Życie Buddy/Część trzecia/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tymczasem fałszywi asceci, których pogrążył Budda, znienawidzeni przez wszystkich i pogardzani, knuli plany zemsty coraz to sroższej z dniem każdym. Osiadłszy tuż pod parkiem Dżety, śledzili, co czyni Mistrz i uczniowie jego, mimo to jednak nie znaleźli sposobności do oszczerstwa.
Rzekł tedy jeden z nich:
— Oddawna patrzymy na cnotliwe życie tych mnichów, których musimy mimo to wystawić na pogardę ogółu. Wynalazłem jeden sposób. Znam
dziewczynę chytrą, obrotną, pełną uroku, imieniem Cinka. Ona dopomoże nam do pogrzebania sławy Sakji.
Wezwali Cinkę, która spytała:
— Czegóż chcecie ode mnie?
— Znasz pewnie mnicha z Kapilavastu, czczonego jako Budda.
— Nie znam go, ale sławę posiada wielką i podobno czyni cuda rozliczne,
— Jest on naszym wrogiem śmiertelnym, pogardza nami i niweczy całą władzę naszą. Wierzysz nam, przeto idź i broń nas, a wsławisz się pomiędzy wszystkiemi kobietami świata, jako pogromczyni zwycięzcy!
Cinka dała się uwieść temi słowami i przyrzekła, że imię Buddy zostanie zniesławione na całej ziemi.
Codziennie w porze, kiedy wychodzili z parku ci, którzy słuchali nauk Mistrza, szła tam przybrana w jaskrawą czerwień, mając pełne kwiatów ręce. Jeśli spytano, dokąd idzie, odpowiadała:
— Co ci do tego! — Czekała, aż park opustoszał, ale nie wchodziła doń, tylko wracała do fałszywych ascetów. Spędzała z nimi noc, potem wczesnym rankiem stawała przy wejściu do parku, tak by ją widzieli ci, którzy szli rano na naukę. Jeśli ktoś spytał skąd wraca, odpowiadała:
— Co ci do tego!
Po miesiącu zmieniła odpowiedzi. Pewnego wieczora rzekła:
— Idę do parku Dżety, gdzie mnie czeka Mistrz! — a rano znowu: — Wracam z parku Dżety, gdzie spędziłam noc z Błogosławionym! — przez to wielu prostaczków zaczęło wątpić i posądzać Mistrza o grzech nieczystości.
W szóstym miesiącu owinęła brzuch płótnem, a prostaczkowie, widząc ją w ciąży, szeptali sobie, że cnotliwość Mistrza jest pozorem jeno.
Gdy nadszedł dziewiąty miesiąc, przywiązała sobie na brzuchu polano i stąpała powoli, jakby z wysiłkiem. Pewnego wieczora weszła do sali, w której Mistrz nauczał prawa, spojrzała nań zuchwale i rzekła ze złośliwością:
— Uczysz lud prawa, głos twój jest słodki i miodowe słowa. Natomiast ja, która zaszłam w ciążę z twej winy, nie mam przytułku, by urodzić dziecko. Odmawiasz mi nawet koniecznej oliwy i masła. Jeśli ci wstyd, to oddaj mnie w opiekę któregoś z uczniów, królowi Prasenadżitowi, albo kupcowi Anatapindice. Ach, niestety, nie istnieję dziś dla ciebie, a nie troszczysz się także o mające przyjść na świat dziecko. Samą rozkosz czerpać chcesz z miłości, a za nic masz sobie obowiązki.
— Kłamiesz! Wiesz to sama i ja wiem także, Cinko! -— odparł Mistrz, nie tracąc spokoju.
— Nie kłamię! — krzyknęła Cinka.
Mistrz pozostał dalej spokojny. Ale Indra słyszał i widział wszystko. Uznał, że czas pogrążyć zuchwałą Cinkę, zesłał tedy dwu bogów, którzy w postaci myszy wbiegli pod suknię Cinki i przegryźli sznurki, któremi przywiązała polano, tak, że spadło z łoskotem.
— Oto porodziłaś dziecko swoje, Cinko! — powiedział Mistrz ze śmiechem.
Wierni pełni wściekłości rzucili się na Cinkę, bili ją, pluli jej w twarz i obsypywali klątwami, tak że uciekła, płacząc z bólu, wstydu i złości. Nagle otoczyły ją czerwone płomienie, jakby gorejącą szatą, i zginęła w męczarniach ta kobieta, śmiąca miotać oszczerstwa na Buddę.