Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część trzecia/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anna Karenina |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1898-1900 |
Druk | Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | J. Wołowski |
Tytuł orygin. | Анна Каренина |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W końcu maja, gdy już wszystko mniej więcej było załatwionem, Dolly odebrała odpowiedź od męża na list swój, w którym skarżyła się na niewygody. Stepan Arkadjewiez przepraszał żonę, że nie obmyślił wszystkiego, obiecywał, że przyjedzie, jak tylko będzie mógł, ale Stepan Arkadjewicz jakoś nie mógł i Darja Aleksiejewna do pierwszych dni czerwca siedziała samotnie na wsi.
W niedzielę przed świętym Piotrem Darja Aleksiejewna zawiozła wszystkie dzieci do komunii. Darja Aleksiejewna w swych szczerych, poważnych rozmowach z siostrami, z matką, z przyjaciółkami bardzo często wprowadzała je w podziw swymi wolnomyślnymi poglądami na kwestye religijne. Dolly miała swą własną religię, wierzyła w metampsychozę, mało przejmując się dogmatami kościoła. Lecz w swym domu, i to nietylko dlatego, aby dawać przykład, ale z głębokiego przekonania, zwracała baczną uwagę na wszystkie przepisy kościelne i sumiennie wypełniała je. Dzieci od roku prawie nie były u komunii, co martwiło bardzo matkę, postanowiła więc, ku wielkiej uciesze i uznaniu Maryi Filimonownej, zaprowadzić je teraz.
Darja Aleksiejewna na parę dni przedtem zaczęła już myśleć o nowych ubraniach dla dzieci. Uszyto, poprzerabiano i wyprasowano dzieciom ubrania, poprzyszywano guziki i kokardki. Sukienka Tani, którą angielka podjęła się uszyć, napsuła dużo krwi Darji Aleksiejewnie. Angielka, przerabiając suknię, powycinała zanadto rękawy, zrobiła za niski karczek i zepsuła zupełnie staniczek, gdyż był za ciasnym i uciskał Tanię pod pachami, lecz Marya Filimonowna wpadła na pomysł, wstawiła kliny i zrobiła pelerynkę. Rzecz cała ułożyła się, ale wynikła z tego powodu sprzeczka z angielką. Rano jednak wszystko już było w porządku i o dziewiątej, gdyż poproszono proboszcza, aby wstrzymał się trochę ze mszą, wszystkie dzieci uradowane i starannie ubrane stały przed gankiem koło powozu i oczekiwały na matkę.
Do powozu na dyszlowego, zamiast narowistego Wronego, zaprzężono, dzięki protekcyi Maryi Filimonowny, ekonomowego Burego. Darja Aleksiejewna, której ubieranie się zabrało trochę czasu, wyszła na ganek w białej tiulowej sukni.
Darja Aleksiejewna ubierała się dość długo, gdyż czesała się i kładła suknię z pewnem wzruszeniem: przedtem ubierała się sama dla siebie, by ładnie wyglądać i podobać się później, im stawała się starszą, tem bardziej nie lubiła stroić się, gdyż wiedziała, że brzydnie. Dzisiaj jednak ubierała się z przyjemnością i ze wzruszeniem, gdyż teraz ubierała się nie dla siebie, nie dlatego, aby ładnie wyglądać, ale dlatego, aby będąc matką takich ładnych dzieci, nie zepsuć ogólnego wrażenia.
Spojrzawszy po raz ostatni w lustro, Dolly była zadowoloną z siebie, gdyż wyglądała ładnie, nie tak ładnie, jak wówczas, gdy życzyła sobie bywać na balach, ale tak, jak chciała obecnie.
W cerkwi nie było nikogo prócz chłopów, stróży i ich żon; pomimo to Darja Aleksiejewna widziała, lub zdawało się jej, że widzi, iż wszyscy zachwycają się nią i jej dziećmi. Dzieci nietylko, że ładnie wyglądały w swych strojnych ubraniach, lecz były nadzwyczaj miłe i zachowywały się bardzo grzecznie. Alesza nie stał co prawda spokojnie, gdyż kręcił się ciągle i chciał przyjrzeć się z tyłu swej kurteczce, w każdym jednak razie był bardzo miłym. Tania zachowywała się jak dorosła osoba i pilnowała młodsze rodzeństwo. Najmłodsza Lili wyglądała ślicznie, dziwiąc się naiwnie wszystkiemu i trudno w istocie było wstrzymać się od uśmiechu, gdy przyjąwszy komunię, zauważyła: please, some more.
Wracając do domu dzieci zdawały sobie sprawę, że były uczestnikami uroczystego aktu i zachowywały się bardzo spokojnie.
W domu również szło wszystko dobrze, ale podczas śniadania Grysza począł gwizdać i, co gorsza jeszcze, nie słuchał angielki, za co miał nie dostać leguminy. Darja Aleksiejewna, gdyby była obecną przy zajściu, nie byłaby pozwoliła na ukaranie malca w tak uroczystym dniu, należało jednak podtrzymać powagę nauczycielki, musiała więc zatwierdzić wyrok, że Grysza nie dostanie leguminy; w każdym razie wypadek ten zakłócił ogólną radość.
Grysza płakał, twierdząc, że to Nikolinka gwizdał a nie ukarano go, i że on, Grysza, płacze nie dlatego, iż nie dostanie leguminy, bo to go nic a nic nie obchodzi, ale dlatego, iż postąpiono z nim niesprawiedliwie. Matce stało się żal dziecka, chciała więc rozmówić się z angielką i darować Gryszy winę. Gdy szła do pokoju angielki, ujrzała, przechodząc przez salon, scenę, która ucieszyła ją do tego stopnia, że aż łzy zakręciły się jej w oczach i już sama przebaczyła przestępcy.
Grysza siedział w salonie przy bocznem oknie, koło niego zaś stała Tania z talerzykiem w ręku. Pod pozorem obiadu dla lalek, Tania poprosiła angielkę o pozwolenie zabrania swej porcyi leguminy do dziecinnego pokoju i zaniosła ją bratu.
Grysza, płacząc wciąż i dowodząc, że został ukaranym niesprawiedliwie, jadł leguminę i przez łzy mówił: „jedz sama, będziemy jeść razem... razem“...
I zmartwienie Gryszy i poczucie swego wspaniałomyślnego postępku rozczuliły Tanię i łzy stanęły jej w oczach, pomimo to nie odmawiała bratu i jadła z nim razem.
Ujrzawszy matkę, dzieci przestraszyły się, lecz gdy spojrzały jej w oczy, zrozumiały, że postępują dobrze, zaczęły się więc śmiać i mając usta napchane leguminą, zaczęły obcierać rękoma śmiejące się usta i rozmazywać po twarzach łzy i konfitury.
— Na miłość boską, nowe białe ubrania! Tania! Grysza! — wołała matka, chcąc uratować sukienki dzieci, uśmiechając się jednocześnie uśmiechem pełnym szczęścia i radości, choć łzy kręciły się jej w oczach.
Darja Aleksiejewna kazała dzieciom pozdejmować nowe ubrania; dziewczynki wzięły bluzki, a chłopcy stare kurtki, poczem zaprzęgnięto do linijki, i znów ku wielkiemu zmartwieniu ekonoma wzięto Burego i wszyscy pojechali na grzyby i do kąpieli. W dziecinnym pokoju rozległy się okrzyki pełne radości, które zamilkły dopiero z chwilą wyjazdu.
Uzbierano cały koszyk grzybów, nawet Lili znalazła ogromnego rydza; przedtem bywało zawsze tak, że miss Hull znajdzie grzyba i pokaże jej, teraz jednak Lili sama znalazła i to w dodatku rydza, co wywołało powszechną radość: „Lili znalazła rydza!“
Pojechano potem ku rzece, postawiono konie pod drzewami i wszyscy poszli się kąpać. Furman Terentij przywiązał do drzewa, oganiające się od owadów konie, położył się na trawie w cieniu brzozy i zapalił fajeczkę, a z łazienki dolatywał do niego nieustający na chwilę wesoły szczebiot dzieci.
Chociaż było dużo kłopotu ze zwracaniem bacznej uwagi na wszystkie dzieci, z pilnowaniem, aby nie dokazywały; chociaż trudno było nie pomieszać tych wszystkich pończoszek, majteczek, trzewiczków, rozwiązywać, rozpinać i zawiązywać tasiemeczki i guziki, Darję Aleksiejewnę, która lubiła kąpiel i uważała ją za zdrową dla dzieci, nic tak nie zachwycało, jak ta kąpiel razem ze wszystkiemi dziećmi: sprawiało jej rozkosz bawić się temi pulchnemi nóżkami, naciągać na nie pończoszki, brać na ręce i zanurzać te nagie ciałka, słyszyć okrzyki radości lub przestrachu i patrzyć się na rozpromienione twarzyczki z błyszczącemi, przestraszonemi lub wesołemi oczkami swych pluskających się w wodzie cherubinków.
Gdy połowa dzieci ubrała się już, do łazienki podeszły i zatrzymały się przed nią nieśmiało ubrane odświętnie baby, idące do lasu po grzyby i jagody. Marya Filimonowna zawołała na jedną z nich i dała jej do wysuszenia prześcieradło i koszulkę, które wpadły do wody. Darja Aleksiejewna wdała się w rozmowę z babami. Kobiety z początku chichotały w kułak i nie rozumiały o co je pytano, ośmieliły się jednak prędko, rozgadały i zjednały sobie Darję Aleksiejewną szczerą przychylnością i życzliwością, jaką okazywały jej i dzieciom.
— Jaka ładniutka i bielutka, jak cukier — mówiła jedna z kobiet, przypatrując się Tani i kiwając głową. — A taka szczupła...
— Chorowała...
— A tego pani także kąpała? — zapytała druga, wskazując niemowlę.
— Nie, ten ma dopiero trzy miesiące — odparła z dumą Darja Aleksiejewna.
— No, no, no...
— A ty masz dzieci?
— Było czworo, ale zostało się tylko dwoje: chłopiec i dziewczyna, odłączyłam ją dopiero na ostatki.
— A ile ma?
— Dwa lata skończy niedługo.
— A czemuś tak długo karmiła?
— Taki zwyczaj: trzy posty...
I rozpoczęła się rozmowa najbardziej zajmująca Darję Aleksiejewnę: jak która z kobiet chorowała i na co? gdzie jest mąż? czy często bywa w domu? i t. p.
Darji Aleksiejewnie nie chciało się odchodzić od chłopek, tak zajmowała ją ta rozmowa; największą zaś przyjemność sprawiało jej, że widziała, jak wszystkie kobiety zachwycają się tem, że ma tyle dzieci, i że dzieci te są ładne.
Baby rozśmieszyły Darję Ałeksiejewnę i obraziły na siebie angielkę, która ubierała się ostatnia, i która nie mogła zrozumieć, dlaczego kobiety śmieją się z niej. Jedna z młodszych bab przyglądała się angielce i gdy ta włożyła na siebie trzecią spódnicę, baba nie mogła powstrzymać się od uwagi, która rozśmieszyła wszystkich: „kładzie, kładzie i nie może nakłaść!“