Życie Buddy/Część trzecia/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Mimo, że został nawrócony przez Buddę, nie wyzbył się Adżatasatru zapalczywości swojej i, korzystając z zatargu pomiędzy mieszkańcem Radżagrihy i mieszkańcem Sravasti, wydał wojnę Prasenadżitowi.
Zebrał wielką armje pieszych i konnych, mnóstwo wozów bojowych i słoni z wieżami, a wszędzie połyskiwały w słońcu lance i miecze.
Król Prasenadżit skrzyknął także wojowników swoich, uzbroił ich w lance i miecze, miał również wozy, konie i słonie i ruszył przeciw nieprzyjacielowi.
Zawrzała walka straszliwa, trwająca dni cztery. Pierwszego utracił Prasenadżit słonie, drugiego konie, trzeciego wozy, czwartego poginęli, lub popadli w niewolę piesi żołnierze jego, a on sam, na ostatnim, pozostałym, wozie, z trudem uciec zdołał do Sravasti.
Tutaj usiadł w ciemnej sali na niskiem krześle i trwał w takim bezruchu przygnębienia, iż gdyby nie łzy płynące z oczu, możnaby było sądzić, że zmarł.
Niebawem wszedł do sali kupiec Anatapindika.
— O panie! — rzekł. — Obyś żył długo i wrócił do zwycięstwa!
— Ach! Pobito mi żołnierzy! — wykrzyknął król. — Biedni moi żołnierze! Niemasz ich już!
— Przestań boleć, o królu, i zbierz ponownie wojsko.
— Wydałem wszystko, com posiadał na wyposażenie armji pierwszej!
— Królu! — rzekł na to Anatapindika. — Dam ci złota, ile potrzebujesz.
Wstał żywo Prasenadżit i zawołał:
— Dzięki ci, o Anatapindiko! Ocaliłeś mnie.
Za złoto Anatapindiki wystawił Prasenadżit armję ogromną i ruszył na Adżatasatru.
Zderzenie wojsk zadziwiło samych nawet bogów. Prasenadżit zastosował szyk bojowy, jaki mu wskazali ludzie przybyli z krajów dalekich, a Adżatasatru nie mógł się oprzeć szybkim jego atakom. Teraz on poniósł klęskę i dostał się żywcem do niewoli.
— Zabij mnie! — krzyknął Prasenadżitowi.
— Zostaniesz przy życiu! — odparł tenże. —
Stawię cię przed Mężem Doskonałym, a on postanowi o losie twoim.
Mistrz przybył niedawno do parku Dżety. Rzeki mu więc Prasenadżit:
— Patrz oto, Mistrzu. Mam w ręku króla Adżatasatru, który wszczął z błahego powodu wojnę, albowiem mnie nienawidzi. Ale ja nie czuję doń nienawiści i skłonny jestem wrócić mu wolność, z uwagi na pamięć ojca jego, Vimbasary, który był mi przyjacielem.
— Puść go wolno! — rzekł Mistrz. — Zwycięstwo rodzi nienawiść, a klęska cierpienie.
Mędrzec wyrzeka się zarówno zwycięstw, jak klęski. Krzywda rodzi gniew, morderca pada z ręki mordercy, a zwycięzca z ręki zwycięzcy. Mędrzec wyrzeka się tego wszystkiego.
Wobec Mistrza poprzysiągł Adżatasatru zostać wiernym przyjacielem Prasenadżita, poczem dodał:
— Bądźmy sobie czeinś więcej jeszcze. Jak wiesz mam syna, ty zaś córkę imieniem Kszema, dotąd niezamężną. Dajże ją tedy synowi memu
w małżeństwo.
— Niech tak będzie! — zgodził się Prasenadżit. — Niech związek dzieci zapewni na zawsze przyjaźń ojców.
Mistrz pochwalił obu królów. Odtąd nie powstał pomiędzy nimi żaden spór, a Adżatasatru przemienił się w najłagodniejszego pod słońcem człowieka.