Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Józef Korzeniowski
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Józef Korzeniowski |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1903 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom drugi |
Indeks stron |
Jako pedagog, dramatyk i powieściopisarz należał Józef Korzeniowski do najbardziej wpływowych u nas mężów. Długo, bardzo długo na uznanie i rozgłos pracował, a zdobywszy je, musiał jeszcze stać się przedmiotem bolesnych, zjadliwych pocisków (Juliana Klaczki, Lucyana Siemieńskiego), raniących w najtkliwszą stronę moralną. I dzisiaj nawet, niektórzy krytycy uważają się za uprawnionych do patrzenia nań z pewnem litościwem pobłażaniem, chociaż istotny talent winien go był od tego uchronić.
Korzeniowski urodził się r. 1797 w folwarczku, położonym tuż przy mieście Brodach (w Galicyi), sławnem niegdyś z handlu. Lata dziecinne wspominał jak swój «raik». Kształcił się najprzód w różnych szkołach galicyjskich po niemiecku, a potem w słynnem gimnazyum Krzemienieckiem po polsku. Żyjąc w kółku kolegów, oddanych literaturze i marzących o autorstwie, sam też zaczął tworzyć, oczywiście w smaku wtedy rozpowszechnionym tj. pseudoklasycznym. Najdawniejszy jego drukowany wiersz, to «Oda na rok 1815» ogłoszona r. 1816 w tym samym «Tygodniku Wileńskim» (organie młodzieży), gdzie w dwa lata potem miał Mickiewicz pomieścić swą «Zimę miejską». Korzeniowski, lubo wojnę potępiał, najlepsze w tej odzie wiersze poświęcił «bogu wojny», Napoleonowi. Nie znaczy to jednak, żeby miał być entuzyastą. Przeciwnie, mniemając, że poezya wzbudza namiętności, zarzucił ją na czas jakiś i zabrał się do studyów nad filozofia moralną, do której wchodziła także i estetyka. Nie mógł atoli pokonać przyrodzonego popędu i powrócił po trzech latach do twórczości, zawsze jednak trzymany na wodzy rozsądku. W wyborze wzorów poetyckich trudno mu było zdecydować się stanowczo. Wykształcony na literaturze francuskiej, w atmosferze czci dla «reguł», długo ulegał przyzwyczajeniu, chociaż zaznajomił się już był z estetyką i poezyą niemiecką. Bardziej niż Brodziński unikał «metafizyki», gdyż trzeźwy jego rozum lubił jasność i łatwą zrozumiałość. Co do stopnia uczuciowości, ten nie był w nim wyższy niż u Brodzińskiego, lecz sama uczuciowość miała, że tak powiem, szersze pole rozlewności; autor z wczesnego zamiłowania literatury dramatycznej musiał uwzględniać nietylko uczucia łagodne, ale i gwałtowne, do starcia prowadzące.
Wahając się między Francuzami a Niemcami, równocześnie tłómaczył Woltera i Schillera. Znał oczywiście wywody, przeciwne prawidłu «trzech jedności» w dramacie, lecz się nie ośmielił zerwać z niem odrazu. I lubo w chwili, kiedy zabierał się do tworzenia dramatu oryginalnego, już nawet w naszem czasopiśmiennictwie oświadczano się wyraźnie przeciw owemu prawidłu, Korzeniowski na razie tylko «jedność miejsca» naruszył w swoim jednoaktowym utworze p. t. «Klara» (1820). Starcie się uczucia z przesądem rodowym i zwycięstwo pierwszego oto motyw jedyny, rozprowadzony powolnie, spokojnie, lecz umiejętnie i z zachowaniem znacznego stopnia prawdopodobieństwa. Jako robota stylowa, harmonijnie wykonana, jako pierwszy nasz utwór dramatyczny XIX wieku, wolny od napuszonej patetyczności, a dający próbki charakterów refleksyjnych, ma on w dziejach piśmiennictwa naszego niemałe znaczenie; porównałbym je do znaczenia «Wiesława» w poezyi wogóle, gdyby «Klara» doznała była takiego rozgłosu, jak sielanka krakowska Brodzińskiego.
W dalszych dramatach długo nie widać stałego postępu w rozwoju talentu Korzeniowskiego. Ani «Aniela (1823), w której znać słaby wpływ rozczytywania się w Szekspirze, ani «Dymitr i Marya», gdzie za wątek posłużyło zdarzenie, zużytkowane przez Malczewskiego, ani tragedya deklamacyjna w stylu francuskim p. t. «Pelopidowie», — nie mogą być poczytywane za dzieła ważne w historyi naszego dramatu. Ale współcześnie z niemi powstały dwa inne wyższej wartości. Są to: «Mnich» i «Piękna kobieta». W «Mnichu» widzimy pokutę Bolesława Śmiałego w Ossyaku. Ponieważ kolizya dramatyczna tkwi tu prawie wyłącznie w duszy tak, że wypadki zewnętrzne (ogloszenie ekskomuniki) nie wywierają wpływu na treść zasadniczą, przeto forma misteryum, z chórami i duchem św. Stanisława, niosącym przebaczenie swemu zabójcy nie ma w sobie nic rażącego, owszem, pod pewnym względem silne, przejmujące wywiera wrażenie. Idea wyrozumiałości i tolerancyi, przeciwstawiona fanatycznemu rygorowi, duch-literze Pisma św. nadaje podniosłość tej pracy, której słusznie przyznano nazwę poematu dramatycznego.
«Piękna kobieta» jest napisana prozą silną i jędrną. Treść, wzięta z podań angielskich, ma charakter anegdotyczny. Szekspir oddziałał mocno na całą robotę, uzuchwalił skromnego poetę do odtwarzania rozpustnych rozmów dworaczych, stylowi przyprawił skrzydła, oswobodził kompozycyę nietylko od jedności miejsca, ale i od jedności czasu. Dramat ten napisany został r. 1829 i gdyby zaraz był drukiem ogłoszony, możnaby jego twórcę uważać za zupełnego reformatora naszej dramatyki, ale ponieważ wyszedł dopiero w roku 1839, tymczasem inny, nieskończenie potężniejszy talent Juliusza Słowackiego samodzielnie, w sposób świetny dokonał wyzwolin dramatu z pęt pseudoklasycznych.
Prędzej osięgnął Korzeniowski harmonię z samym sobą w dziedzinie poezyi epiczno-lirycznej. Dwa «Fragmenty» poetyckie, ogłoszone r. 1829 i 1830, dały go poznać jako władcę słowa zwięzłego i wyrażającego dokładnie to tylko, co autor chciał wypowiedzieć. Nie posiadały one przymiotu porywania czytelników, bo talent Korzeniowskiego refleksyjny, skupiony w sobie, nie buchał płomieniem zapału, ale dla rozważnych wielbicieli piękna przedstawiały zwięźle, ześrodkowane umiejętnie i kształtnie uczucia i myśli, silnie pobudzające do zastanowienia nad duszą ludzka Drugi zwłaszcza z tych «Fragmentów» (z r. 1830) jest jakby dramatyczną powieścią, skupioną na paru kartach, gdzie żadne słowo zbytecznem się nie okazuje.
Do wzmożenia cechy umiarkowania i spokoju w talencie Korzeniowskiego przyczynił się w znacznej mierze zawód pedagogiczny, któremu się oddawał z zamiłowaniem. Przez czas krótki był nasz autor wychowawcą młodziutkiego Zygmunta Krasińskiego; od r. 1823 objął w liceum Krzemienieckiem katedrę wymowy i poezyi, którą zajmował aż do zwinięcia tego zakładu w r. 1833. Jako wynik pracy nauczycielskiej ogłosił Korzeniowski r. 1829 «Kurs poezyi», w którym zupełnie pominął «metafizyczne» badania o pięknie wogóle, a starał się tylko jasno, przystępnie wyłożyć cechy rozmaitych rodzajów poezyi, wszędzie zachowując umiarkowanie w sądach, bez sztywności podantycznej pseudoklasyków i bez wybujałości młodych romantyków.
W tym drugim trzydziestoletnim okresie działalności Korzeniowskiego wyróżnić trzeba dwie doby, podzielone rokiem 1850-ym. Pierwszą dobę odznacza mozolne zdobywanie sobie wziętości i sławy, drugą — używanie ich w pełni.
W pierwszej dobie nie mógł on zadowolić stronnictw silnie wtedy zarysowanych. Jego religijność lubo nie formułkowa, lecz wcale nie lekceważąca form, oddalała go od postępowców, czczących i wielbiących chrześcijaństwo, ale wykładane nieraz allegorycznie i symbolicznie, a w każdym razie indywidualnie; równocześnie nie zbliżała go do grupy «Tygodnika Peterburskiego», gdyż miała w sobie dużo wyrozumiałości i tolerancyi. Ten właśnie umiarkowany liberalizm Korzeniowskiego, zastosowany do oceny wartości różnych warstw społecznych, odpychał go od zachowawców, którzy w arystokracyi jedynie widzieli filary narodowości i dobrego porządku; nie mógł atoli zjednoczyć z demokratami, którzy klasy uprzywilejowane w czambuł zazwyczaj potępiali, gdy tymczasem nasz autor, chociaż ostro wytykał błędy i nikczemności t. zw. «wyższego» towarzystwa, nie myślał upatrywać jedynego zbawienia w ludzie, a sam osobiście chętniej przebywał w gronie salonowem, co mu postępowcy wielce za złe mieli. Różnił go także od postępowców pogląd na miłość oraz emancypacyę kobiet. Korzeniowski, aczkolwiek wysoko stawiał uczucie miłości, nie był jednak romantycznym jego bałwochwalcą, nie przypuszczał, jak Żmichowska np., iżby ono mogło być jedynym drogoskazem życia, jedynem prawem, któremu ludzie bezwarunkowo zawsze posłuszni być winni; nie sądził też, żeby niepodobna było uczucia tego pokonać w sobie, gdy względy wyższe, np. obowiązek, tego wymagają i nie godził się również na doktrynę, że pierwsze uczucie, jako instynktem wskazane, jest zarazem najprawdziwsze, najgłębsze, tak iż złamanie go pociąga za sobą zwichnienie życia calego. Przytem potępiał Korzeniowski poświęcanie się kobiet spekulacyom filozoficznym, jako wysuszającym uczucie, niepochlebnie się wyrażał o emancypantkach, a chociaż niewiastom nie bronił autorstwa, wykazywał przecież dobitnie, na jakie przykrości narażało je ono wśród naszego społeczeństwa. Tym sposobem, żadnego stronnictwa nie zadawalając w zupelności, poszczególnymi tylko utworami zyskiwał oklask, lecz stanowiska przewodniczącego wśród rzeszy piszącej i w tej dobie jeszcze nie osiągnął.
Na polu dramatycznem do dawniejszych wzorów, na których się Korzeniowski kształcił, a które uwielbiał i teraz, przybywały z rokiem każdym utwory Wiktora Hugo, Dumasa — ojca i wielu innych. Budziły one w jego umyśle dążność do rozwinięcia żywszej akcyi, oryginalnej lub przynajmniej świeższej intrygi, niespodziewanych efektów i rączego, dowcipnego dyalogu. Temperament autora «Klary» nie pozwalał mu przyswoić sobie namiętnego sposobu malowania
uczuć; lecz w udoskonaleniu techniki dramatycznej niewątpliwie szukał wskazówek u autorów francuskich, a w pomysłach spotykał się z nimi często.
Stosunki rodzinne, towarzyskie i społeczne ze sfer wykształconych stanowiły zwykły temat dramatów Korzeniowskiego, głębszych zagadnień psychologicznych nie poruszał wcale, a wielkie wypadki dziejowe mimochodem jeno. Z kilkunastu jego dramatów jeden tylko dotykał częściowo historyi polskiej («Andrzej Batory»); inne osnute bywały na tle cywilizacyi obcej («Umarli i żywi», «Izabela d’Ayamonte», «Sąd przysięgłych», «Gentile Bellini»), lub na tle obyczajów, w których drobne jeno szczegóły zabarwiał kolorytem narodowym («Piąty akt», «Dziewczyna i dama», «Kasztelanowa», «Okno na pierwszem piętrze», «Autorka», «Cyganie»). Jeden tylko wzięty był z dziedziny ludowej, i ten zarówno ze względów społecznych, jak i artystycznych musi być uznany za jego arcydzieło. Są-to «Karpaccy górale» (1843). Kolizya dramatyczna jest tu oparta na fakcie prawdziwym; uczucia i namiętności rozwijają się swobodnie, bez lękliwych zastrzeżeń. Rzecz się dzieje w Galicyi Wschodniej, w ogromnej wsi Żabie zwanej. Autor wystudyował miejscowość, osobiście ją zwiedzając w roku 1840, i poznając obyczaje Hucułów. Charaktery są dobrze utrzymane, choć język ludowy został uidealizowany; rozwój zdarzeń jest prostym i naturalnym wynikiem starcia się namiętności; żadnego tu naciągania, żadnego nieprawdopodobieństwa. Pod względem artystycznym są pewne wady, mianowicie w budowie, lecz zalety są znacznie większe, tak, że «Karpaccy górale» stanowią najlepszą u Korzeniowskiego całość dramatyczną; w późniejszych dramatach nie mógł już autor osiągnąć takiego zharmonizowania wzmożonych sił charakterystyki, działania i stylu w jakąś całość jednolitą, lecz uwydatniał tylko oddzielnie różne strony tychże i wytwarzał cząstkowe piękności.
W komedyach jego dostrzegamy podobneż zjawisko. Zaczął je pisywać w dobie zupełnej dojrzałości męskiej. Z początku, podobnie jak w dramatach, wybierał charaktery i sytuacye ze świata obcego («Zakład») lub też konwencyonalnego, który we wszystkich krajach mniej więcej jest jednakowy («Zaręczyny aktorki», «Mąż i artysta»); ale daleko wcześniej niż w dramatach przeszedł na grunt swojski, malując osoby i zwyczaje prowincyi, które poznał najlepiej (Wołyń, Podole, Ukrainę); i raz się na tej drodze znalazłszy, już jej nigdy nie opuścił. Zamiast typów zaczął tworzyć charaktery i dokonał tym sposobem ważnej zmiany w tej gałęzi literatury. Nie posiadał on nieprzebranej kopalni wesołości, jaką rozporządzał Fredro, a nie doznając gwałtownych wzruszeń, nie mógł ich udzielić stworzonym przez siebie postaciom; ale w ciągu życia zebrał wielki zapas trafnych spostrzeżeń i umiał się niemi bardzo umiejętnie z wielkim nieraz dowcipem posługiwać; wymagania sceny znał dobrze; natomiast z umotywowaniem szczegółów, z układem sytuacyi, z kompozycyą oraz z dyalogiem komicznym musiał dopiero odbywać próby, ażeby w nowej dla siebie sferze twórczej umieć się znaleźć. Początkowe jego komedye, na tle swojskiem osnute, są raczej rozmowami lub szeregiem obrazów niż utworami dramatycznymi, mają bardzo wyraźny cel dydaktyczny; dyalogi w nich są zbyt często drewniane, bez polotu ni werwy («Doktór medycyny, «Stacya pocztowa w Hulczy», «Fabrykant», «Stary mąż»). Na końcu tego szeregu staje komedya: «Żydzi» (1843), wyższość swoją nad innemi zawdzięczająca śmiałości krytyki społecznej, dosadności w charakterystyce osób głównych i podrzędnych, oraz żywości a barwności rymów, lecz bynajmniej nie kompozycyi. Najdoskonalszą jako całość jest «Panna mężatka» (1844) zajmująca w swoim rodzaju toż stanowisko co «Karpaccy górale» wśród dramatów. Ani przedtem, ani potem nie stworzył Korzeniowski lepszej całości komicznej, lubo w kreśleniu charakterów i sytuacyi poszczególnych nieraz świetniejszym zabłysnął talentem. Ześrodkowanie wszystkich czynników komizmu: charakterów, sytuacyi, dyalogu w organiczną, z zupełnem prawdopobieństwem i z niepospolitem życiem rozwijającą się akcyę, nadaje temu utworowi tak wysokie artystyczne znaczenie. We wszystkich późniejszych komedyach Korzeniowskiego, ta lub owa strona bywa niekiedy lepszą niż w «Pannie mężatce»; ale całości lepszej nie odnajdujemy; w każdej jest jakaś wada, nie pozwalająca zaliczyć tych utworów do rzędu arcydzieł. Niektóre miały i mają powodzenie w teatrze pomimo swych wad, jak: «Okrężne», «Pierwej mama», «Qui pro quo», «Majster i czeladnik». Inne zyskiwały sobie uznanie krytyki w chwili pierwszych przedstawień, jak «Młoda wdowa», «Wąsy i peruka» (pierwszą u nas komedya historyczna), «Reputacya w miasteczku» a zwłaszcza: «Majątek albo imię».
Jak w dramatyce, tak i w powieściopisarstwie Korzeniowski rozpoczął od prób bladych i nikłych. Pierwszą jego powiastką byla zdaje się, «Anilka», pisana wymuszoną prozą poetycką, której nigdy już potem nie używał, posługując się stylem jasnym, pełnym, trochę za trzeźwym jak na beletrystykę, ale niepozbawionym trafnych przenośni i dobrze przeprowadzonych porównań. Od r. 1837 przez lat kilka tworzył same drobne opowiadania, nie odznaczające się dowcipem, a pełne morałów. Wszędzie w nich przebijala się gruntowna znajomość ludzi, żyjących w sferze mniejszego lub większego dostatku i wygody; wszędzie rysunek postaci był poprawny i dobitny. Zadanie powieściopisarza pojmował jako mrratora; mało wtedy wprowadzał rozmów, o żywość akcyi się nie troszczył, lecz lubił szeroko określać charaktery, myśli i uczucia osób. Dopiero po dłuższem przygotowaniu się zdołał Korzeniowski tworzyć powieści, które trwałą w literaturze wartość zachować miały. I w nich nie zarzucił bynajmniej moralizowania, i w nich występował zawsze jako człowiek poważny, trzymający w więzach wybuchy satyry lub rozbujałej namiętności, i w nich prawie wyłącznie przebywał wśród warstw zamożnych; ale wprowadził do opowiadania większą żywość, urozmaicił je rozmowami doskonale prowadzonemi, lubo nieraz przydługiemi, uświetnił dowcipem w najlepszym pospolicie smaku, wystawił wybornie pomyślane (a raczej: zaobserwowane) i konsekwentnie rozwinięte charaktery; jednem słowem stroną artystyczną powieści zajął się usilnie i udoskonalił ją do wysokiego stopnia. Pojedyńczemi scenami Korzeniowski nie wywierał tak bezpośredniego wrażenia jak Kraszewski; lecz zato zyskiwał sobie czytelnika całością utworu, umiejętnie i prawidłowo rozsnutym wątkiem. Nie posiadał tego co Kraszewski tchnienia poetyckiego, więc też nie zachwycał młodzieży; przemawiał natomiast do rozwagi swoim trzeźwym i wytrawnym sądem o stosunkach życia rzeczywistego. Nie wszystkie oczywiście jego powieści mają jednakową wartość estetyczną nie wszędzie kompozycya jest doskonała; czasami nawet poczucie moralne szwankuje; ale na ogół biorąc, są one objawem i myśli rozumnej i niepospolitego talentu.
Pierwszą powieścią, która zwróciła na siebie uwagę i zapewniła rozgłośne imię Korzeniowskiemu w tej gałęzi literackiej, był «Spekulant» (1846), przeważnie mający jeszcze formę narratorską. Bardziej dramatycznym stylem, z większą ilością rozmów, z niemałym zasobem komizmu skreślona zostala: «Kollokacya» (1847). Poetycz nością i świeżością charakterów odznaczyły się «Wędrówki oryginała», tak że późniejszy, szerszy obraz życia artystów: «Garbaty» (1853) nie wyrównał im pod tym względem.
Prąd reakcyjny po r. 1850 panujący odbił się na powieściach Korzeniowskiego, ale nie tak silnie jak u Kraszewskiego. Uwielbienie dla przeszłości kontuszowej, potępienie reformatorów XVIII wieku, idealizowanie szlachty wiejskiej, głębokie uszanowanie dla «sukni» duchownej przejawiają się wyraźnie w komedyi historycznej «Wasy i peruka» (1852), w opowiadaniu dziejowem: «Pan Stolnikowicz wołyński» (1854) i w najsłabszej powieści, jaką Korzeniowski napisal, p. t. «Sczęście za górami» (1858). Nie szedł jednak autor ich tak daleko, by po prostu pluć na cywilizacyę europejską i nie widzieć wielkich wad ogólno narodowych takich jak: próżność, aktorstwo i chęć pozowania, małpowanie obcych i możniejszych, lenistwo myśli i lenistwo ciała, niewiara w siebie, nieuszanowanie zasad i słabość woli. W radach, podawanych celem uleczenia naszych chorób społecznych, Korzeniowski kładł w tym czasie nacisk na trzy główne rzeczy: 1) na podstawę religijną w myślach, uczuciach i postępowaniu, bez bigoteryi jednak i fanatyzmu; 2) na jasne i trzeźwe liczenie się z realnymi warunkami bytu; 3) na pracę uczciwą i sumienną w jakimkolwiek zawodzie: urzędniczym, lekarskim, artystycznym, handlowym czy rzemieślniczym. Pod tym ostatnim względem wyprzedził współczesnych sobie powieściopisarzy i publicystów, wznawiając rozwijaną przez Tomasza Massalskiego (w «Panu Podstolim» 1831-33) myśl «pracy organicznej». Nie nazwał jej wprawdzie tem mianem, lecz główniejsze znamienne jej cechy nakreślił dobitnie już w «Nowych wędrówkach oryginała» (1851), a rozsnuł szerzej i w praktycznem zastosowaniu uplastycznił w swojem arcydziele powieściowem, w «Krewnych» (1857), najharmonijniej ułożonem, najściślej ześrodkowanem, najszerszy zakres życia towarzyskiego (między innymi świat rzemieślniczy i finansowy) obejmującem. Są od niej żywsze, dowcipniejsze, są lepiej wykonane w częściach poszczególnych («Emeryt» 1851, «Tadeusz Bezimienny», 1852, «Wdowiec» 1856, «Ofiara i sumienie» 1860 i in.); ale żaden jako całość nie przewyższa «Krewnych», które też miały rozgłos ogromny.
Korzeniowski nie hołdował hasłu: sztuka dla sztuki; od początku do końca zawodu był w tej kwestyi, jak we wszystkich innych szlachetnym utylitarystą. Cel, dążność jasną i wyraźną miało każde jego dzieło. W dramatach cel ten miał charakter wyłącznie moralny; w komedyach i powieściach przybierał prócz tego cechę społeczną wytknięcia jakiejś wady lub wskazania drogi ku lepszemu i szczęśliwszemu życiu. Nie przeszkadzało to jednak autorowi tworzyć figur naprawdę żywych i nie zmuszało go do wykrywania i falszowania prawdy dla tendencyi, lub do kreślenia postaci abstrakcyjnych. Nikt lepiej naówczas od Korzeniowskiego i wielostronniej, z zachowaniem nader trafnego stopniowania i cieniowania, nie odmalował naszych rodzin arystokratycznych lub mających arystokratyczne uroszczenia i nikt zręczniej nie używał dowcipu salonowego, nikt przed nim nie obejrzał tak umiejętnie i nie odtworzył tak prawdziwie kantorów bankierskich, zabaw towarzyskich wśród ucywilizowanych żydów warszawskich, jadłodajni urzędniczych, stosunków i rozmów aplikanckich; on pierwszy sportretował rzemieślnika warszawskiego, opisał nauki i obrzędy w cechu stolarskim tradycyjnie przechowywane. A chociaż w malowaniu szlachty wiejskiej miał znakomitego poprzednika i towarzysza w Kraszewskim, nie zapożyczał się od niego w niczem, lecz zaraz przy pierwszem wystąpieniu z większemi powieściami wprowadził obrazy charakterów, sytuacyi i stosunków, których Kraszewski przed nim nie tykał, przeniósłszy się zaś następnie do Warszawy i jako wizytator szkół jeżdżąc po całem Królestwie, ciągle zasób spostrzeżeń swoich nad szlachtą wzbogacał i pierwszy zaczął opisywać nie przedstawiane do jego czasów w powieściach okolice, charakteryzując je szczegółowo i dobitnie.
W pracy nie ustawał aż do zgonu. Pamiętną na zawsze pozostanie jego działalność w organizacyi szkół w Królestwie za czasów Wielopolskiego. Znakomita ustawa szkolna dotycząca zarówno szkół elementarnych jak średnich, jak wreszcie Szkoły Głównej warszawskiej jego przewatnie jest dziełem. Niedługo wprawdzie, bo tylko dwa lata, był dyrektorem wychowania publicznego; ale w tym krótkim przeciągu czasu zdołał ustawę ową w życie wprowadzić. Ostatnim jego utworem poetyckim, wyjątkowo pełnym zapału, była: «Nasza prawda» (drukowana dopiero r. 1899 w Brodach). Charakter to był szlachetny i wytrwały, umysł nie lotny wprawdzie, ale rozległy, serce czułe ale w sobie zazwyczaj zamknięte, nie lubiące się wywnętrzać.
Umarł w Dreznie 17 września 1863 r.