Życie za życie/List VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie za życie |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Redakcja „Mód Paryzkich“ |
Data wyd. | 1822 |
Druk | Władysław Szulc i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Od czasu wyjazdu pana hrabiego, zaszły okoliczności tak niespodziewane, że czułam się w obowiązku donieść mu o ważnych zmianach, tak w cichem życiu naszem, jak w usposobieniu księżniczki. Pisałam w tym względzie kilka razy już do pana hrabiego, ale listy moje pozostały bez odpowiedzi i zapewne nieszczęśliwym trafem nie doszły przeznaczenia swego. Muszę więc tutaj pokrótce przebiedz fakta o których już donosiłam i sięgnąć aż do przeszłości.
Przez całe życie wpływ mój na wychowankę moją był bardzo mały. Idalia od dzieciństwa pilna i posłuszna, miała jednak w naturze swojej coś niepoddającego się zupełnie memu kierunkowi; nigdy nie sprzeciwiała mi się w niczem, ale też i nigdy nie poszła za radą moją. Matka nieledwie rada była z tego, a ja przyjęłam za zasadę nie wywoływać próżnych starć aż przyjdzie wiek rozsądku, ciesząc się nadzieją, że wówczas księżniczka odda mi sprawiedliwość, że zyskam sobie jej ufność. Tymczasem inaczej się stało. Charakter Idalii wyrabiał się coraz odrębniejszy, że nie powiem dziwaczny. Ostatnia wola zmarłej matki pozostawiła mnie przy niej, do czasu pójścia za mąż lub pełnoletności. Idalia szanuje i spełnia wolę ubóstwianej matki; nie mogę uskarżać się na nią, jest dla mnie pełna względów i szacunku, tylko zostawia mi zupełnie bierną rolę, nie zwierza mi myśli ni zamiarów swoich, a nawet w ostatnich czasach zupełnie lekceważyła moje przedstawienia, właśnie w okolicznościach, które zmuszają mnie udać się do pana hrabiego; bo w każdym razie nie chcę, by na mnie spadała odpowiedzialność za to, co stać się może.
Zaraz po śmierci matki, jak to panu hrabiemu wiadomo, księżniczka osiadła w Maniowie, tak dla przepędzenia w wiejskiej ustroni czasu żałoby, jak i z porady lekarzy, którzy znajdowali, że świeże górskie powietrze wywrze zbawienny wpływ na jej wątłe zdrowie, zachwiane doznaną stratą. Księżniczka pragnęła samotności więcej niż zwykle (oddawna zauważyłam w niej tę skłonność, nienaturalną w młodej osobie) i przepędziłyśmy tu kilka miesięcy, nie widząc prawie żywego ducha, bo prócz kilku osób z rodziny, które odwiedzały nas z rzadka, nie chciałyśmy mieć żadnych ze światem stosunków. Jedyną rozrywką Idalii — była muzyka, książki i dalekie wycieczki w góry. Nie sądzę jednak, by nudziła się kiedy, i owszem, cera zdrowia wracała na jej lica, względna wesołość do myśli. (Wesołą także od dzieciństwa nie była nigdy, uciekała od gwarnych zabaw i lubiła marzyć samotnie. Nieraz robiłam jej w tym względzie przedstawienia, ale z żalem dodać muszę, — daremne).
Dopiero po wyjeździe pana hrabiego zauważyłam w księżniczce większą skłonność do zamyślania. Daremnie pytałam o powód, nie odebrałam zadowalającej odpowiedzi. Po kilku dniach przybył do nas z Krakowa książę Seweryn i ze zwykłą sobie lekkomyślnością — zaprezentował księżniczce jakiegoś Edwarda S., naszego najbliższego sąsiada, muzyka dyletanta.
Zadziwiło mnie to, jednak nie śmiałam objawić nieukontentowania i tylko starałam się zasięgnąć wiadomości o tym młodym człowieku. Dowiedziałam się: że kupił on Widnę, wioskę najbliżej Maniowa leżącą, przed kilku dniami, niezmiernie gwałtownie, zapłacił co chciano i natychmiast w niej zamieszkał. Zwróciło to moją uwagę, tembardziej że księżniczka, której zwykłe obejście z nieznajomemi jest chłodne, przyjęła go z serdecznością i pomieszaniem, i zezwoliła, nie pytając nawet o zdanie moje, na coraz częstsze odwiedziny. Muszę oddać sprawiedliwość temu młodemu człowiekowi, że jest światowy i wykształcony, ma ujmującą powierzchowność, posiada przytem znakomity talent muzyczny; ale jakkolwiek gra jego mogła sprawiać przyjemność Idalii, nie upoważniało jej to jednak do przyjmowania go na stopie nieledwie poufałej. Zwróciłam na to jej uwagę, lecz odpowiedziała mi z niezwykłą stanowczością, że ma prawo przyjmowania kogo jej się podoba, i w zamian zapytała mnie wręcz, czy wiem co złego o tym młodym człowieku.
Opowiedziałam jej wówczas, w jakich okolicznościach zamieszkał on Widnę; ale wiadomość ta wcale jej nie zadziwiła, owszem, słuchała mnie z jakimś cichym uśmiechem, ze źle ukrytem zadowoleniem, jakby te szczegóły sprawiały jej radość.
Próbowałam wtedy przedstawić jej niestosowność tego postępowania w oczach świata, nierówność położenia towarzyskiego i samotność naszą, która tym odwiedzinom dawała pewną doniosłość. Ale niestety, z żalem wyznać muszę, że księżniczka ma dziwaczne pojęcia o niektórych rzeczach, wpojone jej, jak to panu hrabiemu wiadomo, przez nieboszczkę księżnę Amelią, której ekscentryczny testament upoważniał córkę nieledwie do lekceważenia całej rodziny, w najważniejszej sprawie życia, bo w wyborze małżonka. Nic więc dziwnego, że przełożenia moje żadnego nie odniosły skutku. Wówczas to pisałam do pana hrabiego. Ponawiałam uwagi moje kilkakrotnie, z coraz widoczniejszą niecierpliwością Idalii, niecierpliwością, która tutaj objawiła się po raz pierwszy w życiu i zadziwiła mnie, jako ważny bardzo symptomat stanu jej umysłu, bo lękam się wyrzec — serca.
Lękam się czy nie pokochała tego młodego człowieka, a im więcej zastanawiam się, tembardziej smutny fakt ten nie zdaje mi się podpadać wątpliwości.
Co do tego młodego człowieka, nie mam jeszcze ustalonego przekonania. Księżniczka jest tak piękną, że może dla siebie samej być pokochaną; ale z drugiej strony, jest to jedna z najświetniejszych partyj w całym kraju. Człowiek zręczny mógł korzystać ze szczęśliwych okoliczności, z niedoświadczenia i rozbujałej wyobraźni młodej osoby, by zawładnąć jej sercem, ręką i majątkiem.
W każdym razie ja niczemu przeszkodzić nie mogę, i sądzę że jest moim obowiązkiem znowu udać się do pana hrabiego, jako najbliższego krewnego i opiekuna Idalii, prosząc go o rychły przyjazd, lub, coby najlepiej było, o zabranie księżniczki z tego miejsca, gdzie samotność, rozmarzenie i blizkość sąsiedztwa, wpływać może coraz bardziej na rozwój tak niestosownego uczucia.