Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Joachim Lelewel
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Joachim Lelewel |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
Henryk Laelhoeffel de Loewensprung, lekarz nadworny Augusta III i konsyliarz JKMci (ur. 27 paź. 1703, um. 1763 d. 11 marca) oświadczył się o rękę Konstancyi Jauch, 18-letniej, posażnej córki generała artyleryi koronnej, dyssydenta Sasa i Maryanny z Münichów, katoliczki Szwajcarki. Podobał się rodzicom lepiej, niż inni konkurenci i zaślubił pannę w 1741 r. Był też dla niej dobrą partyą: zamożny, dobrego serca, poważny, należał do wyższego towarzystwa w stolicy. Żona jego mogła wytańczyć się na balach dworskich i otrzymywała zwykle bilety na operę lub komedye, grywane w pałacu Saskim. Była rządną, oszczędną, pracowitą. Wyszywała pelą pokrycie na meble i ornaty, hodowała jedwabniki i wysyłała na sprzedaż do Lionu jedwab własnej produkcyi, a przy tem starannie chowała dzieci, których urodziła trzynaścioro. Na planie m. Warszawy, zdjętym w r. 1762 przez podpułkownika-inżyniera Ricaud de Tirregaille’a, przerysowanym na mniejszą skalę przez Lannoniego, jest zaznaczony «palais Lelhevle». W istocie doktór nabył przy ulicy Miodowej duży dom modrzewiowy, przed stu laty zbudowany, a tak mocny, że istniał jeszcze w 1850 roku; dziś miejsce to zajmuje posesya Lessera. W ogrodzie rosły wyborne drzewa owocowe i morwy. Od ulicy zaczął budować kamienicę okazałą, ale budowy dokończyła już po jego śmierci wdowa, wynajęła na mieszkanie nuncyuszowi papieskiemu i przeprowadziła się na ulicę Święto-Jańską, na róg Ptasiej, czyli Zapiecka (Nr 9). Oprócz owego «pałacu» dzieci jej otrzymały w darze kamienicę na ulicy Długiej Nr 540 (przedostatnia od rogu Freta) zapisem testamentowym od przywiązanego do rodziny nauczyciela Korsoniaka — wypadek niezwykły, świadczący o niezwykłych też przymiotach szanownego stadła. Joachim Lelewel był wnukiem jego wcale niewdzięcznym i niesprawiedliwym. Bo czyż powiedział nam kiedykolwiek, że dzięki dziadkowi znalazł się w, wyższej warstwie społeczeństwa krajowego i że babka wzorowo opiekowała się dwoma pokoleniami potomstwa swego w ciągu 42-letniego wdowieństwa, aż do śmierci, która nastąpiła d. 29 września 1805 r. On, historyk, nie podał żadnych wiadomości, nie zapisał dat z ich życia, jak to uczyniła jego cioteczna siostra[1]. Dziadka nie znał, bo się urodził we 23 lata po jego zgonie (d. 22 marca 1786); ale od babki niezawodnie odebrał przynależny mu udział troskliwości, a wspomniał o niej w znanej nam korespondencyi tylko dwa razy na emigracyi i to z przekąsem. Miał do obojga urazę, że nie dali mu «ani kropli krwi Lecha», że byli niemieckiego pochodzenia: «Prusak i Saksonka, choćby w Warszawie urodzeni, ale z Sasa, a do tego z Szwajcarki Münich. To prawda, że jej krewniak Münich za Augusta III uchodził w Warszawie za najgorliwszego patryotę polskiego: ale zawsze był to Szwajcar, a nie szlachcic polski». I dziad nie brzydził się przecież polszczyzną: magistrował się w Wilnie, pisał się po polsku w aktach sądowych. Ale kota swego ulubionego i bardzo mądrego, nazywał z niemiecka: «Katzerle» i synów wyprawił na naukę za granicę: Henryka (który tam umarł) do Bononii, Karola do Getyngi. Ten Karol-Maurycy, ojciec Joachima, po powrocie z za granicy w 1768 roku, wszedł do gwardyi koronnej w stopniu kapitana (zakupionym dla niego podobno jeszcze przez ojca), potem urzędował w Komisyi Edukacyjnej przez cały czas jej istnienia 1775—1795, jako kasyer generalny, kupił wieś Cygowską Wolę (4 mile na wschód od Warszawy), a więc został ziemianinem-posesyonatem 1786[2]; ożenił się z Ewą Szelutówną, córką cześnika rzeczyckiego (1783), a więc dał dzieciom kroplę krwi polskiej. Jednakże Joachim jeszcze nie był zadowolony ze swego rodowodu; «To prawda, że ojciec i matka byli mazurskiego urodzenia, ale matka z ojca Szeluty». Tak się zapędzał, czy zaślepiał w prowincyonalizmie swoim, że nieraz w druku dodawał do swego nazwiska: «Mazur», wiedząc, że krwi mazurskiej w żyłach swoich nie miał. W listach wszakże od r. 1808 znajdujemy zwykle dopisek: «Babuni Dobrodziejce rączki i nóżki całuję». Stosują się te słowa oczywiście do starej Szeluciny, która w owym czasie mieszkała przy Karolostwie. Pomijając kwestyę krwi, należącą właściwie do antropologii, Lelewel urodził się i wychował w otoczeniu nawskoś polskiem. Ciotka jego Teresa była zamężną za Adamem Cieciszowskim, sekretarzem sejmowym z r. 1771., pisarzem w. kr., komisarzem Skarbu Koronnego, wreszcie, regentem kancelaryi J. K. M. pokojowej, czyli dyrektorem gabinetu Stanisława Augusta od r. 1780. Umarł młodo, w 40 roku życia, dnia 10 maja 1783 r.; wdowa otrzymała 12,000 dukatów za jego zasługi od króla i objęła w posiadanie nabytą (za 180 złp.) od krewnego część dóbr Okrzeja, Wolę Okrzejską, dokąd jednakże sprowadziła się z Warszawy razem z matką swą, Konstancyą z Jauchów Lelewelową, dopiero w 1798 r. na Wielkanoc. Kacper Cieciszowski, brat Adama, sufragan od 1776, następnie rzeczywisty biskup kijowski (1784—1796), piński (1796—1798), ostatnio łucko-żytomierski, (1798—1831) używał wielkiego poważania, jako światły, dobrotliwy i dobroczynny pasterz. Z Cieciszowską ożenił się Pius Kiciński, szef gabinetu królewskiego (1783—1792), wymowny poseł na sejmie czteroletnim, a za królestwa kongresowego senator-kasztelan, jeden z najzacniejszych i najzdolniejszych ludzi swego czasu. Z Kicińską znów, siostrą Piusa, był żonaty Józef Dessert, jego zastępca w gabinecie, pierwszy sekretarz królewski, człowiek poczciwy, dobry obywatel kraju. Wreszcie od nich wszystkich Jan Paweł Łuszczewski zaślubił Aleksandrę Cieciszowską, córkę Teresy, a siostrę cioteczną Joachima Lelewela w r. 1790; będąc sekretarzem sejmu czteroletniego w pierwszym składzie, a posłem sochaczewskim w drugim; w 1794 przyjął obowiązki członka Administracyi Pożyczek Skarbowych. Po ustąpieniu prusaków z Warszawy wysłany do Napoleona, otrzymał od niego nominacyę na sekretarza generalnego Komisyi Rządzącej, a potem niebawem został ministrem spraw wewnętrznych Księstwa Warszawskiego i sprawował ten urząd aż do śmierci (1807—1812)[3]. Wszystkie wymienione osoby zachowały serdeczny, a nigdy niezachwiany stosunek familijny. Nawet po upływie lat kilkudziesięciu syn Łuszczewskiego, Wacław, i wnuczka jego, od lat młodocianych uwielbiana wieszczka Deotyma, odwiedzali Joachima Lelewela, już starca dwukrotnie (1855—1860) w imię pokrewieństwa[4]. Pierwsze nauki pobierał Joachim w domu rodzicielskim od wzywanych na lekcye prywatne XX. Pijarów — Urnera, Dąbrowskiego i Konkowskiego; z tych drugi słynął jako dzielny matematyk. Ale podupadł majątkowo pan Karol; stracił urząd kasyera, a więc i pensyę, gospodarował na Woli Cygowskiej nieumiejętnie, kamienica zaś Korsoniaka, przeznaczona dlań z działu familijnego, dawała mały dochód. Nie starczył tedy na wychowanie pięciorga dzieci (trzech synów i dwu córek). Dobra siostra, Teresa Cieciszowska, chcąc mu ulżyć ciężaru, zabrała do siebie Joachima. Miała pod ręką pijara X. Moroza, który dawniej uczył jej dzieci, był szczerym przyjacielem rodziny i zawdzięczał jej protekcyi probostwo w Okrzei. Udzielał też lekcyi Joachimowi, o ile pozwalały mu na to obowiązki względem parafii.
Tu jednak, w Woli Okrzejskiej, objawiło się już w 13-letnim malcu nadzwyczajne zamiłowanie i zdolności do historyi, obok samodzielności umysłu. Z listów, pisywanych do brata Prota w ciągu 1799 i 1800 roku, widzimy, że chociaż nie znał jeszcze «gramatycznych, językowych reguł» na klasę trzecią, to «historye państw wszystkie» miał spisane, oprócz Zangwebaru, Monomatopy i innych afrykańskich, a w Ameryce brakowało mu imion kacyków. Potem załatwiwszy się z historyą hiszpańską, portugalską, francuską i z cesarzami Meksyku, pisał historyę polską do Kazimierza Wielkiego, życie Goworka, Zamoyskiego, Orzechowskiego, Tarnowskiego, Chodkiewicza, Żółkiewskiego, a co najdziwniejsza — czuł potrzebę objaśnienia wielu rzeczy z prawa cywilnego i politycznego (d. 14 października 1800 roku. w 15 r. życia).
Musiał czerpać wiadomości i pojęcia z książek, jakie się znajdowały w biblioteczce domowej, jako to: Rollin, Naruszewicz, kroniki polskie, podręczniki pijarskie, Biblia. Krewny Konst. Szeluta darował encyklopedyjkę małą.
Po tej domowej nauce dostał się Joachim do szkoły publicznej, do warszawskiego konwiktu Pijarów. I tu wszakże nie znalazł kierownika do ulubionych swych zajęć; mógł wszakże swobodnie sam pracować w swojej
«klatce» czyli izdebce, odgrodzonej kratą od wielkiej wspólnej sali. Zaczął formować własną bibliotekę, kupując książki historyczne i geograficzne. Nabrał zamiłowania do map: nie tylko wpatrywał się w zakupowane, ale przerysowywał całe atlasy. Zasad kartografii i używania farb nauczył go ojciec. Plon jego samodzielnej pracy był niezwykły, gdy na egzaminie wprawił w «podziwienie» kolegów i rektora Kamińskiego. Ten wyświadczył młodzieńcowi zaszczyt nie lada, ofiarując mu do wykonania rozpoczęte, czy zamierzone przez siebie samego uzupełnienie faktami z historyi polskiej słynnych tablic chronologicznych Blaiza. Była to duża księga, tłómaczenie francuskie z oryginału angielskiego, wydane i uzupełnione przez «obywatela» Chantreau w roku IV Rzeczypospolitej, czyli 1795. Miała przewyższyć wielką pracę Benedyktynów: L’art de vérifier les dates, rozszerzeniem granic czasu. W istocie chronologia ta mieści pod numerem 1 daty stworzenie świata: 23 października, niedziele w roku 4004 czy 5872, czy 4700 przed Chrystusem, i stworzenie Adama i Ewy w piątek 28 października. Polska posiadała swoją rubrykę aż do trzeciego rozbioru, ale świecącą tylko imionami królów pod rokiem wstąpienia ich na tron. Lelewel poczynił podobno żądane dopiski, lecz te nie ukazały się w druku. Przedwczesnym też byłby występ publiczny dla piątoklasisty.
Na studya wyższe 18-letni młodzieniec obrał sobie nie Królewiec, lecz Wilno, przez obawę, by mimowolnie nie zniemczał. Odwiózł go sam ojciec, polecając profesorom. Husarzewski, Narwojsz, Malewski, Jundziłł i młodsi znali i ze czcią powitali dawnego kasyera Komisyi Edukacyjnej; Poczobutt i rektor Strojnowski uprzejmie przypominali dawniejsze z nim stosunki i spólne usługi publiczne. Joachim został niezwłocznie zaliczony do kandydatów stanu nauczycielskiego, a jako taki otrzymał stypendyum 1,000 złp. rocznie. Z myślą wolną od troski o chleb powszedni uczęszczał Joachim od jesieni 1804 r. na prelekcye, a najbardziej szukał historyi. Wykładał ją X. misyonarz
Miał czterech «bardzo pilnych i miłych słuchaczy». Szczęściem, wuj Cieciszowski, biskup łucki, rozciągnął nad nim czułą opiekę i nietylko zasilał jego kieszeń w kosztach powszedniego życia, ale ofiarował spłatę całego funduszu stypendyalnego. Wyzwolony tym sposobem z zależności urzędowej, Lelewel przesłał do Czackiego podanie o dymisyę i wrócił do rodziców w czerwcu 1811 roku. Taką tylko z Krzemieńca odniósł korzyść, że w pobliskim Porycku przejrzał bogaty zbiór manuskryptów i numizmatów, więc posyłał do Warszawy wiadomości o najdawniejszych dziejopisach polskich (drukowane częściowo w r. 1809) i przygotował «Pisma pomniejsze geograficzno-historyczne», które pomimo skromnego tytułu, zostały z czasem uznane za wielkie dzieło w nauce europejskiej, zalecone do uwagi we Francyi przez Revue encyclopedique (1821 r.), zaszczycone pochwałami najwyższych powag owoczesnych: Rittera i Aleksandra Humboldta, przetłómaczone na język niemiecki przez Karola Neu (1836) i nazwane «skarbem nieocenionym» przez nowoczesnego, niedawno zmarłego specyalistę geografa, Stanisława Warnkę, ponieważ «nikt przed Lelewelem, ani po Lelewelu nie pokusił się o odtworzenie systemów geograficznych wszystkich znakomitszych pisarzy starożytnych». Pisał je Lelewel częściowo w Łucku, a kończył w Warszawie. Tu przeniósł się ojciec ze wsi, otrzymawszy urzędowanie w Dyrekcyi Edukacyjnej. Przywiązana do tego urzędu pensya o tyle poprawiła jego położenie materyalne, że mógł dać synowi fundusz na wydrukowanie części tekstu (1814); dopiero w 1818 znalazł się wydawca Zawadzki, który wydał całkowitą część naukową (I) p. t. «Badania starożytności we względzie Geografii», z tablicami i z atlasem, rysowanym i rytowanym na dwudziestu płytach przez samego autora.
Przywiózł też Joachim w tłomoku gotowe już «Uwagi nad Mateuszem herbu Cholewa», które tegoż 1811 roku w listopadzie wyszły z druku w Wilnie nakładem Zawadzkiego. Jest to krytyka kroniki Kadłubka czyli mistrza Wincentego, zadziwiająca przenikliwością i ścisłością spostrzeżeń, usprawiedliwiających ostre zarzuty, poczynione Szlözerowi we «Wzmiance o najdawniejszych dziejopisach polskich» (Warszawa, 1809). Czytelnik polski dowiedział się teraz, skąd powstały bajki o Lechu, Leszkach, Krakusie, smoku i t. p.
Wstąpił Joachim do ministeryum spraw wewnętrznych na aplikanta, lecz po śmierci Łuszczewskiego, nie znajdując upodobania w służbie administracyjnej, opuścił posadę i powrócił do swych projektów nauczycielstwa. Zmarł właśnie Czacki (8 lutego 1813), zdawało się tedy, że można starać się ponownie o katedrę w Krzemieńcu. Tymczasem zaczął przysposabiać sobie materyał do przyszłych wykładów. Napisał Historyę polską aż do śmierci Stefana Batorego z właściwą sobie a trudną do uwierzenia szybkością pracy, bo w ciągu trzech niespełna miesięcy 1813 roku. Nie oddał jej do druku, lecz gdy ją wydano z papierów pośmiertnych w r. 1863, pokazało się, że zapełniła 677 stronic. W przedmowie, wspomniawszy o upadku państwa Polskiego, określił swoją dążność naukową następnemi słowy: «Radbym na chwilę swego za swoje nie znać; życzyłbym sobie, pnąc się niebaczny na szczeble Robertsona, Gibbona, choć zrodzony Polakiem, z wychowania chrześcijanin rzymskiego wyznania, pisząc w czasach, gdzie stan duchowny ze szlacheckim, schodząc z przeszłego znaczenia, jeszcze czule (= drażliwie) przyjmuje swych czynności wyłuszczenie; nie szczędząc ich wad... radbym tak pisać, aby Polak i cudzoziemiec, chrześcijanin i niechrześcijanin, przyjaciel i nieprzyjaciel, wszelki stan zarówno bezstronność widział i przekonywał się o szczerej prawdzie».
Obmyślał od pierwszych lat swego pobytu na uniwersytecie, od czasu rozmów z Husarzewskim, i pisał powoli, małą, ale bardzo ważną książeczkę, «Historykę, czyli teoryę historyi»[5] dzieląc ją na trzy części»: krytykę, etyologikę (dochodzenie przyczyn i skutków spraw ludzkich, badania kombinacyjne), i historyografię, t. j, sztukę pisania historyi. W ciągu swego życia wracał do tego przedmiotu razy kilka, przerabiał, uzupełniał i drukował nanowo z odmianami w tytule: «Historyka, tudzież o łatwem i pożytecznem nauczaniu historyi» (1815) «O historyi, jej rozgałęzieniu i naukach, związek z nią mających» (1826). Przeróbki w wykładzie dziejów powszechnych w wydaniu wrocławskiem Schlettera (1850) i w wykładzie Historyi Powszechnej wyd. Orgelbranda (1850 r. Warszawa), nie licząc pomniejszych artykułów, które się znajdują w wydaniu pośmiertnem Aleks. Lewińskiego (Warszawa 1862). Odczytał z czasem wszystkie dzieła, traktujące o pojęciu, zadaniach, metodzie i klasyfikacyi nauk historycznych, jakie wyszły we Francyi od XVII w. (de la Popelinière St. Evremont, de la Mothe de Vayer, Lenglet du Frênoy, Voltaire, Mably), w Anglii (Hume, Bolingbroke, Moore, Hill, Richardson, Blair, Priestley), w Niemczech (Hederich, Kraus, Ruchs, Wachsmuth). Ogarniał on myślą filozoficzną cały obszar dziejoznawstwa i dosięgał do szczytowych zagadnień nauki, a chociaż przy pierwszem opracowaniu znał i miał do pomocy jeden tylko ustęp z encyklopedyi Krausa 1809 r., przedstawiający w krótkim wykładzie «etyologikę», to jednak potrafił już ująć i zrozumiale wyłożyć główne elementy metody historycznej.
Jeśli dodamy, że nauczył się kilkunastu języków, nie cofając się nawet przed wschodniemi, to już każdy przyzna mu niepospolitą energię umysłową w wyzyskaniu wszelkich zasobów naukowych, jakich dostarczyć mogły wówczas szkoła i społeczeństwo, oraz pierwszorzędne zdolności do pracy badawczej i twórczej w historyi już to narodowej, już powszechnej. Otrzymał nareszcie pożądaną od tak dawna katedrę — nie w Krzemieńcu, lecz w uniwersytecie Wileńskim. Jan Śniadecki, rektor owoczesny uniwersytetu, poznał się na jego wartości, chociaż gniewał się na niego za «styl chropawy, niesmaczny, a w wielu miejscach ciemny», za tabele miar podane bez objaśnień, a najbardziej za wprowadzenie «joty ogoniastej» do pisowni, Zachodziły trudności ze strony formalnej, gdyż Lelewel nie posiadał stopnia doktora i nie nadesłał rozprawy konkursowej, a posiadał tylko dyplom świeżej daty na członka Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Mimo to wszystko, Śniadecki uzyskał od rady i wyjednał dla niego u ministra w Petersburgu nominacyę na zastępcę profesora historyi z płacą 600 rs. rocznie. Wezwanie do stawienia się datował 5 Lutego 1815 r.
Przyjechawszy w kwietniu, Lelewel dostał dodatkowo mieszkanie w kamienicy uniwersyteckiej z czterma oknami na ulicę Zamkową (cztery pokoje z kuchnią, wszystko na drugiem piętrze), wkrótce zaopatrzył się w meble i sprzęty, sprawił sobie «potężny płaszcz z kołnierzami wiszącemi i inne stroje pomniejsze», miał służącego Stanisława Obolewicza etc.
Cenniejszą nad materyalne dogodności była życzliwość i wrażliwość cywilizacyjna, jaką napotkał dokoła siebie. Grodeck pochwalił przywiezioną
w rękopiśmie «Historykę» i zachęcił do ogłoszenia jej drukiem, a natychmiast znalazł się i nakładca Żółkowski, który odbił ją szybko w drukarni XX. Piarów (1815). Tenże Aleksander Żółkowski okazał się chętnym do podjęcia nakładu na «Tygodnik Wileński», który zaczął wychodzić od d. 20 listopada 1815 i drukował liczne artykuly a nawet całe rozprawy Lelewela, jak «Zdobycze Bolesława W-go» z mapą własnoręcznie rysowaną i rytowaną; nie zamykał swoich łamów i przed polemicznemi zaczepkami pod adresem Jezuitów połockich z powodu zdań o Husie, Koperniku, Galileuszu. Czasopismo, wychodzące małemi zeszytami, ale co tydzień zasilane współpracownictwem wielu osób, wznieciło wśród publiczności zainteresowanie sprawami naukowemi i społecznemi, a Lelewel był podobno głównym kierownikiem w redakcyi. Wnosił do Wilna dużo wiedzy, ruchu i życia, a te przymioty torowały mu drogę do powodzeń na katedrze. Na lekcyę wstępną w końcu kwietnia zgromadziło się już ze sto osób, oprócz senatu uniwersyteckiego; gdy zaś rozpoczął swój kurs roczny od 1 września, zapisało się w pierwszym semestrze 51, w drugim 80 stałych słuchaczy, a przygodnych zbierało się «półtorasta, może i więcej». Przychodzili księża i profesorowie szkół różnych, którzy (sami już po lat kilka historyi uczyli».
Bo też wielce pouczającemi i powabnemi były jego wykłady, gdy przy nadzwyczajnej swej energii umysłowej i sprawności pedagogicznej umiał w krótkim stosunkowo czasie podać słuchaczom i metodykę, i zarys nauk pomocniczych, i jakiś wielki dział historyi naracyjnej, po kolei przechodząc od jednego do drugiego w każdym nowym kursie rocznym. Z czasem, w 1850 r. ukazał się «Wykład dziejów powszechnych» w dwu wydaniach — Schlettera i Orgelbranda — lecz żadne nie może nam dać wyobrażenia o prelekcyach wileńskich. Mam przed oczyma dwa grube rękopiśmienne tomy, złożone z notat akademickich, i widzę, że Lelewel nie powtarzał się, nie czytał z przygotowanego tekstu, lecz mówił swobodnie. Stosował się niezawodnie do zasady, którą sam w Historyce wygłaszał: «Niech notaty leżą przed okiem, ale uczeń niech czuje, że słucha nauczyciela, a nie seksternu jego; niech razem czuje, że słyszy go mówiącego z pamięci, a nie na pamięć». Jeśli badania swoje pisał stylem zbyt zwięzłym, upstrzonym cudzoziemskiemi cytacyami i neologizmami językowemi, tak że ściągał na siebie zarzuty i Śniadeckiego, i Daniłowicza, i Lindego: to w pismach, przeznaczonych dla publiczności lub uczniów, starał się o największą jasność i prostotę, umiał zwykle pochwycić główne elementy historycznego faktu i charakterystyczne przymioty człowieka, zawierał ogrom wiadomości i głębokie myśli w najskromniejszej formie, wymagającej od czytelnika jak najmniej czasu i trudu. Opowiadanie jego było miłe, ożywione nieraz żartem, ogrzane
zapałem.
Po trzech latach doskonalenia się w nauce razem ze słuchaczami swymi Lelewel ogłosił jeden kurs p. t. «Dzieje starożytne». Wilno, Nakładem Józefa Zawadzkiego (1818). Książka ta o 505 stronicach tekstu okazuje nam, jak wszechstronnie, głęboko i żywo pojmował historyę; wynalazł w nielicznych wówczas wydawnictwach archeologicznych wizerunki gmachów egipckich, indyjskich, staroperskich, greckich, rzymskich, które przerysował, stosując wymiary do formatu książki; dodał 48 mapek na 16-tu tablicach, zużytkowując dla oszczędności każdy cal wolnego pola; ułożył ogromne spisy chronologiczne wedle wszelkich er starożytnych; zebrał rodowody nietylko królów każdego kraju, ale nawet patrycyuszów rzymskich; w przytoczonym wykazie dzieł pomocniczych znajdujemy najznakomitsze monografie tak do dziejów politycznych, jako też do literatury, nauk, sztuki i handlu. Ofiarował to wszystko «Litwinom część trzyletniej pracy Joachim Lelewel», a jak tylko się załatwił z drukarnią, zaraz wyjechał do Warszawy, gdzie miał nadzieję otrzymać katedrę profesorską w świeżo założonym uniwersytecie Aleksandryjskim, gdy w Wilnie wymagane były stopień doktora i rozprawa konkursowa.
I w Warszawie brak tych kwalifikacyi podobno stanął na przeszkodzie do urzeczywistnienia nadziei. Profesorem historyi zamianowanym został literat, bibliograf Feliks Bentkowski, a Lelewelowi dano tylko urząd podbibliotekarza biblioteki jeszcze nieskatalogowanej, pod zwierzchnictwem Lindego, który otrzymał tytuł jej dyrektora. Uczcić i przyjazną przysługę wyświadczyć Lelewelowi zdolni byli tylko dwaj bracia Bandtkowie, gdy za wpływem Wincentego, a na wniosek Jerzego Samuela uniwersytet Jagielloński w Krakowie na posiedzeniu dnia 10 czerwca 1820 r. nadał mu stopień doktora filozofii honoris causa, bez dopełnienia zwykłych formalności, bez tych łacińskich sporów i peror, które budziły w nim «odrazę». Że taki zaszczyt był zupełnie zasłużony, widzimy dziś dowodnie z ogłoszonych w tymże roku znakomitych dzieł, jakich Polska dotychczas nie posiadała: «Dzieje Indyi», napisane ze znajomością najświeższych prac instytutu angielskiego w Kalkucie, Zenoawesty w tłómaczeniu Klenkera i gramatyki sanskryckiej Skorochoda Majewskiego, oraz «Historyczna paralela Hiszpanii z Polską».
Teraz już i uniwersytet warszawski zaproponował Lelewelowi wykłady najprzód jakiejś szczegółowej części historyi, następnie obowiązującego kursu bibliografii; zawsze jednak traktował go nie po koleżeńsku, gdy nie wzywał na posiedzenia swoje i nie udzielał głosu nawet przy ocenianiu tych rozpraw premiowych, których ocenę jemu był zlecił. Uczniowie też okazywali mu gorszącą obojętność, zapisywali się w liczbie kilku, kilkunastu, a najwięcej 29 i jeszcze ostrzegali się wzajemnie «donośnym głosem», że kurs nie obowiązuje, więc chodzić nie warto. Zraziło to Lelewela tak, że pomimo swego mazurskiego prowincyonalizmu i chęci mieszkania z rodzicami, braćmi i siostrami, zapragnął powrócić do Wilna. Przezwyciężając swą dumę, «rzucił się w konkurs» t. j. przesłał rozprawę. Niezwłocznie tegoż 1821 roku otrzymał nominacyę na aktualnego profesora z płacą 10,000 złp. i 8 grudnia był już w Wilnie.
I nalazł serdeczne przyjęcie: mieszkanie o sześciu pokojach z izbą na dole przygotowane i opalone; wizyty profesorów i różnych obywateli z miasta, objady zapraszane; słuchaczy taki tłum, że na pierwszą prelekcyę trzeba było otworzyć aulę. Z każdem półroczem zwiększała się liczba stałych uczniów w uniwersytecie; u Lelewela, zapisywało się po 200, a bywało po 300 i 400 osób. Między młodzieżą ukazywały się siwe głowy i damy z arystokracyi. Najchlubniejszym wszakże hołdem dla niego był «Wiersz do Lelewela» przygotowany zawczasu przez Adama Mickiewicza i wydrukowany dnia 6 (18) stycznia 1822 roku. Nie masz tu retorycznej napuszystości, ani czczych komplementów; uwielbienie zasadza się na zaletach, jakie sam autor i jego towarzysze wynaleźli w kursach, wysłuchanych między 1815 a 1818 rokiem: żywość charakterystyk, tłómaczenie związku przyczynowego między faktami i cześć dla prawdy.
Wśród takiej atmosfery Lelewel pracował gorliwie i produkcyjnie, mając po sześć godzin tygodniowo na wykłady i drukując ciągle nowe dzieła, aż do chwili, kiedy dnia 14 sierpnia 1824 roku został z uniwersytetu usunięty. Opuścił na zawsze Wilno dnia 17 października tegoż roku i znakomita jego działalność profesorska zakończyła się na zawsze.
Ale pióra nie wypuścił z ręki przez całe swoje długie życie (um. d. 29 maja 1861 r.). Zajmując jeden pokój w swojej kamienicy przy ulicy Długiej w Warszawie do dnia 8 września 1831 r., tułając się następnie po Francyi do listopada 1833 roku, wreszcie przy ulicy du Chêne i des Eperonniers w Brukselli znosząc najsroższą nędzę, lubo dobrowolnie, tworzył dzieła, zdumiewając ogromem trudu, wiedzy i przenikliwości. Dwudziestotomowy zbiór Żupańskiego p. t. «Polska, dzieje i rzeczy jej» nie zawiera pisanych
po francusku prac numizmatycznych, geograficznych, a nawet historycznych, Polski dotyczących. Spis tytułów w Bibliografii Estrejchera zajmuje przeszło 17 szpalt drobnego druku. Na tem miejscu możemy wymienić tylko epokowe dwutomowe dzieło wydane w 1835 roku p. t. «Numismatique du Moyen-âge depuis a naissance jusqu’a l’apparition du gros argent» i w latach 1850 — 1857 pięciutomową «Géographie du Moyen-âge,» Towarzystwo numizmatyczne belgijskie uczciło go medalem w roku 1847 i do dziś wymienia imię jego na swych posiedzeniach, jako swego twórcę, mistrza i prezesa honorowego, Społeczeństwo belgijskie, ministrowie, rada miejska Brukselli, a nawet uliczny tłum okazywał mu niejednokrotnie sympatyę i uszanowanie. Kilka dzieł tłómaczyli też Niemcy. Świat naukowy uznał w Lelewelu pierwszorzędnego badacza historyi nietylko polskiej, ale i powszechnej.
- ↑ Antonina z Cieciszowskich Netrebska: «Wspomnienia rodzinne» spisane w r. 1845 podług opowiadań i notatek babki, oraz własnych wrażeń, opatrzone dopiskami jej siostrzeńca Wacława Łuszczewskiego, zostały mi łaskawie udzielone w rękopisie przez jej wnuczkę cioteczną, p. Jadwigę Łuszczewską, t. j. Deotymę. Tu znaleźliśmy poprawnie napisane nazwisko: Jauch, gdy w «Listach» J. J. Poznańskie Zapiski 1879, t. II st. — 61) mylnie wydrukowano: «Jazich».
- ↑ Zaszczycony był urzędem ziemiańskim cześnika litewskiego (1790).
- ↑ W takiem gronie można było zebrać najlepsze informacye do panowania Stanisława Augusta. żeby napisać jego dzieje.
- ↑ Wiadomości o stosunkach służbowych, rodzinnych i majątkowych Cieciszowskich, Kicińskich i Dessertów, obficie dostarczają nie badane dotychczas teki papierów Piusa Kicińskiego, znajdujące się w jednej z większych bibliotek warszawskich. Stwierdzają się one i uzupełniają «Wspomnieniami» A. C. Netrebskiej i drukowanemi listami Joachima Lelewela w wydaniu 1897 r.
- ↑ List do ojca, pisany d. 7 lipca 1809, zawiera wskazówki, że już wtedy Lelewel miał «na wsi» napisaną «Naukę dziejów», t. j. niewątpliwie Historykę; że donosił o niej kuratorowi księciu Czartoryjskiemu i pokazywał Czackiemu, który powiedział: «niezłe i może być dobre».