Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Waleryusz Publikola
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Waleryusz Publikola | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Publiusz Waleryusz pochodził od tego z Waleryuszów, który się był najwięcej przyczynił do zgody i zawarcia przymierza wiecznego zjednoczenia Rzymian i Sabinów; on bowiem królów obojga narodów nakłonił ku temu dziełu, przez co i narody skojarzyły się w jednę całość, i pierwszy grunt stanął przyszłej wielkości Rzymu. Ten którego życie opisuję, zyskał przydomek Publikoli po pierwszym konsulacie swoim; nadał mu go lud przez wdzięczność za stateczne ku sobie przywiązanie. Za panowania jeszcze królów już był dla cnot swoich i przymiotów wielce szacowanym : uczynność zaś, ludzkość i szczodrobliwość, którą w każdej okoliczności względem współziomków okazywał, wielką mu zjednały u wszystkich wziętość i poważenie.
Tarkwiniusz ostatni król Rzymu bezprawnie wstąpiwszy na tron, przez cały ciąg panowania swojego, dawał dowody srogości i zbyt wyniosłego animuszu, stąd też dumnym był przezwany. Śmierć Lukrecyi po gwałcie Sexta, syna Tarkwiniuszowego, stała się hasłem powszechnego rokoszu; na czele stanął Brutus, który wprzód zwierzywszy się zamysłów swoich Waleryuszowi, gdy go ku wspólnictwu gotowym znalazł, wraz z nim przedsięwziął zrzucić jarzmo tyrana. Wygnanie Tarkwiniusza skutkiem było dzielności żarliwej ludu i odwagi przywodzców, gdy zaś przyszło do wyznaczenia urzędników, których konsulami mianowano, spodziewał się, iż jako towarzysz, razem tę godność z Brutusem obejmie, ale lud wybrał Kollatyna, małżonka Lukrecyi. Poczytując to sobie za krzywdę, oddalił się od spraw publicznych, przez co wpadł w podejrzenie, iż królom sprzyja. Gdy jednak nakazano przysięgać uroczyście każdemu zosobna, iż o powrócenie królów żaden kroku nie uczyni, ani się wspomnieć o tem odważy, przyszedł natychmiast, i najpierwszy wśród zgromadzonego ludu przysięgę wykonał, dodając, iż do śmierci samej w tem zdaniu trwać będzie, wolności bronić, i że się żadnemi obietnicami Tarkwiniuszów nie wzruszy.
Jakoż wypełnił, co przyrzekł, gdy albowiem wkrótce przybyli posłowie od Tarkwiniusza z pokornemi prośbami, aby na tron przywróconym został, a konsulowie to poselstwo przed ludem sprawiać dozwalali, sprzeciwił się ich zdaniu Waleryusz, twierdząc, iż mógłby się takowym widokiem lud zmiękczyć, a mianowicie ubożsi z obywatelów, którychby dostatnie obietnice, a zatem nadzieja zapomożenia ku takowemu zezwoleniu przywiodła. Powrócili nazad posłowie wygnańców, Tarkwiniusz zaś nowych przysłał; a zwątpiwszy o przywróceniu, żądał, aby przynajmniej, gdy go z tronu wyzuli, oddali mu tak jego własność, jako też i powinowatych, którzy z nim wyszli. Zdawał się nakłaniać ku temu żądaniu Kollatyn, ale okrzyknął go natychmiast Brutus i zdrajcą nazwał : lud jednak sprzeciwił się porywczości Brutusa, i oświadczył, iż przestając na swobodzie, o zdobycz tyrana nie dba.
Zatrzymali się więc posłowie Tarkwiniusza w Rzymie, a pod pozorem zbierania ruchomości, sprzedawania domów i gruntów, starali się obietnicami i datkiem ujmować obywatelów, i tak się im powiodło, iż przekupili Akwiliuszów i Witellów : pierwszych trzech było, drugich dwóch, którzy zasiadali w senacie, spokrewnieni byli z Brutusem i z Waleryuszem; Kollatyna zaś byli z matek siostrzeńcami; nadto jeszcze dwóch synów Brutusa do tego przywiedli, iż weszli w spisek wraz z innymi na przywrócenie Tarkwiniusza.
Już blizka była zmowa ku wykonaniu, i tak dostatecznie rzeczy ułożone, iżby mogły wziąć pożądany skutek, gdy odkrył zdradę niewolnik, nazwiskiem Vindex : ten wysłuchawszy zmowy rokoszanów, udał się do Waleryusza, i jakie były, opowiedział. Zszedł ów niespodzianie posłów i tych, którzy się byli z nimi zawarli : mimo odpor, papiery, treść spisku zawierające, które tam znalazł, zabrał, i samychże buntowników pojmanych przed lud stawił wraz z Vindexem, objawicielem zdrady. Struchleli przytomni patrząc zwłaszcza na Brutusowe dzieci; ten nieporuszony słuchał zaskarżenia, i gdy przyszło do ostatniego wyroku, a niektórzy z sędziów przez wzgląd na ojca, wskazywali winowajców na wygnanie, Kollatyn milczał, Waleryuszowi łzy w oczach stały; Brutus mianując po imionach każdego z synów, rzekł do nich: « Jakową macie na zadane wam zarzuty odpowiedź? » Trzy razy to pytanie powtarzał; a gdy w milczeniu zostawali, obróciwszy się ku liktorom, którzy go otaczali, rzekł : « Czyńcie waszę powinność. » Natychmiast ci obnażywszy z szat winowajców, smagali ich rózgami; zwracali oczy przytomni, sam ojciec stał trwale, i zwyciężywszy drętwiący wstręt przyrodzenia, widział ucięte toporem głowy synów swoich. Wyszedł potem ze zgromadzenia, gdzie innych winowajców podobnież karać miano. Dzieło to nad moc ludzkości wzniesione, dziwi z odrazą, i zdaje się mieć przysadę w niekoniecznie potrzebnej naówczas przytomności.
Po odejściu Brutusa trwało milczenie przerażonego ludu czas niejaki, przerwali je oskarżeni Akwiliuszowie żądając, aby im pozwolono czasu do usprawiedliwienia się i odpowiedzi na zarzuty, i żeby im oskarżyciel Vindex, jako ich niewolnik był oddany; niemiał albowiem prawa zostawać w cudzych ręku, według ustaw krajowych. Oparł się takowemu żądaniu Waleryusz, a widząc iż Kollatyn zdawał się nakłaniać ku ich usprawiedliwieniu, wzywać począł Brutusa, i sam zatrzymał winowajców. Obraził się takowym postępkiem Kollatyn, i kazał swoim liktorom brać Vindexa : wszczął się natychmiast rozruch, gdy się liktorowie na Vindexa rzucili; co gdy usłyszał Brutus, wrócił się natychmiast, i stanąwszy wśród ludu rzekł : « Ukarałem własne moje dzieci, jako ich należyty sę-
« dzia, resztę innym zostawiłem do ukarania; wy sę-
« dziami jesteście, którzyście wolni, od was ma iść
« wyrok życia, lub śmierci; niech więc kto chce, głos
« zabiera i ludowi radzi. » Nikt się nie odezwał, i jednomyślnem wskazaniem śmiercią wszyscy ukarani zostali.
Od niejakiego czasu Kollatyn był w podejrzeniu, iż Tarkwiniuszowi sprzyjał; wzmogła je ta świeża okoliczność, on też coraz bardziej poznając, jak był ludowi niemiłym, złożył urząd, i z Rzymu ustąpił. Gdy przyszło obierać następcę, jednostajnemi głosy Waleryusz konsulem został.
Pierwszy krok urzędowania jego nadanie wolnością owego niewolnika Vindexa; przypuścił go lud do wszystkich przywilejów obywatelstwa, i pozwolono mu wejść w pokolenie, któreby sam sobie obrał, i w któremby na zawsze potomki jego zostawały. Wówczas albowiem wyzwoleńcy nie zyskiwali obywatelstwa, aż się to dopiero za czasów Appiusza stało, który dla przypodobania się pospólstwu, domieścił takowych w poczet pokoleń rzymskich; obrządek wyzwolenia z niewoli od tegoż czasu, na pamiątkę pierwszego Vindexa, nazwano Vindicta.
Dobra Tarkwiniuszów, tak ruchome, jako i ziemne, poszły na łup pospólstwu, domy które mieli i w Rzymie i w okolicach porozbierano, w samem zaś mieście plac jeden wielki do nich należący, poświęcono na cześć Marsa, i odtąd tam się lud zgromadzać począł.
Zyskawszy od Toskanów znaczne posiłki, szedł wstępnym bojem i zbliżał się ku Rzymowi Tarkwiniusz. Wojsko rzymskie mające na czele konsulów zastąpiło mu drogę, i wszczęła się bitwa nie daleko gaju, zwanego Arsya. W pierwszym zapale potykając się Brutus z Arunsem, starszym synem Tarkwiniusza, na placu legli. Wielkie było krwi z obu stron rozlanie, strata prawie równa, jednakże w nocy Toskanie obóz porzucili, który z pięcią tysiącami niewolnika i wielką zdobyczą Rzymianom się dostał. Powieść bajeczna tamtejszych czasów była, iż głos dał się słyszeć oznaczający, że jednym więcej Toskanów zginęło, i gdy potem na pobojowisku zabitych liczono, znalazło się Rzymian jedenaście tysięcy dwieście dziewięćdziesiąt dziewięć, Toskanów jedenaście tysięcy trzysta.
Powracając z zwycięzkiem wojskiem konsul pozostały Waleryusz, otrzymał nagrodę tryumfu, co w zwyczaj u następnych zwycięzców poszło. Sprawił obchód wspaniały zabitemu towarzyszowi, i miał mowę na jego pochwałę, co także odtąd na uwielbienie wielkich a zasłużonych ojczyźnie mężów czyniono, i zwyczaj takowy trwał w Rzymie do najpóźniejszych czasów, nawet i pod jedynowładcami.
Gdy już przeszedł był czas niejaki po zejściu Brutusa, a Waleryusz nie przybierał sobie nowego kollegi, i obraziło to obywatelów, tym bardziej, że świeży mieli przykład z Brutusa, który tegoż samego Waleryusza po kollatynie do wspołeczeństwa był wezwał; niemniej i to ich obraziło, iż miał dóm wspaniały i wyżej nad inne wzniesiony. Skoro się o tem dowiedział, nazbierawszy wielką liczbę mularzów i pomocników, przez jednę noc z gruntu go rozebrał, i rozrucił, co równie, jak zadziwiło, taki ujęło wszystkich. Żeby zaś dał poznać, jak lud najwyższą władzę mający czcić i poważać należało, gdy stawał przed zgromadzonym, zniżać; i ku ziemi spuszczać kazał liktorom topory z pękiem rózg, zwanym fasces, które w ręku trzymali, co także w zwyczaj weszło, ilekroć wchodzili konsulowie wśród ludu zgromadzonego. Ten sposób uczczenia najwyższej władzy tak powszechnie wszystkim się podobał, iż nadali Waleryuszowi przydomek Publikola, oznaczający, « Czciciela ludu. »
Zmniejszyła się liczba senatorów po wypędzeniu Tarkwiniusza, wybrał więc ku dopełnieniu ustanowionej liczby stu sześciudziesiąt najznakomitszych obywatelów. Dalsze ustawy, które w czasie urzędowania jego ogłoszone były, zmierzały najbardziej ku wzmocnieniu i rozpostarciu wszechwładztwa ludu rzymskiego.
Ustanowiono więc, aby od wszystkich magistratur mogły iść zawsze do ludu odwołania; powtóre, aby żaden z obywateli nie poważał się obejmować urzędu, a to pod karą śmierci, któryby wprzód nań przez
wolą współobywatelów nie był powołanym. Trzecią ustawa uwolnił obywatelów od uciążliwych podatków które dotąd opłacali. Nieposłusznych rozkazom zwierzchności wskazał na grzywny, tojest, aby przestępcy płacili za karę wartość pięciu wołów i dwóch baranów, mało co albowiem w owe czasy używano pieniędzy, na których brakło, a majątek każdego w szczególności najwięcej się składał z rozmaitego rodzaju bydła, zwany przeto peculium, które nazwisko i potem trwało; a na znak sposobu szacowania wartości rzeczy, pierwsze pieniądze nosiły cechę barana.
I to za jego konsulostwa w prawo weszło, iż pozwolono każdemu w szczególności zgładzić ze świata tego z obywatelów, któryby się królem chciał uczynić, z tem jednak ostrzeżeniem, iżby dowodami stwierdzić się mogła pewność takowego zamysłu.
Skarb publiczny złożył w świątnicy Saturna, i pozwolił ludowi, żeby dwóch strażników jego wybrał; pierwsi byli Publius Veturius i Marek Minucyus. Przystąpiono nakoniec do spisania ludu, i znalazło się sto trzydzieści tysięcy obywatelów, nie rachując wdów i sierot, które wolne od podatkowania zostawiono.
Gdy wszystkie takowe urządzenia stanęły, przybrał sobie w konsulacie wspólnikiem Spuryusza Lukrecyusza : temu, jako starszemu wiekiem, czcząc sędziwość, pierwszego miejsca ustąpił. Gdy zaś ten wkrótce biegu życia dokonał, wezwał na jego miejsce Marka Horacyusza, i z nim czas wymierzony urzędowania, tojest roczny, zakończył.
Przedsięwziął był Tarkwiniusz wystawić Jowiszowi świątnicę w Kapitolium, i już był prawie dzieła dokonał, a gdy z Rzymu został wypędzonym, co jeszcze do zupełności nie dostawało, dokończył Waleryusz. I chociaż usilnie pragnął sam obrządek poświęcenia gmachu owego wypełnić, gdy jednak do tego przyszło, a i on naówczas w wojsku się znajdował w wyprawie przeciw nieprzyjaciołom, kollega jego Horacyusz, mimo prośby i usilność powinowatych i przyjaciół Waleryusza, ten honor zyskał. Gmach ten trwał do czasów Sylli, który go wspaniale odnowił i rozprzestrzenił : ale i ten za czasów Witelliusza gdy ogniem spłonął, przez Wezpazyana, a potem przez syna Domicyana do takiej wspaniałości przyszedł, iż koszt na wystawienie jego dwunastu tysięcy talentów dochodził.
Po stracie syna i bitwie mniej pomyślnej cofnął się Tarkwiniusz z wojskiem swojem, i wszedłszy w kraj Toskanów udał się do miasta Klusium, gdzie najznakomitszy z narodu tego monarcha Porsena przemieszkiwał. Przyjął go ten z wielką ludzkością, i na dowód przyjaznych chęci swoich wysłał do Rzymu poselstwo, żądając, aby przywrócili tron, który mu należał. Ze wzgardą takowe poselstwo przyjęli Rzymianie : czem obrażony ów monarcha wojnę im wypowiedział, i oznaczył czas i miejsce, gdzie się na czele wojska przeciw nim miał stawić. Publikola na nowo konsulem obrany wraz z Tytem Lukrecyuszem kollegą, przybył właśnie naówczas do Rzymu, i ażeby dał poznać Porsenie, iż się jego przegróżek nie boi, jakby wśród pokoju zostawał, zaczął zakładać miasto, któremu dał nazwisko Siguria, i nim nadszedł nieprzyjaciel, już było w stanie dania odporu.
Zbliżał, się ku Rzymowi Porsena z wielkiem wojskiem, i już był niedaleko góry Janikula; gdy naprzeciw niemu konsulowie wyszli; ale gdy w wszczętej bitwie Waleryusz ciężko rannym został, a toż samo potem i wspólnika jego potkało, ustępować z placu Rzymianie, niemający wodzów, poczęli, i za otwarciem bram w miasto weszli; byłby wpadł w nie może i Porsena korzystając z szczęśliwej dla siebie pory, gdyby się na moście byli nie oparli Toskanom, już się w Rzym tłoczącym, Horacyusz Kokles z dwoma towarzyszami Herminiuszem i Laercyuszem. Ci trzej bohatyrowie piersiami swemi wstrzymali impet zwycięzców, i nadstawiając się na wszystkie pociski i groty rozjadłego tłumu, trwali mężnie w odporze dotąd, aż reszta wojska w bramy weszła. Skoczył wówczas tak, jak był zbrojny, w Tyber Horacyusz, i chociaż ranny przepłynął rzekę, i do swoich powrócił. Za tak heroiczne dzieło złożyli się wszyscy obywatele na nagrodę obrońcy ojczyzny : każdy mu tyle dał, ile przez dzień na własną potrzebę wydać mógł. Nadto jeszcze, aby pamięć takowego czynu widoczną została w potomne wieki, postawiono z miedzi posąg jego w świątnicy Wulkana.
Gdy coraz bardziej Porsena Rzym oblężeniem ściskał, jeden z tamecznych obywatelów, nazwiskiem Mucyusz, przedsięwziął zgładzić ze świata nieprzyjaciela ojczyzny swojej. Był to młodzieniec znamienitego rodu i wielkich przymiotów. Żeby tym łatwiej wykonać mógł zamysł swój, wdział na się Toskanów odzież, i niepoznany wszedł do namiotu, gdzie król przebywał; ale go uznać w tłoku nie mogąc, a bojąc się być odkrytym, gdyby się o niego wypytywał, mniemając z pozoru jednego z dworzan, iż to był sam Porsena, miecz w piersiach jego utopił. Porwany natychmiast i stawiony przed królem, gdy poznał swój błąd, a ujrzał przed sobą ogień rozżarzony, rękę weń natychmiast włożył; i gdy się paliła, stał bez okazania najmniejszej czułości wręcz patrząc na króla. Przerażony tą wytrzymałością Porsena życiem go darował, on zaś odchodząc rzekł : « Nie przestraszyłeś mnie groźbą, zwyciężasz
« wspaniałością umysłu twego. Odkrywam ci więc przez
« wdzięczność to, o czembyś się był używając najsroż-
« szych katowni nie dowiedział. Trzysta nas Rzymian
« sprzysięgło się na twoje życie, a takich jak ja, i są w
« twoim obozie. Jam się pierwszy to dzieło wykonać
« podjął, i nie narzekam na los, iż mi go dopełnić nie
« pozwolił, ponieważ nie zmaczałem rąk moich we
« krwi wielkiego człowieka, który na Rzym powstał, a
« godzien być jego przyjacielem. » Uwierzył takowej powieści król, i nakłonił się ku zgodzie, nie tak przez bojaźń śmierci, jak czcząc miłość Rzymian ku swojej ojczyźnie. Powrócił skaleczony dobrowolnie na rękę prawą Mucyusz, a że odtąd lewej używać musiał, zyskał przydomek Scaevola, co znaczyło, jak pospolicie takowych nazywają, mańkuta.
Chcąc Rzymianie zyskać przyjaźń króla Porseny, którego przymioty szacowali, oświadczyli się, iż w ugodzie z Tarkwiniuszem przestaną na pośrednictwie jego. Porsena ze swojej strony dał słowo, iż z wojskiem odstąpi, skoro Rzymianie oddadzą Tarkwiniuszowi włości jego własne, i pozwolą na zamianę zbiegów i niewolników; ale Tarkwiniusz nie chciał przestać na takowej ugodzie, i wyrzucając Porsenie niestałość, inszemi sposoby postanowił u siebie dochodzić tronu. Rozgniewany takową zuchwałością król, zawarł przymierze z Rzymianami, którzy mu dali w zakład dziesięć młodzieńców i tyleż panien. Zostały te w obozie Toskanów, a między niemi Klelia, która upatrzywszy do tego porę, wraz z towarzyszkami swemi wpław na koniu przez Tyber przepłynęła i powróciła do Rzymu. Gdy się stawiły przed Waleryuszem, już potrzeci raz naówczas konsulem, lubo miła mu była takowa odwaga, zganił jednak porywczości rozmyślne przestąpienie wiary publicznej.
W licznym więc zbrojnych poczcie odesłał je natychmiast Porsenie; ale przestrzeżony o tem Tarkwiniusz uczynił zasadzkę, i gdy ta nagle wypadła i przyszło do bitwy, Walerya córka Publikoli jedna z dziesięciu przebiła się z trzema towarzyszkami przez nieprzyjacioły, i do Rzymu wróciła. Inne wraz z Rzymianami wybawił syn Porseny, który żołnierzy Tarkwiniuszowych rozpędził, i panny do ojca przywiódł. Była między niemi Klelia, o tę się naprzód pytał król, a kazawszy przyprowadzić dzielnego konia z bogatem siedzeniem, jej go darował, chwaląc odwagę i przywiązanie do swego kraju. Gdy stanęło przymierze i rękojmie nazad odesłano, wystawiono na górze Palatynu posąg Klelji na koniu i jej towarzyszek, aby wieczysta została pamięć tak odważnego dzieła.
Odstępując od Rzymu Porsena, wszystkie sprzęty i żywności, które tylko w obozie swoim miał, Rzymianom darował; ci zaś na pamiątkę tak względnej ku sobie uprzejmości, posąg jego z miedzi ulany w miejscu, gdzie się senat zgromadzał, postawili.
W następującym roku niektóre osady Sabinów jeszcze z Rzymiany niezłączone, wkroczyły w ich kraj; wyprawiony był przeciw nim brat Waleryusza naówczas konsul, ale się i on wraz z nim wybrał, i za jego najbardziej radą i pomocą dwa znaczne zwycięztwa Rzymianie odnieśli. Wdzięczna takowej przysługi Rzplita kazała Markowi Waleryuszowi bratu Publikoli dóm zbudować z tą od innych różnicą, iż się w nim drzwi zewnątrz otwierały, co czynić innym nie było wolno.
Za czwartym Waleryusza konsulatem obywatel jeden z Sabinów narodu, zwany Klauzus, mąż zacny, majętny i cnotliwy, widząc się być od współziomków swoich prześladowanym, wolał się raczej z kraju wynieść, niż być przyczyną jakowego zamięszania. Dowiedział się o tem Waleryusz, i zważając jakby wielką przysługę uczynił krajowi, gdyby tak znakomitego obywatela pozyskał, upewnił Klauza, iż z wielką chęcią w Rzymie przyjętym zostanie. Uczynił to natychmiast Klauzus, i gdy się ku miastu zbliżał w orszaku pięciu tysięcy krewnych, przyjaciół i sług swoich, zaszedł mu drogę i mile przyjąwszy przed ludem stawił; dano więc Klauzowi dwadzieścia pięć łanów ziemi, tym którzy byli znaczniejsi z towarzystwa jego każdemu po dwa; Klauzus w senacie natychmiast umieszczonym został, gdzie z taką dzielnością i roztropnością sprawował się, iż wkrótce wielką wziętość i poważenie zyskał. Od niego początek wzięła sławna familia Klaudyuszów.
Wielce obraziło Sabinów odejście Klauza; nie mogąc więc znieść takowej, jak mniemali, dla siebie obelgi, zebrali wojsko liczne przeciw Rzymianom, i stanęli obozem pod miastem Fideliami; stamtąd dwa tysiące jezdnych skrytemi ślakami wysłali ku Rzymowi, chcąc z okolic zdobycz zagarnąć. Dowiedział się o tem Waleryusz, i część wojska swego wysławszy na góry, pod któremi zaczaili się byli Sabinowie, drugą, część pod przywództwem Lukrecyusza konsula wysłał naprzeciw owym, co szli na rabunek, sam zaś z resztą wziął tył nieprzyjacielowi. Otoczeni ze wszystkich stron Sabinowie, gdy przyszło do bitwy, poszli w rozsypkę, reszta schroniła się w Fidenach. Waleryusz po owem zwycięztwie, z wielkim plonem i zgrają niewolników powrócił do Rzymu, gdzie powtórny tryumf odprawił.
Resztę życia w wielkiej czci u swoich przepędził, i w dojrzałej starości wieku dokonał.
Nie dość było na tem wdzięcznemu ludowi rzymskiemu, iż go za życia czcił i uwielbiał, po śmierci nakładem publicznym pogrzeb mu sprawiono; niewiasty przez rok żałobę po nim nosiły; zwłoki zaś jego złożone zostały w mieście, i za osobliwym przywilejem, tamże grób potomkom jego wyznaczono.