Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część piąta/XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.

Powrócili dopiero co z Moskwy i radzi byli swemu osamotnieniu. On siedział w gabinecie przy biurku i pisał, a ona w ciemnoliliowej sukni, którą nosiła w pierwszych dniach po ślubie, którą i dzisiaj włożyła, a która była mu szczególniej pamiętną i drogą, siedziała na kanapie, na tej samej starej skórzanej kanapie, która stała zawsze w gabinecie jego ojca i dziada. Kiti haftowała broderie anglaise, a Lewin zamyślał się i pisał, nie przestając na chwilę odczuwać jej obecności.
Lewin wciąż w dalszym ciągu pracował nad gospodarstwem i nad swem dziełem, w którem miały być wyłożone nowe teorye gospodarowania; lecz gdy przedtem te zajęcia i myśli wydawały mu się nadzwyczaj błahe i nikłe w porównaniu z mrokiem, okrywającym całe życie: tak równie nikłe i błahe wydawały mu się teraz w porównaniu z oczekującem go życiem, oblanem jasnem światłem szczęścia. Pracował w dalszym ciągu, lecz czuł obecnie, że środek ciężkości jego wszystkich myśli przeniósł się na co innego, i że wskutek tego zupełnie inaczej i jaśniej patrzy na swą pracę. Przedtem praca była dla niego wybawieniem od życia, i zdawało mu się, że bez tej pracy życie jego będzie bezcelowem. Obecnie zaś ta praca była mu konieczną, aby życie nie było zbyt jednostajnie promiennem. Wziąwszy się znowu do swych papierów, przeczytawszy co było już napisane, Lewin z zadowoleniem doszedł do przekonania, że rzecz wartą jest tego, aby nad nią popracować. Niektóre z poprzednich myśli wydały mu się zbytecznemi i zanadto krańcowemi, lecz i niektóre luki, o których przedtem wiedział, zostały obecnie zapełnionemi, gdy rzecz całą odświeżył sobie w umyśle. Lewin pisał właśnie nowy rozdział o przyczynach nieświetnego stanu rolnictwa w Rosyi; dowodził, że zły stan finansowy Rosyi jest skutkiem nietylko nieprawidłowego podziału własności ziemskiej i w ogóle nieodpowiedniego kierunku całego systemu rolniczego, lecz że współdziała również temu stanowi nienormalnie zaszczepiona Rosyi zewnętrzna cywilizacya, szczególniej zaś komunikacye, koleje żelazne, pociągające za sobą centralizacyę w miastach, szerzenie się zbytku, a co za tem idzie i rozwój przemysłu fabrycznego, wpływającego ujemnie na rolnictwo, rozwój kredytu i satelity jego, gry na giełdzie. Lewinowi zdawało się, że przy normalnym rozwoju bogactw w państwie wszystkie te objawy następują dopiero wtedy, gdy włożono już w rolnictwo dużo pracy i gdy ono oparło się już na regularnych, a przynajmniej trwałych warunkach; że bogactwo kraju wzrastać powinno równomiernie, bezwarunkowo jednak w ten sposób, aby żadna gałąź przemysłu nie wyprzedzała rolnictwa; że do pewnego stanu rolnictwa powinny być zastosowane drogi komunikacyjne, i że przy obecnem nieprawidłowem użytkowaniu ziemi, koleje żelazne, budowane nie z ekonomicznych, lecz z politycznych względów, były przedwczesnemi i zamiast, jak spodziewano się po nich, dopomóc rolnictwu, wyprzedziły je i wywołały rozwój przemysłu i kredytu, tamując w ten sposób rozwój rolnictwa. Że również dlatego, podobnie jak jednostronny i przedwczesny rozwój jednego organu w zwierzęciu przeszkadzałby ogólnemu jego rozwojowi, tak dla ogólnego rozwoju bogactwa w Rosyi kredyt, komunikacye, wzrastający przemysł fabryczny, bezwarunkowo konieczne w Europie, gdzie są na czasie, Rosyi przyniosły tylko szkodę, gdyż odsunęły na dalszy plan kwestyę agrarną.
A tymczasem, gdy on był zajęty swojem pisaniem, Kiti myślała o tem, że mąż jej był dziwnie uprzejmym dla młodego księcia Czarskiego, który dość nietaktownie nadskakiwał jej przez cały wieczór w wilię wyjazdu. „Toć on jest zazdrosnym — myślała — mój Boże, jaki on jest nierozsądny i miły zarazem! Być zazdrosnym o mnie! On chyba nie wie, że na nich wszystkich spoglądam tak samo, jak na naszego kucharza Piotra! — myślała, patrząc z dziwnem dla samej siebie poczuciem własności na tył jego głowy i na czerwoną szyję. — „Chociaż żal mi go odrywać od pracy (zdąży przecież w każdym razie), ale muszę popatrzeć mu w twarz; ciekawam, czy też poczuje, że patrzę na niego? Chcę, żeby się odwrócił... chcę tego, no!“ — i Kiti otworzyła szerzej oczy, chcąc w ten sposób powiększyć siłę swego spojrzenia.
— Tak, odciągają one wszystkie soki i dają fałszywy blask — mruknął Lewin, przestał pisać i czując, że żona patrzy na niego, i że się uśmiecha, obejrzał się.
— Co? — zapytał z uśmiechem i wstał od biurka.
„Obejrzał się“ — pomyślała.
— Nic, chciałam tylko, abyś się obejrzał — odparła, patrząc na niego i pragnąc domyśleć się, czy mąż gniewa się, czy nie, za oderwanie go od pracy.
— Ach, jak nam dobrze tak we dwoje! To jest mnie przynajmniej — rzekł, podchodząc do niej, rozpromieniony uśmiechem szczęścia.
— Mnie też tak dobrze! Nigdzie już nie pojadę! szczególnie nie do Moskwy.
— A o czem tak myślałaś?
— Ja?... Ja myślałam... ale idź lepiej pisać, nie odrywaj się od pracy — rzekła, wydymając wargi — i ja też muszę powycinać teraz te dziurki, widzisz je?
Wzięła nożyczki i zaczęła wycinać.
— Dobrze, ale powiedz o czem myślałaś? — rzekł, przysuwając się do niej i przypatrując się kolistemu ruchowi jej maleńkich nożyczek.
— A... o czem ja myślałam?... Myślałam o Moskwie... o twojej szyi.
— Czem zasłużyłem sobie na takie szczęście... pojąć doprawdy nie mogę; jest mi zbyt dobrze — rzekł, całując jej rękę.
— A ja naodwrót: czem mi lepiej, tem łatwiej to rozumiem.
— Tu masz loczek! — rzekł, odwracając ostrożnie jej główkę.
— Loczek... tutaj w tem miejscu... Ale my przecież musimy pracować.
Nie pracowali jednak dalej i, jak złapani na gorącym uczynku, odsunęli się od siebie, gdy wszedł Kuźma, meldując, że samowar na stole.
— Czy z miasta co nadeszło? — zapytał Lewin Kuźmy.
— Przed chwilą właśnie przywieziono i teraz rozpakowują.
— Przychodź tylko prędzej — rzekła Kiti do męża, wychodząc z gabinetu — bo bez ciebie przeczytam listy... a potem będziemy grać na cztery ręce.
Gdy Kiti odeszła i Lewin pozostał sam, poskładał swe papiery do teki, którą ona mu kupiła i zaczął myć ręce w nowej umywalni, na której stały nowe, wykwintne przybory do mycia. Przybory te pojawiły się razem z Kiti. Lewin uśmiechnął się do swych myśli i z pewnym rodzajem wyrzutu pokiwał na nie głową; męczyło go uczucie podobne do wyrzutów sumienia. W obecnem jego życiu było coś zniewieściałego, czego trzeba się było wstydzić, coś „kapujskiego“, jak sam to nazywał. „Nie należy pędzić takiego życia — myślał sobie — niedługo już minie trzy miesiące, a ja nic prawie nie robię. Tak naprawdę, to dzisiaj po raz pierwszy wziąłem się na seryo do pracy... i cóż? Zaledwie zacząłem i już musiałem dać spokój... zaniedbałem nawet zwykle me zajęcia; do gospodarstwa prawie że nie wychodzę i nie wyjeżdżam; to przykro mi ją zostawić samą, to widzę, że się nudzi. A myślałem przecież, że do czasu ożenienia się to życie idzie tak sobie i nie wchodzi wcale w rachubę, a że istotne życie rozpoczyna się dopiero po ślubie. Lada dzień będzie już trzy miesiące, a jam jeszcze nigdy tak nie marnował czasu... tak dłużej trwać nie może i trzeba nakoniec wziąć się do pracy. Rozumie się, że ona nic a nic nie jest winna, i nie mogę mieć za to żadnej urazy do niej. Ja sam powinienem mieć więcej silnej woli i powinienem wykazać mą męską niezależność, gdyż jeżeli tak dalej pójdzie, to i sam przywyknę i ją do tego przyzwyczaję... Rozumie się, że ona nic a nic nie jest winna“... — mówił do siebie.
Lecz człowiekowi niezadowolonemu trudno jest powstrzymać się od robienia komubądź wyrzutów, a szczególnie osobie najbliższej sobie. Więc Lewinowi pomimowoli przychodziło do głowy, że nie ona jest winną (ona niczemu winną być nie mogła), lecz winnem było jej wychowanie zbyt powierzchowne i lekkomyślne („ten osioł Czarski; wiem że chciała, ale nie potrafiła dać mu odprawy“). „I w rzeczy samej, oprócz zainteresowania się domem (a to jej przyznać należy), prócz swoich toalet i broderie anglaise, niema o niczem na seryo do myślenia. Nie interesuje się ani swem zajęciem, ani gospodarstwem, ani chłopami, ani muzyką, w której jest dość biegłą, ani czytaniem... nic nie robi i bardzo jej z tem dobrze.“ Lewinowi nie podobało się to w głębi duszy: nie domyślał się jeszcze, że żona przygotowuje się do tego okresu swej działalności, jaki czeka na nią, gdy będzie musiała być jednocześnie żoną męża, panią domu, karmicielką i wychowawczynią dzieci; nie rozumiał tego, że żona jego instynktownie wiedziała o tem i, przygotowując się do tej strasznej pracy, nie poczytywała sobie za złe, że w chwilach swobody i szczęścia, których używała i obecnie i podczas których wiła swe przyszłe gniazdko, oddaje się niepodzielnie uczuciu miłości.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.