Życie Buddy/Część pierwsza/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Słowa Asity rozradowały zrazu Sudhadanę. Myślał: — Syn mój tedy żyć będzie i to w chwale wielkiej! — potem jednak rozważył wszystko i zakłopotał się. — Książę — pomyślał — porzuci władzę królewską, obierze życie ascety, więc wraz z nim zniknie ze świata ród Sudhadany?
Ale strapienie króla nie trwało długo, gdyż od urodzin Sidharty wszystko mu się wiodło, co przedsięwziął. Jak rzeka biorąca ciągle wodę przypływów, skarby jego wzrastały, tyle mu przyprowadzano koni i słoni, że stajnie ich pomieścić nie mogły, a szczerze oddani przyjaciele otaczali go coraz to liczniej. Ziemia była rodzajna, na łąkach pasły się krowy tłuste i płodne, kobiety rodziły szczęśliwie, mężczyźni nie wszczynali próżnych sporów, a wszyscy w całem Kapilavastu byli spokojni i weseli.
Atoli królowa Maja znieść nie mogła długo nadmiaru radości, jaką ją przepajał syn. W dni siedm, zmarła dla tej ziemi i wstąpiła w niebo, pośród bogów.
Maja miała siostrę, równej niemal piękności i mądrości, imieniem Mahapradżapati. Jej powierzono pieczę nad księciem, ona zaś spełniała to z troskliwością taką, jakby był własnem jej dzieckiem. Sidharta rósł, podobny migotliwemu promieniowi w pomyślnym wietrze, księżycowi, królowi gwiazd świetlanej sfery i słońcu rannemu nad górami.
Obdarzono go cennemi przedmiotami, zabawkami, jakie zazwyczaj dostają dzieci. Miał więc małe zwierzęta, gazele, słonie, konie, krowy, ptaki, ryby i małe wózeczki, wszystko to zaś było ze złota i diamentów. Ubrania mu też znoszono wspaniałe, perły na szyję i bransolety osypane klejnotami.
Pewnego dnia bawił się w ogrodzie, a czuwająca nad nim Mahapradżapati pomyślała:
— Już czas, by się przyuczył nosić naramienniki i naszyjniki.
Posłała służącą po te stroje, ale, gdy przybrała malca, klejnoty utraciły cały swój blask, zaćmione lśnieniem, jakie promieniowało z samego dziecięcia. Zbliżyła się do niej bogini, mieszkająca pośród kwiatów ogrodu, i rzekła:
— Gdyby cała ziemia była ze złota, zaćmiłby jej blask jeden promień, bijący z tego dziecka, przyszłego kierownika świata. Gdy ono przy odzieje światłość swoją, gasną gwiazdy, księżyc i słońce. Cóż mu tedy po klejnotach, marnem dziele złotnika i szlifierza. Kobieto, zdejm zeń te świecidła, dobre w sam raz dla niewolników. Daj je służbie. On posiędzie klejnoty prawdziwe, a będą niemi myśli jego.
Posłuszna głosowi bogini, zdjęła Mahapradża-pati klejnoty z dziecięcia i patrzyła na nie, nie mogąc oderwać oczu.
Nadszedł czas, kiedy młody Sidharta miał zostać zaprowadzony do świątyni bogów. Przystrojono ulice wspaniale, a wszędzie rozbrzmiewały bębny i dzwony. Mabapradżapati stroiła go w najpiękniejsze szaty, a chłopiec spytał:
— Dokądże mnie to prowadzisz, mamo?
— Do świątyni bogów, mój synu! — odpowiedziała.
Dziecko uśmiechnęło się i poprosiło, by je zaprowadzić do ojca.
Orszak był wspaniały, szli bramini, wojownicy i najznaczniejsi kupcy, potem straż honorowa, a Sakjowie otaczali pojazd, wiozący króla z synem. Palono po ulicach kadzidło, sypano kwiaty, oraz powiewano chustkami i wznoszono sztandary.
Dotarłszy do świątyni, wprowadził król syna za rękę do sali z posągami bogów. W chwili, gdy chłopiec postawił nogę na progu, ożyły wszystkie bóstwa, a Siwa, Skanda, Wisznu, Kuwera, Indra i Brahma wstali i uklękli przed nim, śpiewając:
— Meru, król gór, nie chyli się przed ziarnem zboża, Ocean nie korzy się przed kroplą dżdżu, Słońce nie oddaje hołdu świecącemu robaczkowi, ten zaś, kto posiadł wiedzę, nie czci bogów. Człowiek jest, jako ziarno zboża, kropla dżdżu, czy robak świecący, ten zaś, który posiada wiedzę najwyższą, podobny jest do Meru, Oceanu i Słońca, Niechże niu świat hołdy czyni, albowiem zostanie zbawiony!