Życie Buddy/Część trzecia/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Król Prasenadżit miał córkę, imieniem Virupa, dojrzałą do małżeństwa, ale tak, niestety, brzydką, że żaden książę, ni wojownik nie chciał jej za żonę.
Otóż stało się, że przybył do Sravasti bogaty cudzoziemiec, imieniem Ganga, a król pomyślał:
— Człowiek ten nie widział dotąd córki mojej. Może nie odmówi? — zawezwał go tedy do pałacu.
Ganga uczuł się wielce zaszczyconym, bowiem biedny z urodzenia, dorobił się majątku handlem i nie myślał nigdy o poślubieniu księżniczki. Przystał tedy ochotnie.
— Przyjdźże tedy dziś w nocy do pałacu i zabierz sobie córkę moją.
Ganga usłuchał, noc była ciemna i małżeństwo zostało dokonane, tak że nowożeńcy nie widzieli się wzajem. Ganga zabrał Virupę do swego mieszkania.
Nazajutrz przestraszyła go atoli brzydota żony, radby ją był wygnać, ale bojąc się zemsty króla, zatrzymał ją, zamykając tylko, tak że pod żadnym pozorem wyjść nie mogła.
Nadaremnie okazywała mężowi miłość nieszczęśliwa kobieta, bowiem czuł do niej jeno odrazę i gardził nią. Nie patrzył na nią, nie mówił prawie słowa, a Virupa czuła się bardzo samotną na świecie.
Pewnego dnia zaprosili go przyjaciele na ucztę, układając między sobą, że kto nie przyprowadzi żony, zapłaci karę w wysokości pięciuset sztuk złota.
Niezadowolony z życia codziennego, postanowił Ganga wziąć udział w uczcie, nie pokazując jednak przyjaciołom Virupy, z obawy ich szyderstwa.
— Wolę, — rzekł sobie — zapłacić pięćset sztuk złota, niż dać się wyśmiać.
Virupa była dnia tego smutniejsza jeszcze, niż zazwyczaj. Gdy mąż wyszedł, jęła rozmyślać, płacząc:
— Cóż warte jest życie moje, wszelkich przyjemności pozbawione? Mąż czuje do mnie wstręt i nie mogę mu tego brać za złe, gdyż jestem strasznie brzydka. Jeśli tedy dać nie mogę nikomu wesela, ani wziąć nic od ludzi, żyć nie chcę dłużej. Mam wstręt dla siebie, śmierć mnie z tego jedna wyzwolić zdoła.
Rzekłszy to, powiesiła się na sznurze.
Tejże samej chwili zadał sobie Mistrz pytanie:
— Któż dziś właśnie cierpi w Sravasti? Kogóż mam wydobyć z niedoli, któremu z nieszczęśliwych podać dłoń?
Jasnowidzącym umysłem swym poznał cierpienie Virupy, poleciał przez powietrze do niej i, zastawszy jeszcze żywą, odwiązał sznur. Odetchnęła głęboko i poznała, kto był jej zbawcą. Padła do stóp Mistrza i dała mu zbożną jałmużnę. On zaś rzekł jej:
— Przejrzyj się w zwierciadle, Virupo!
Usłuchała i krzyknęła z radości.
Była piękna, jak bogini. Chciała oddać ponownie cześć Błogosławionemu, ale znikł jej z przed oczu.
Tymczasem nie uniknął Ganga szyderstw towarzyszy,
— Czemuż to nie przyprowadziłeś żony? — pytali. — Zapewne boisz się pokazywać jej z powodu piękności. Jesteś zazdrosny!
Ganga nie wiedział co mówić, był zmieszany, a jeden z przyjaciół podał mu kubek oszałamiającego napoju.
— Pijże, Gango! — zawołał. — My się śmiejemy, ty zaś bliski jesteś płaczu. Śmiej się wraz z nami! Pij! Ten napój rozweseli cię!
Ganga wypił i nabrał ochoty. Wypił raz jeszcze i choć niebawem upił się, pił dalej, aż zapadł w głęboki sen.
— Pobiegnijmy do jego domu! — powiedzieli sobie towarzysze. — Zobaczymy żonę i dowiemy się, czemu jej nie pokazuje.
Zastali Virupę ze zwierciadłem w ręku i rozbłysłemi szczęściem oczyma. Biesiadnicy oniemieli z podziwu, potem zaś wyszli spokojnie, mówiąc sobie:
— Rozumiemy teraz dobrze zazdrość Gangi.
Zbudzili śpiącego jeszcze i powiedzieli mu:
— Wielkie cię spotkało szczęście, przyjacielu! Czemże zasłużyłeś u bogów na kobietę tak przedziwnie piękną?
— Dość tego! — krzyknął Ganga. — Szyderstwa wasze przekraczają wszelkie granice! Cóżem wam zawinił, że mnie tak dręczycie?
Porwał się z siedzenia i wybiegł, dygocąc z udręki i złości. Szarpnął gwałtownie drzwi, mając wybuchnąć klątwami, nagle jednak zmilkł. Blady ze zdumienia, patrzył na przecudną kobietę, uśmiechającą się doń. Odzyskawszy równowagę, odpowiedział uśmiechem, siadł przy żonie i zaczął pytać:
— Któż cię uczynił tak piękną, podobną
bogini, żono moja?
Virupa opowiedziała przygodę. Od tego dnia zaczęli żywot szczęśliwy i przy każdej sposobności dawali Mistrzowi dowody swej wdzięczności.