iż od niego był przestrzeżonym o wszczynającym się owym buncie i sprzysiężeniu hersztów na zgubę ojczyzny.
Za powrotem z Hiszpanji zaczął Cezar starać się o konsulat, a że Pompejusza z Krassem zastał w poróżnieniu, starał się do zgody ich przywieść. Skuteczne były zabiegi jego, i naówczas był utworzony ów Tryumwirat, który wielki cios zadał wolności rzymskiej, a w powtórzeniu zgubił ją. Łatwo wsparciem towarzyszów dostąpił konsulatu Cezar, a gdy czas urzędzowania swojego zakończył, dany mu był rząd Gallji : słali go zaś dla tej przyczyny wspólnicy, aby dogodziwszy jego chęci wojowania, sami tym łacniej między siebie resztę podzielili.
Przez lat pięć sprawował Cezar rządy Gallji, i zwycięztwy się wsławiając torował sobie drogę do pierwszeństwa. Pompejusz świeżo z córką jego Julią ożeniony trawił czas w próżnowaniu i rozkoszach. Krassus umiał korzystać z dobrej pory dogadzając łakomstwu swemu. Gdy więc powracał Cezar z Gallji, wyjechali przeciw niemu wraz z Pompejuszem do Luki, i tam takowe między sobą zdziałali ułożenie, iż na rok przyszły Krassus z Pompejuszem konsulat obejmą, i do lat pięciu w Gallji przedłużając Cezarowi władzę, swojej w Rzymie używać będą. Cezar przyrzekł pomagać im do osiągnienia konsulatu, i wysłał w czasie obrania wielu z wojska swego do Rzymu, gdzie mimo odpór Katona i Domicyusza, gwałtowną przemocą konsulat posiadłszy, Cezara według umowy, na drugie pięć lat w rządach Gallji potwierdzili, a gdy przyszło brać losem powincye, Pompejuszowi dostała się Hiszpanija, Krassowi Syrya i inne Azyi przyległe kraje.
Podobało się wielce Rzymianom takowe zdarzenie losu, zatrzymywało albowiem na miejscu Pompejusza, lub oddalało z Rzymu na czas niedługi : Krassus niezmiernie ze swojego podziału był kontent, obiecując sobie i sławę i korzyść. Jakby więc do pierwszej rzezkości młodego wieku powrócił, wybierał się skwapliwie na wojnę przeciw Partom, i już ich w myśli pokonawszy, sięgał ludów i Baktryany. Że zaś chlubne jego mowy częstokroć były z nieprzyzwoitą i wiekowi i powadze jego płochością, nie podobały się wielu, osobliwie bacznym a umiarkowanym obywatelom, którzy ze sprzymierzonym narodem wojnę wszczynać sądzili rzeczą równie niesprawiedliwą jak niepożyteczną.
Uwiadomiony o takowym sposobie myślenia znakomitszych obywatelów Krassus, gdy już miał Rzym opuszczać, prosił Pompejusza; aby go odprowadzając dał poznać Rzymianom, iż zamysłom się jego nie sprzeciwia : uczynił to Pompejusz, jednakże nie przyszedł mu ten wyjazd bez trudności i umartwienia. Atejus trybun gminny, który najbardziej sprzeciwiał się takowej wyprawie, widząc iż uporu przekonać nie mógł, już z bramy miasta wychodzącego, wprzód zapaliwszy ofiary i kadzidła, przeklął, i bogom mściwym na stratę odkażał. Obrządek ten uroczysty a okropny wielu przestraszył, Krassa nie wzruszył; gdy zaś potem wieść o zgubie jego doszła, przypisywano los tak nieszczęsny wzgardzie religji, którą wówczas okazał.
Wsiadł na okręty w porcie Brunduzyum, lubo czas wietrzny i słotny, ile przy końcu zimy; żeglugi bronił, doznał więc wielkiego w przeprawie niebezpieczeństwa, i wiele okrętów utracił; przemogła jednak wszystkie przeszkody chęć jak najprędszego przyjazdu, i wkrótce do Azyi przypłynął.
Kwapił się w głąb kraju i gdy szedł przez Galacyą, zaszedł mu drogę dawny Rzymian przyjaciel król Dejotarus; wprowadził do miasta, które zakładał. Widząc podeszłego w leciech króla, rzekł Krassus : « Zda mi się, iż przy schyłku dnia roboty nie zaczynają; » poznawszy przymówkę król stary, odpowiedział nie młodemu wodzowi « Ani się w drogę wybierają, gdy zmierzcha. »
Ledwo się zaczynała wiosna, gdy już niecierpliwy Krassus most stawiać na Eufracie rozkazał, i przeszedłszy przezeń wkroczył w kraj nieprzyjacielski; tam zdobywszy jedno miasto, jakby już Party pokonał, zwycięzcą się swojemu wojsku mianować kazał, i zamiast tego aby przeszedłszy przez Mezopotamią w żyżne okolice Babylonu i Seleucyi wojsko prowadził, wrócił się nazad do Syryi, i rozłożywszy się w stanowiskach, podatki stanowił, rachunków słuchał, a w takowych działaniach zawsze niepohamowaną uwiedzion chciwością, zdzierał poddane rządom swoim kraje, i obrzydliwem łupieztwem ściągał na siebie nienawiść i wzgardę.
W tych zostawał zabawach i pracach, gdy nadjechali posłowie króla Partów zapytując, dla jakiej przyczyny w kraj ich zbrojno wkroczył, i czyli przedsięwziął wieść z nimi wojnę? Przerywając im mowę rzekł: « Dam odpowiedź w stolicy waszej. »
Odjechali z przegróżkami posłowie, Krassus ze swojej strony czynił przygotowania, i gdy wyszedł w pole, Artawasdes król Armenji przywiódł mu sześć tysięcy jazdy i jeszcze dziesięć tysięcy przystawić obiecał, pieszego zaś żołnierza trzydzieści tysięcy o własnym koszcie. Radził zatem, jako świadomy kraju, aby przez jego państwa do Partów się przybierał, a to dla tej przyczyny, iżby góry i zle w drodze przeprawy ominął, i miał dla wojska dostatkiem żywności i wszelkie wygody. Ale Krassus nie słuchając takowej rady, obrał drogę przez Mezopotamią dla złączenia się ze swojemi, którzy tam na niego oczekiwali; o czem gdy się dowiedział Artawasdes wraz z wojskiem do siebie wrócił.
Siedm legij, cztery tysiące jazdy, i tyleż lekkiego żołnierza w przedniej straży miał Krassus, a trzymając się brzegów Eufratu coraz się ku nieprzyjaciołom zbliżał. Gdy do mostu przyszedł, który był dawniej zgotować kazał, odradzono mu zapuszczać się dalej w stepy dzikie, gdzieby żywności nie znalazł, trzymając się zaś brzegów rzecznych, na niczemby wojsku nie schodziło. Ale wódz Arabów Aryamnes, który był właśnie wtenczas do obozu przybył, przekupiony od Partów, sprzeciwił się takowym radom, szło więc wojsko za przewodnictwem owego zdrajcy w pola puste i nieżyżne; a gdy w owej dziczyźnie śladu nawet ludzkiego nie znajdowano, mówił Aryamnes, iż to było znakiem strachu Partów, którzy w trwodze nie śmieli kroku dotrzymać, a król ich opuściwszy własne siedliska, w Hirkanji i u Scytów schronienia szuka, wodzowie zaś jego Surena i Sillaces na to tylko zdaleka krążą, aby wstrzymywali cokolwiek postępujące ku sobie wojska rzymskie.
Surena, o którym wzmiankę czynił Aryamnes, mąż dzielny, w rycerskim kunszcie doświadczony, pierwsze w tym narodzie trzymał miejsce po królu, i ze wszech miar był godzien takowego stopnia, powagi i władzy. Jego więc przełożył nad wojskiem swojem król Partów Hyrodes; przekupił on Aryanma, i uwiadomiony o wszystkich obrotach rzymskich, pomykał się umyślnie wgłąb, aby ścigający coraz więcej przykrości doznawali w przechodzie przez kraj piaszczysty i pusty podczas największych upałów.
Znudzeni nieczynnością i widokiem jednostajnie dzikim, utrudzeni pracą, zmorzeni pragnieniem i głodem żołnierze, coraz bardziej tracili i siły i chęć do dalszej podróży; brak żywności zmniejszył liczbę wielbłądów, koni i innych bydląt, które tak licznemu wojsku potrzebne były. Wszystko przeświadczać powinno było Krassa o zdradzie przewodnika, najbardziej zaś to, gdy Artawasdes dał mu znać, iż król Partów wkroczył w kraj jego, a zatem nie mogąc słać przyobiecanych posiłków, radził, aby się ku Armenji zbliżył, a tam dopiero złączywszy wspólnie siły, łatwiej nieprzyjaciela pokonają. Dodawał i to, iż jeżeli rady jego usłuchać nie zechce, niech przynajmniej strzeże się miejsc otworzystych, gdzie jazda Partów, w której najwięcej mają zaufania, rozpostrzećby się mogła. Krassus zamiast odpisu ustną dał odpowiedź : Iż nie ma czasu zatrudniać się teraz Armenią : « pójdę ja tam (dodał) ale po to, abym zdrajcę Artawasda przykładnie ukarał. »
Nad rzekę Balissus przyszli Rzymianie, gdy dano znać, iż Party się zbliżają, i już straże ich przednie zaczynały się pokazywać. Stanęło wojsko w gotowości, i dały się widzieć wkrótce liczne i świetne hufce, któremi sam Surena dowodził. Niecierpliwi w zapalczywości, tak długo wstrzymanej, uderzyli zaraz na nieprzyjaciela Rzymianie; a gdy według zwyczaju swego zdawały się Party ustępować z placu, wzmogła się tak dalece ochota w ścigających, iż rozpierzchnąwszy się z szyków hurmem bez żadnego porządku za nimi biegli. Zebrali się natychmiast do kupy, niby uciekający Partowie, i wpadłszy razem na goniących z wielką ich nawzajem stratą odparli. Jak mogli przychodząc lubo z ciężkością do szyku, wytrzymywali Rzymianie coraz liczniejsze Partów najście, ale gdy poczynali w odporze słabieć, słał Krassus rozkaz do syna, którego był na skrzydle postawił, aby nieodwłócznie szedł swoim na pomoc; lecz ten na około obskoczony bronił się i opierał mężnie przewyższającej nierównie liczbie nieprzyjaciela. Już był niektóre półki pokonał i rozproszył, lecz że wielu ze strony jego legło, nie zdołał przebić się przez niezmierną mnogość coraz świeżo przybywających Partów, ranny nakoniec śmiertelnie gdy już bronią władać nie mógł, dobić się swoim rozkazał. Przeniósł śmierć nad niewolą młodzieniec wielkich przymiotów i nieporównanej waleczności.
Od samychże Partów, którzy głowę uciętą młodego Krassa zatknąwszy na proporzec wojsku rzymskiemu ukazywali, dowiedział się Krassus o śmierci syna swojego; chociaż więc przeraził ten widok nieszczęśliwego ojca, wzmógł się jednak, i dodawał swoim serca, a pełen żalu i rozpaczy sam się narażając na niebezpieczeństwa odparł Party, i lubo z znaczną stratą wrócił do obozu. Tam gdy wszedł do swego namiotu padł na ziemię jęcząc, i w tym go stanie znaleźli namiestnicy Oktawiusz i Kassyusz. Chcieli wzmagać i cieszyć, ale widząc, iż wszystkie ich usiłowania, namowy i prośby próżne były, przywoławszy starszyznę złożyli radę, i postanowili tejże nocy zwrócić się ku Eufratowi, ale inną niż tą co przyszli drogą, w którejby żywność i wygody dla wojska znaleźć się mogły. Wyszli więc nieodwłócznie z obozu zostawując w nim chorych i rannych, których wieść z sobą nie można było.
Obronną ręką szło wojsko w powrocie, i zbliżyło się ku Karrom. Rządca tamtejszy skoro się o klęsce Krassa dowiedział, wyszedł przeciw niemu i do miasta wprowadził. Spoczęli tam nieco Rzymianie, a Party tejże nocy opanowawszy obóz, pozostałych w nim, których do czterech tysięcy rachowano, wyrżnęli, wielu rozproszonych po drodze zabrawszy w niewolą.
Gdy się dowiedział Surena, iż Krassus zamknął się w Karrach, szedł tam spieszno z ludem swoim, a niechcąc szturmem dobywać twierdzy, ile że do tego i sposobu wojowania Party nie były przywykłe, słał posły do wodza rzymskiego, wzywając go do wspólnej rozmowy, w którejby o przyszłej ugodzie mówić z sobą mogli. Przestał na takowem żądaniu Krassus; ale gdy na miejscu swojem posłał namiestnika, odpowiedzieli wręcz Partowie, iż wprzód do ugody nie przystąpią, póki im sam Krassus w ręce oddany nie będzie.
Takowa odpowiedź dała poznać myśl Partów, i przywiodła Krassa do opuszczenia Karrów : szedł ku Armenji, ale zdradzony przez niejakiego Andromacha, który się przewodnictwa podjął, zaprowadzonym został między błota i trzęsawiska. Nie śmieli i tam jeszcze natrzeć Partowie na Rzymiany, zdaleka tylko rzucając pociski. Bali się albowiem tym sroższego odporu, im w większej widzieli ich rozpaczy. Złączył się w tym czasie z Krassem Oktawiusz, i uderzywszy na Party znacznie ich porazili.
Widząc Surena iż wstępnym bojem nie można było pokonać Rzymiany, udał się do podstępu, i wysłał znowu posły do obozu rzymskiego, a łagodniej już rzeczy biorąc przyrzekał, iż monarcha jego szczerze rzymskiej przyjaźni pragnie, i ma wolą wejść z nimi w przymierze. Nie zdało się Krassowi i radzie odrzucać takowego wezwania, i lubo oświadczenia mogły być nieszczere, w tak okropnym, w jakim się znajdowali stanie, ten już sposób jedyny do odwrócenia większego jeszcze nieszczęścia zostawał.
Mimo takowe wewnętrzne przekonanie trwała rada w niejakiej wątpliwości, coby czynić należało, ale okrzyk żołnierzy nie mogących już dalej znieść trudów i pracy, przymusił Krassa jechać na miejsce, które był ku wspólnej zmowie Surena wyznaczył. Nim jednak z obozu wyszedł, obróciwszy się do tych, którzy go otaczali, rzekł : « Oktawiuszu! Petroniuszu! namiestnicy moi, i wy starszyzno i żołnierze, którzy tu przytomni jesteście, widzicie, iż mnie ostatnia potrzeba przymusza do tej podłości, której uniknąć chciałem, a której wy teraz świadkami jesteście. Ale gdy powrócicie do ojczyzny, powiedźcie braciom naszym, iż Krassus opuszczony od swoich, zdradą nieprzyjacielską zginął. »
Szedł zatem do Sureny. Pierwsi z Partów, którzy mu drogę zaszli, zsiadłszy z koni pozdrowili go z wielkiem uszanowaniem, mówiąc, iż wódz ich wraz ze swojemi bezbronny na Krassa czeka. Na to odpowiedział : « Kto wśród nieprzyjaciół życie swoje niesie, o broń się ich nie pyta. » Wysłał natychmiast dwóch Roscyuszów braci, aby ułożyli wprzód, jakim sposobem układać się rzeczy mają.
Gdy postrzegł Surena, iż Krassus szedł piechotą, posłał mu konia z bogatem siedzeniem prosząc, aby na niego wsiąść raczył : gdy to uczynił, otoczyli go zewsząd Partowie, i wieźć z sobą rychlej poczęli. Widząc to Oktawiusz wstrzymywał konia i odpychał cisnących się, wszczął się zatem tumult, a gdy się coraz bardziej wzmagał, dobywszy oręża, najzuchwalszego z Partów, który mu lejce z rąk wyrywał, zabił Oktawiusz, samże od innych zabity : a z nim i Krassus, tak jak siedział na koniu, z tyłu wskroś mieczem przebity, poległ.