<<< Dane tekstu >>>
Autor Waleria Marrené
Tytuł Życie za życie
Podtytuł Powieść
Wydawca Redakcja „Mód Paryzkich“
Data wyd. 1822
Druk Władysław Szulc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIST X.
ALBINA DO EDWARDA.

Z bólem i trwogą odbieram listy twoje, Edwardzie. Lękam się o ciebie, bo w niebaczną grę, niebaczny jak zawsze, rzuciłeś przyszłość całą. Ta miłość pożera cię i trawi, odbiera rozwagę, której potrzebujesz coraz bardziej. Ja lękam się ukrytych zamiarów Herakliusza, lękam się przeczuć twoich, a nadewszystko lękam się jej i ciebie samego. Wyzwałeś do walki nieznane ci potęgi, wszedłeś w świat nowy, ukochałeś istotę, której pojąć nie umiesz. Dotąd ukochałeś i walczyłeś z ludźmi na ziemi, i byłeś silny wiarą, wytrwaniem, uczuciem, ciepłem serca i ciepłem myśli; dziś kochasz i walczysz w odmiennych warunkach!
Rozumiem Idalią twoję, widzę ją nieledwie przed sobą, podobną owym dziewicom średniowiecznym, poświęcomm Bogu, wyrzekającym się świata i ciała, mistycznie rozkochanym w niebiosach. Nie dziwię się żeś ją pokochał, ale lękam się o ciebie, bo nie wiem czy w stanie szału i rozstrojenia w jaki wprawia cię namiętność, potrafisz zdawać sobie jasną sprawę z tego co cię otacza, z cierni które cię ranią i na każdym kroku ranić będą coraz silniej jeśli ich usunąć nie potrafisz.
Idalię chowano jak kwiat w cieplarni, w sztucznej atmosferze konwencyonalnych fałszów, mdłych poezyj, eterycznych marzeń. Żadna z jędrnych, ożywczych prawd życia nie rozjaśniła jej pojęć, nie rozgrzała myśli. Dla niej trwa jeszcze odwieczna walka pomiędzy duchem a ciałem. Realność każda, miłość prawdziwa, to wcielenie owego potępionego Arimana, którego nauczyła się nienawidzieć, którym pogardza. Dla niej każdy krok postawiony na drodze postępu, jest krokiem do zguby; dla niej człowiek grzeszy każdem ludzkiem uczuciem, w bezczynności tylko i bierności powinien szukać zbawienia. Znam te doktryny śmierci, królujące jeszcze dotąd w niektórych umysłowych sferach, krzywiące polotne duchy, tworzące tyle moralnych kalectw. Bądź pobłażliwym dla Idalii. Dotąd wszystko przedstawiano jej w fałszywem świetle; zapatrzona w bezcielesne ideały, odwracała oczy od wszystkich realności życia, jakby od pokusy, jakby od grzechu. Swiat zapełniały marzenia dziewicze istotami własnego utworu. Nie nauczono jej stąpać po ziemi, szukać piękna i prawdy w tem co ją otacza, nie nauczono trzeźwem okiem spoglądać na świat w około. Samotna, sierota, z gorącem sercem, marzyła o miłości, jak królewna zaklęta w bajkach, nie wiedząc nawet co to jest miłość. To też serce jej mdłe, niedołężne, nie pojmuje warunków życia, cofa się przed realnością.
Położenie twoje jest trudne. Zwolna, ostrożnie, z mglistych wyżyn po których błąka się ona bez celu, musisz sprowadzić ją na ziemię; ale wiedz, że każde stąpnięcie po niej razić ją będzie, jak światło oczy przywykłe do cienia. Ty musisz znieść jej cierpienia, bo cierpieniem tylko anioł przetworzyć się może na człowieka.
Ale nie łudź się także zbytnią nadzieją. Są natury bezwarunkowo anielskie, niezdolne do człowieczeństwa, nieprzydatne na nic ludzkości. Idalia, nie mogąc podołać ciężarowi życia, złamać się może w twojem ręku zbyt szorstkiem dotknięciem, lub znienawidzieć cię zato, że ją budzisz z marzenia w którem dotąd śniła życie.
Edwardzie, serce moje od pierwszej chwili przeczuło to wszystko. Ale teraz ty sam cierpisz i szalejesz, kiedy potrzeba ci nadewszystko być mężnym, cierpliwym, wytrwałym; ty sam utrudniasz położenie swoje, gdy wszystko sprzysięga się przeciw tobie, a zamiast przyjaznej ręki, jest pomiędzy wami dłoń wroga, gotowa każdej chwili cisnąc iskrę na prochy.
Ja nie wiem jakim jest Herakliusz, ale choćby chciał, nie potrafi być sprzymierzeńcem twoim. Idalia zbyt daleko stoi od niego, wśród mglistych obłoków średniowiecznych, wyższa i niższa razem od każdej kobiety, niezdolna do grzechu, bo niedostępna pokusie, czysta bez zasługi, promienna bez ciepła, nie wiedząca sama czego żąda; a jednak urokiem piękna, niewinności swojej musiała wywrzeć wpływ na burzliwą, niepohamowaną naturę twoją. Pokochałeś ją właśnie przez odwieczną analogią kontrastów, dlatego że była tem wszystkiem, czem ty nie byłeś.
Czy próżne jest to prawo Boże, Edwardzie, czy z tej pozornej dysharmonii nie płynie wielka synteza, logika, harmonia świata?
Nic daremnego niema na świecie; im więcej myślę, tem pojmuję lepiej, że pokochałeś ją, by ją zbawić i wzamian przez nią być zbawionym.
Wola człowieka kruszy niepodobieństwa, miłość niweczy zapory, a ty masz wolę i miłość. Dumny, wyzywasz świat i ludzi do walki. Nie lękam się dla ciebie świata i ludzi, bo wierzę, że ich pokonasz; powtarzam ci: lękam się ciebie samego.
Czemuż nie mogę być przy tobie, czuwać nad tobą i nad nią? Ale nie, ciebie nikt wspomódz nie zdoła; sam musisz walczyć i zwyciężyć, sam zdobyć nie serce już, lecz przekonanie i ufność, sam stworzyć i rozwikłać moralnie istotę, którą kochasz, jak rycerz w bajkach zerwać zaklęte pęta z jej ducha.
To nie praca dnia i godziny, Edwardzie; zwycięztwa nie otrzymasz w chwili szału i namiętności, w której jak dziecię szalone drażnisz ją i przerażasz.
Kochaj ją z zaparciem, z zapomnieniem siebie, nie jak kobietę której pożądasz, nie jak bóstwo które wielbisz w pokorze, ale jak godną siebie i równą istotę, z którą chcesz złączyć serce, myśl i przyszłość.
To wielka moralna praca; od siebie samego zacząć ją musisz. Spotkają cię może chwile zwątpienia i upadku, ale ufam że jej podołasz i nie dasz zwyciężyć się złej chwili, a podołasz dlatego tylko, że posiadasz broń zaklętą: „miłość.“ Niech miłość strzeże cię i umacnia, nie ta miłość krwi i nerwów jaką słusznie przeraziła się Idalia, ale to wielkie, wszechwładne uczucie, które duch twój wysoki pojąć jest zdolny. To godny zakres jego działania, a jeśli walka będzie trudną, — zwycięztwo warte jest walki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Waleria Marrené.