Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Lukullus

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Lukullus
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


LUKULLUS.

Dziad Lukulla Licyniusz był konsulem, matki jego bratem był Metellus, od pokonanych nieprzyjaciół w Afryce zwany Numidyjskim.
W krasomowstwie taki w młodym jeszcze wieku postęp uczynił, iż go w tej pierwszej porze już między najcelniejszymi liczono. Dał wielokrotnie dowody talentów swoich, gdy stawał u sądów broniąc obywatelów lub oskarżając winowajców, tych osobliwie, którzy przeciw ustawom publicznym wykraczali. Szedł w tej mierze za powszechnym od samych pierwiastków wprowadzonym do Rzymu zwyczajem, gdzie młodzież zacna tym sposobem torowała sobie drogę do najwyższych stopniów.
Że zaś i rytmy dobrze składać umiał, oznacza wierszem opisana przez niego wojna Marsów, dzieło które do naszych czasów nie doszło.
Miłość braterska osobliwszym sposobem w nim się wydawała. Z tej pochodziło, iż lubo kilką laty starszym był od brata swojego, a przeto prędzej doszedł lat, prawem przepisanych do sprawowania urzędów; zatrzymał się jednak ze staraniem o nie, póki czas i na młodszego nie przyszedł. Miła była ludowi rzymskiemu takowa względność, przeto obudwóch razem Edylami obrał.
Pierwsza wojenna jego wyprawa była przeciw Marsom : przywiązał się potem do Sylli, i gdy ten wiodąc wojnę przeciw Mitrydatowi, założył w Peloponezie mennicę, jemu przełożeństwo nad nią powierzył : stąd poszło, iż bite wówczas pieniądze pospolicie Lukullianami nazywano.
Gdy Sylla obległ Ateny, a brakło mu na żywności, wysłał go do Egiptu. Lubo czas był przeciwny żegludze, nie zważając nu niebezpieczeństwo puścił się tam; przyjęty wspaniale od króla Ptolemeusza tak go układnością swoją zniewolił, iż na odjezdnem dał mu w pierścieniu wyryty na szmaragu bardzo kosztownym swój portret, i własnemi go okrętami odesłał. Udał się z Egiptu do Cypru i innych wysp przyległych, gilzie obfite biorąc zapomożenia za sprawiedliwą ugodą, z wielkim dostatkiem rozmaitego zboża do Sylli powrócił.
W dalszym przeciągu wojny Mitrydatowej będąc przełożonym nad flotą, nie daleko wyspy Tenedos Neoptolema wodza królewskiego, acz mocniejszego, na morzu w bitwie pokonał.
Gdy się Sylla do Rzymu wracać musiał, dla dania odporu własnym nieprzyjaciołom, zostawił namiestnikiem swoim Lukulla w Azyi. Tam wybierał nałożony przez wodza podatek dwudziestu tysięcy talentów, a choć był wielce uciążliwy, potrafił w to łagodnością swoją, iż jeźli go zmniejszyć nie mógł, uczynił przynajmniej znośnym. Gdy zaś mimo usilne staranie jego, sprzyjający dawniej Maryuszowi obywatele Mityleny grozili odporem, przymuszony był uśmierzyć takowy zapał; szedł więc przeciw nim, i pokonawszy w bitwie, do poddania się przymusił.
Nastały potem owe pamiętne zatargi między Syllą a Maryuszem, ale on żadnego w nich uczestnictwa nie miał, statecznie albowiem przez cały ciąg tak sprośnych a okropnych działań, w Azyi przemieszkiwał; w czem roztropność okazał, a bardziej usłużył mu szczęśliwy los jego, gdy on jeden prawie z celniejszych Rzymian, w owe nieszczęsne czasy nienaruszoność życia, sławy i cnoty zachował.
Statecznym się zawsze ukazał względem Sylli, któremu był pierwiastki szczęścia swojego winien, a ten szanując wierność w przywiązaniu, i rzadki, bo prawdziwie wdzięcznego przykład, nie przestawał mu dobrze czynić. Wiedząc zaś, jak w naukach był biegłym, i w stylu wytwornym, dzieje własne których był sam osnowę ułożył, jemu przypisał; przy końcu zaś życia dał dowód, jak go szacował, gdy naznaczył go opiekunem małoletnigo syna, którego po sobie zostawiał.
Wkrótce po śmierci Sylli konsulem został wraz z Markiem Aureliuszem Kottą; a gdy losem przyszło wyciągać kraje, któremi zawiadować mieli, dostała mu się ta część Gallji, którą zwano wówczas za Alpami. Przeciw myśli jego było to zdarzenie, ile że tam wszystko było w spokojności, Pompejusz zaś dostawszy Hiszpanią, wojnę tam znalazł, a zatem sposobność do zyskania coraz większej wziętości i sławy, do czego obadwa na wzór innych obywatelów, zwłaszcza ile wychowańcy Sylli, zmierzali.
Śmierć Oktawiusza rządcy Cylicyi wzbudziła żądze Lukulla, aby się o następstwo po nim starał, ile że ten kraj przyległy był Kappadocyi, dzierżonej wówczas przez Mitrydata, z którym pragnął wojować. Stanął więc w liczbie starających się : zyskał i urząd i wojowanie, wespół jednak to drugie czynić miał z Kottą przełożonym nad morskiemi siłami.
Z legią naprędce zebraną udał się natychmiast do Azyi, i tam znalazł wojsko, już na siebie czekające, nie w tym jednak stanie, w jakim go mieć pragnął. Bylito żołnierze zbyt długiem bawieniem w Azyi rozpieszczeni, do zbytków przywykli, krnąbrni i zuchwali, ci zaś z nich najbardziej, którzy zabiwszy własnego wodza Flakka z porady Fimbryi, tegoż samego, który potem nad nimi rządy objął, haniebnie odstąpili i śmierci jego stali się. przyczyną. Ale te buntownicze hufce zachowywały sławną otrzymanemi nad Mitrydatem zwycięztwy dzielność, i wcale różniły się od współtowarzyszów swoich, w Cylicji i w jej okolicach stanowiska mających.
Ciężką i niepodobną prawie zdawała się być praca użyć, ułagodzić i wprawić w karność, przyzwyczajone umysły do zbytku i zbrodni; ale potrafił zabieżeć złemu czuły i roztropny wódz; czegoby surowość i największe usilności wysilenie nie sprawiło, cierpliwa łagodność do skutku przywiodła. Zyskując serca, zmiękczył umysły, i tak ku sobie skłonił, iż pewnym został o najściślejszem wypełnieniu rozkazów swoich.
Stan rzeczy w Azyi naówczas był takowy : Mitrydat przedsięwziąwszy wojnę z Rzymianami gotował się do niej. Niezmierne zbierał wojska, i opatrywał je w rynsztunki świetne i kosztowne : obóz jego miał postać razem ogromną i wspaniałą; niezliczone tłumy służących i niewolników mnożyły jego okazałość. Ale gdy zawiedziony w nadziejach poznał, iż nie zwierzchnia postać, ale dobroć rynsztunków, i co najistotniejsza, dzielność osobista dała Rzymianom zwycięztwo; własną nauczony szkodą odmienił dawny obyczaj, a naśladując zwycięzców, kształtem ich, żołnierzy swoich uzbrajać i ćwiczyć począł. Wzmógł się zatem istotnie, i zebrał bitnego żołnierza sto dwadzieścia tysięcy pieszych, jazdy szesnaście. Okrętów niezłoconych ale mocnych i zbrojnych wielką miał liczbę.
Gdy porę sposobną do wykonania zamysłów swoich upatrzył, napadł na nieprzygotowaną Bitynią, i natychmiast jako dawnemu dzierżycielowi z ochotą miasta pootwierały bramy; ile że przykre im było jarzmo rzymskie dla wielości podatków, i zdzierstwa tych, którzy je wybierali z nałożenia Sylli.
Szli naprzeciw Mitrydatowi z osobnemi wojskami konsulowie: chcąc zaś Kotta uprzedzić we zwycięztwie Lukulla jako najspieszniej ku Bityni dążył, i nie zważając na sił zbyt wielką nierówność, lądem razem i morzem wpadł na nieprzyjacioły; ale i na lądzie i na morzu zuchwałość niewczesna odniosła karę; zwyciężony haniebnie ledwo się z resztą niedobitków w Chalcedonie oparł i schronił. Widząc go tam ze wszystkich stron ściśnionego i bez żadnej prawie nadziei Lukullus, z największym pospiechem szedł, aby go wyzwolił. Ale nim przyszło do tego, wojsko które miał wieść, urażone na Kottę o to, iż mu wydrzeć chciał zaszczyt zwycięztwa, sprzeciwiło się żądaniom wodza chcąc raczej, aby je wiódł w głąb kraju i do samej stolicy Mitrydata. Nie przemogło jednak takowe sprzeciwienie statecznego w przedsięwzięciu Lukulla. Zgromadziwszy żołnierzy przełożył im, i stawił przed oczy honor Rzymu i niebezpieczeństwo współbraci, z tem się nakoniec oświadczając, iż szacowniejsze jest u niego życie jednego z obywatelów, niż wszystkie z nieprzyjaciół zdobycze i korzyści. Że zaś zbieg od Mitrydata, niegdyś wódz jego wojska Archelaus, przekładał mu, iż skoroby stolicy dostał, łatwo resztę pokona, odpowiedział : « Złyto myśliwiec, co łożysk szuka, a zwierza nie tropi. » Dał zatem rozkaz zgromadzonemu wojsku iść prosto na Mitrydata, i stoczyć bitwę, skoro go znajdą.
Zeszły się wkrótce wojska, a naówczas ujrzeli Rzymianie wydatne i liczne wojsko Mitrydatowe; szczęk oręża i odgłos rozlicznych narodów, które z sobą wiódł, przerażały słuch ogromnym wrzaskiem : dobre zaś rozporządzenie oznaczało odważnych żołnierzy, a zatem waleczny i godzien rzymskiego zapału odpór. Gdy z obu stron stały wojska naprzeciw siebie, a wodzowie czekali na sposobną porę ku zaczęciu bitwy, przywiedziono do Lukulla pojmanego żołnierza. Pytał go, wiele żywności w namiocie swoim zostawił? Kilku innym pojmanym gdy podobne czynił pytania, zmiarkował, iż nie więcej nad trzy, lub cztery dni mógł tam swoich Mitrydat żywić. Postanowił więc wstrzymać się, pókiby nie był głodem przymuszony do zwrotu; sam zaś lubo dostatecznie opatrzony, więcej się jeszcze w żywność przysposobił.
Ruszył trzeciego dnia, tak jak Lukullus przewidział, Mitrydat, a chcąc ukryć odejście, w nocy obóz porzucił.
Przestrzeżony o zamysłach nieprzyjaciela szedł za nim tejże nocy, a że była ciemna, na idących nie nacierał, lecz ścigając zblizka dał się im zbliżyć ku Cyzykowi, gdzie się byli Rzymianie zawarli : tam zaś stanowiska osadził nie daleko wsi zwanej Tracea, koło której wiedział, iż miał być dowóz żywności dla nieprzyjaciela. Naówczas tę, którą był zrazu zapalił, hamował w swoich chęć do bitwy, przekonany, iż zwłoką najlepiej nieprzyjaciela pokona, a swoich oszczędzi.
Skoro dzień nastał, Mitrydat morzem i lądem przypuścił szturm do Cyzyku. Bronili się mężnie oblężeni, lubo nie wiedzieli jeszcze o tem, iż im Lukullus przyszedł na pomoc. Chociaż albowiem okazywał się im zdaleka obóz rzymski, żołnierze Mitrydatowi udawali przed nimi, iż to drugie jeszcze wojsk stanowisko, przybyłych Mitrydatowi na pomoc, złożone z Ormianów i Medów, których król tamtejszy Tygranes przysłał. Takowe codzienne powtarzania, bardziej niż chełpliwe pogróżki, wiodły prawie do rozpaczy oblężonych; gdy wysłany od Archelausa, znajdującego się w obozie Lukulla, Demonax przekradł się do miasta, i oznajmił, iż ten który mieli przed oczami obóz, był rzymski, i w nim znajdował się Lukullus, przybyły na odsiecz. Zrazu nie chcieli, a raczej nie śmieli wierzyć tak pożądanej wiadomości, mniemając, iż to był fortel dla uśmierzenia rozpaczy. Ale gdy wzięty od nieprzyjaciela młodzieniec jeden z Cyzyku dostał się nazad, i potwierdził, co Demonax opowiedział, powzięli nadzieję, i niezmierną radością napełnieni zostali.
Nie daleko oblężonego miasta było jezioro zwane Dascylitydes, przy którem znalazłszy dość spore czółna Lukullus, jedno z nich lądem na brzeg morza przyciągnąć kazał, i napełniwszy swoim ludem do Cyzyku przesłał. Lubo małe to było dla Cyzyczanów wsparcie, przyjęli je z weselem, i tym dzielniej wzmogli się w odporze.
Że bronił Lukullus przywozu żywności do obozu nieprzyjacielskiego, coraz bardziej głód w nim dokuczał. Widząc zatem Mitrydat, iż próżno czas w nieskutecznem oblężeniu trawi, a w niebezpieczeństwo coraz większe podaje się i naraża; gdy się był nieco oddalił Lukullus, sprzęty i rynsztunki mniej zdatne z częścią wojska wyprawił do Bitynji, nakazując, aby jak najwięcej żywności do obozu przystawiono. Skoro się o tem wysianiu Lukullus dowiedział, szedł w pogoń, zaczekał potem pókiby nazad z żywnością nie powracali. O czem gdy powziął wiadomość, zastąpił im na drodze, i rozproszywszy snadno, sowitą zdobycz zyskał. Piętnaście tysięcy niewolnika dostali wówczas Rzymianie, sześć tysięcy koni, bydła i żywności wielki dostatek.
Straciwszy po owej klęsce ostatnią nadzieję zdobycia Cyzyku Mitrydat, o swojem już tylko ocaleniu myślał, a gdy jeszcze powziął wiadomość, iż Arystonik, któremu był flotę powierzył, zdradą swoich w ręce się Rzymianom dostał, morzem uszedł. Lądowemu wojsku, gdy się zpod miasta wracało, zastąpili Rzymianie nad brzegami Graniku, i gdy przyszło do bitwy, po niejakim odporze zupełnie znieśli. Jak wieść powszechna niosła, w tej nieszczęśliwej wyprawie blizko dwa kroć sto tysięcy Mitrydat ludzi swoich utracił.
Wróciło zwycięzkie Rzymian wojsko do oswobodzonego Cyzyku; nie długo tam bawił Lukullus, i opatrzywszy miasto puścił się na morze. W tej żegludze niedaleko Ilium trzynaście zbrojnych nieprzyjacielskich okrętów dostał, i wodza Izydora wziął w niewolą. Udał się zatem ścigając zbiegłego Mitrydata ku brzegom Czarnego morza w nadziei, iż go w Bitynji zastanie, gdzie już był przed sobą wyprawił Bakoniusza, aby go w ucieczce miał na oku. Ale ten trawiąc czas w Samotracyi na igrzyskach obchodów uroczystych Cerery, opuścił porę dostania Mitrydata, który korzystając z takowej opieszałości, z rąk się Lukulla wydostał. W ucieczce sroga nawałność ledwo go o zgubę nie przyprawiła; gdy więc jedne z okrętów swoich pogrążone, drugie skołatane do żeglugi niezdatne widział, czółnem się wśród spienionych rozbujałego morza bałwanów rozpacznie puścił, i nad wszystkich mniemanie do portu Heraklei przypłynął.
Gdy już do takiego stanu przywiedziony byt ów groźny niegdyś samemu Rzymowi nieprzyjaciel, iż ledwo w zakątach państw swoich mógł mieć schronienie, nie ustał w ściganiu jego Lukullus, tej najpożądańszej dla sławy swojej zdobyczy niezmiernie chciwy. Mimo więc odradzanie swoich, przedsięwziął iść za nim do Pontu. Zrazu w takowej pogoni, ile przez kraje spustoszałe i dzikie, wiele od głodu i niewczasów ucierpiało wojsko. Chcąc zabieżeć niedostatkowi spędził niezliczone tłumy Galatów, których nieść żywność na barkach, w niedostatku powozów i koni, przymuszono; ale gdy się dalej w kraj żyżniejszy zapuścił, wzmógł żołnierzy i zasilił. Że jednak obchodząc się łaskawie z nieprzyjaciółmi, nie dawał na łup poddających się miast, szemrali na to i narzekali, iż im z rąk odbierał zasłużoną nagrodę po takich pracach i niewygodzie. Za złe mieli niewczesną, jak mienili, dobrowolność, która pobłażaniem niedość upakarzała zwyciężonych, a zysk należyty odbierała zwycięzcom.
Czas zimowy gdy nadszedł, strawił go po większej części w oblężeniu Amizu, miasta wielce obronnego; i to mu za złe miano, iż szturmu nie przypuszczał, jakby nie chciał zdobyczą wojska zasilić. W porze wiosennej z częścią wojska zostawił pod oblężonem miastem Murenę namiestnika, sam zaś szedł przeciw Mitrydatowi, o którym się był dowiedział, iż obóz rozłożył w dolinach Kabiru, czekając tam na Rzymiany. Miał, jak powiadano, doświadczonego żołnierza czterdzieści tysięcy piechoty, jezdnych cztery tysiące.
Stanęły przeciw sobie wojska; a gdy w kilku małych potyczkach rozpędzili Rzymianie pierwsze straże, taką trwogą przejęte zostało Mitrydatowe, iż razem jakby za zmową, porzuciwszy okopy i szańce, obóz, rynsztunki, i cokolwiek w nim znaleźć się mogło, tłumami uciekali w zawody. Hamował zbiegów sam król i ich wodze, ale nie mogąc wstrzymać rozpierzchłej zgrai, sam tłumem uciekających zajęty byłby się pewnie w ręce Rzymianom dostał, gdyby muła zlotem obładowanego za sobą nie zostawił : gdy się albowiem nad rwaniem takowej zdobyczy zastanowili goniący, on tymczasem przesiadłszy się na rączego konia z rąk się ich wymknął. Dostał się Rzymianom ze wszystkiemi bogactwy obóz nieprzyjacielski, ale ta korzyść nie nagrodziła straty wyzwolonego króla. I to wielce boleśno było wówczas Lukullowi, iż Kallistrata sekretarza Mitrydatowego żywcem dostać nie mógł. Gdy się albowiem znaleziony w obozie do Lukulla prowadzić kazał, postrzegłszy trzos złota, który na sobie miał, zabili go żołnierze.
Po tak strasznej klęsce, z resztą, których jeszcze zebrać mógł swoich, udał się Mitrydat do Armenji, gdzie zięć jego Tygranes panował. Lukullus zaś coraz dalej za nim postępując posiadł Chaldeą i Tybarenę, a wkroczywszy w Armenią, słał poselstwo do Tygrana dopominając się, aby zbiegłego Mitrydata wydał : sam zaś wrócił się do Amizu, którego dotychczas jeszcze oblężenie trwało. Przyczyną tak długiej zwłoki była waleczność obrońcy Kallimacha, któremu dotąd Rzymianie wydrzeć powierzonej twierdzy nie mogli; ale świeżo przybyły Lukullus zdobył nakoniec po natarczywym szturmie : dostać jednak Kallimacha nie mógł, zapaliwszy albowiem wprzód miasto przebił się przez oblężeńce, i życie uniósł. Spłonął w ogniu Amiz, a gdy weń wszedł Lukullus, z żalem do swoich wielokrotnie powtarzając mówił : iż w tem najbardziej szczęśliwym być Syllę uznawał, gdy zdobywszy Ateny ochronić je mógł, jemu zaś nie pozwolił los przeciwny takowego użycia, ale go podobnym Mummiuszowi czynił, który patrzył na popioły Koryntu. Czego więc w czasie zdobycia uiścić nie mógł, później starał się wykonać; sprowadził z okolic rzemieślników, którzyby pogorzałe budynki naprawili i wznieśli, zbiegłe mieszkańce zgromadził, i ile mógł, wracał do własności. Grekom, którzyby tam osiadać chcieli, wiele gruntów przyległych nadał, zgoła wszystko czynił, iżby owe niegdyś dostatnie i ludne miasto powstać mogło, nie żałując na to i kosztu i pracy. Nie dość jeszcze mając na tem, każdemu z mieszkańców, którzy powracali, dawał odzieże przystojne dawnemu ich stanowi, i znaczne w pieniądzach zapomożenia. Dał uczuć chwalebnym przykładem, jak srogość wojny, jeźli odwrócić jej nie każą surowe losu zdarzenia, ludzkość zwycięzcy słodzić przynajmniej może.
Wrócił potem do Azyi, i zastał w wielkim nierządzie te krainy, które w dzierżeniu namiestnikom zostawił. Miasta nieznośnemi przez Syllę nałożonemi podatkami zniszczone były, ci którzy je wybierali, nielitościwie obchodzili się, aby mogli i należytość skarbowi przystawić, i dla siebie zysk znaleźć. Gdy głębiej wejrzał w te niegodziwe poborców działania, pokazało się jawnie, iż ogólną summę dwudziestu tysięcy talentów nałożonych, we dwakroć kraj zapłacił, lichwiarze zastępujący niby mieszkańców, tyleż, a prawie więcej jeszcze z nich zdarli.
Przyszły pod sąd jego rozliczne stąd wynikające zażalenia : karał winowajców, i ile możności przymuszał do oddania kradzieży : zagradzając zaś na potem drogą niegodziwym zyskom, resztę przynajmniej majątków obywatelskich ocalił i zabezpieczył. Dzieło to sprawiedliwe i ludzkie przyniosło czulszy zysk nad tryumfy, błogosławieństwo ludu; ale wznieciło nienawiść zdzierców, sprawiło u swoich zrazu odrazę i niechęć, nakoniec nieprzyjaźń i chęć zemsty nieprzebłaganą. Lecz prawy ten mąż i na skargi i na przegróżki mniej dbał, czyniąc powinność swoję, i na to się tylko jedynie oglądał, w czem mógł nie obrażając cnoty, służyć ojczyźnie swojej.
Appiusz Klaudyusz posłany do Tygrana, gdy przybył do Antyochji, zastał rozkaz, aby się tam zatrzymał, i czekał na przybycie króla. Przybył wkrótce i wezwał Appiusza; ten opowiedział zlecenie dane sobie od Lukulla aby Mitrydata wydał, inaczej wojnę Rzymian na siebie ściągnie. Pierwsza to była śmiała odezwa, którą dumny Tygran w życiu swojem usłyszał. Lubo więc znać było można z postaci i twarzy jego, jak był wzruszony, udając jednak obojętność, z uśmiechem niby i wzgardą rzekł : iż Mitrydata nie wyda, a jeźli go Rzymianie zaczepią, nie zbędzie mu i sił i sposobów do odporu.
Odszedł z takową odpowiedzią Appiusz, i udał się do wodza Tygran zaś zaczął się o przyszłej wojnie naradzać z Mitrydatem i wspólnie przygotowania do tego należyte czynili.
Dowiedziawszy się o przedsięwzięciu Tygrana Lukullus, powrócił do Pontu, i miasto Synopę opanował. Tam gdy zostawał, przybyli do niego posłowie od Machara, syna Mitrydatowego, który mu słał wielkie dary prosząc o pokój; otrzymał go. Zakończywszy więc z tej strony zwycięzką wyprawę, zostawił w Poncie namiestnika, sam zaś szedł przeciw Tygranowi.
Zdał się wielom mniej rozmyślny takowy zamysł, zwłaszcza iż kraj gdzie szedł, dotąd był nieznajomy, a jak mówiono, do przejścia trudny, nieprzyjaciel zaś w siły zamożny, a żołnierzy niekarnych i mniej przywiązanych do siebie wiódł na tę wyprawę. W Rzymie zle tłumaczyli takowy krok nieprzyjaciele jego; wmawiali więc w lud lekkowierny, iż w wojnach, które wszczynał, nie tak pożytku ojczyzny, jak własnej sławy szukał, a raczej pod tym pozorem ukrywał chęć przedłużenia władzy i zarobku.
Rozlany był Eufrat szeroce, i do przebycia niepodobny, gdy nad brzegami jego Lukullus stanął, co go wielce obeszło : nie miał albowiem na pogotowiu tyle statków, iżby wojsko na drugą stronę rzeki wygodnie przeprawić było można. Szczęściem jednak nadzwyczajnem, a jak sami mieszkańcy owej ziemi twierdzili, ledwo do wierzenia podobnem, tejże samej nocy tak nagle spadły wody, iż nazajutrz w bród bez szwanku żadnego całe wojsko tę wielką rzekę przeszło.
Równe szczęście posłużyło w przeprawie Tygru : coraz więc spieszniej postępując wszedł w góry Tauru, i te przeszedłszy znalazł się w żyżnych dolinach samejże Armenji.
Pierwszy, który o wejściu Rzymian dał znać Tygranowi, głową śmiałość przypłacił, tak mu się rzecz niepodobną być zdała. Ale gdy coraz gęściejsze o ich zbliżaniu wieści dochodziły, i już widzieć prawie było można z obozu jego, pożary z zapalonych okolicznie wsi i miasteczek, ośmielił się nakoniec niejaki Mitrobarzanes donieść mu o tem, i natychmiast odebrał rozkaz, aby wziąwszy z sobą trzy tysiące jazdy i pieszych podostatkiem, szedł z tymi ludźmi, i złapawszy Lukulla, przyprowadził go w kajdanach do obozu.
Szedł na wykonanie dumnego rozkazu posłuszny namiestnik. Lukullus przeciw niemu Sextyliusza wyprawił. Za pierwszem spotkaniem Mitrobarzanes utracił życie, a jego ludzie śpieszną ucieczką swoje unieśli.
Za wieścią o przegranej cofnął się Tygran, i odstępując od stolicy zmierzał ku górom. Lukullus odsłonioną stolicę obiegł w tej nadziei, iż powróci na odsiecz, zwłaszcza iż tam miał skarby swoje. Stało się tak; wkrótce ujrzano niezmierne tumany, które oznaczały zbliżanie się wojsk od gór przybywających.
Niezmierna obszerność taboru i stanowisk oznaczała, jak wiele zbrojnego ludu wiódł z sobą Tygran; dostatek i przepych wydawał się na wszystkie strony : śklniły się od złota rozłożyste namioty, blask świetnej broni przerażał oczy, a oblężeńcy wzmożeni pożądanym widokiem radośnemi okrzyki witali przybyłych. Jak się potem okazało, miał Tygran sto pięćdziesiąt tysięcy pieszego żołnierza, pięćdziesiąt tysięcy jazdy, z których siedmnaście w świetne zbroje przybrani byli; procarzów rachowano do dwudziestu tysięcy, a trzydzieści pięć tysięcy rzemieślników i czeladzi, stojących w szyku na tyle, powiększały widok tak ogromnego wojska.
Nim przyszło do bitwy, zwołał Lukullus ku radzie namiestników swoich; jednych było zdanie trzymać się oblężenia, drugich iść prosto na nieprzyjaciela; on wysłuchawszy mówiących rzekł, iż obojej rady usłucha. Jakoż sześć tysięcy zostawił przy mieście, sam z dziesiątkiem, który mu został, dał hasło ku bitwie.
Szli ochoczo Rzymianie : patrząc na tak małą garstkę zbliżających się ku sobie Tygran rzekł : jeźli z poselstwem, zbyt wiele; jeźli do boju, nadto mało. I gdy trwał jeszcze śmiech i żarty, owa mała wzgardzona rzesza, tak śmiało wpadła na pierwsze straże, iż ledwo się zebrać wojsko do szyku mogło. Przebywał wówczas rzekę Lukullus : ostrzegł go jeden z namiestników, iż złą porę do bitwy obrał, dzień to był albowiem klęski poniesionej od Cymbrów : « Więc ja ten dzień naprawię » zawołał, i skoro się przeprawił, szedł swoim na pomoc, którzy już byli bitwę wszczęli, a przebiwszy się przez pierwsze szyki, pomykali się ku dalszym. Skoro ujrzał szczęśliwe pierwiastki, dobywszy oręża leciał z pośpiechem tam, gdzie największy był chrzęst zbroi i szczęk oręża : wszczął się bój żwawy i srogi, przemogła liczbę nakoniec waleczność. Owe niezmierne tłumy własnem się mnóztwem zaczęły nękać, pierzchnęły nakoniec, i okryły pobliższe doliny i wzgórki. Jazda mięszała piechotę, a gdy w okropnym i gęstym tumanie, ani głosów przywódczych słyszeć, ani widzieć wodzów własnych nie mogli, każdy gdzie mógł, schronienia szukał : z pierwszych był Tygran ze strażą, która go otaczała.
Niezliczona moc ludzi Tygranowych na placu legła : spracowani zwyciężcy dali reszcie uciekać. Obóz bogactw pełen dostał się w zdobycz, a wkrótce i sama stolica, którą Tygranocertą zwano.
Zabawił odpoczywając wojsku przez czas niejaki w zdobytem mieście Lukullus, a że tam bardzo wielu wybornych muzykantów, malarzy, snycerzów, i wszelkiego rodzaju rzemieślników zastał, sprawiał ku zabawie swoich wspaniale igrzyska. Jak zaś w Amizie, taki tu wylał się zupełnie na okazanie sprawiedliwości i względów dobroczynnych; milsza mu była albowiem stąd sława, niż ze zwycięztw, które częstokroć przypadek, a zawsze wielu wspólników przyłożenie działa.
Takowemi postępki zyskał powszechną miłość i wielkie cnoty swojej poważenie. Narody rozmaite dobrowolnie garnęły się do niego: Sofianie, Gordyany, Araby ubiegały się do hołdownictwa. Król Partów słał posły do obozu rzymskiego żądajac przymierza; ale że był toż samo względem Tygrana uczynił, i pomoc mu obiecywał, byleby mu Mezopotamji ustąpił, uwiadomiony o takowym kroku Lukullus nie przyjął poselstwa, i zamyślił wojnę mu wypowiedzieć. Co ażeby w czasie tym dogodniej udziałać mógł, rozkazał Sornacyuszowi, którego był w Poncie zostawił, ażeby mu wojsko swoje przywiódł: ale żołnierze tamtejsi zasiedzieli w wygodnych stanowiskach, a z dawna krnąbrni i skłonni do buntu, natychmiast oświadczyli się, iż Pontu bez straży odbiegać nie należało, a że ta straż im była poruczona, rzucać jej nie myślą, i raczej wypowiedziawszy służbę do domów się rozejdą, niżliby mieli iść tam, gdzie ich prowadzić chciano, bez wiedzy Rzymu i mimo ich wolą.
Bunt żołnierzy Sornacyuszowych w równą i wojsko Lukulla wprowadził niesworność; obawiając się więc gorszych jeszcze skutków zaniechał z żalem przedsięwziętej wojny z Partami, i udał się za Tygranem ścigając go w ucieczce. Ale gdy wszedł w kraj górzysty, nagle spadłe śniegi tak zraziły wojsko, iż dalej postępować nie chciało. Widząc zaś, iż wódz wszelkiemi sposobami chciał je przywieść do zadosyć czynienia woli swojej, zrazu przełożeniem ucisków i niewygód starali się miękczyć i nakłonić ku swemu żądaniu umysł jego; gdy zaś prośby nie pomogły, szemrać a zatem i grozić poczęli. Wrócił więc i wszedł w doliny kraju Mygdonów. Stołecznego miasta Nizybis, rządcą był Guras brat Tygrana, mąż w kunszcie rycerskim znamienity : po dość przewlekłem oblężeniu i żwawym odporze zdobył miasto, i dostawszy w niewolą rządcę, obszedł się z nim z wszelką ludzkością; nie tak czcząc rodowitość, jak mając baczenie na istotne przymioty jego : ale Kallimacha lubo walecznego, iż rzucając Amizę miasto zapalił, ukarał surowo, za to iż takowem okrucieństwem skaził mu sławę, którą naówczas zyskał.
Pomyślność Lukulla, władza którą przez tak długi przeciąg czasu piastował, niezmierne bogactwa które zebrał, obruszyły przeciw niemu współziomków, to mu zaś najbardziej zaszkodziło, iż obraził własnych żołnierzy. Nie dość albowiem, lubo z innych miar ludzki i względny, dogadzał im na wzór poprzedników swoich, którzy wiedząc iż na tem ich wzrost i przyszła wziętość najistotniej się gruntowała, mniej dbali na własne obowiązki i dobro publiczne, a dogadzając żołnierstwu, sobie słali drogę ku wyższemu wzniesieniu. Dla tej powszechnej odrazy szły oporem dalsze wyprawy, i cokolwiek potem przedsięwziął, wszędzie takowe znajdował trudności, iż bezskuteczne były zamysły jego. Powstali przeciw niemu w Rzymie krasomowcy, i tyle sprawili ustawicznem uwłoczeniem, iż nakoniec odjęto mu władzę, i następcą jego mianowany został Pompejusz.
Skoro go ta wieść doszła, zdał rządy wojska, i uczyniwszy potrzebne do przyszłego tryumfu przygotowanie powrócił do Rzymu, gdzie tak niechętnych ku sobie zastał, iż ledwo mógł otrzymać ten zaszczyt, na który z tak wielką i sławą i korzyścią dla Rzymu zasłużył.
Po odprawionym tryumfie gdy w Rzymie osiadł, obrócone były wszystkich na niego oczy, jakim sposobem używać będzie wziętości swojej. Senat żądał w nim wsparcia przeciw zbyt wzniesionemu Pompejuszowi, który ludowi sprzyjał : stan rycerski w nim także kładł nadzieję. Ale czyli przeczuwając, co się dalej stać miało, czyli obrażony niewdzięcznością współziomków swoich, czyli też jedynie po tylu pracach pragnący spoczynku i użycia tego, co prawnie zyskał; oddalił się od spraw publicznych, i w spokojności resztę wieku dokonać umyślił.
W przysłowie poszły Lukulla przepych i zbytki. Ogrody jego i pałace wtenczas nawet gdy Rzym w największej wspaniałości zadziwiał świat, nie traciły szacunku. Cesarze przebywali w gmachach, które on przy rozkosznych ogrodach swoich powystawiał.
Dóm jego w Rzymie, który wielkością, wspaniałością, wyborem kunsztów i gustu, wszystkie inne przechodził, stał otworem i swoim i przychodniom. Biblioteki z najszacowniejszych rękopismów złożone, każdego czasu zgromadzały tych, którzy z nich chcieli korzystać. Przyjmował z ludzkością, i podejmował hojnie przychodniów; a przechadzając się po wspaniałych przysionkach gmachów swoich, rad się zabawiał uczonemi rozmowami najznakomitszych wówczas mędrców, sam niemniej w naukach biegły. Nie żałował wydatków na wsparcie kunsztów i rozmnożenie oświecenia; wielu w domu utrzymywał, wszystkich zaś prawie czy uczonych, czy w kunsztach biegłych, w każdej potrzebie bronił i wspierał. Jemu winny nauki i rękodzieła tę doskonałość, do której wkrótce przyszły, i która potomne wieki zadziwia; i jeżeli zbytkiem gorszył, użyciem uczciwem i zdatnem niezmiernych bogactw, nagradzał zbyteczną, ile w równości jeszcze naówczas, okazałość.
W tak słodkim spoczynku syt sławy i użycia dokonał wieku, i w tem szczęsliwy, iż na zgubę ojczyzny nie patrzył.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.