Życie Buddy/Część druga/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zadał sobie pytanie Błogosławiony, kto pierwszy z pośród ludzi godzien jest usłyszeć słowa zbawienia.
— Gdzie jest człowiek czysty, mądry i czynny, któremubym mógł wpoić zasady prawa? Trzeba mi kogoś, kto wolny od zawiści, posiada umysł jasny, a zarazem nie będzie ukrywał tej wiedzy dla siebie w ścisłej tajemnicy.
Wspomniał Rudrakę, syna Ramy, który żył w czystości, wolen zawiści, i nie taiłby wiedzy przed ludźmi. Umyślił nauczyć go prawa i zapytał siebie, gdzie jest w tej chwili Rudraka. Po chwili jednak objawiło mu się, że Rudraka, syn Ramy, zmarł przed siedmiu dniami.
— Wielka to szkoda, — rzekł do siebie — że Rudraka zmarł, nie poznawszy prawa mego. Byłby je zrozumiał i uczył innych.
Wspomniał potem, że Arata-Kalama także wiódł żywot czysty, miał bystry rozum i szerzyć lubił wiedzę nabytą. Ale zaraz objawiło mu się, że Arata-Kalama zmarł przed dni trzema.
— Dużo stracił, zaprawdę, Arata-Kalama przez
to, że nie poznał nauki mojej! — rzekł sobie znowu.
Przypomniał sobie, po namyśle, o pięciu uczniach Rudraki, którzy mu towarzyszyli przed laty. Byli czyści, czynni i zdolni zrozumieć prawo jego. Objawiło mu się, że uczniowie ci mieszkają w Benaresie, w parku gazel. Poszedł tedy do Benaresu.
Pod górą Gaya napotkał mnicha, imieniem Upaka. Na widok Błogosławionego wydał Upaka okrzyk podziwu.
— Jakże piękny jesteś, jakże błyszczy oblicze twoje. Zaprawdę, powabniejszyni nie jest owoc w pełnej jesieni. Racz mi powiedzieć, o panie, kto był mistrzem twoim?
— Nie miałem mistrza — odparł Błogosławiony. — Żadna istota ludzka nie jest do mnie podobną. Ja sam tylko posiadam mądrość i pokój niewzruszony,
— Musisz być tedy mistrzem wielkim! — rzekł Upaka.
— Tak, jam jest mistrz jedyny na świecie i nie posiadam równego sobie pośród ludzi, ni bogów.
— Dokądże idziesz, panie? — spytał.
— Do Benaresu idę — rzekł Błogosławiony — zapalić światłość, która ogarnie świat, przenikając nawet do oczu ślepców. W Benaresie uderzę w bęben, który zbudzi śpiących, a usłyszą go głusi nawet. Pójdę do Benaresu i tam zacznę uczyć prawa.
Idąc dalej, dotarł do Gangesu, który właśnie wezbrał, jął tedy szukać przewoźnika. Ujrzawszy go, powiedział:
— Przewieź mnie, bracie, na brzeg drugi.
— Przewiozę cię, — odparł przewoźnik — jeśli mi zapłacisz, co się należy.
— Nie mam czem płacić! — rzekł Błogosławiony.
I tejże chwili, uniesiony w powietrze, stanął na przeciwległym brzegu.
Zasmuciło to przewoźnika tak, że zaczął krzyczeć:
— Biada mi! Biada! Nie chciałem przewieźć męża świętego! — to rzekłszy, rzucił się w rozpaczy na ziemię.