Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Karol Libelt
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Karol Libelt |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
Urodzony w poznaniu w r. 1807, Karol Llbelt wcześnie rozpoczął twardą walkę z życiem. Nader szczupłe środki, jakiemi jego rodzice rozporządzali, sprawiły, że poza wiadomościami elementarnemi mógł kształcić się tylko o tyle, o ile sobie na koszty uczenia się zarobił. W tych trudnych warunkach, dając lekcye, zarabiając tu i ówdzie przepisywaniem, zresztą obchodząc się bez wielu rzeczy, bez których się niełatwo ohejść, ukończył w r. 1826 gimnazyum w mieście rodzinnem i udał się na dalsze studya do Berlina. Wstąpiwszy tam do uniwersytetu, zaczął studyować matematykę i filozofię.
Młody uniwersytet berliński był podówczas metropolią studyów filozoficznych. Hegel, stojący u szczytu sławy, rozwijał z katedry swoją dyalektykę «absolutną.» Ze wszystkich krajów Europy dążyli tu, jak do krynicy mądrości, słuchacze i wielbiciele filozofa pruskiego. Polska dostarczała może najszczuplejszego kontyngensu. Libelt był jednym z pierwszych.
Do pracy zabrał się gorąco. W r. 1828 za rozprawkę o Spinozie nagrodzony złotym medalem, uzyskał w r. 1830 doktorat filozofii za rozprawę łacińską De pantheismo in philosophia. Dalsze studya, na które wybierał się był właśnie do innych uniwersytetów, przerwały mu ówczesne wypadki polityczne.
Na początku r. 1831 widzimy Libelta pod bronią, jako szeregowca artyleryi. W samym początku działań wojennych posunięty na podoficera, brał w całej kampanii czynny udział, a ku jej końcowi został podporucznikiem. W jednej z ostatnich bitw, pod Międzyrzecem, dowodząc dwoma działami, okazał tyle odwagi i rozwagi, że został zaszczycony krzyżem złotym «Virtuti militari.»
Po ukończonej wojnie wrócił do stron rodzinnych. Wkrótce ożenił się i osiadł w pobliżu Poznania na gospodarce. W zaciszu wiejskiem powrócił do przerwanych zajęć naukowych. Wszakże przez czas długi drukiem nic nie ogłaszał.
Był to czas, w którym w dziejach myśli polskiej dokonywał się nowy zwrot. Dotychczas w filozofii polacy szli przeważnie w kierunkach, wytkniętych przez myśl angielską i francuską, a zatem w empirycznych. Głosy nielicznych zwolenników spekulacyi niemieckiej, jak Szaniawskiego lub Jarońskiego, przebrzmiewały jeżeli nie bez echa, to bez szerszego wpływu. Tendencyom do spekulacyi twardy opór stawił Jan Śniadecki, prawy przedstawiciel umysłowości rdzennie polskiej, z natury swej obcej i wrogiej zapędom spekulacyjnym, jasność i dowodność przekładającej nad domniemaną «głębokość,» Pierwszą wyrwę w szańcu, którego z taką mocą i energią bronił Śniadecki, uczynił Gołuchowski. Ale to była dopiero przegrywka. Wielkim krokiem zbliżały się nowe czasy, w których olbrzymi rozkwit poezyi w fatalny sposób miał się połączyć z pewnem zwyrodnieniem myśli naukowej.
Nasza poezya romantyczna była w swoich najwyższych przejawach rdzennie i głęboko narodową, i jeżeli z romantyzmem niemieckim miała jakiś związek, to tylko zwiąiek teoretyczny. Ale ten był niezaprzeczenie. Poezya wytrysnęła z własnej krynicy, ale poetyka do głębi uległa wpływom germańskim. A że właśnie wtedy poezya ogarnęła widnokręgi niezmiernie szerokie, obejmujące niemal całokształt życia narodowego, że stała się największą naszą potęgą duchową, że ześrodkowała w sobie największe i najprzedniejsze siły — przeto zmusiła społeczeństwo do wszechstronnej i głębokiej nad sobą refleksyi, i co do punktów wyjścia, i co do celów zgoła odmiennych od dotychczasowych. Przedmiotem tej refleksyi stało się to samo, co w poezyi było przedmiotem twórczości. Z coraz większą siłą występowała tendencya, nie do wyjaśnienia faktycznych stosunków pomiędzy zjawiskami, co jest jedynym właściwym nauki przedmiotem, lecz do odnalezienia na drodze rozumowania tej samej organicznej, drgającej życiem, barwnej i dźwięcznej rzeczywistości, której wyraz twórczy daje sztuka. Zdaje się, że na tej właśnie drodze powstał w społeczeństwie polskiem pierwszy popęd do niemieckiej filozofii spekulacyjnej. Znakomitą dla tego popędu podnietą były i okoliczności polityczne. Siły duchowe społeczeństwa, wytężone ku zoryentowaniu się w sytuacyi politycznej, skierowały część umysłów ku dociekaniom metafizycznym, od których się spodziewano, że wyjaśnią tajemnicę przeszłych, obecnych i przyszłych losów narodu.
Czynność w tym kierunku rozpoczął Kremer swojem obszernem streszczeniem filozofii Heglowskiej (Krakowski Kwartalnik naukowy 1835—36). Lata 1837 i 1840 przyniosły dwa dzieła niemieckie Trentowskiego (Grundlage der universellen Philosopie i Vorstudien zur Wissenschaft der Natur). W tym samym roku 1840 Libelt, ogarnięty wzmagającym się prądem, porzuca wieś i przenosi się do Poznania.
Okazało się teraz, że na wsi czasu nie tracił. Nietylko dużo czytał i dużo myślał, ale musiał też sporo pisać, a przynajmniej robić obszerne notatki, bo po przybyciu do Poznania rozwija odrazu działalność tak obszerną i bogatą, że byłoby niemal mechanicznie niemożliwem, aby wszystko, co w ciągu następnych lat kilkunastu ogłosił i zdziałał, było opracowywanem tylko wtedy, a nie wcześniej przygotowanem.
Przybywszy do Poznania, miał w zimie roku 1840—41 szereg odczytów publicznych z zakresu literatury niemieckiej i estetyki teoretycznej. Odczyty te zbudziły śród publiczności szerokie zainteresowanie, ale drukowane nie były. Natomiast ogłosił drukiem bardzo obszerną i szczegółową krytykę pisanych w języku niemieckim prac Trentowskiego. W krytyce tej zaznacza już Libelt swoje stanowisko samodzielne, wyraźnie określone w pięć lat potem w dziele p. t Kwestya żywotna filozofii, o którem niżej.
W r. 1841 został w poznańskiem gimnazyum niemieckiem nauczycielem matematyki, który to urząd pełnił zresztą tylko przez lat dwa. Rozpoczyna teraz pisać i ogłaszać cały szereg rozpraw treści pedagogicznej, publicystycznej, estetycznej, których poszczególnie wymieniać niesposób.
W r. 1845 ogłosił Libelt swoją pierwszą większą pracę filozoficzną, zatytułowaną: Kwestya żywotna filozofii: o samowładztwie rozumu. Praca ta jest dla całej ówczesnej umysłowości polskiej bardzo znamienną i bardzo charakterystyczną. Wyznacza ona wybornie stosunek spekulującej metafizycznie myśli polskiej do zajmującej względem niej bądź co bądź stanowisko metropolitalne myśli metafizycznej niemieckiej.
Jest to stosunek zależności, ale bynajmniej nie poddaństwa. A nawet i sama ta zależność jest dość ogólnikową. Wyraża się ona prawie tylko we wspólności najogólniejszej idei przewodniej, we wspólności wiary w możliwość zrozumienia wszech rzeczy na drodze zagłębienia się we własnych myślach. Już w kwestyi metody widzimy poważne i coraz dalej idące różnice. Heglowska metoda dyalektyczna zadawalnia tylko Kremera. Trentowski stawia przeciw niej poważne zarzuty, Libelt atakuje ją na całej linii.
Punktem wyjścia dla Libelta jest to, że Hegel, a za nim cała ówczesna metafizyka niemiecka jest w błędzie, uznając rozum za jedyne narzędzie poznania prawdy. Rozum jest zdolnością tworzenia pojęć, czyli abstrahowania, za pomocą rozumu przeto poznajemy nie żywą rzeczywistość, lecz abstrakcye. Rzeczywistość może być w swej całości poznaną tylko za pomocą tej władzy, która bierze udział w jej tworzeniu. Władzą tą jest wyobraźnia. Wyobraźnia służy nie tylko do tworzenia artystycznego. Gdy jej utwory poddajemy ścisłej krytyce rozumowej, wtedy staje się ona przy pomocy rozumu najwyższą władzą poznawczą.
W krytyce metafizyki niemieckiej Libelt posuwa się o krok dalej i od Kremera, i od Trentowskiego. Charakterystycznem u nich wszystkich trzech, a następnie i u czwartego koryfeusza polskiej filozofii spekulacyjnej, Cieszkowskiego, jest to, że tem, co ich do polemiki przeciw metafizyce Heglowskiej pobudza, jest jakaś prawość, jakaś, rzec można, uczciwość myślenia. Metafizycy niemieccy, poczynając od Fichtego, zapuściwszy się na drogę spekulacyi, zatracili już zupełnie poczucie rzeczywistości. Systemy ich były robione, że tak powiem, bez żadnego względu na świat otaczający. Niektóre z nich były konsekwentne, spójne i wewnętrznie poprawne. Ale, aby przejść od nich do świata otaczającego, do rzeczywistości, trzeba było uczynić olbrzymi skok. Ani jaźń transscendentna Fichtego, ani subjekt-objekt Schellinga, ani idea absolutna Hegla nie mogły być i faktycznie nie były przez nikogo pojmowane jako zasady, mające objaśniać coś rzeczywistego. Filozofia oderwała się zupełnie od rzeczywistości i zaciekła się w tworzeniu nader kunsztownych konstrukcyj umysłowych, wysilając się na to, aby konstrukcye te były konsekwentne, jednolite, oryginalne i «głębokie,» Doszło w ten sposób do tego, że co innego jest świat, a co innego przedmiot metafizyki.
Taki stan rzeczy przez pewien czas zadawalniał niemców, ale nigdy nie czynił zadość dążeniom i wymaganiom mniej potężnych, ale bardziej szczerych i prawych umysłów polskich. Metafizycy polscy na chwilę nie rozstawali się z myślą, że celem ich istnienia i racyą bytu jest zrozumienie i wytłómaczenie świata rzeczywistego. To energiczne, zdecydowane dążenie do rzeczywistości, ta obawa przed oderwaniem się od niej stanowi cechę może najcharakterystyczniejszą polskiej filozofii spekulacyjnej, a zarazem łącznik pomiędzy nią a wcześniejszemi i późniejszemi od niej kierunkami myśli polskiej, Ciekawą tu lest okoliczność, że jedna i taż sama cecha stanowi zarazem i wadę, i zaletę spekulacyi polskiej. Spekulacya ta stoi od niemieckiej o tyle niżej, że jest od niej, zwłaszcza u Libelta, znacznie dowolniejszą. Pragnąc zdetronizować rozum, jako władzę, zdolną do poznawania tylko abstrakcyi, Libelt nie rozumiał, że to nie stanowiłoby jeszcze zasadniczego przeciw metafizyce niemieckiej zarzutu, bo w samej rzeczy innego celu, jak poznawanie abstrakcyi nauka nie ma i mieć nie może. Sama, bezpośrednia rzeczywistość nie jest przedmiotem poznania naukowego. Ale, jeżeli nauka nie ma być złudzeniem, w takim razie to, co lej właściwy przedmiot stanowi, winno być w samej rzeczy poprawną abstrakcyą od rzeczywistości, nie zaś czemś zupełnie od niej niezależnem. Grzechem śmiertelnym metafizyki niemieckiej było nie to, że jej przedmioty były abstrakcyami, ale to właśnie, że nie były poprawnemi abstrakcyami, jeno urojeniami. Chcąc więc uczynić z wyobraźni naczelną władzę poznawczą, Libelt stanął niżej od Hegla i jego zwolenników, bo mylnie wyznaczył przedmiot poznania naukowego i wprowadził do nauki większą dowolność.
Ale z drugiej strony ten sam błąd świadczy o jego pewnej i to niemałej wyższości nad Heglem i Heglistami. System, który dąży do poznania rzeczywistości nie przez abstrakcye od niej, lecz bezpośrednio, błądzi, ale jest poważniejszym od takiego, który z rzeczywistością zrywa zupełnie. Podczas gdy oświecona publiczność niemiecka systemom swoich metafizyków mogła przyznać tylko pomysłowość i kunsztowność budowy oraz poprawność dyalektyczną, publiczność polska ma prawo i obowiązek uczcić w swoich metafizykach ogromny wysiłek duchowy, skierowany ku zrozumieniu i objaśnieniu tego, co jest, świata rzeczywistego. To też metafizycy polscy, z wyjątkiem może Trentowskiego, nigdy nie zniżyli się do akrobatyki dyalektycznej i nigdy nie utracili ani styczności ze światem rzeczywistym, ani jedności z duchem swego narodu.
W Kwestyi żywotnej filozofii jest jeszcze jedna rzecz nader charakterystyczna i dowodząca ścisłej łączności wewnętrznej naszej spekulacyi metafizycznej z naszą poezyą romantyczną. Jak poetyka romantyczna za źródło poezyi, tak Libelt za źródło poznania filozoficznego uznaje lud, — nie naród, ale lud. Ludowe podania, ludowe wierzenia i ludowe poglądy na świat są podług niego skarbnicą, w której się zawierają pierwiastki prawdziwego, opartego na wyobraźni poznania wszech rzeczy. Oburzył się bardzo przeciw takiemu poglądowi Trentowski, który o tym przedmiocie napisał osobną broszurę, ale Libelt pozostał przy swojem.
Wypadki r. 1846 wtrąciły Libelta do więzienia, w którem pozostał aż do początku r. 1848 i w którem napisał piękne studyum Dziewica Orleańska (poznań 1847). Po swojem uwolnieniu oddał się bardzo czynnie życiu politycznemu. Objął redakcyę «Dziennika polskiego,» został członkiem komitetu polskiego w Berlinie, następnie na kongresie słowiańskim w Pradze przewodniczył sekcyi polskiej, wreszcie został deputowanym do parlamentu Frankfurckiego. Obok tego wszystkiego przygotował do druku swój System umnictwa, który wydał w Poznaniu w r. 1849.
Dzieło to zawiera w sobie całokształt myśli filozoficznej Libelta. Jego punkt wyjścia wyznaczony jest przez Kwestyę żywotną filozofii. Stanowi ono rozwinięcie opartego na wyobraźni systemu poznania filozoficznego.
Samego terminu wyobraźnia używa tu Libelt w innem i bardziej ograniczonem, niż w Kwestyi żywotnej znaczeniu. Jest tu ona drugą fazą ogólnej władzy twórczej i poznawczej, którą autor nazywa umem (stąd umnictwo, równoznaczne filozofii). Um, mniej więcej równoznaczny z duchem wszechświata, jest przedewszystkiem pierwiastkiem twórczym i kształtującym. Gdy działa bez materyału, w takim razie jest bezwzględnie twórczym (tworzy z niczego) i nazywa się obraźnią. Obraźnia jest umem w Bogu. Gdy działa na materyale, w takim razie przetwarza i przekształca świadomie i w zależności od woli przetwórcy i nazywa się wyobraźnią. Wyobraźnia jest umem w człowieku, pojmowanym jako istota duchowa. Jej dziełem jest wszystko, co jest przez człowieka świadomie uczynionem. Gdy działa w mateeyale, w takim razie przetwarza i przekształca bez udziału świadomości i woli i zwie się przeobraźnią. Przeobraźnia jest umem w człowieku, uważanym jako ciało w zwierzętach, roślinach i ciałach nieorganicznych. Jej dziełem jest to, co zwykle przypisujemy siłom natury. Dzieło Libelta jest przedstawieniem Boga, człowieka i świata w ich wzajemnym stosunku, ze stanowiska tych trzech postaci umu. Jak widzimy, założenie jego jest zupełnie dowolne, a prócz tego i ścisłość wnioskowania pozostawia wiele do życzenia.
Nadzwyczaj szeroko zamierzonem zostało inne dzieło Libelta, zatytułowane Estetyka czyli nietwo piękne, którego trzy tomy ukazały się w Petersburgu w latach 1850—1854. Tom I zawiera wstępne założenia metafizyczne, oparte na zasadach, wyłożonych w Systemie umnictwa, tomy II i III poświęcone są rozbiorowi piękna w naturze. Ogromne rozmiary tego niedokończonego dzieła pochodzą nietyle z obfitości materyału lub szczegółowości jego traktowania, ile raczej z rozwlekłości i wielkiej ilości obszernych ustępów lirycznych, które sprawiają, że książka ma charakter nie traktatu naukowego, lecz raczej szeregu wrażeń lubiącego filozofować miłośnika piękna, Mimo to zawiera ona w sobie wiele spostrzeżeń trafnych i cennych i świadczy zarówno o subtelnej wraźliwości, jak i o bardzo obszernem wykształceniu estetycznem autora.
Różne większe i mniejsze artykuły i rozprawy z zakresu filozofii, pedagogiki i publicystyki, które Libelt w czasie pomiędzy r. 1840 a 1849 napisał, wyszły w r. 1850 w Poznaniu w 6-ciu t. p. t. Pisma pomniejsze. W roku następnym wyszedł tamże bardzo wartościowy Wykład matematyki w zakresie gimnazyalnym.
W r. 1853 czy też 54 Libelt osiadł we wsi Czeszewie w powiecie Węgrowieckim, gdzie zmarł w r. 1875, Do końca życia nie przestał pracować umysłowo, biorąc udział w czynnościach akademii umiejętności w Krakowie i Towarzystwa przyjaciół nauk w Poznaniu, oraz poświęcając się gorliwie archeologii. Drukiem ogłosił w tym czasie kilka tylko mało znaczących rozpraw.
Znaczenie Libelta, jako pedagoga i publicysty, jest jeżeli nie większem, to w żadnym razie nie mniejszem od jego znaczenia, jako filozofa. Należał on do tych, którzy świadomość zbiorową swego społeczeństwa rozszerzają i naprzód prowadzą. Specyalnie zaś jako filozof, dał dobitny wyraz głęboko w umyśle polskim zakorzenionemu przywiązaniu do rzeczywistości i wraz z Kremerem i Cieszkowskim potrafił uchronić polską myśl metafizyczną od czczej i poniżającej akrobatyki dyalektycznej.