Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Pelopidas

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Pelopidas
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


PELOPIDAS.

Słysząc razu jednego Katon stary o takim człowieku, który z niewypowiedzianą walecznością, a więc życia wzgardą w oczywiste narażał się niebezpieczeństwa, rzekł : « Wielka jest różnica miedzy tym, kto cnotę wielbi; a takim, co życiem gardzi. Nie jest albowiem rzeczą złą chronić się śmierci, gdy się to bez upodlenia stać może, a naganną wielce szukać jej, gdy życie niemiłe. » Nie bez przyczyny Homer bohatyrów swoich zawsze dobrze zbrojnych na placu stawia : dawne zaś prawodawstwa karały tych, którzyby niedotrzymali puklerza, a nie naznaczały kary, gdy im broń z rąk wypadła, dając znać przez to, iż przyzwoitsza jest rzecz bronić się, niż następować, tym osobliwie, którzy nad innymi mając władzę, przywadzą ich do boju. Stąd gdy Chares wódz dzielny u Ateńczyków, wyliczał przed ludem bitwy swoje, i okazywał blizny ran, których dostał; Tymoteusz nie mniej waleczny z temi się słowy ozwał : « Kiedym trzymał w oblężeniu miasto Samos, padł rzucony z miasta pocisk blizko mnie, i wstydziłem się bardzo, iż będąc wodzem, tak nieroztropnie podałem się w niebezpieczeństwo. » Zdarzają się okoliczności takowe, iż powinien się wódz sam osobą swoją zastawić, ale rzadkie są, a roztropność naówczas rozeznawać je powinna.
Nie bez przyczyny kładą się te uwagi na wstępie opisu życia Pelopidy i Marcella, wielkich wprawdzie bohatyrów, ale w tem nagannych, iż przez winę porywczości swojej, stracili życie z wielką szkodą własnej ojczyzny.
Pelopidas rodem był z Teb; odziedziczywszy w młodości znaczny majątek, dobrze go użył; zapomagał albowiem potrzebnych i ubogich, ale takowych tylko, którzy ubóztwa swego nie byli dobrowolną przyczyną.
Nad zwyczaj powszechny doznawał wdzięcznych, a przeto tym bardziej się ku dobroczynności zachęcał. Jedyny był prawie w liczbie ubogich współziomków jego Epaminondas, który ofiarowanych sobie darów przyjmować nie chciai. Gdy go więc Pelopidas zbogacić, tak jak pragnął, albo przynajmniej zapomodz nie mógł; postanowił naśladować go w wstrzemięźliwości, pracy, mierze, cierpliwości, zgoła w tem wszystkiem, co czyni człowieka prawym, a przez to zdatnym towarzystwu.
Powziął był Epaminondas, jako szacowne po przodkach swoich dziedzictwo, ubóztwo i wstrzemięźliwość, i uszlachciał sposobem myślenia swój niedostatek. Wstępując w ślady cnotliwego współziomka Pelopidas, wylał się cały na usługi kraju, i zmniejszył przez to majątek swój; o co gdy był strofowanym, wskazał na przytomnego kalekę i rzekł : « Tacy tylko bez pieniędzy obejść się nie mogą. »
Równie z Epaminondą Pelopidas zrodzony był do cnoty, bardziej się jednak nad tem zastanawiał, co zwierzchnie wzmacnia, niżli towarzysz i przyjaciel jego. który jedynie do tego dążył, aby doskonalił umysł i brał coraz większy postęp w cnotliwem ćwiczeniu. Gdy więc czas trawił Pelopidas na polowaniu, szermierstwie, i kunsztach zapaśniczych; Epaminondas odwiedzał szkoły filozofów, pisma ich czytał, i szukał rozmów uczonych, którym się z korzyścią mógł przysłuchiwać.
Pierwiastki więc ich młodości, lubo w odmiennych zabawach strawione, zmierzające jednakże do jednegoż wspólnego celu, skojarzyły między nimi ścisłą i nierozerwaną przyjaźń do śmierci. I chociaż piastowali urzędy najwyższe w ojczyźnie, wiedli wojska, zgoła do najcelniejszych spraw kraju użyci byli, żadna okoliczność uszczerbku w wspólnem przywiązaniu nie uczyniła. Rzadki wprawdzie i ledwo kiedy widziany ten przykład oznacza, iż cnota, a przeto wzajemny szacunek, ogniwem był tych wspólnych związków.
Od niejakiego czasu powzięli byli Lacedemończykowie przeciw Tebanom nienawiść, a ta stąd pochodziła, iż widząc, jak się coraz bardziej wzmacniali, obawiali się, iżby takowe wzmożenie nie było im ku szkodzie. Przemyśliwali więc, jakby temu zabieżeć, i nakoniec dokazali tego podejściem, gdy zdobyli zamek w Tebach i zwany Kadmeą. Tebańscy obywatele nie mogąc wyprzeć tam osadzonych Spartanów, słali posły do Sparty zanosząc skargi przeciw wodzowi ich Febidzie, który takowe bezprawie ważył się w czasie pokoju zdziałać. Ale Spartanie zbyli rzecz godnym wzgardy i pośmiewiska wynalazkiem; skarali albowiem grzywnami winnego niby Febidę, wziętego zaś zamku oddać nie chcieli.
W takowej okoliczności szukali Tebanie wsparcia i pomocy od sąsiadów; jedni więc opuszczając miasto udali się do Aten, drudzy chcąc się schronić w okolicach, postradali życia w zasadzkach, które tyran Teb Archias był zgotował. Znajdował się naówczas Pelopidas w Tebach, a widząc z niezmierną czułością zamek od Spartanów opanowany, miasto w jarzmie tyrana; udał się do Aten za ziomkami swojemi, którzy tam byli pierwej schronienie znaleźli.
Chwalebna żądza wybawienia ojczyzny tkwiła ustawicznie w ich sercu; zmawiając się na to, a szukając i sposobów, jakby dzieło wykonać, zebrali się w liczbie czterdziestu sześciu, i postanowili między sobą zacząć przedsięwzięcie od zgładzenia ze świata tyrana. Wrócili zatem do Teb, a dowiedziawszy się o tem Archias, iż się znajdowali w domu niejakiego Charona, kazał go do siebie przyzwać. Gdy przyszedł, zastał go przy bankiecie; spytany : coby byli za ludzie, którzy kryjomo tego wieczora do Teb weszli, lubo strwożony zapytaniem, śmiało odpowiedział, iż na rozkaz jego będzie się o nich badał. Puścił go zatem tyran od siebie, sam zaś znacznie podpity, wrócił do biesiady. Gdy rzecz jak się miała, opowiedział Charon Pelopidzie i towarzyszom jego, zgodzili się wszyscy, aby iść tam, gdzie Archias godował, i odebrać mu życie. Jakoż zastawszy go w pijaństwie, łatwo dzieło wykonali, a przy tyranie wspólnicy jego Filip, i wielu ze starszyzny jemu sprzyjającej, zginęło.
Skoro się to stało, wysłał Pelopidas do Aten dając znać znajdującym się tam wygnańcom, aby jak najśpieszniej przybywali na pomoc; a tymczasem miasto całe w niezmiernej zostawało trwodze i zamięszaniu. Zbiegli się zewsząd mieszkańcy na odgłos tumultu, a nie wiedząc doskonale, co się stało, wszyscy z niecierpliwością czekali poranku. Pora takowa nader była zdatna Spartanom w zamku zawartym, opanować miasto, ale bojąc się podejścia, nie umieli z niej korzystać, i tym sposobem uszły Teby niewoli.
Gdy się dzień pokazał, i już dobrze widoki rozeznać było można, złączył się z Pelopidą i towarzyszmi jego Epaminondas, i przywiódł z sobą wielu przyjaciół i znajomych, a wezwawszy jeszcze do siebie ofiarników, w znacznej już liczbie okazali się na rynku, i tam zgromadzonemu ludowi ogłosili śmierć tyrana, a zatem powrót wolności. Potwierdził okrzyk radosny spełnione dzieło, i natychmiast przywódcą wojska ogłoszony Pelopidas wraz z wygnańcami, którzy właśnie wtenczas z Aten nadeszli, przypuścił szturm do zamku, i zostających tam Spartanów po krótkim odporze do wyjścia przymusił. Niedaleko od miasta spotkał ich przybywający na odsiecz z znacznem wojskiem Kleombrot; wrócił natychmiast do Sparty, gdzie dwóch ze starszyzny, którym straż zamku Kadmei była poruczona, Hermippa i Arcyssa skazano na śmierć : mniej obwinionego trzeciego Dyzaoryda na tak wielkie grzywny, iż nie mogąc ich wypłacić, z kraju wynieść się musiał.
Wkrótce potem zebrali Spartanie wojsko znaczne i wkroczyli w Beocyą. Ateńczykowie nie chcąc się wdawać w wojnę, zrzekli się byli przymierza z Tebanami. Widząc jednak, iżby nakoniec ci opuszczeni wydołać nieprzyjaciołom tak potężnym nie mogli, odnowili związki przyjaźni i społeczeństwa, i wygotowali posiłki naprzeciw wspólnemu naówczas nieprzyjacielowi.
Wojna zrazu nie szła natarczywie, częste jednak bywały potyczki, w których Tebanie okazywali dzielność swoję, i opierali się żwawo nieprzyjaciołom; często przychodziło, iż Spartanie ustępować z placu musieli. Razu jednego gdy z takowej mniej fortunnej dla siebie bitwy raniony ich król Agiezylaus powracał, napotkawszy go Antalcydas w tym stanie rzekł : « Otoż masz nagrodę tego, żeś Tebanów wojować nauczył. » Luboć to poniekąd prawdziwie było powiedziano, przykładali się jednak do takowego ćwiczenia wodzowie Tebanów Pelopidas z Epaminondą, równie waleczni, jak i roztropni. Umieli oni wzniecać zapał, ale też wiedzieli, kiedy go hamować, a korzystając z najmniejszych okoliczności, dążyli do jednego celu, aby jak najdogodniej ojczyźnie służyć. Miedzy wielą innemi dzielnemi czynami, które w tej wojnie zdziałane były, w jednej potyczce Pelopidas własną swoją ręką wodza nieprzyjaciół Pantoidę zabił, w drugiej zginął ów Febidas, który był niegdyś podejściem zamek Kadmeą opanował.
Złym zaczętej wojny skutkiem rozdrażnieni Lacedemończykowie, uczynili wyprawę ku Lokrom, z tej gdy powracali, Tebanie którzy ze swojej strony szli od Orchomenu, zaszli im drogę. Stanęły naprzeciw siebie obadwa wojska, gotując się na bitwę : wtem niektórzy z Tebanów strwożeni niespodziewanem zejściem, dali się z tem słyszeć w obecności Pelopidy, iż wpadli w ręce nieprzyjaciół. A czemu nie oni w nasze? rzekł Pelopidas, i nie tracąc czasu rozkazał natychmiast jeździe, która była wówczas na odwodzie, ażeby stanęła na czele, i jednymże zapędem uderzyła zaraz na pierwsze półki Spartanów. Wszczęła się bitwa z obu stron sroga i zapalczywa, gdyż je równie chęć sławy bodła. W pierwszym zapale zginęli wodzowie nieprzyjaciół Gorgoleon i Teopomp : zmieszały się natychmiast Spartanów szyki straciwszy dowódców, a Tebanie korzystając z szczęśliwej pory, zupełne otrzymali zwycięztwo.
Działo się to pod Tegira. Po oddanych bogom dziękach i pogrzebaniu zwłok, Pelopidas na miejscu zwycięztwa postawił, według zwyczaju owych czasów, z łupów nieprzyjacielskich, napomnik wygranej, i wrócił do Teb z tym większą sławą, iż nigdy dotąd tak wielkiej straty w boju Spartanie nie ponieśli. Dała się naówczas poznać, iż nie do miejsca (jak mniemano o Sparcie) waleczność jest przywiązana, ale się tam krzewi i wzrasta, gdzie młodzież ma wstręt od złego, a ku cnocie i sławie się garnie.
Głośne to było zwycięztwo; powzięta o niem wieść zdziwiła Greków i tak wzruszyła, iż obawiając się Tebanów przemocy, słali zewsząd posiłki Lacedemonie. Wzmożeni wsparciem zebrali się na nową wyprawę, i zebrawszy nierównie znaczniejsze, niż przedtem wojsko, wysłali z niem Kleombrota, jednego z królów swoich.
Wzajemnie Tebanie oddali rząd wojska kilku wodzom, między którymi był Pelopidas, i wiódł ów hufiec sławny, który w Tebach świętym zwano, złożony zas był z samej młodzieży, którzy wszyscy wieczną sobie przyjaźń poprzysięgli i nieodstępną w boju pomoc. Wybór ten młodzieńców stawał zawsze na czele, i aż do owej pod Cheroneą Greków porażki, trwał nigdy nierozerwany. I nie dziw, iż tak czułym sercom towarzyszyło zwycięztwo.
Gdy już miał na koń wsiadać Pelopidas, prosiła go z płaczem żona, aby się ochraniał; zwracając się więc do niej rzekł : « Młodym to, moja żono, zalecać trzeba; wodzom zaś to tylko, aby młodych ochraniali. »
Jak się już namieniło, wyprawa Tebanów miała wodzów kilku : na pierwszej wojennej radzie poparł zdanie przyjaciela swego Epaminondy, aby iść wstępnym bojem bez żadnej zwłoki na nieprzyjaciela. Zgodzili się na to wszyscy. Epaminondas objąwszy najwyższą władzę, otrzymał owe sławne pod Leuktrami zwycięztwo, które go nieśmiertelną sławą okryło, niemniej i Pelopidę, gdyż się do niego najdzielniej przyłożył. Cios ten był srogi na Spartę : odtąd słabieć poczęła, i srożej jeszcze potem znękana pod Mantyneą, już nie odzyskała odjętej sławy.
W następującym roku razem z Epaminodą wysłani byli przeciw sprzymierzeńcom Spartanów; ale tamtejsze okolice zwiedziwszy, a nie znalazłszy odporu, zyskali zdobycz znaczną : szli dalej ku Arkadyi, i tam zamięszania wewnętrzne wdaniem się swojem uspokoili. Odwiedli potem od przymierza z Lacedemoną Messeńczyków, i kraj ich uwolnili od jarzma które byli włożyli na nich ci zbyt mocni, niby to przyjaciele.
Wewnętrzne w Macedonji zamięszania po śmierci Alexandra króla tamtejszego, którego był brat własny Ptolemeusz z życia wyzuł, sprowadziły tam z nakazu Tebańczyków Pelopidę, ażeby sprzymierzony naród z owego nierządu wywiódł. Ale gdy rzecz już szła do ugody, zdradnie pojmanym został od Alexandra tyrana w Ferach, który go natychmiast w więzieniu osadził. I w tym okropnym stanie zachował zwykłą wspaniałość umysłu : ile razy go albowiem odwiedzał tyran, tyle razy wyrzucał mu na oczy okrucieństwo i bezbożność jego : a gdy tyran rozgniewany rzekł : « Jako widzę, ty chcesz zginąć. Chcę, odpowiedział, abym moją śmiercią twój zgon przyśpieszył. »
Wieść niewoli jego gdy się rozeszła, oburzyli się przeciw tyranowi sąsiedzi jego Tessalczykowie. Tebanie zaś znaczne wojsko słali na wyzwolenie Pelopidy, i przełożyli nad niem Epaminondę. Ten obawiając się, aby rozdrażniony tyran, nie odebrał życia przyjacielowi, zwlekał rzecz tak roztropnie, iż wymusił na nim wyzwolenie jeńca, strasząc tyrana zdaleka, a przez to nakłaniając ku ugodzie, od której widział, że i własne jego życie było zawisło.
Doszła była wiadomość do Teb, iż Spartanie słali posły, chcąc wnijść z Artaxerxem królem Perskim w przymierze, aby ich przy władzy dawnej i górowaniu w Grecyi utrzymał. Chcąc zabieżeć takowym działaniom, wysłali także od siebie w poselstwie do tegoż króla Pelopidę, ile że wiadoma była Persom sława i wziętość jego, i przeto gdy się tam stawił, wielce poważany był i uczczony. Stawiony przed królem, względy jego dla siebie zyskał, i gdy do przełożenia powodów poselstwa przyszło, tak rzecz dokładnie wyłuszczył, iż odwiodł monarchę od przedsięwzięcia, a Spartańscy posłowie próżną się złudziwszy nadzieją, powracać musieli, nie tylko bez otrzymania żądanej odpowiedzi, ale owszem i z tą wiadomością, iż Artaxerxes przyrzekł Tebanom wsparcie i przyjaźń niezawodną; i na ich żądania Grekom w państwach swoich zostającym wielkie wolności i przywileje nadał, co uczynił nie tylko swojem, ale i następców swoich imieniem. Gdy już odjeżdżać miał z Suzy stołecznego miasta Pelopidas, wielkie mu Artaxerxes słał dary, ale ich przyjąć nie chciał : żeby jednak nie zdał się gardzić łaską królewską, niektóre mniejszego szacunku przy sobie zatrzymał.
Gdy powrócił do kraju swego, zastał go w zupełnem uspokojeniu, jednakże ta spokojność przez wyżej już wspomnionego Alexandra, tyrana Ferów przerwaną została. Wróciwszy się albowiem do dawnych nałogów, zaczął, jak pierwej, nagabać Tessalczyków. Jakoż wszedłszy w ich kraj niektóre miasta opanował, i ludźmi swoimi osadził. Udali się do Tebanów prosząc o pomoc i posiłkowe wojska, żądając aby je sam Pelopidas przywiódł : i nie omylili się w nadziei; jemu rząd i sprawowanie z zupełną władzą powierzono.
Gdy przyszedł czas iść na nieprzyjaciela, wybrał Pelopidas tak z ziomków, jako i cudzoziemców trzysta konnych, i mimo przełożenia wielu, iż z tak małym pocztem podawał się w niebezpieczeństwo jawne, przeciw gromadnym wojskom tyrana stawając, nie zważał na przestrogi, i wyprawił się tak, jak był ułożył, nie powiększając bynajmniej szczupłego orszaku, który wiódł z sobą, a to w zaufaniu, iż wspartym będzie od samychże Tessalczyków, którym szedł na pomoc; rzecz zaś będzie miał z ludem, któremu rządy tyrana były nieznośne, a przeto go łatwo odstąpią, jak wieść powszechna niosła. Do innych, które miał w tej mierze, przyczyn i ta przystępowała, iż gdy Spartanie gromadne posiłki słali Dyonizyuszowi do Sycylji. Ateńczykowie zaś wspierali drugiego tyrana Alexandra, on chciał pokazać z małą swoich Tebanów garstką całemu światu, jako byli sami tylko wybawicielami Grecyi z jarzma tyranów.
Stanąwszy w Farsalji, po krótkim odpoczynku szedł przeciw Alexandrowi; ten widząc małą garstkę przeciw sobie wyszłych, powziął dobrą otuchę, i wzajemnie szedł śmiało; a naówczas widząc to jeden z towarzystwa Pelopidy, zaczął mu przekładać nierówność sił względem wdwójnasób i więcej jeszcze mocniejszemu nieprzyjacielowi. Wysłuchał go wódz mężny, i takową dał odpowiedź : « Lepiej, iż ich wielu : tym więcej zwyciężymy. »
Miejsce gdzie się wojska spotkały, zwało się Conoscephales, co z greckiego znaczy : « Psie głowy, » Dwa wzgórki przykre dzieliła dolina. Obadwa wojska chciały ubiedz i opanować te wzgórki. Postrzegłszy Pelopidas, iż go Alexander uprzedził, rozkazał jeździe swojej na Alexandrową uderzyć; co gdy się stało, nieprzyjaciele tył podali, a roty swoje Alexander na wzgórku mając, spadł z niego nagle na Tessalczyki : ci po żwawym odporze cofać się i z pola ustępować zaczynali. Przybył im na pomoc z jazdą swoją Pelopidas, i złączywszy się z nimi tak żwawo natarł na nieprzyjacioły, iż wytrzymawszy dwa attaki dość mężnie, za trzecim luboć w porządku, i oni też ustępować byli przymuszeni. Widząc w tym stanie nieprzyjacielskie wojsko Pelopidas, upatrywał pilnie, gdzieby się znajdował sam Alexander, chcąc się z nim wręcz spotkać, aby śmiercią tyrana zwycięztwo swoje uwieńczył. Postrzegł go nakoniec u prawego skrzydła, gdzie posiłkowe roty do boju zachęcał, i naówczas zbyt uwiedziony gniewu zapałem, porzuciwszy swoich, skoczył prosto ku niemu : skrył się tyran między swoje półki : Pelopidas na nie wpadł, i wielu położywszy trupem, sam nakoniec kilkakrotnie ranionym został. Skoczyli, widząc upadającego z konia, Tessalczykowie; ale gdy go ratować pragną, już nie był żywy. Pogrom naówczas wszczął się wielki, rozjuszeni śmiercią wodza swego Tebanie wraz z Tessalczykami, nieprzyjaciół rozproszyli, a pole bitwy trupami usłane zostało.
Szacowne zwłoki tak znamienitego męża prowadziło strapione wojsko do obozu, gdzie zamiast zwycięzkich okrzyków, płacz rzewny powstał. Jęk powszechny i narzekania oznaczały wielkość straty, i jak był czczony i kochany. Gdy się zabierali do powrotu niosąc urnę, gdzie popioły jego złożone były, lud ze wszystkich miast i osad pobliższych gromadnie wychodził, mając na czele urzędników, i niosąc w ręku laury, wieńce i wyobrażenia dzieł znamienitych zmarłego bohatyra, gdy zaś za powrotem przyszło do obchodu pogrzebowego, wyprosili to sobie u Tebanów Tessalczykowie, iż im czynić go dozwolono. Jakoż odprawili ten obchód z wielką uroczystością, i co go znakomitym czyniło, nie tak się wydawało z ozdoby zewnętrznej, jak raczej z powszechnej żałości przytomnych, którą czcili tym godniej zmarłego, im sprawiedliwiej na nię zasłużył.
Ziomkowie dogodniejszym jeszcze obchodem uczcili jego pamięć; skoro albowiem doszła ich wieść, iż zginął, natychmiast nowe wojsko posłali, które zgnębiwszy moc tyrana, przymusiło go do oddania tego wszystkiego, cokolwiek był przeszłemi czasy na sąsiadach zyskał.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.