Życie Buddy/Część trzecia/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po trzech miesiącach wrócił Mistrz z nieba i poszedł do Sravasti. Zbliżał się do parku Dżety, gdy mu zaszła drogę dziewczyna, służąca pewnego bogatego mieszkańca miasta, który był właśnie w polu. Niosła mu pełną ryżu misę, a ujrzawszy Buddę, uczuła wielką radość.
— Oto Mistrz! — powiedziała sobie. — Oto Błogosławiony! Widzę go i jestem blisko niego! Z jakąż radością dałabym mu jałmużnę! Ale nic
nie mam przy sobie.
Westchnęła, potem spojrzenie jej padło na misę z ryżem.
— Ten ryż, to posiłek pana mego! Nie może on już uczynić ze mnie niewolnicy, albowiem jestem nią. Zbije mnie tylko i okuje w kajdany, ale niczem mi są te kary! Dam ten ryż Błogosławionemu.
Uczyniła tak. Błogosławiony poszedł do parku Dżety, a uśmiechniona służąca stanęła przed panem swoim.
— Gdzież mój ryż? — spytał zdaleka już.
— Dałam go w jałmużnie Mistrzowi. Ukarz mnie, o panie, a płakać nie będę, bowiem raduje mnie to, com uczyniła.
Nie ukarał jej, ale pochyliwszy głowę, rzekł:
— Nie ukarzę cię! Śpię, a ty czuwasz. Idź! Od tej chwili przestałaś być niewolnicą!
Dziewczyna skłoniła mu się i powiedziała:
— Jeśli pozwolisz, o panie, pójdę do parku Dżety i poproszę Buddy, by mnie nauczył łaskawie prawa swego.
— Idź! — odparł.
Poszła do parku Dżety, przysłuchała się naukom Błogosławionego i została jedną z najświętszych kobiet gminy.
Jednocześnie z tą służebną słuchała słów Mistrza, Suprabha, córka wybitnego mieszkańca Sravasti. Była bardzo piękna, budziła miłość i wszyscy znakomitsi młodzieńcy starali się o jej rękę. Dumał nieraz ojciec komuby ją dać, wiedząc, że ci którym odmówi, staną się wrogami jego.
Rozmyślał całemi nieraz godzinami, aż pewnego dnia spytała go Suprabha:
— Czemuż jesteś tak zamyślony, ojcze?
— Ach! — odparł. — Ty to właśnie, córko moja, jesteś przyczyną tych strapień. Wszyscy młodzieńcy w całem Sravasti chcą cię poślubić.
— Lękasz się uczynić wyboru pośród zakochanych we mnie! — zawołała. — O, ci nieszczęśni nie wiedzą, dokąd zmierzają myśli moje. Nie martw się, ojcze, każ im przyjść wszystkim, ja zaś starym obyczajem wybiorę sobie małżonka.
— Stanie się, jak chcesz, córko! — rzekł ojciec.
Potem udał się do króla i uzyskał przyzwolenie by herold obwieścił w mieście:
— Za dni siedm odbędzie się zebranie wszystkich zabiegających o rękę Suprabhy, a ona sama wybierze sobie małżonka.
Dnia siódmego zebrali się pretendenci we wspaniałym ogrodzie ojca Suprabhy, ona zaś wjechała na wozie, dzierżąc w ręku żółtą chorągiew z portretem Buddy i śpiewając hymny ku czci jego. Wszyscy patrzyli zdumieni, czekając, co powie.
Rzekła im wreszcie:
— Żadnego z was nie kocham, nie sądźcie jednak, że gardzę wami. Miłość nie jest mi celem życia, chcę bowiem zostać mniszką Buddy. Udam
się do parku jego, on mnie zaś nauczy prawa.
Młodzieńcy odeszli pełni smutku, a Suprabha została przyjętą do gminy wiernych i jako mniszka odznaczyła się gorliwością wielką.
Gdy wyszła pewnego dnia z parku, poznał ją jeden z dawnych zalotników i rzekł towarzyszom:
— Porwijmy tę kobietę! Kocham ją dotąd i musi być moją!
Towarzysze przyklasnęli tej myśli i, otoczywszy Suprabhę, rzucili się na nią. Ale w chwili, gdy ją mieli chwycić, dziewczyna posłała myśl swą do Buddy i natychmiast została uniesiona w powietrze. Zbiegli się ludzie, Suprabha polatywała czas pewien ponad ich głowami, potem zaś majestatycznie spłynęła ku przybytkowi świątobliwych.
Szły ku niej okrzyki:
— O święta! Przez ciebie objawiła nam się
potęga wiernych i potęga Buddy. O święta, było
by niesprawiedliwością wielką, skazywać cię na
znikome rozkosze miłości.