Życie Buddy/Część pierwsza/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wielki asceta Asita poznał, dzięki cnocie zbożnego życia swego, że przyszedł na świat ten, który oswobodzi wszystkie istoty od bolesnych wcieleń, a spragniony tej dobrej nowiny, przybył do pałacu króla Sudhadany i podszedł pewnym krokiem aż pod komnaty żeńskie. Posiadał on powagę wiedzy i starości.
Król przyjął go z należną czcią i rzekł:
— Czuję się szczęśliwym! Zaprawdę, wielkich zaszczytów dozna w tem dziecięciu ród mój, skoro Asita czcigodny raczył mnie odwiedzić. Mów, co mam uczynić? Jestem wszakże twym uczniem i sługą.
Oczy ascety rozbłysły radością i powiedział głosem głębokim:
— Spotkało cię to, o królu wielkoduszny, pobłażliwy i gościnny, bowiem znasz obowiązki swe i pełnisz je ochotnie wobec mądrych i starych.
Spotkało cię to, bowiem bogatszy jesteś w cnotę, niźli w ziemię i złoto. Raduj się z przybycia mego i wiedz dlaczego. Oto usłyszałem głos z nieba, mówiący: — Narodził się królowi Sakjów syn, który posiędzie mądrość prawdziwą! — Usłyszawszy to, przyszedłem by ujrzeć światłość Sakjów.
Zadrżał król od radości i, wziąwszy dziecię z objęć karmicielki, pokazał je starcowi Asicie.
Przekonał się asceta, że dziecię ma znaki wszechmocy, patrzył na nie długo, a łzy napełniły oczy jego. Westchnął i spojrzał w niebo.
Widząc, że płacze Asita, zaniepokoił się król o syna i spytał:
— Powiadasz, o starcze, że ciałem jeno różni się syn mój od bóstwa. Mówisz, że cudowne są narodziny jego, że osiągnie w przyszłości najwyższą chwałę, a mimo to spozierasz nań przez łzy. Czyliż wątłeni będzie jego życie? Zaliż przyszedł na świat, ku memu zmartwieniu. Czy może gałązka ta mego rodu zeschnie, zanim zakwitnąć i wydać owoc zdoła? Mów, o starcze świątobliwy, wiesz bowiem chyba, jak bardzo kochają ojcowie dzieci swoje.
— Nie martw się, o królu! — odparł Asita. — To, com rzekł, pewne jest. Dziecię to posiędzie chwałę prawdziwą. Ja płaczę nad sobą samym jeno.
Oto pora mi już odejść, a właśnie przyszedł na świat ten, który zniweczy zło wcieleń. Porzuci on władzę królewską, przezwycięży zmysły, zrozumie prawdę, posiędzie słońce wiedzy i rozproszy ciemń błędu. Ocali świat z zalewu zła, zmiecie pianę chorób, udrękę starości, cofnie czarne fale śmierci i zabierze wszystko co żywię w barkę wiedzy. Pozna on źródła bystrej, przepięknej i dobroczynnej rzeki obowiązku, bieg jej oznaczy i napoi tych, których dręczy pragnienie. Wskaże drogę zbawienia prześladowanym cierpieniem, jęczącym w kajdanach zmysłów i błądzącym po lesie wcieleń. Jako chmura rosząca rzeźwym deszczem, będzie tym, których palą namiętności, taranem dobrego prawa rozwali więzienną bramę istot skutych pożądaniem. Posiadłszy całą mądrość, zdoła świat ocalić. Kie martw się przeto, o królu, ten tylko bowiem godzien jest pożałowania, kto nie usłyszy głosu syna twego. I dlatego płaczę, gdyż mimo bogobojnego żywota i medytacji nie poznam słowa i prawa jego. O jakże nieszczęsnym jest ten nawet, kto odchodzi w najwyższe ogrody niebiosów!