Amaury de Leoville/Tom II/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Amaury de Leoville |
Data wyd. | 1848 |
Druk | Józef Tomaszewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Amaury |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
I znowu zaczęła się walka między ojcem i śmiercią. Potrzeba, abym po raz drugi dał życie dziecku mojemu. Jeżeli Bóg za mną, spodziewam się, że dokażę tego; jeśli mię opuści — ona umrze! Sen jéj jest gorączkowy i niespokojny, ale spi; We śnie wymawia imię Amory... Amory... zawsze. Ach! dla czegożem im pozwolił tańczyć tego nieszczęsnego walca?... Ale nie! — gdyby znowu to Wszystko się zaczęło, nie inaczej bym postąpił znowu. Dusza Magdaleny czulszego jeszcze wymaga pielęgnowania niż ciało; myśl dręcząca srożéj działa niż ból piersi, i byłaby jeszcze prędzej zemdlała z zazdrości, aniżeli z osłabienia.
Z zazdrości? — A więc to prawda, co mi się zdawało: Antonina budzi w niéj zazdrość, i biedna dziewczyna postrzegła to równie jak ja, i przez cały ten wieczór okazywała dobroć i zaparcie się siebie bez granic.
Jeden tylko Amory nic nie widzi. W rzeczy saméj mężczyźni są nieraz zaślepieni nadzwyczaj. Chciałem mu wszystko powiedzieć wręcz, ale być może wtedy zwracałby więcéj uwagi na Antoninę — lepiej zostawić go w niewiadomości zupełnéj.
Ach!
Sądziłem, że się budzi, ale wyrzekłszy tylko słów kilka bez związku, opadła na poduszkę. — Obawiam się — i obciąłbym, aby się prędzéj obudziła; chciałbym wiedzieć czy się ma lepiéj; — a jeśli zobaczę, że gorzéj?!
Tym czasem czuwajmy, czuwajmy. — O Boże! kiedy pomyślę, że to po raz drugi Amory tak ją ram, jedném dotknięciem......... O! mój Boże! ten człowiek zabije mi ją niezawodnie.
A gdyby go nieznała — mogłaby żyć!-... E! gdyby nie on, to znalazłby się inny. Wszechwładna i wieczna natura chce tak. Każde serce szuka swego serca, każda dusza schnie za duszą swą. Biada tym, których serce w wątłem bije ciele. Wytężenie zabija — i rzecz skończona. — Nie! małżeństwo to, marzenie nie do wykonania! Szczęście mi ją zabije; Bo i teraz dla czegóż leży umierająca? — bo przez chwilę była szczęśliwa.
Ośm dni przeszło — i nic nie mogłem wpisać do dziennika mego; przez te ośm dni żyłem cały w tchnieniu jéj piersi i w biciu tętna jéj, przez te ośm dni nie opuściłem domu tego, pokoju, łóżka na którém ona spoczywa; a jednak nigdy tyle wypadków, tyle myśli i wzruszeń nie pożerało czasu mego, chociaż jedną tylko zajęty jestem rzeczą. Opuściłem wszystkich chorych moich, aby się nią zająć wyłącznie. Król przysyłał do mnie dwa razy; kazał mi powiedzieć, że nie zdrów; jam powiedział lokajowi jego: powiedz królowi, że moja córka umiera! — Teraz, Bogu dzięki, ma się lepiéj. Były czasy kiedy Anioł śmierci ustępował znękany, Jakób jedną noc tylko znim się borykał, a ja wszak ósmy już dzień walczę.
O! mój Boże, Boże mój, kto wyrazi udręczenie moje; była chwila i zdało mi się, że zwyciężę... Widziałem jak natura, ten dzielny pomocnik sztuki dodany jej przez Pana, bierze górę nad chorobą; po przesileniu, po walce opornej widziałem dotykalnie lepszy jej stan, i z radością szaloną, dziwne roiłem nadzieje!... Ale napad kaszlu i nowy przystęp gorączki, w godzinę jaką, walił mi te zamki powietrzne! Wtedy zwątpiłem o wszystkiem; wtedy z stępowałem po stromych schodach rozpaczy na samo dno; nieprzyjaciel na chwilę odparty, wracał zwiększą zaciętością do dzieła. I ten sęp straszliwy, co dziobem swym rozrywa piersi dziecięcia mego, rzucał się znowu na zdobycz swą. Wtedy padłszy na kolana, z czołem do ziemi przyparłem, wołałem: o mój Boże! mój Boże! jeśli twoja nieskończona Opatrzność nie wesprze biednej i ograniczonej nauki mojej — wszyscy zginiemy!
Wszędzie mówią o mnie, że zręcznym jestem lekarzem. Prawda, że w Paryżu jest kilka set osób, co mi winni życie, nie jedną żonę wróciłem mężowi, nie jedną matkę dzieciom jej, nie jedno dziecko rodzicom wróciłem. A dziś? — dziś mam córkę własną umierającą, i nie mogę powiedzieć: ocalę ją! Nie raz spotykam na ulicy ludzi obojętnych ledwo skłonią głowę przedemną; bo sądzą, że zapłacili mię dosyć kilką nędznemi dukatami. I gdyby nie moje starania, bidzie ci spoczywali by już dawno w łonie ziemi, na wieki! A ja walcząc zwycięzko tyle razy ze śmiercią, jak najemnik jaki, dla obcych, dla nieznajomych, dla tych, co przechodzą obojętnie mimo mnie dzisiaj, ja muszę legnąć o! mój Boże, kiedy idzie o życie dziecka mego, ożycie moje!.. O! gorzki to sarkazm i straszna nauka dla mej lekarskiej próżności.
Bo też ludzi tamtych, chociaż ciężka dręczyła choroba, nie była przecież śmiertelna koniecznie, i można było wynaleźć na nią lekarstwo. Gorączkę tyfoidalną można wyleczyć buljonem i wodą Sedlisca; zapalenie błony mózgowej traktuje się antitllogistycznie nie bez skutku; i na straszny ból sercowy jest przecież metoda Valsavy. Ale na te suchoty!.. na tę jedną słabość nie ma środka, i Bóg sam cudem chyba z niej wyprowadzić może. I tę chorobę Bóg zesłał dziecku mojemu! — A jednak jest kilka przykładów suchot drugiego nawet stopnia wyleczonych z gruntu. — Widziałem jeden przykład na własne oczy, w szpitalu na biednej sierocie, bez ojca i matki, na któréj grobie nikt by łzy jednej nie uronił.. Może dla tego właśnie Bóg raczył wejrzeć na to dziecko, że tak opuszczone było od wszystkich. — Czasami cieszę się, że jestem lekarzem: jak gdyby Opatrzność naprzód wiedziała, że będę musiał czuwać nad życiem dziecka mojego. I w istocie, kto przez prostą miłość bliźniego lub poświęcenie się dla nauki, miałby cierpliwość nie opuszczać téj drogiéj istoty ani na chwilę, jak ja? Ktoby dla złota albo dla sławy zrobił to co ja robię przez miłość ojca? Nikt zapewne. Bo ja jestem jak cień jéj, przewiduję wszystko, odpieram, walczę ze wszystkiem. — A i tak już nie raz życie jéj było w niebezpieczeństwie. Ale z drugiéj strony, i to prawda, że to jest męczarnia nieznana w piekle Danta nawet, widzie niby oczyma w piersiach dziecka swego; pasować się z życiem i śmiercią i widzieć, jak to życie zwyciężone, zmęczone, ścigane, cofa się coraz, i pomału zostawia plac boju niezbłaganemu nieprzyjacielowi!! — Szczęściem postęp choroby się wstrzymał; oddycham na chwilę, mam nadzieję.