Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Pyrrus

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Pyrrus
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


PYRRUS.

Najpierwszym królem Epiru miał był Tarrutas, ten obywateli w miasta zgromadził, prawa ustanowił, i dał pierwszy krajowi postać obronną i rządną. Pokolenie jego przez długi czas panowało. Jeden z nich zwany Eacydas, miał dwie córki, Dejdamią i Trojadę, i syna Pyrrusa. Molossowie krajowcy zbuntowani wypędzili go z kraju, w ucieczce syn jego Pyrrus, którego się życie opisuje, ledwo nie zginął : uszedł przecie rąk na życie jego czuwających nieprzyjaciół, i dostał się do Glaucyasza króla Iliryi. Ten go u siebie przechował, i gdy doszedł lat dwunastu, odesłał go z znacznem wojskiem do państw dziedzicznych, i na tronie Epiru osadził.
W pięć lat potem gdy znowu Molossowie bunt podnieśli, musiał z Epiru ustąpić, i udał się naówczas do Demetrusza króla Macedonji, szwagra swojego; gdy zaś ten w bitwie walnej pod Ipsem zwyciężonym był od innych następców Alexandra, Pyrrus w tej bitwie dał dowody waleczności, ani go odstąpił w tym razie; i gdy tak okoliczności wymagały, szedł zań w rękojmię do Fgiptu, gdzie Ptolemeusz wówczas panował. Bawił się tam czas niejaki, a zręczność jego, dzielność i inne niepospolite przymioty tak zniewoliły Ptolemeusza, iż mu dał w małżeństwo córkę swoje Antygonę, i opatrzywszy w moc wojenną i skarby, wyprawił do Epiru na odzyskanie własności swojej.
Zastał przybyszy do kraju Neoptolema na swojem miejscu, wszedłszy więc z nim w ugodę przypuścił go do wspólnictwa rządów, nie długo to jednak trwało. Gdy czuwał na życie Pyrra Neoptolem, własne postradał, a dopiero ten zupełne rządy objął.
Najpierwsza jego wojenna wyprawa była przeciw Macedończykom. Antypater albowiem syn Kassandra, wypędziwszy brata młodszego, sam tron ojczysty posiadł. Wypędzony Alexander przyzwał na pomoc Pyrrusa, i wyznaczył mu za to kilka miast w Macedonji : te dla siebie zdobywszy, inne dla posiłkowanego odbierał, rzecz nakoniec dobrowolną między bracią zakończyła się ugodą.
Wkrótce potem Demetryusz Alexandra z życia wyzuł; i państwo jego do swoich przyłączył; wpadł dalej do Epiru, i z wielką zdobyczą do siebie powrócił. Że zaś druga część wojska jego pustoszyła Etolią, tam się Pyrrus udał, i zszedłszy znienacka Macedończyków, zwyciężył wodza nieprzyjaciół którego w szczególnej bitwie pokonał, i na pięć tysięcy niewolnika zyskał.
Zwycięztwo tak znamienite wsławiło młodego rycerza, i wszyscy w nim zawczasu upatrywać poczęli prawego następcę Alexandra. Z wielu miar sprawiedliwe było to mniemanie, wydawała się albowiem w postaci jego ozdobnej i wzniosłej osobliwa jakowaś wspaniałość i raźność, a bystre wzroku rzucenie przerażało nań patrzących
.W posiedzeniu osobliwie z poufałemi, wielce był miłym i słodkim : tchnęły wyrazy jego wdziękiem szczególnym, i umiał ich w czasie i według miary zażywać. Skory był do gniewu, ale prędko opłonął, usługi przyjmował czułe, i rad je odwdzięczał. Powziąwszy wiadomość o śmierci niejakiego Eropa, któremu był wiele winien, ubolewając wielce nad takową stratą, z tem się dał słyszeć : « Nie tak mnie to boli, iż się on z długu powszechnego wypłacił, jak to, żem ja się nie uiścił i tak, jak pragnąłem, z tego, co mu się odemnie należało. » Dobroć serca odwodziła go od zemsty; stąd gdy mu radzono, aby wygnać kazał z miasta jednego z mieszkańców, który go spotwarzył, rzekł : « I owszem niech tu siedzi, a gdzieindziej złych wieści o mnie nie roznosi. »
W odpowiedzi był prędkim i dowcipnym; gdy po zwycięztwie nad Pantauchem do domu powrócił, a wojsko orłem go zwało, rzekł : « Broń wasza są to skrzydła, które mnie wznoszą. »
Demetryusz zdobywszy Macedonią zebrał wielkie wojsko, chcąc dalej panowanie rozpostrzeć. Na odgłos zuchwałej wyprawy zebrali przeciw niemu wojska swoje Lizymach z Azyi, Ptolemeusz z Egiptu, i namówili Pyrra, aby się z nimi złączył przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi. Łatwo się dał nakłonić, lecz gdy się pod obóz Demetryusza podsunął, natychmiast opuścili go Macedończykowie, i przeszedłszy do Pyrra, ogłosili go królem swoim; że się jednak obawiał zazdrości sprzymierzonych z sobą, podzielił się z Lizymachem krajami, które do tego królestwa należały. Ale i ten krok nie przyniósł stałego związku między zbyt możnemi a chciwemi sąsiadami. Demetryusz w Azyi zwyciężony, utracił dziedziczne państwo, Lizymach nie dość mając na tej, którą zyskał zdobyczy, obrócił broń przeciw wspólnikowi swojemu. Szedł więc do Edessy miasta, które się było z przyległemi krainami dostało Pyrrusowi. Doznał on w tej okoliczności, jaka była płochość niestatecznego ludu; jak byli dla niego porzucili Demetryusza, tak dla Lizymacha jego odbiegli; musiał więc Macedonią opuścić, i wrócić się do swego kraju.
Zbyt żywy umysł nie ścierpiał bezczynności, szukał więc sposobów Pyrrus, jakby z niej wynijść, i wkrótce zdarzyła mu się do tego pora. Właśnie wówczas wiedli wojnę Rzymianie z Tarentynami : ci obawiając się przemocy, a chcąc na czele wojsk swoich stawić wodza doświadczonego, oraz wesprzeć się jego własnym ludem, słali posły do Pyrrusa, prosząc o pomoc i wzywając do siebie, aby ich bronił. Przyjął wdzięcznie posłów, ci mu opowiedzieli wolą starszyzny i ludu, i że z chęcią go oczekują nie tylko Tarentyni, ale sprzymierzeni wzajem z nimi Lukańczykowie, Messapontany i Samnici, których razem złączone siły trzykroć pięćdziesiąt tysięcy pieszych, dwadzieścia pięć jazdy dostarczyć mogą.
Przyjął wezwanie i obiecał swoje wojsko przesłać, i sam wkrótce się wyprawić. Gdy odjechali posłowie, czynił przygotowania ku wyprawie z jak największym pośpiechem. Miał na dworze swoim Cyneasza doświadczonego w radzie, i którego w poselstwach częstokroć używał; ten rozmawiając z nim, jak był zwykł poufale, pytał go się, coby dalej zamyślał czynić, gdyby mu się z Rzymianami powiodło? « Pytanie to, rzekł Pyrrus, snadną ma odpowiedź : zwyciężywszy Rzymiany, ktoż mi się we Włoszech oprze? — A podbiwszy Włochy, co będzie dalej? — Oto, rzekł Pyrrus, Sycylia na pogotowiu : od śmierci ostatniego ich króla Agatokla, żadnego tam niemasz rządu, łatwo wszystko zagarnąć można. — To już na tem przestaniemy, rzekł Cyneasz! Bynajmniej, mówił Pyrrus; skoro Sycylią zdobędziemy, Afryka nadorędziu, a Kartagina otworem. Agatokles choć tylko miał Syrakuzę, ledwo jej nie dostał. Panem Afryki będąc, dodał Pyrrus, któż się mnie nie zlęknie? — Zapewne, mówił Cyneasz. » Pyrrus zaś tak dalej rzecz powadził : « Wrócimy się zatem do Grecyi, zacznę od Macedonji, i resztę osiędę. Już ci to, jak widzę łatwe są rzeczy, mówił Cyneasz, ale jak wszystko nakoniec posiędziemy, co dalej czynić będziem? Oto, rzecze Pyrrus, będziemy dobrych czasów używać, jeść, pić i bawić się do woli. » Zastanowił się nieco Cyneasz, a potem tak mówił : » A kto nam teraz przeszkadza jeść pić i dobrych czasów do woli używać? Czemu się o to ubiegać po morzu i lądzie, co w domu mamy? zwłaszcza gdy niepewnego, z niebezpieczeństwem szukać musimy; a pewne w mocy jest naszej! »
Roztropna przestroga zmartwiła raczej, niż nawróciła dumny umysł. Szły przygotowania skwapliwie, a tenże sam Cyneasz wysłanym był do Włoch, mając z sobą znaczną część wojska. Nadeszły wkrótce okręty z Tarentu, i temi się sam Pyrrus przeprawił, mając słoni dwadzieścia pięć, trzy tysiące jezdnych, piechoty dwadzieścia dwa tysiące, strzelców łucznych, i pięćset procarzów.
Skoro wyszły na morze, powstała natychmiast wielka nawałność i rozpędziła statki w różne strony : ten na którym się sam Pyrrus znajdował, przez cały dzień sztormem kołatany, gdy już noc zaszła, ku brzegom przypłynął. Ale że przystęp był prawie niepodobny, a chęć dostania się do Włoch zajmowała Pyrrusa, skoczył w wodę a za nim towarzysze, i walcząc z burzą do brzegów się dostał. Czekali tam na niego Messapontanie : z innych tam sześciu przypędzonych statków zebrał dwa tysiące pieszych żołnierzy i dwa słonie. Cyneasz też dowiedziawszy się o przybyciu, wyszedł z półkami naprzeciw niemu, i tak się do Tarentu dostał. Oczekiwał na resztę rozproszonych statków, a gdy te przyszły, i na czele wojska swojego się obaczył, wzbudzał obywatelów do prędkich działań. Ale ci w rozkoszach zatopieni, gdy na samych tylko biesiadach i igrzyskach czas trawili, strofował ich o to, i przekładał potrzebę przygotowania się przeciw bitnemu nieprzyjacielowi; widząc zaś, iż go nie słuchali, użył władzy, gróźb i tym sposobem przymusił do ujęcia broni. Pierwiastki takowe surowej karności nieznośnemi się zdały pieszczonej osadzie, i wielu się między nimi takich znalazło, którzy woleli porzucić ojczyznę, niż zastarzałe nałogi.
Tymczasem Lewinus konsul z potężnem wojskiem zbliżał się ku Tarentowi, i już był w Lukanji, gdzie kraj i wszystkie nadbrzeżne okolice pustoszył. Lubo się jeszcze byli nie zebrali sprzymierzeńcy Tarentynów na odsiecz, nie mógł atoli tego przewieść na sobie Pyrrus, iżby go Rzymianie uprzedzili. Wysłał więc do konsula zapytując go, czyli nie chciał wejść w ugodę, i obrać go za jednacza : ale Lewinus kazał mu powiedzieć : « iż Rzymianie w jego osobie pośrednika mieć nie chcą, nieprzyjaciela nie boją się. »
Widząc po takowej odpowiedzi, z jaką wzgardą względem niego postępowali sobie Rzymianie, szedł przeciw nim ku Pandosyum, a stanąwszy nad brzegami rzeki Syrys, postrzegł z drugiej strony wojsko nieprzyjacielskie. Przypatrywał się z pilnością takiemu widokowi. Uważając wybór ludzi, świetność zbroi i rynsztunków, porządek szyku, obrócił się do jednego z namiestników i swoich, a stosując wyraz do zwyczaju Greków, którzy obce narody, dzikiemi zwali, rzekł : « Ta postać dzikich, wcale nie dzika. »
Nimby Rzymianie po przebyciu rzeki przyszli do szyku, chcąc z zamieszania korzystać, wpadł na nich z wielką natarczywością : ale choć impet żołnierzy jego był nadzwyczajny a dzielność przywodzcy dowodna, znalazł odpór niespodziewany; tym bardziej więc wzbudzony i rozdrażniony, świetny zbroją i połyskując wśród piór wzniosłych szyszakiem, a bardziej jeszcze ozdobną postacią swoją, dowodził półkom. Wtem Leonatus, który był przy nim, ostrzegł go, iż rycerz jeden z przeciwnej strony ustawicznie koło niego się wieszał, czuwając na to, aby go raził. « Nikt losu swego nie uniknie (rzekł śmiało Pyrrus), ale ani on, ani żaden z nieprzyjaciół nie wie o tem, co to jest, gdy z kim Pyrrus się spotka. » Właśnie gdy to mówił, postrzegł rycerza lecącego ku sobie z kopią, a natarłszy na niego, gdy oba konie padły, porwali wśród siebie Pyrra ci, co go otaczali, a ów junak broniąc się walecznie, mnogością znękany poległ. Byłto obywatel miasta Ferrentu nazwiskiem Oplak. Mniej się po takowym przypadku narażał Pyrrus, a widząc, iż jazda jego poczynała się mięszać, przybył jej na pomoc; odmieniwszy zatem świetną odzież, która go wydawała, wiódł półki do boju. Zginął był Megakles, któremu król tarczę, szyszak i zbroję oddał, tę gdy w ręku Rzymianina jednego obaczyli Epirotowie, mięszać się i ustępować poczęli. Postrzegł to Pyrrus, a dowiedziawszy się, skąd pochodziło zamięszanie, zrzucił szyszak, i dał się poznać swoim, którzy wsparci i orzeźwieni monarchy widokiem, z nową żwawością rzucili się na nieprzyjacioły. Trwał bój srogi, i nie było można jeszcze wiedzieć, z której strony zwycięztwo nastąpi. Widząc tedy Pyrrus, iż mimo największą usilność przeprzeć bitnego nieprzyjaciela nie może, puścił ukryte dotąd słonie swoje. Niewidziane jeszcze od Rzymian takie potwory, zdziwiły ich niezmiernie, i tak przestraszyły ich konie, iż nie dając się powodować, rozhukane uciekały w zawody. Poszła więc jazda w rozsypkę, i zostało przy Pyrrusie zupełne zwycięztwo. Wpadł więc w obóz nieprzyjacielski i opanował go, a jak twierdzą niektórzy, piętnaście tysięcy wówczas Rzymian na placu legło, ale i Pyrrus trzynaście tysięcy swoich utracił.
Korzystając ze zwycięztwa szedł w pogoń za zbiegłem Lewina wojskiem, a w owem postępowaniu odbierał po drodze liczne poselstwa od miast pobliższych, które łącząc się z nim, wyrzekały się rzymskiego przymierza. Przyszli i gnuśni Tarentyni z Lukanami : zgromił ich surowo, ale znać było radość choć w srogiej postaci, która stąd pochodziła, iż sam bez ich wsparcia Rzymian zwyciężył.
Ci ukazali naówczas wspaniałość swoję; nie odjęli władzy zwyciężonemu Lewinowi, i owszem nakazawszy nowe zaciągi, liczniejszem jeszcze wojskiem grozili zwycięzcy. Zdziwiony takowemi postępki Pyrrus, posłał do nich Cyneasza, skłaniając się ku ugodzie, któraby ocaliła jego sławę, i Rzymianom, jak sądził w takowej porze była wielce użyteczną.
Gdy przybył Cyneasz do Rzymu, odwiedzał znaczniejszych obywatelów, a chcąc ich sobie ująć, rozesłał małżonkom ich i dzieciom rozmaite dary imieniem króla; ale wszystkie odesłano mu nazad z takową odpowiedzią : Iż gdy Pyrrus zawrze przymierze, natenczas, jak od przyjaciela będą przyjęte.
Wprowadzony do senatu ze zwykłą wymową przełożył żądania królewskie, iż niewolników wziętych w bitwie odda, do podbicia reszty Włoch Rzymianom pomoże, byleby Tarent, przy którym obstawa, był ocalony.
Byli niektórzy senatorowie, którzy radzili pokój, zwłaszcza iż po świeżej klęsce pożyteczny : już wielu się do tego zdania skłaniało, i byłoby nakoniec do skutku przyszło, ale dowiedziawszy się o tem Appiusz niegdyś konsul i wódz zawołany, który w zgrzybiałości straciwszy wzrok, z domu już nie wychodził, kazał się natychmiast wieść do senatu, i zasiadłszy miejsce swoje, tak mówił : « Rzymianie! mniemałem to nieszczęściem, że wzrok straciłem, ale dziś większem jeszcze uznaję, iż mi słuch został, gdy mnie wieść doszła o podłych zdaniach waszych. Gdzież są owe wspaniałe odgłosy, których nasłuchałem się w młodości mojej, iż gdyby ów Alexander śmiał przyjść do nas, straciłby był zaszczyt niezwyciężonego, i ucieczką lub zgubą przydałby i Rzymowi sławy? O jakżeście odrodni! wy których i Molossy i Epiroty straszą! wy co drżycie przed Pyrrusem, który w młodości służebnikom owego Alexandra służył, a dziś jak zbójca po Włoszech się tuła. Śmie wam ofiarować pomoc do ich podbicia, ten który się przy swojem osiedzieć nie mógł. Jeżeli rozumiecie, iż pozbędziecie się go wchodząc w przymierze, mylicie się; ośmielą się sprzymierzeńcy jego; nastąpią na was, jeźli on nie będzie ukaranym, a z nim Samnity i Tarentynowie. » Tak dzielne były Appiusza wyrazy, iż natychmiast jednomyślnie stanął takowy wyrok senatu : « Niech Pyrrhus z Włoch ustąpi nieodwłócznie, a potem, jeźli chce, o pokój prosi; inaczej wszystkiemi siłami Rzymianie walczyć z nim będą, choćby i dziesięć tysięcy Lewinów zwyciężył. »
Wrócił Cyneasz do Pyrrusa po takowej odpowiedzi; jak zaś był mąż przezorny i biegły, przez czas bytności swojej pilnie się rozpatrując w rządzie i zwyczajach rzymskich, nie dobrą za powrotem o dalszej wojnie dawał otuchę. Mówiąc o sprawowaniu poselstwa swego, powiadał, iż gdy wszedł do senatu, ile widział senatorów, zdawało mu się, iż tylu królów oglądał.
Wkrótce po Cyneaszu przybyli do Tarentu rzymscy posłowie względem okupu więźniów. Między nimi znajdował się Fabrycyusz, o którym już był uprzedzony od Cyneasza Pyrrus, iż jako mąż wielce roztropny i doświadczony, a do tego w sprawach wojennych biegły, w wielkiem był u swoich poważeniu. Przyjął go więc Pyrrus z wszelkiemi względami, i ofiarował znamienite dary, ale ich przyjąć nie chciał. Nazajutrz rozkazał w miejscu, gdzie miał rozmawiać z Fabrycyuszem, stawić za zasłoną najogromniejszego ze słoniów swoich, i odkryć niespodzianie, mniemając, iż się przelęknie. Stało się, jak rozkazał : wśród rozmowy zasłona nagle spadła, tuż przy mówiących zwierz się odkrył, i ryknął przeraźliwie : ale i widokiem i wrzaskiem bynajmniej niewzruszony Fabrycyusz, obracając się z uśmiechem ku królowi rzekł : « Kogo wczoraj złoto nie uwiodło, dziś słoń nie zastraszy. »
Tegoż wieczora gdy przy uczcie Cyneasz czynił wzmiankę o nauce Epikura, który szczęśliwość na spoczynku i rozkoszy zasadzał, a szeroce się nad tem rozwodził, przerwał mu mowę Fabrycyusz i rzekł : « O nic więcej bogów nie proszę, tylko o to, aby wszyscy nieprzyjaciele Rzymu takowy mieli sposób myślenia. »
W następującym roku tenże Fabrycyusz objął rządy wojska rzymskiego, i gdy był w obozie, przyniesiono mu tajemnie list od lekarza Pyrrusowego, w którym obiecywał go otruć, byleby przyzwoitą takowej usłudze nagrodę odebrał. Natychmiast odesłał Pyrrusowi list, sam tak pisząc do niego :
« Kajus Fabrycyusz i Kwintus Emiliusz konsulowie, królowi Pyrrusowi zdrowia życzą. »
« Nieznasz się widzę na przyjaciołach twoich, i poznasz to, czytając list, który ci posyłamy. Wojujesz z poczciwemi ludźmi, a niecnotliwych przy sobie chowasz. To co czynimy, nie tak jest dla ciebie, jak dla nas samych : śmierć albowiem twoja podałaby nas w podejrzenie, żeśmy cię zdradą zgładzili ze świata, nie mogąc orężem pokonać. Bądź zdrów. »
Odebrawszy takowy list Pyrrus ukarał lekarza, a wdzięczen za przestrogę, wszystkich niewolników w bitwie zabranych darmo wypuścił. Rzymianie nawzajem niechcąc za to nagrody, iż bezprawia nie popełnili, tyle mu Tarentynów i Samnitów oddali, ile on im Rzymianów przysłał.
Wkrótce potem nieużyci na żądania Pyrra Rzymianie szli przeciw niemu, i spotkały się wojska nie daleko miasta Askulum. Nastąpiła druga bitwa, i trwała przez dwa dni, pierwszego Rzymianie nieco przemogli, ale w drugim widok słoniów podobnyż pierwszej klęsce skutek uczynił. Niemniej przyłożył się do wygranej sam Pyrrus niepospolita, walecznością i sprawnością swoją : otrzymał wprawdzie zupełne zwycięztwo, ale większą połowę bitnych żołnierzy swoich utracił. Gdy więc na pobojowisku zeszli się namiestnicy do niego i winszowali wygranej, rzekł : « Jeżeli trzecią bitwę tak wygram, zginąłem. »
Jakoż Rzymianie bynajmniej klęską niezrażeni wkrótce liczniejsze jeszcze nad przeszłe wojska stawili. Pyrrus zaś powziętej straty odzyskać nie mogąc, szukał tylko sposobów, jakby się z ocaleniem sławy swojej z tej, w której zostawał sytuacyi wydostać; szczęściem dwojaka mu się do tego zdarzyła sposobność, razem albowiem doszła go wieść o śmierci Ptolemeusza króla, który był Macedonią naszedł i posiadł; Syrakuzanie także przysłali posłów, a z nimi i inne Sycylji osady, prosząc aby je od jarzma Kartagińców uwolnił. Zastanowił się nieco nad tem, gdzie miał oręż obrócić; blizkość jednak Sycylji, a zatem i Afryki zwabiła go ku tamtej stronie. Osadziwszy więc ludem swoim Tarent, wysłał, jak zwykł był zawsze czynić, przed sobą Cyneasza do Sycylji, aby ten wszystko tam ku dalszej wyprawie sposobił i przygotował.
Tak dobrze wykonał zlecenia dane sobie sprawny Cyneasz, iż gdy Pyrrus przybył do Sycylji, znalazł tam wszystko na pogotowiu. Miasta przyjmowały go jak wybawiciela, i dostarczały wszystkich potrzeb, tak dla niego, jako i dla wojska, które wiódł z sobą. Zebrał wkrótce do trzydziestu tysięcy pieszego ludu, jazdy miał dwa tysiące pięćset; okrętów zbrojnych dwieście; z takiemi siłami pędził przed sobą Kartagińców, którzy przestraszeni nie tak ogromem wyprawy, jak sławą Pyrra, nigdzie kroku dotrzymać mu nie śmieli.
Miasto Eryx najmocniejszą było twierdzą, którą posiadali Kartagińcy; w jej okolicach rozłożył obóz, i sam stanąwszy na czele swoich wojowników, tak nagły i natarczywy szturm przypuścił, iż spędzone z murów straże przeraziły mieszkańców bojaźnią, i w tem zamięszaniu Pyrrus miasto, w którem największą ufność nieprzyjaciele pokładali, wziął w moc swoję. Najwięcej sam sobie był winien w tak znamienitem dziele; ma albowiem, jak mówi Homer, coś nadludzkiego w sobie wielkich bohatyrów waleczność i samem okazaniem pognębia i niszczy.
Gdy już posiadł był całą prawie Sycylią, chcieli z nim wnijść w przymierze Kartagińcy, i oprócz wielkich korzyści, które miał zyskać, słali mu znaczne dary : ale on i prośby i podarunki odrzucił, nakazując im, aby jak najrychlej ustąpili z kraju, a dopiero otrzymaliby względy na prośby swoje.
Już zamyślał wypędziwszy z Sycylji Kartagińców ścigać ich w Afryce, i miał po temu siły i wszelką gotowość; ale postrzegłszy Syrakuzanie zbyt nagle wzrosłą przemoc wybawiciela swego, o siebie bać się zaczęli; stąd po owej pierwszej gorliwości nastąpiła oziębłość, z niej niewiara, nakoniec podejrzenie i bojaźń przyszłego jarzma. Przyłożył się do tego samże Pyrrus, który zbyt w sobie zaufany ukazywał ku nim niejaki wstręt i wzgardę, nieużywał albowiem żadnego z nich do rady, nagrody choć zasłużonym nie dawał, na ostatek mając w podejrzeniu Tonona, znakomitego Syrakuzy obywatela, na śmierć go skazał.
Te i inne przyczyny tak od niego odraziły umysły, iż niektóre miasta odstąpiły pierwszego sprzymierzenia, i złączyły się przeciw niemu z Kartagińcami : zgoła złem postępowaniem kraj cały na siebie obruszył.
W tym stanie były rzeczy, gdy odebrał listy od Samnitów i Tarentynów, żądających wsparcia jego, gdyż Rzymianom wydołać nie mogli. Widząc zatem, iż mu się już w Sycylji trudno było utrzymać, pod pozorem ratowania dawnych sprzymierzeńców, wrócił się do Włoch. Powiadają, iż gdy wsiadał na okręt, obróciwszy się ku brzegom Sycylji, które opuszczał, rzekł : « Jakiżto ja plac zostawiam do boju Rzymianom i Kartagińcom! » Sprawdziły się wkrótce słowa jego, zaczęły te dwie potężne Rzeczypospolite w Sycylji ów zawołany spór, który się na zgubie Kartaginy skończył.
Nim jeszcze przyszło mu opuszczać Sycylią, musiał walczyć z Kartagińcami, którzy byli mu zastąpili od brzegów, ale ich zwykłą dzielnością pokonał; dalej jeszcze dziesięć tysięcy Mamertynów zaszło mu drogę, ale i tych rozpędził. I lubo w tych zwycięztwach sławę zyskał, wielu jednak ze swoich utracił, tak dalece, iż gdy przybył do Tarentu, miał tylko dwadzieścia tysięcy pieszego żołnierza, a trzy tysiące jazdy.
Nie długo zabawiwszy w Tarencie szedł naprzeciw Rzymianom : podzieliwszy wojsko na dwie części, jednę posłał do Lukanji przeciwko Lentulusowi, Kuryusza zaś sam ścigał. Uprzedził pośpiechem swoim złączenie konsulów; gdy więc zbliżył się do Kuryusza obozu, a ten w gotowości na niego czekał, przyszło do bitwy; ale już wówczas oswojeni ze słoniami Rzymianie przemogli zapalczywość żołnierzy królewskich, i pierwszy raz zwyciężonym został.
Skutkiem przegranej bitwy było wyjście Pyrrusa z Włoch, gdzie przez lat sześć przebywając okazał, co jest waleczność bez roztropności.
Gdy powrócił do Epiru, miał tylko przy sobie ośm tysięcy piechoty i pięćset jazdy. Czynił więc zaciąg na nowe wyprawy, a że mu się nadarzyli Gallowie, przyzwał ich do siebie, i wkroczył w Macedoniją, gdzie naówczas panował Antygon, syn Demetryusza. Myśl jego była zdobyczą się zapomódz; ale widząc Macedończyki do buntu skłonne, stawił się na ich czele, i wiele miast nieprzyjaznych panującemu, poddało mu się dobrowolnie. Gdy zaś dowiedział się, iż Antygon z potężnem wojskiem ku niemu idzie, ucieszony tem wielce śpieszył ze swojej strony, aby jak najprędzej mógł przyjść ku bitwie. Udał się był Antygon w kraj górzysty, który że był wiadomy Pyrrusowi, tam nań napadł, gdzie dla cieśnin nie mógł dobrze rozstawić żołnierzy swoich. Za pierwszym wstępem Grecy z placu uciekli. Gallowie, których także miał w wojsku Antygon, oparli się mężnie, ale i ci złamani w szykach zostali, a Pyrrus zupełne odniosł zwycięztwo.
Posiadł więc Macedonią, której połowy był niegdyś właścicielem : ale że Gallowie, których był z sobą przywiódł, zle się obchodzili z obywatelami tamtejszymi, i uwiedzeni chciwością złupili z bogactw groby dawniejszych królów, i prochy ich miotali na wiatr; świętokradzka takowa zuchwałość nieznośną ku nim sprawiła odrazę i chęć zemsty zapaliła na ukaranie bezwstydnej zbrodni. Powstał okrzyk jednomyślny naglący ukaranie; ale Pyrrus czyli bojąc się ich narazić, czyli inszemi sprawami zatrudniony, nie obszedł się z nimi surowie : wzniecił więc podejrzenie, i odraził od siebie umysły nowych poddanych swoich.
Właśnie naówczas przybył do niego Kleonim, z królów Spartańskich pochodzący : ten mając to sobie za krzywdę, iż Areusz tron jemu należący się posiadał, namówił Pyrrusa, aby go zbrojną ręką na państwo wprowadził. Łatwo dał się użyć chciwy sławy i wojowania monarcha, i zebrawszy wojsko znaczne puścił się ku Sparcie. Z razu gdy wszedł w kraj, żadnego odporu nie znalazł; pustosząc więc okolice stanął pod miastem stołecznem. Chciał Kleonim, iżby zaraz szturm przypuszczono : jakoż pewnieby tym sposobem Spartę posiedli, ale Pyrrus chcąc swoim wypocząć, zwlókł rzecz do drugiego dnia, a tymczasem przysposobili się do odporu Spartanie tak dobrze, iż gdy nazajutrz przyszło do szturmu, mimo największą usilność, wielu ze swoich utraciwszy, nazad cofnąć się musiał.
Nie bawiąc się dłużej przed Spartą, której były świeże posiłki nadeszły, pustoszył kraj okoliczny, gdy go wieść doszła, iż w mieście Argos wszczął się bunt przeciw Antygonowi, który z wojskiem przybywszy otoczył miasto na około, i opanować je zamyślał; szedł więc na odsiecz Argianom nie tak dla nich, jak żeby przeszkodził Antygonowym zamysłom, a to przez zemstę, iż wspomógł Spartany. Kim jednak puścił się w tamte strony, słał posły do Antygona wyzywając go na pojedynek, ale takową dał odpowiedź wyzywającemu : iż on, więcej czasem, niż bronią wojuje, a jeźli Pyrrusowi życie się przykrzy, łatwo znaleźć może sposób, iżby je zakończył.
Nocną już porą stanął Pyrrus przed miastem, i znalazłszy otwartą bramę osadził część pobliższą Gallami. Ale gdy słonie w bramie uwięzły, trzeba było zdjąć z nich wieże, które niosły, co zabrało wiele czasu, i było przyczyną zamięszania i zgiełku. Na odgłos tumultu mieszkańcy sprzyjający Antygonowi, posłali do niego, z drugiej strony miasta stojącego z wojskiem, aby im posiłki przysłał. Zbliżył się więc ku murom, a wtem ze Spartanami nadszedł także na pomoc miastu król Areusz.
Trzy zatem wojska otaczały pod trzema królami Argos, i zeszły się razem. Pyrrus z małą kwotą swoich dawał odpór coraz pomnażającemu się nieprzyjacielowi, żołnierze zaś jego dla zawalonej słoniami bramy przedrzeć się nie mogli jemu ku pomocy. Niezmierny więc tumult coraz się powiększał, sam Pyrrus w ciasnych ulicach, ile miał możności, opierał się nacierającym; a gdy natarł na jednego z mieszczan, który go był lekko ranił, i już mu miał cios zadać, matka owego człowieka, poglądająca z góry, a chcąc syna obronić, rzuciła nań cegłą; ta padłszy na odkrytą głowę, tak go zmroczyła, iż z konia spadł, a wtem poznawszy go jeden z żołnierzy Antygonowych, zadał mu cios śmiertelny, i zawlókłszy ku bramie uciął mu głowę. Niósł ją natychmiast do syna Antygonowego, ten w mniemaniu, iż ojca takowym widokiem pocieszy, z nią się do niego pośpieszył : ale odwróciwszy oczy, zgromił syna Antygon, i płakał nad tak nieszczęśliwym losem wielkiego bohatyra : zwłoki zaś jego w ozdobne szaty oblokłszy, ze czcią należytą do Epiru odesłał.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.