Żywot Michała Anioła/Słowo wstępne

<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Żywot Michała Anioła
Wydawca Wydawnictwo B. Rudzki
Data wyd. 1924
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Wacław Berent
Tytuł orygin. Vie de Michelange
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

W florenckiem Muzeum Narodowem znajduje się posąg marmurowy, dłuta Michała Anioła, nazwany przezeń Zwycięzcą. Jest to młodzieniec nagi, pięknych kształtów, o włosach kędzierzawych nad niskiem czołem, Stoi prężnie, wspierając kolano na plecach brodatego jeńca, skurczonego pod nim i wystawiającego głowę, jak byk. Lecz zwycięzca nie spogląda nań nawet. W chwili uderzenia wstrzymał się oto i odwraca głowę z wyrazem smutku na ustach i niezdecydowania w oczach. Ramię powściągnięte opada mu dłonią ku łopatce. A i on sam podaje się w tył; nie pragnie już zwycięstwa, omierzło mu ono. Zwyciężył. Został zwyciężony.
Ten posąg, wyobrażający bohaterskie Zwątpienie, Zwycięstwo o złamanych skrzydłach, — jedyna rzeźba, jaka pozostawała w pracowni florenckiej Michała Anioła aż do jego śmierci, a którą powiernik mistrza, Daniel da Volterra, chciał przyozdobić jego katafalk, — posąg ten to Michał Anioł sam, to symbol jego życia całego.


∗             ∗

Cierpienie jest bezkresne i przybiera wszelakie formy. Przyczyną jego bywa bądź to ślepa przemoc rzeczy zewnętrznych, — nędza, choroby, los krzywdzący, złość ludzka, bądź też zarzewie jego kryje się we wnętrzu człowieka, we własnej jego istocie. Nie staje się ono przez to mniej pożałowania godne, ani mniej złowrogie, nikt bowiem nie otrzymał natury swej z wolnego wyboru, nikt nie pożądał życia, ani też nie pragnął być takim, jakim jest.
Ta druga forma cierpienia stała się losem Michała Anioła. Miał siłę, miał to rzadkie szczęście, że był stworzony na miarę tych, którzy walczą i zwyciężają — zwyciężył. K’woli czemu? Nic pragnął zwycięstwa. Nie to osiągnąć zamierzał. Tragedja Hamleta! Bolesna sprzecznosć między genjuszem bohaterskim, a wolą, która bohaterską nie była, między władczemi namiętnościami, a wolą, która nie chciała chcieć!
Nie należy oczekiwać, abyśmy i w tem także dopatrywali się tu znamienia jego wielkości. Nie przyznamy tego nigdy, aby świat mógł komuś nie wystarczać, ponieważ był on człowiekiem zbyt wielkim. Niepokój ducha nie jest stygmatem wielkości. Wszelki brak harmonji między wnętrzem człowieka a rzeczami zewnętrznemi, między jego istotą a życiem i jego prawami, nawet wówczas, gdy się przytrafia u ludzi wielkich, nie rodzi się bynajmniej na wyżynach ich ducha, czepia się raczej ich słabości. — I czemuż ukrywać tę słabość? Czyż słaby jest mniej godzien miłości? Zasługuje na nią bardziej, ponieważ bardziej jej potrzebuje. Nie zamierzam wznosić posągów niedościgłych bohaterów. Nienawidzę tchórzliwego idealizmu, odwracającego oczy od nędz tego świata i od słabości dusz człeczych. Zaś narodowi, podlegającemu nazbyt zawodnemu czarowi słów wysokobrzmiących, należy wreszcie powiedzieć, że kłamstwo bohaterskie jest tchórzostwem. Istnieje tylko jeden heroizm na świecie: widzenie świata, jakim on jest i miłowanie go.


∗             ∗

Tragizm doli, jaką zamierzam tu omówić, polega na tem, że ujawnia on w pełni to cierpienie wrodzone, które wypływa z głębi istoty ludzkiej, trawi ją bez ustanku, a opuszcza wówczas dopiero, gdy ją zniszczy. — Oto jeden z najpotężniejszych przedstawicieli tych pokoleń wielkiego człowieczeństwa, które od dziewiętnastu stuleci wypełniały dzieje naszego Zachodu krzykami boleści i wiary: oto chrześcijanin.
Kiedyś, w przyszłości, w zmierzchu wieków, które nastaną, — (o ile pamięć o ziemi naszej dotrwa do owych czasów), — ci, którzy wówczas żyć będą, pochylą się nad przepaścią tych pokoleń zamierzchłych, jak Dante nad brzegami Maleborga, — z uczuciem podziwu, przerażenia i współczucia zarazem. Lecz któż odczuje to lepie], niźli my, których dzieciństwo upłynęło w takich właśnie nieukojach? — widzielismy, jak wzmagały się z niemi istoty sercu naszemu najbliższe i czuliśmy aż po gardło cierpką a upojną woń chrześcijańskiego pessymizmu; w chwilach zaś zwątpienia zdobywać musieliśmy się na nielada wysiłek, by nie zapaść, jak tylu innych, w zawrotne sfery Boskiego Niebytu!
Bóg! Życie wieczne! Ucieczka tych, którzy nie podołają nigdy życiu na tym padole! I ta ich wiara, która tak często jest tylko brakiem wiary w życie, w przyszłość, brakiem wiary w siebie samego, brakiem odwagi, brakiem radości!... Wiemy, na ilu porażkach wzniosło się wasze bolesne zwycięstwo!...
I dlatego kocham was, chrzescijanie, że tak bardzo mi was żal. I w tym żalu podziwiam melancholję waszą. Osmucacie świat, czyniąc go jednak pięknym. Zubożałby świat cały, gdyby mu zbrakło boleści waszej. W tej epoce tchórzów, którzy drżą przed cierpieniem, dopominając się tak zgiełkliwie o swoje prawo do szczęścia, które bywa najczęściej prawem do nieszczęścia cudzego, w tej epoce miejmyż odwagę spojrzeć w oblicze cierpienia i uczcić je. Pochwalona niech będzie radosć, pochwalona niech będzie i boleść! Siostrzyce to dwie, obie równie święte. Świata postać wykuwają one i rozszerzają dusze wielkie. One są siłą, są życiem, są Bogiem. Kto nie kocha siostrzyc tych obu, nie kocha żadnej z nich. Kto zaś doznał radości i boleści społem, ten zna, i cenę życia i słodycz rozstania się z niem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Wacław Berent.