Żywot Michała Anioła/Michał Anioł

<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Żywot Michała Anioła
Wydawca Wydawnictwo B. Rudzki
Data wyd. 1924
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Wacław Berent
Tytuł orygin. Vie de Michelange
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
MICHAŁ ANIOŁ


Był mieszczaninem florenckim, — dzieckiem tej Florencji, o posępnych pałacach i wieżycach, sterczących, jak włócznie u stoku wzgórz smukłych i spiekłych na słońcu, a odciętych, jak rylcem, od fjołkowego nieba, rzędem małych cyprysów, ni to szeregiem wrzecion czarnych, i srebrzystą szarfą falujących oliwników, — pochodził z tej Florencji, tak pełnej przekwintu w wytworności swej, kędy przyblakłe, ironiczne wejrzenie Wawrzyńca Medyceusza, lub szerokouste, lisie oblicze Macchiavella natykało się na samą Primaverę może, lub na tegoż Botticellego Wenus bezkrwistą o włosach złotopłowych. — Z Florencji był: tej gorączkowej, pełnej pychy i tak nerwowej, że stawała się każdego fanatyzmu łupem, wstrząsana wszelakich histeryj religijnym lub socjalnym wybuchem, — z tej Florencji, gdzie każdy wolnym się czuł, a każdy tyranem był, kędy tak błogo się żyło, a życie przedsię piekłem było, — wywodził się z miasta tych obywateli bystrych, a nietolerancyjnych, pełnych entuzjazmu i nienawiści, ciętych w języku, a tak podejrzliwego ducha, że szpiegami, jeden w drugiego, wszyscy dla się byli: zawistnicy wszyscy, wszyscy wzajem się pożerający. — Wzrósł w murach tego grodu, w którym nie było miejsca dla wolnego ducha Leonarda, gdzie Botticelli zakończył na mistycznych urojeniach szkockiego purytanina, kędy Savonarola, o profilu kozła i oczach pałających, sprzęgał mnichów w reje taneczne wokół stosu, na którym spalano dzieła sztuki, — by po latach trzech zapalono dlań stos drugi, na którym spłonął tym razem prorok sam.

***

Z takiego był grodu, z takich czasów, z takich przesądów, namiętności i z takiej ich gorączki.
Dla ziomków swoich tkliwych uczuć, zaiste, nie żywił. Jego genjusz z pod gołego nieba, o szerokiej piersi gardził ich sztuką cechową, ich sztucznym duchem, ich płytkim realizmem, sentymentalizmem i chorobliwem przesubtelnieniem. Był cierpki wobec nich, kochał ich jednakże. Nie miał bynajmniej dla swej ojczyzny uśmiechniętej obojętności Leonarda. Na obczyźnie trawiła go tęsknota za Florencją[1]. Całe życie czynił daremne wysiłki, aby móc żyć w jej murach. Był na jej usługach w tragicznych dniach wojny i pragnął „bodaj po śmierci móc do niej powrócić, skoro nie mógł za życia“[2].
Jako potomek starej rodziny florenckiej szczycił się zacnością krwi i rodu swego[3]. Przepełniało go to większą dumą, niźli nawet genjusz własny. Nie znosił tego, by go uważano za artystę: „Nie jestem rzeźbiarzem Michałem Aniołem... Jestem Michałem Aniołem Buonarrotim“[4].
Był arystokratą ducha, w pełni wszystkich przesądów kasty. Utrzymywał nawet, że sztuka winna być uprawiana „przez osoby szlachetnego pochodzenia, nie zaś przez prostaków“[5]. Pojęcia jego o rodzinie były religijne, antyczne, barbarzyńskie nieomal. „Sprzedał się jej za niewolnika“[6], wedle własnych słów. Przywiązanie odgrywało w tem wszystkiem małą rolę. Gardził swymi braćmi, którzy zasługiwali na to całkowicie. Gardził też i siostrzeńcem, — spadkobiercą swoim. Czcił w nich jednakże przedstawicieli rodu swego. To słowo powraca nieustannie w jego listach: „Nasz ród... la nostra gente... podtrzymać nasz ród..., aby nasz ród nie wymarł“.
Wszystkie przesądy, wszystkie fanatyzmy tej rasy twardej i mocnej były i jego udziałem. Były mierzwą, z której utworzona została istota jego. Lecz z tej mierzwy wybuchnął płomień, który wszystko oczyszcza: płomień genjuszu.

***

Kto w genjusz nie wierzy, kto nie wie, czem on jest, niech wejrzy na Michała Anioła. Nigdy nie stawał się człowiek tak całkowicie jego pastwą. Genjusz jego był zda się odmiennej natury, niźli on sam: był to pogromca, który go powalił i ujarzmił. Wola jego była, zda się, niczem wobec tej przemocy, rzecby można nieomal: niczem — duch i serce jego. Była to pobudliwość zapamiętała, żywotność straszliwa w zbyt wątłem ciele i zbyt słabej duszy, aby je one ogarnąć zdołały.
Żył w nieustannem uniesieniu. Cierpienie z tego nadmiaru sił, które go wręcz rozsadzały, zmuszało go do działania bez przerwy, do czynności bez chwili wytchnienia.
„Wycieńczam się w pracy, jak chyba nikt jeszcze tego nie czynił, — pisał o sobie, — nie myślę o niczem innem, jak tylko o pracy za dnia i w nocy“.
Ta chorobliwa potrzeba działalności sprawiała, że obładowywał się wręcz brzemieniem pracy; przyjmował więcej zamówień, niźli był zdolen wykonać: wyrodziło się to wreszcie w manję. Chciał przekuwać góry. Gdy miał pomnik zbudować, spędzał lata całe w kamieniołomach na dobieraniu odpowiednich brył ciosu, czy też marmuru, na budowaniu drogi dla ich przewozu; pragnął być wszystkiem: inżynierem, wyrobnikiem, kamieniarzem; chciał wszystko robić sam, — budować pałace, kościoły, sam jeden tylko! Było to życie skazańca na ciężkie roboty. Nie pozostawiał sobie nawet czasu na posiłek i sen. Co chwila powraca w listach jego ta zwrotka żałosna:
„Ledwie mam czas coś przełknąć... Nie mam czasu na jedzenie... Od lat dwunastu wyniszczam ciało przemęczaniem się, brak mi rzeczy najniezbędniejszych... Nie mam ani grosza, jestem goły, cierpię niezliczone udręki... Żyję w nędzy i dolegliwościach... Walczę z nędzą...“[7] Ta nędza była urojona. Michał Anioł był zamożny, stał się bogaty, nawet bardzo bogaty[8]. Lecz na co mu się to przydało? Żył w ubóstwie, wprzągnięty w jarzmo pracy, jak koń do kieratu. Nikt nie mógł pojąć, czemu ten człowiek tak się zamęczał. Nikt bowiem nie mógł zrozumieć tego, że nie był on już panem siebie, że nie zdołał nie zamęczać się: że stało się to dlań koniecznością. Nawet jego ojciec, mający z nim wiele rysów wspólnych, czyni mu wyrzuty:
„Powiadał mi brat twój, że żyjesz niezmiernie oszczędnie, a nawet wprost nędznie: oszczędność jest dobra, ale życie w nędzy dobrowolnej jest liche: jest to przywara, Bogu i ludziom niemiła. Zaszkodzi ci to na ciele i duszy. Pókiś młody, ujdzie to jeszcze; lecz, gdy być nim przestaniesz, choroby i dolegliwości wszelkie, które zalegną się w tobie w tych warunkach życia lichych i nędznych, wystąpią wówczas jawnie. Unikaj nędzy, żyj umiarkowanie, bacz, by ci nie zbywało na rzeczach niezbędnych, wystrzegaj się pracy nadmiernej“ [9].
Nie przydawały się jednak na nic rady wszelkie. Nigdy nie dał się on skłonić do bardziej ludzkiego obchodzenia się z samym sobą. Żywił się skąpym kęsem chleba i winem. Sypiał zaledwie kilka godzin na dobę. W Bolonji, podczas pracy nad spiżowym posągiem Juljusza II, miał tylko jedno łóżko dla siebie i dla trzech pomocników swoich.[10] Kładł się spać w ubraniu i w butach. Pewnego razu spuchły mu nogi, wypadło rozciąć buty; ściągano je wraz ze skórą z nóg.
Ta hygjena potworna, sprawiła to, przed czem ostrzegał ojciec: był nieustannie chory. W listach jego znajdujemy ślady czternastu, czy też piętnastu poważnych chorób.[11] Ulegał atakom febry, które zagrażały niejednokrotnie jego życiu. Cierpiał bóle oczu, zębów, głowy, zapadał na serce.[12] Dręczyła go newralgja, zwłaszcza po nocach; sen stawał się dla niego męczarnią. Postarzał się nader wcześnie. W czterdziestym drugim roku odczuwał już objawy osłabienia starczego.[13] W czterdziestym ósmym roku życia, pisze, iż po jednym dniu pracy musi wypoczywać dni cztery.[14] Wzbraniał się uparcie korzystać z pomocy jakiegokolwiek lekarza.
Bardziej jeszcze, niźli na ciele, odbijały się na duchu jego skutki tej opętańczej pracy. Przeżerał go pesymizm. Było to u niego licho dziedziczne. Za młodu tracił czas i siły na uspakajanie ojca swego, podlegającego, jak się zdaje, atakom obłędu prześladowczego[15]. Michał Anioł był nim bardziej obarczony, niźli pielęgnowany przezeń ojciec. Ta działalność bez wytchnienia, ten przytłaczający wysiłek, przy którym nie pozwalał sobie nigdy na wypoczynek, uczyniły go wreszcie bezbronnym wobec przewidzeń, wydając na łup wszelkim zbłądzeniom ducha, jak gdyby rozdygotanego od podejrzeń. Nie ufał wrogom. Nie ufał też i przyjaciołom.[16] Niedowierzał rodzinie, braciom, przybranemu synowi swemu: podejrzewał ich wszystkich, że wyczekują niecierpliwie śmierci jego.
Niepokoiło go wszystko;[17] nawet rodzina jego własna jęła w końcu drwić z tych niepokojów nieustannych.[18] Żył, jak sam powiada w „stanie melancholji, a raczej opętania“.[19] Cierpiąc nieustannie, upodobał sobie niejako cierpienie samo, przejmowało go ono rozkoszą cierpką:

...Tem bardziej wzmacnia, im bardziej mi szkodzi[20]

Wszystko stawało się dlań karmią cierpienia, — nawet miłość,[21] — nawet dobro samo:[22]

Smutek to moja jedyna pogoda.[23]

Nikt nie był mniej dostępny radości, a bardziej stworzony ku boleści. Ją jedynie dostrzegał w życiu, ją tylko odczuwał w ogromie wszechświata. Cały świat pesymizm streszcza ten jego okrzyk rozpaczy — w niesłuszności swej jakże wzniosły:

Sto uciech jednej męki nie przewały!...[24]

***

„Jego zachłanna energja, — powiada Condivi, — puzbawiała go prawie zupełnie wszelkiej łączności z towarzystwem ludzi“
Był sam. — Nienawidził: nienawidzono i jego. Kochał: nie kochano go. Podziwiano go, bano się jego. Pod koniec życia wzbudzał w ludziach cześć religijną. Wówczas złagodniał nieco. Opanował wiek swój. Widzi ludzi z góry, ci zaś widzą go z dołu. Lecz nigdy nie bywa jednym z nich. Nigdy nie zazna spoczynku, ani tej słodyczy, będącej udziałem nawet największego z prostaczków: móc bodaj na jedną chwilę życia znaleść ukojenie w przywiązaniu istoty drugie]. Miłości kobiety nie danem mu było zaznać. Na pustynnem jego niebie świeci jedynie przez chwilę zimna i czysta gwiazda przyjaźni z Wiktorją Colonna. Poza tem była wokół niego noc, którą oświecały w przelocie płomienne meteory jego myśli: jego pożądania i szały rojeń. Nigdy Beethoven nie zaznał nocy podobnej. Noc ta bowiem była w sercu Michała Anioła. Beethovena uczyniło smutnym życie i świat: z natury był on pogodny, tęsknił do radości. Michał Anioł miał w sobie ten smutek, który ludzi lękiem przejmuje i instynktownie unikać go każe. Wytwarzał próżnię wokół siebie.
Nie dość na tem. Złem największem nie było bynajmniej to, iż był sam, lecz, że będąc sam, nie zdołał żyć ze sobą, że nie był panem siebie, lecz odstępcą własnym, że się zwalczał, że niszczył samego siebie. Genjusz jego był skojarzony z duszą, która go zdradzała. Mówi się niekiedy o złowrogim losie, który się nań zawziął, nie pozwalając mu wykończyć żadnego z wielkich zamierzeń. Owem fatum był on sam. Kluczem jego niedoli, całej tragedji jego życia, — oraz tem, czego najmniej dostrzegano i dostrzegać chciano, — był jego brak woli i słabość charakteru.
Niezdecydowanym bywał w sztuce, w polityce, we wszystkich czynach i we wszystkich myślach swoich. Nie zdobywał się nigdy na wybór stanowczy między dwoma dziełami, dwoma projektami, dwiema partjami. Dowodem tego jest historja pomnika Juljusza II, fasada San-Lorenzo, grobowce Medyceuszów. Wszczynał, zaczynał, a końca nie patrzył. Chciał i nie chciał zarazem. Zaledwie postanowił, już wątpić poczynał. Pod koniec życia nie wykończył wogóle niczego: omierzło mu wszystko. Twierdzi się dziś, że wszystkie zamówienia bywały mu narzucane i odpowiedzialnością za te nieustanne przerzucania się jego od jednego projektu do drugiego, obarcza się jego władców. Zapomina się jednak o tem, że ci papieże i książęta nie byliby wręcz w możności zmusić go do pracy artystycznej, gdyby się jej sprzeciwił z całą stanowczością. Nie odważał się jednak na to.
Był słaby na wszelki sposób: z cnoty i nieśmiałości. Był słaby i z rzetelności nawet. Zadręczał się tysiącem skrupułów, których wyzbyłaby się wnet każda natura silna. W przesadnem poczuciu odpowiedzialności i obowiązku imał się prac poślednich, które pierwszy lepszy wykonawca zleceń jego załatwiłby lepiej[25]. Nie umiał ani dotrzymywać zobowiązań, ani o nich zapominać[26].
Był wreszcie słaby z przezorności i obawy. Człowiek, którego Juljusz II nazywał „straszliwym“, uchodził w oczach Vasariego za „roztropnego“, nazbyt roztropnego; ten, „którego bali się wszyscy, nawet papieże“[27], bał się sam wszystkich. Był słaby wobec możnych. A któż bardziej od niego gardził takimi ludźmi, — „jucznymi osłami książąt“ nazywał ich wszak?[28] Chciał uciekać od papieży, pozostawał jednak i ulegał ich rozkazom[29]. Znosił obraźliwe listy władców swoich i odpowiadał uniżenie[30]. Niekiedy podejmował głowę i przemawiał dumnie, — ale ulegał zawsze. Aż do śmierci szamotał się w tej zależności, nie mając sił do walki. Klemens VII, który — wbrew powszechnemu mniemaniu, — okazywał mu najwięcej dobroci, znał jego słabość i litował się nad nią[31].
W miłości zatracał wszelką godność. Upokarzał się przed takim nicponiem, jak Febo di Poggio[32]. „Potężnym genjuszem“ nazywał ujmującą, lecz nader przeciętną, osobistość Tomassa Cavalieri[33].
Miłość czyni te objawy słabości przynajmniej wzruszającemi. Posępnie bolesnemi, natomiast — nie śmiem rzec sromotnemi, — stawały się one wówczas, gdy rodziła je trwoga. Ogarniały go niekiedy znagła lęki paniczne. Ucieka wówczas, prześladowany trwogą, z jednego końca Włoch do drugiego. Ucieka z Florencji w roku 1494 przerażony jakąś wizją. Ucieka podobnież w roku 1529 — tym razem z oblężonej Florencji, której obronę mu powierzono. Chroni się do Wenecji, zamierza nawet uciec aż do Francji. Poczem ogarnia go wstyd: pośpiesza naprawić błąd; wraca do oblężonego miasta i aż do końca oblężenia czyni swą powinność. Lecz gdy Florencja została zdobyta i gdy zapanowały kaźnie proskrypcji, jakże się lęka wtedy i drży o siebie. Potrafi nawet zabiegać o względy samego proskryptora Valoriego, który wtedy właśnie skazał był na śmierć jego przyjaciela, szlachetnego Battistę della Palla. Posunął się niestety aż do zapierania się swych przyjaciół, wygnańców florenckich[34].
Boi się. I napawa go ta trwoga wstydem śmiertelnym. Zapada w chorobę z obrzydzenia do siebie. Chce umrzeć. Zdawało się, iż umrze istotnie [35].
Umrzeć jednak nie może. Ma w sobie tę szaloną żywotność, która odradza się codzień na coraz to większe cierpienia. — Obyż mógł przynajmniej oderwać się od działania! Lecz nie dane mu było i to. Nie może nie działać. Działa tedy, działać musi. — Działaż on aby? — Coś przezeń działa: ponosi go wichrzyca namiętności szalonych i sprzecznych, jak potępieńca Danta.
Jakże cierpieć musiał!

O biada, biada, przechodzę w spomnieniu
Przeszłość ubiegłą, nie znajdując ani
Dnia, by mi życie nie było go dłużne!
Kłamne nadzieje i westchnienia próżne...[36]

I zwracał się do Boga z tym okrzykiem rozpaczy:

O Boże, Boże, Boże!
Kto mnie zabrał mnie samemu?
Kto jest bliższy wnętrzu memu.
No moją wolę kładąc swą obrożę![37]

Jeśli tęsknił do śmierci, to dlatego, że nie widział końca tej niewoli opętańczej. Z jakąż zazdrością mówi o tych, którzy już zmarli!

Umarłeś śmiercią i znasz boską ciszę
Nie drżysz przed zmianą życia i życzenia,
Aż ci zazdroszczę prawie, gdy to piszę.
Los, czas nie śmieją przekroczyć schronienia
Waszego...[38]

Umrzeć! Przestać być! Przestać być sobą. Umknąć od tyranji rzeczy zewnętrznych. Wyzwolić się z tej halu­cynacji o sobie samym!

Daj, niech do siebie wracać już nie muszę.[39]

***

Słyszę ten okrzyk tragiczny, dobywający się z ust onej twarzy bolesnej, której oczy niespokojne spoglądają na nas wciąż jeszcze z portretu muzeum kapitolińskie­go[40].
Był średniego wzrostu, krzepkiej budowy i mocnych mięśni. Praca zniekształciła jego postawę: kroczył z gło­wą zadartą, z brzuchem naprzód, plecy miał przytem wklęsłe. Tak go przedstawia portret Franciszka de Hol­landa: stoi, zwrócony profilem, w płaszczu rzymskim na ramionach; na głowie ma jakąś czapę wełnianą bez daszka, a na niej dopiero wielki, czarny, kapelusz pilśniowy, głęboko wciśnięty na czoło[41]. Czaszkę miał krągłą, czoło kwadratowe, nad oczyma nabrzmiałe i poorane zmarszczkami. Włosy ciemne, niezbyt obfite i kędzierzawe, były zazwyczaj zwichrzone. Oczy miał małe[42], smutne, przenikliwe, koloru rogu, mieniące się w żółtawe i bławe centki. Nos, szeroki i prosty z garbem pośrodku, rozpłaszczyła mu niegdyś pięść Torrigiana[43]. Głębokie brózdy przebiegały od nozdrzy do kątów warg. Usta były delikatne, warga dolna wystawała nieco. Zarost na policzkach nieznaczny; broda fauna, rozwidlona, niezbyt obfita, obramiała lico zapadłe o wystających kościach policzkowych.
W całej twarzy przeważa naogół wyraz smutku i niepewności. Typowe oblicze z czasów Tassa, lękliwe i udręczone wątpieniami. Jego wejrzenie bolesne wzbudza i nakazuje współczucie.

***

Nie poskąpmy mu tych uczuć. Obdarzmy go tą miłością, do której tęsknił całe życie, a której zaznać nie było mu dane. Doznał w życiu największego nieszczęścia, jakie spaść może na człowieka. Ujarzmiono mu ojczyznę. Widział Włochy wydane na kilkuwiekowy łup barbarzyńców. Wolność zamierała w jego oczach. Schodzili po kolei z tego świata ci wszyscy, których ukochał. Gasły jedno po drugiem wszystkie światła sztuki.
W nocy, jaka zapadła, pozostał sam, — ostatni. A stojąc na progu śmierci, nie miał nawet tej pociechy, aby, obejrzawszy się na życie ubiegłe, móc sobie powiedzieć, że uczynił wszystko, co był powinien, wszystko, co uczynić mógł. Życie wydawało mu się zaprzepaszczone. Daremnie przeżył je tak bezradośnie. Daremnie poświęcił je bożyszczu sztuki[44].
Potworny ogrom pracy, na jaki skazywał się w ciągu dziewięćdziesięciu lat swego życia, bez chwili wypoczynku, bez jednego bodaj dnia prawdziwego życia, ten ogrom pracy nie doprowadził go nawet do wykończenia choćby jednego tylko z wielkich jego zamierzeń. Nie zostało wykończone ani jedno z tych wielkich dzieł, na których zależało mu najbardziej. Ironja losu sprawiła, że ten rzeźbiarz[45] zdołał wykończyć całkowicie tylko malowidła swoje, — dokonywane wbrew woli. Te wielkie dzieła, na których pokładał tyle dumnych nadziei i, które zgotowały mu zarazem tyle mąk, wszystkie one, bądź to zniszczone zostały za jego życia (jak karton Wojny pizańskiej i posąg spiżowy Juljusza II) bądź też — (jak grobowiec Juljusza II i kaplica Medyceuszów) — stały się, w niedopełnieniu żałosnem, karykaturą wielkich zamierzeń.
Rzeźbiarz Ghiberti opowiada w swoich Komentarzach historję nieszczęsnego złotnika niemieckiego, będącego na usługach księcia d’Anjou, „a równego starożytnym mistrzom rzeźby greckiej“: dożył on tego na stare lata, że dzieło, któremu poświęcił całe swe życie, zostało zniszczone w jego oczach. „Widząc, że cały trud życia był daremny, padł na kolana i wykrzyknął: „O, Boże, Panie nieba i ziemi, ty, który sprawiasz wszystko, chroń mnie nadal od błądzenia śladami innych, — daj pójść w ślady Twoje; miej litość nade mną!“ I wnet rozdał wszystko ubogim, wycofał się do pustelni i zmarł“.
Niczem ten biedny złotnik niemiecki, rozważał gorzko Michał Anioł u schyłku dni swoich to życie swe całe przeżyte daremnie; utrudzenia zbyteczne, dzieła niedokończone, zniszczałe, niedokonane...
Wówczas wyrzekł się wszystkiego. Duma Renesansu, wspaniała duma duszy wolnej, ogarniającej wszechświat cały, wyparła się wtedy wraz z nim samej siebie „k’woli tej miłości bożej, która na nasze przyjęcie otwiera ramiona krzyża“.

Pędzel i dłuto nie ucisza zgoła
Duszy, co zwraca się jeno do krzyża,
Gdzie Miłość boska otwiera ramiona.

Płodny okrzyk Ody do Radości nie dobył się z piersi jego. Życie to było aż do ostatniego tchnienia Odą na boleść i na śmierć wyzwalającą. Został pokonany całkowicie.

***

Takim był jeden ze zwycięzców świata. Rozkoszujemy się dziś dziełami jego genjuszu w podobny sposób, jak korzystamy ze zwycięstwa przodków naszych: nie myślimy o krwi przelanej:[46].

Nie baczym, jak się krwawicą opłaca[47]
Prawd siejba w świecie...

Tę krew chciałem pokazać oczom wszystkim. Pragnąłem, by nad naszemi głowami załopotał szkarłatny sztandar bohaterów.


Francesco da Hollanda. Portret Michała Anioła




  1. „Zapadam od czasu do czasu w głęboką melancholję, jak się to przytrafia tym, którzy przebywają zdala od swych ognisk rodzinnych (List z Rzymu z d. 19 sierpnia 1497 r.).
  2. O sobie myślał, gdy przyjacielowi swemu Cecchinowi dei Bracci, przebywającemu w Rzymie wygnańcowi florenckiemu, przemawiać każe w te słowa: „ ..zgon mi jest drogi, bo jemu zawdzięczam los błogi: wejść malowidłem, gdziem nie mógł wejść żywy“. (Frey LXXIII24 Staff, str. 83).
  3. Buonarroti Simoni, pochodzący z Settignano, są wspominani W kronikach florenckich od dwunastego wieku. Michał Anioł wiedział o tem: znał swą genealogję. „Jesteśmy mieszczanie najszlachetniejszego rodu“. (List do siostrzeńca Lionarda, z grudnia 1546 r.) — Oburzał się, gdy siostrzeniec jego zabiegał o pozyskanie szlachectwa: „Świadczy to o nieposzanowaniu siebie samego; każdy wie, że jesteśmy ze starego mieszczaństwa florenckiego, rodu niemniej szlachetnego od jakiegokolwiek“. (Luty 1549 r.). — Próbował wywyższyć swój ród, nakłonić swą rodzinę do przyjęcia starego nazwiska Simonich, założyć we Florencji dom patrycjuszowski; te zamiary rozbijały się zawsze o pospolitość braci jego. Rumienił się na. myśl, że jeden z nich (Gismondo) popycha taczki i żyje jak chłop. — W r. 1520 pisze doń hrabia Aleksander da Canossa, że znalazł w archiwach rodzinnych dowód pokrewieństwa z nim. Wiadomość ta była nieprawdziwa; Michał Anioł uwierzył w nią jednak; chciał zakupić zamek Canossa, mniemaną kolebkę swego rodu. Biograf Condivi zapisał pod dyktandem Michała Anioła między przodkami jego: córkę Henryka II, Beatryczę, oraz wielką księżnę Matyldę.
    W r. 1515, przy sposobności pobytu Leona X we Florencji, otrzymał brat jego Buonarroto tytuł comes palatinus, zaś Buonarrotowie — prawo umieszczenia w swym herbie medycyjskiej palla, wraz z trzema liljami i cyfrą papieża.
  4. „Nie byłem nigdy, — pisze w tymże liście, — malarzem lub rzeźbiarzem, uprawiającym handel sztuką. Wystrzegałem się tego zawsze przez wzgląd na cześć rodu mego“. (List do Lionarda z d. 2 maja 1548 r.).
  5. Condivi.
  6. List do ojca z d. 19 sierpnia 1497. — Został on „uwłasnowolniony“ przez swego ojca dopiero w 31 roku swego życia, d. 13 marca 1508. (Akt oficjalny zarejestrowany pod datą d. 28 marca t. r.).
  7. Listy: z 1507, 1509, 1512, 1513, 1525, 1547.
  8. Znaleziono po jego śmierci w domu jego w Rzymie 7.000 do 8.000 dukatów złotych, wartości 4 do 500.000 franków dzisiejszych. Pozatem, powiada Vasari, wypłacił w dwóch ratach siostrzeńcowi swemu 7.000 talarów, a służącemu Urbino 2.000. Miał wielkie sumy ulokowane we Florencji. Denunzia de’ beni z roku 1534 wykazuje, że posiadał sześć domów we Florencji i siedem „gruntów“ we Florencji, Settignano, Rovezzano, Stradello, San Stefano de Pozzolatico i t. d. Miał namiętność do skupywania ziemi. Nabywał takie posiadłości nieustannie: w 1505, 1506, 1512, 1515, 1517, 1518, 1519, 1520 i t. d. Była to w nim skłonność dziedziczna po chłopskich przodkach. Gromadząc majętności, nie czynił tego bynajmniej dla siebie: wydawał, co miał, na innych, sam zaś pozbawiał się wszystkiego.
  9. Nastpuje kilka wskazówek higienicznych, świadczących o barbarzyństwie czasów. „Przedewszystkiem pielęgnuj głowę, dbaj o umiarkowane ciepło i nie myj się nigdy: każ się czyścić, ale nie myj się nigdy“. (Listy: — 19 grudnia 1500 r.).
  10. Listy 1506.
  11. We wrześniu 1517, podczas pracy nad fasadą San-Lorenza i nad Chrystusem z “Minerwy“, jest „chory na śmierć“. We wrześniu 1518 r. zapada na zdrowiu w kamieniołomach Saravezzy z powodu przemęczenia i zgryzot. W 1520 r., w czasie śmierci Rafaela, nowe zasłabnięcie. Pod koniec 1521 r., winszuje mu przyjaciel, Lionardo Sellajo „ozdrowienia po chorobie, z której mało kto powstaje“. W czerwcu 1531 r., po zdobyciu Florencji, nie sypia, nie jada, cierpi bóle głowy i jest chory na serce, stan ten trwa do końca roku; przyjaciele mają go za straconego. W 1539 r. spada z rusztowania w kaplicy sykstyńskiej i łamie nogę. W czerwcu 1544 przechodzi atak ciężkiej febry; przyjaciel jego, Luigi del Riccio, pielęgnuje go wówczas w domu rodziny Strozzich z Florencji. W grudniu 1545 roku i styczniu 1546 r. ma niebezpieczny nawrót tej febry, który go bardzo osłabia; i tym razem pielęgnowany był u Strozzich przez Riccia. W marcu 1549 r. cierpi okrutnie na kamienie. W lipcu 1555 r. dręczy go podagra. W lipcu 1559 r. choruje ponownie na kamienie w pęcherzu i dolegają mu rozliczne cierpienia; jest bardzo osłabiony. W sierpniu 1561 r. ma atak, „pada nieprzytomny i ma drgawki konwulsyjne“.
  12. Febbre, fianchi dolor, morbi ochie denti“. (Poezje LXXXII).
  13. Lipiec 1517. List z Carrary do Dominika Buonisegni.
  14. Lipiec 1523. List do Bart. Angiolini.
  15. W listach do ojca swego wspomina co chwila: „Nie dręcz się“... (Na wiosnę 1509). — „Martwi mnie to, że żyjesz w takich niepokojach; zaklinam Cię, nic myśl o tem“ (27 stycznia 1509 r.), — „Nie przerażaj się, nie czyń sobie z tego powodu zmartwienia nawet na jedną uncję“. (15 września 1509 r.). — Stary Buonarroti podlegał, zda się, podobnie jak i syn jego, kryzysom panicznego lęku. W r. 1521 uciekł nagle (jak to zobaczymy nieco dalej) z własnego domu, okrzykując, że syn go przepędził.
  16. „Czasem obraza żywota i części w słodkim przyjaźni bezgranicznej kwiecie chowa się tajnie“... (Sonet — Fr. LXXIV. Staff. str. 98), — do przyjaciela Ludwika Riccio, który go pielęgnował podczas ciężkiej choroby w 1545 r. — Patrz również i piękne usprawiedliwianie się Tomasza Cavalieri’ego w jego odpowiedzi z 15 listopada 1561 r. na niesłuszne podejrzenia Michała Anioła: „Jestem bardziej niźli pewien tego, żem Cię nigdy nie obraził, ale Ty ufasz nazbyt tym, którym najmniej wierzyć powinieneś“...
  17. Żyję w nieustannej nieufności... Nie ufajcie nikomu, sypiajcie z otwartemi oczyma“.
  18. Listy z września i października 1515 r. do brata Buonarroto: „... Nie drwij z tego, co piszę... Nie należy drwić z nikogo; zaś w tych czasach życie w niepokoju o ciało i duszę zaszkodzić nie może... W każdym zresztą czasie dobrze jest niepokoić się”.
  19. Często w listach swych zwie się „melancholikiem i szaleńcem“ — „chorym warjatem“, — „wściekłym i złym“. — W innych znów ustępach listów swoich broni się od zarzutów szaleństwa, twierdząc, „że nie krzywdziły one nikogo, prócz jego samego“.
  20. E più mi giova dove più mi nuoce“. (Poezje, Frey XLII, Staff, str. 46).
  21. Bo kochajacym mniej szczęścia przychyli
    Obfitość, co się na ich żądzę zlewa,
    Niżeli nędza, która się spodziewa.


    (Poezje; Sonet. Frey: CIX48, Staff, 186).


    Che degli amanti è men felice stato
    Quello ove ’l gran desir copia affrena
    C’ una miseria, di speranza piena.

  22. „Wszystko mnie zasmuca, — pisze; — nawet dobro, dla krótkiej trwałości swej, przygnębia mnie i sposępnia duszę niemniej, niźli zło samo“.
  23. La mia alleyrez’ è la maninconia“. (Poezje; Frey LXXXI, Staff, str. 111).
  24. Mille piacer non vaglion un tormento (Poezje; Frey, LXXIV, Staff, str. 98).
  25. Patrz lata, które spędził w kamieniołomach Saravezzy, podczas pracy nad fasadą San Lorenzo.
  26. Na przykład: przy Chrystusie do „Minerwy“; zamówienie to przyjął w r. 1514, a w r. 1518 rozpacza nad tem, że go jeszcze nie zaczął. „Zadręczam się z bólu nad tem... Wydaję się samemu sobie jak złodziej“. — Podobnież przy zamówieniu do kaplicy Piccolominich w Sienie, podpisanem w r. r 1501, W którem zobowiązywał się dostarczyć dzieło w ciągu trzech lat. Po latach sześćdziesięciu, w r. 1561, dręczy go jeszcze ta myśl, że nie wykonał tego zobowiązania.
  27. Facte paura a ognuno insino a’ papi, — pisał 27 października 1520 r. Sebastjan del Piombo.
  28. Rozmowa z Vasarim.
  29. Na przykład, gdy chce uciec od papieża Pawła III, a pozwala się ostatecznie zniewolić zamówieniem jego.
  30. Takim był upakarzający list kardynała Juljusza Medyceusza (późniejszego papieża Klemensa VII.), w którym podejrzewa on Michała Anioła, że się dał przekupić karraryjczykom. Michał Anioł znosi list taki i odpowiada uniżenie, że „na niczem na świecie tak mu nie zależy, jak na dogodzeniu kardynałowi“.
  31. Patrz listy, które każe doń pisać Sebastjanowi del Piombo po zdobyciu Florencji. Niepokoi się jego zdrowiem, jego troskami. W 1531 r. ogłasza breve, aby go chronić przed natarczywością tych, którzy wyzyskiwali jego uczynność.
  32. Porównaj upokarzający list Michała Anioła do Feba z grudnia 1533 r. z odpowiedzią Feba, pisaną w styczniu 1514 r., żebraczą i pospolitą.
  33. „...Jeśli nie posiadam sztuki żeglowania po morzu Waszego potężnego geniuszu, wybaczy on mi i nie wzgardzi mną, że się z nim porównać nie zdołam. Kto jest jedynym w rzeczach wszelkich, nie może mieć nic równego z kimkolwiek“. (Michał Anioł do Tomasza Cavalieri’ego, 15 stycznia 1533 r.).
  34. “.... Wystrzegałem się rozmów i stosunków z wygnańcami i na przyszłość będę się ich jeszcze bardziej wystrzegał... Nie rozmawiam z nikim, najmniej zaś z florentczykami. Gdy kłaniają mi się na ulicy, nie mogę, oczywiście, odpowiadać inaczej, niż przyjaznym ukłonem: mijam ich jednak. Gdybym wiedział, co to są za ludzie, ci wygnańcy florenccy, nie odpowiadałbym w żadnym razie na ich powitania“, (List z Rzymu 1548 roku, pisany do Lionarda, który go uprzedza o tem, że we Florencji wiedzą już o jego stosunkach z wygnańcami, przeciw którym Cosimo II wydał właśnie bardzo surowy edykt).
    Czyni więcej jeszcze. Wypiera się tego, iż, będąc chorym, korzystał z gościnności Strozzich.
    „Co zaś do zarzutu, jaki mi czynią z tego, żem podczas choroby był pielęgnowany u Strozzich, twierdzę, że nie przebywałem w ich domu, lecz w pokoju Ludwika del Riccio, który był do mnie bardzo przywiązany“. (Luigi del Riccio był na służbie Strozzich). — Nie było najmniejszej wątpliwości, że Michał Anioł był gościem Strozzich, a nie Riccia: przed dwoma laty darował był obu Niewolników (znajdujących się obecnie w Luwrze) Robertowi Strozzi’emu, w podzięce za gościnność ową.
  35. W r. 1531, po zdobyciu Florencji, po poddaniu się Klemensowi VII i uprzejmościach świadczonych Valoriemu.
  36. Oilme, oilme pur reiterando
    Vo’l mio passato tempo e non ritruovo
    In tucto un giorno che sia stato mio!

    (Poezje [prawdopodobnie z 1532 r.]: Frey XLIX, Staff, str. 53).

  37. O Dio, o Dio, o Dio
    Che piu di me petesti, che poss’io?

    (Poezje [Frey VI, Staff, str. 61; prawdop. między 1504 a 1511).

  38. ...Ne tem' or più cangiar vita ne voglia
    Che quasi senza invidia non lo scrivo...
    L'ore distinte a voi non fanno forza
    Caso o necessità non vi conduce.

    (Poezje, na śmierć ojca swego, 1534) - [Frey LVIII].

  39. De, fate, c'a me stesso più non torni

    (Poezje, CXXXV, Staff, 268).

  40. Opis jego postaci, jaki tu następuje, powstał pod wpły­wem kilku portretów Michała Anioła; zwłaszcza Marcela Venusti'ego z Kapitolu, miedziorytu Franciszka da Hollanda (1538/39), oraz Guglia Bonasoni z 1546 r. wreszcie opisu Con­ivi'ego (1553). Jego uczeń i przyjaciel, Daniel da Volterra, wy­rzeźbił po śmierci jego biust. Leone Leoni wyrył w 1561 r. medal z jego podobizną.
  41. Takim widzieli go jeszcze ci, którzy kazali otworzyć jego trumnę w roku 1564, gdy ciało miało być przewiezione z Rzymu do Florencji. Zdawało się, jakby spał, w swym kapelu­szu pilśniowym na głowie i w butach z ostrogami.
  42. Condivi. Na portrecie Venustiego są one dosyć duże.
  43. Około 1490-1492.
  44. L'affectuosa fantasia
    Che l'arte mi fece idol' e monarca...

    „...Fantazji zapalna ochota, co samowładcę i bóstwo mi rodzi z sztuki". (Poezje, [Frey CXLVII] między 1555 i 1556, Staff, str. 280) .

  45. Nazywał siebie „rzeźbiarzem”, nie zaś „malarzem”. „Dzisiaj, — pisze, — 10 marca 1508 r., ja, Michał Anioł, rzeźbiarz, rozpocząłem malowidła kaplicy (Sykstyńskiej)". — "Nie moje to rzemiosło, — pisze po roku, — tracę czas bez pożytku". (20 stycznia 1509 r.). — Nigdy nie zmienił zdania co do tego.
  46. Dante. Raj, XXIX01.
  47. W przekładzie Porębowicza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Wacław Berent.