Arumugam książę indyjski/Proźba Arumugama

<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Arumugam książę indyjski
Wydawca Biblioteka Ludowa Karola Miarki
Data wyd. 1898
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
2. Proźba Arumugama.

W dniach następujących po odzyskaniu zdrowia Arumugama przychodził misyonarz na usilne prośby radży do pałacu, błogosławił chłopca i gawędził z nim. Opowiadał mu o Europie, leżącej daleko na zachód, gdzie ludzie jeżdżą na przechadzkę końmi, nie wołami jak w Indyach, a w zimie chodzą po zmarzłej wodzie. Radża cieszył się z ciekawości chłopca, a nawet sam się chętnie przysłuchiwał opowiadaniom i opisom kapłana cudzoziemca. Nigdy go jednak nie pozostawiał sam na sam z Arumugamem. Obawiał się bowiem, ażeby misyonarz chłopcu nie przypomniał, o co ma ojca prosić. Jego myśl była taka: „Jeśli biały Bramin jest mężem Bożym, toć Bóg wysłucha modlitwy jego, a moje dziecko spowoduje do prośby, która wyjdzie i jemu i mnie dobre.“
Gdy pewnego dnia misyonarz znowu się obszerniej rozwiódł o osobliwościach Europy, a chłopiec jego opowiadania słuchał z natężoną uwagą i jaśniejącemi oczyma, radża nagle zagadnął syna: „Kochane dziecko, jutro obchodzić będziemy uroczyście twoje wyzdrowienie. Pozwalam ci prosić o to, co cię najwięcej obchodzi, i przyrzekam, że prośby twej wysłucham, jakąkolwiek ona będzie.“ Radża spodziewał się, że chłopiec go poprosi o pozwolenie odbycia podróży po Europie, o której mu takie dziwy opowiadano, i tej prośby byłby chętnie wysłuchał, ponieważ sam miał nie małą ochotę poznać wielką i potężną Anglię, a przytem zwiedzić inne kraje Europy.
Słysząc te słowa księcia począł Arumugam klaskać z radości w dłonie i zawołał: „Drogi ojcze, jednego tylko pragnę; pozwól mi przyłączyć się do białego Bramina i przy nim zamieszkać. Służba nasza powiadała nam, ie kapłan, który mnie wyleczył, ma tutaj w Tryczynapalli wielki dom z pięknymi obrazami i ogrodem, gdzie się chłopcy bawią i uczą wszystkich sztuk i wiadomości kwitnących w Europie. Chciałbym być tak uczonym, jak biali Bramini.“
Słowa te Arumugama mocno zastanowiły radżę; na chwilę zamilknął i spojrzał poważnie i z zadumaniem na syna. Ale chłopiec wołał: „Wszakże mi przyobiecałeś, ojcze, spełnić każde moje życzenie. Powołuję się na twoją obietnicę, dotrzymaj słowa.“ „Niechże będzie, jak chcesz,“ rzekł radża, „com ci przyobiecał, tego dotrzymam, jeśli koniecznie przytem obstajesz. Chcesz Więc mnie, matkę i siostry opuścić? Czyż nie pomyślałeś o tem, jak bolesne mi będzie rozstanie się z tobą?“
„Ojcze,“ odparł chłpiec, ściskając rodzica, „co tydzień będę do ciebie przychodził i powiem ci, czegom się nauczył. Jakąż będzie twoja radość!“
Radża przytulił dziecię do piersi i rzekł rozczulony: „Uczyń, jak mówisz, synu, a te — raz idź do matki i do sióstr i powiedz im, cośmy postanowili.“
Z okrzykiem radości wyszedł chłopiec z komnaty, radża zaś przystąpił do misyonarza i tak się do niego odezwał: „Biały mężu! widzisz, oddaję ci, co mam najdroższego na ziemi. Czy będziesz strzegł moje dziecko od wszystkiego złego, a uczył je dobrego?“
„Przyrzekam ci to, zacny książę,” odpowiedział kapłan.
„Czy przyrzekasz mi także nie nalegać na niego, aby został chrześcijaninem?“ mówił dalej radża, „albowiem pod tym tylko warunkiem powierzam ci syna.“
„Panie,“ odpowiedział misyonarz, „twój syn tego się tylko u mnie uczyć będzie, do czego ma ochotę. Gdyby miał zapragnąć poznać naszą naukę i obyczaje, nie mogę mu tego odmówić, ani zamknąć przed nim drzwi naszego Kościoła, gdy nasz Bóg jest Bogiem całej ludzkości.“
„Dobrze,“ rzecze radża, „wróć więc po niego jutro i zabierz go ze sobą, aby go kształcić w sztukach i umiejętnościach, ale wymawiam sobie, abyś mu pozwolił chodzić do mnie co tydzień.“
„Każdej godziny i każdego dnia może do ciebie wrócić, jeśli taką będzie jego wola,“ odparł misyonarz.
„Dziękuję ci,“ rzekł radża i dodał: „teraz rad jestem, że wyraził tę prośbę. Podróż bowiem do mroźnej Europy byłaby zaszkodziła zdrowiu jego.“
Misyonarz dziękował w duchu Panu Bogu, że natchnął serce chłopca tem życzeniem. Przewidywał bowiem, te ta pogańska rodzina, która w wyleczeniu chłopca z ciężkiej niemocy, już doznała łaski Bożej, dostąpi za sprawą tego dziecka jeszcze większego błogosławieństwa niebios.
Gdy Ojciec Franciszek — takie było bowiem imię misyonarza — wrócił do domu, zwołał wszystkich wychowańców większych i mniejszych i rzekł do nich: „Dzieci, szczerą była wasza modlitwa, zgadnijcie, co się jutro stanie z małym Arumugamem.“
„Zostanie chrześcijaninem,“ zawołało kilku z nich.
„Byłoby to trochę za szybko,“ odpowiedział Ojciec Franciszek, „ale nie ustawajcie w modlitwach, a może i do tego przyjdzie. Jutro będzie waszym współuczniem i kolegą.“
„Hura!“ zakrzykneli wszyscy radośnie, podskakując jak sarny. Skoro się cokolwiek uspokoili, ojciec Franciszek tak dalej mówił: „Słuchajcie pilnie, co wam powiem. Gdy Arumugam jutro przybędzie, przyjmij — cie go serdecznie; ale pamiętajcie, że jest jeszcze małym poganinem i nic nie wie o chrześcijaństwie. Jeżeli przeto odmawiać będzie swoje pogańskie modlitwy i odprawiać swe zabobonne obrzędy, nie śmiejcie się, nie szydźcie z niego. Przecież on temu nie winien, że się urodził bałwochwalcą; bolałoby go wasze szyderstwo i odstręczyłoby go od chrześcijaństwa. Cokolwiek więc czynić będzie, zostawcie go w spokoju. Jeśli zaś was zapyta, jakie mają znaczenie obrazy w domu i w kaplicy, wtedy pouczcie go i opowiadajcie na jego zapytania tak, jak was uczy katechizm. Przedewszystkiem starajcie się modlitwą i dobrym przykładem wyjednać mu łaskę Boga, aby został chrześcijaninem. Czy uczynicie to?“
„Tak, ojcze, chętnie uczynimy czego żą — dasz!“ zawołali wszyscy jednogłośnie.
„Dobrze więc,“ zakończył ojciec Franciszek. „Idźcie przeto i przysposóbcie wszystko na jego przyjęcie; wejdzie on do oddziału średniego; liczy bowiem lat dwanaście. “
„Hura,“ wrzasnął mały Pietrek, żwawy chłopczyna, na którego twarzy szkliła się para ognistych oczu, „wtedy będzie ze mną w jednym oddziale!“
Ojciec Franciszek podniósł palec, pogroził małemu krzykaczowi, a cała rzesza rozproszyła się jak stado wróbli. Jedni pobiegli do swych ław i książek i zaczęli je porządkować; wstyd ich bowiem ogarniał na samą myśl, że mały poganin mógłby zauważyć nieład w ich rzeczach. Drudzy podskoczyli do ogrodu, zrywali kwiaty i gałązki, aby przystroić izdebkę spodziewanego kolegi. Inni wykrawali papę i wypisywali na niej wielkiemi głoskami: „Witaj Arumugamie! “
Imię to mocno ich korciło. „Pfe!“ za — wołał mały, żółtawy Hindus, zadzierając noska, „cóż to za cudackie imię! Brzmi ono tak, jakby wszystkie chude krowy Faraona poczęły razem ryczeć: mu-mu-mu!...“
„Nie!“ zawołał inny, „imię to jest daleko gorsze, jest ono wynalazkiem dyabła, gdyż Arumugam jest pogańskim bałwanem o sześciu twarzach.“
„Szkoda, że nie ma siedmiu twarzy,“ napomknął trzeci, „wtedy bowiem przypominałby siedm grzechów śmiertelnych,“
„Posłuchajcie,“ przemówił jeden z najgłówniejszych malarzy z pędzlem w ustach, „posłuchajcie tylko, trzeba to urządzić inaczej i poganinowi nadać przyzwoite imię.“
„Tak, tak!“ wrzasnęli drudzy. „Jakże było na imię wyleczonemu synowi królika w Ewangielii świętej?“
„Tego wcale niema w Ewangielii,“ odpowiedział malarz.
„I owszem,“ wtrącił jeden z malców, „nazywał się Korneliuszem.“
„Co mi tam gadasz!“ zawołał pierwszy, „był to zupełnie inny setnik.“
„Wszystko jedno,“ odezwał się malec, „Arumumumu powinien otrzymać chrześcijańskie imię. Ale jakie się wziąść do rzeczy?“
„Rzecz prosta,“ odpowiedział malarz. „Ochrzcimy go, to wcale nie trudno, wszak żeśmy się tego niedawno uczyli w katechiźmie. “
„Tak, u wtrącił drugi, „ale chrzcić go nie wolno, chyba w razie ostatecznej potrzeby. “
„Oho,“ zawołał inny, „na to nie trzeba czekać długo. Czarny Pietrek przyprowadzi go swemi psotami do ostateczności.“
„Dajie mi pokój,“ mruczał Piotr, zatrudniony przy swem biórku. Szukał bowiem w swej szufladzie i wyciągał obrazki święte i posążki Matki Boskiej, św. Józefa, św. Piotra i anioła stróża, aby co piękniejszego wybrać i darować Arumugamowi; ale na nieszczęście wszystko było uszkodzone, jednemu świętemu brakło nogi, innemu ramienia itd. Wybór był trudny.
Chłopcy zaczęli się cisnąć do stolika Pietrka, gdy wtem nadszedł ojciec Franciszek. Wszyscy wrócili do swych zajęć, a Piotr zaczerwienił się pod same uszy. Spostrzegł to ks. Franciszek, przystąpił i zapytał go po cichu: „Cóż to robisz Piotrze?“
„Ach, Ojcze Franciszku,“ rzecze chłopiec zawstydzony, patrząc na poniszczone obrazki; „postanowiłem być przyjacielem Arumugamunda, i chciałem mu ofiarować najpiękniejszy z mych posążków, ale wszystko jest połamane.“
„Bardzo dobrze czynisz, Pietrku,“ rzecze O. Franciszek, „ale tymczasowo nie dawaj mu chrześcijańskich obrazków; bo on nie rozumie ich znaczenia i uważałby je za bałwany pogańskie. Ale powiem ci, co możesz uczynić. Powieś tę ładną kropielniczkę w jego komórce. Święcona woda wyleczyła go. Możesz mu powiedzieć, co ta kropielnica znaczy.“
Jak strzała wymknął się chłopiec z izby i wykonał rozkaz księdza. Ks. Franciszek poszedł za nim, zabrał go ze sobą do nowej izdebki Arumugama, wziął go na bok i rzekł: "Pietrku, sądzę, że ci na prawdę chodzi o przyjaźń Arumugama, ale jeśli chcesz z nim przestawać i być mu pożytecznym, winieneś się całkowicie zmienić. Przyrzecz mi pozbyć się dzikości i uporu, nie kłócić się z kolegami, nie psocić im się i spokojnością i pilnością nowemu przyjacielowi dawać dobry przykład. Czy mi to przyrzekasz? w interesie ocalenia duszy młodego poganina?"
„Tak jest, Ojcze Franciszku, przyrzekam i tą razą słowa niezawodnie dotrzymam," odparł Piotr.
O. Franciszek uczynił znak krzyża św. na czole pacholęcia i modlił się w sercu, aby Bóg, działający wielkie rzeczy nawet przez dzieci, skierował dzikie, ale szlachetne serce chłopca do dobrego.
Gdy Piotr wrócił do kolegów i spostrzegł ich szydercze spojrzenia, nie mógł się powstrzymać od przechwałek. "Drwijcie sobie," zawołał z dumą, "nie mazgałem, nie bazgrałem, ani malowałem jak wy, nie wiłem wieńców; ale mimo to zaniósłem, co może być najlepszego, do izdebki Arumugama. "
„Cóż to takiego, pokaż-no!" wołali chłopcy i pobiegli zobaczyć.
Ujrzawszy prześliczną kropielniczkę ze słoniowej kości i błyszczącej muszli perłowej, wrócili przejęci zazdrością i rzekli: „Piotrze nie przechwalaj się; nie byłbyś wpadł na ten pomysł, gdyby cię nie był na niego naprowadził O. Franciszek.“
„Naturalnie,“ rzekł Piotr z uniesieniem. „Usłuchałem rady O. Franciszka. Na przyszłość wszystko uczynię, co on mi powie, bo od dzisiaj będę innym człowiekiem.“
Chłopcy spojrzeli po sobie, jakby odurzeni, a Piotr powrzucał swoje posążki tak nagle do szuflady, że te potraciły resztę rąk i nóg. Na szczęście nikt tego nie widział, bo naraz odezwały się trzy uderzenia dzwonu na kurytarzu. Chłopcy pozbierali swoje sprzęty. Następnego poranka przywdziali swe najlepsze szaty, gdyż w tym bowiem dniu obchodzono przybycie nowego ucznia i miano go uroczyście przyjąć.
W pałacu radży odbył się równocześnie smutny obrzęd rozstania. Zaproszono na obiad wszystkich krewnych i znajomych. Stawili się ochoczo, aby małemu Arumugamowi powinszować odzyskanego zdrowia i obsypać go podarkami. Podczas obiadu oświadczył radża zebranym, że Arumugam oddany zostanie do szkół i wstąpi do kolegium białych księży, aby się wykształcić na uczonego i zdolnego człowieka. Wszyscy mocno się dziwili, niektórzy nawet radzili księciu, aby tego nie czynił. Ale ten przeciął dalsze dyskusye i spory oświadczeniem, że to jest zrządzeniem Bramy i niezmiennem postanowieniem. Arumugam ledwo mógł do — czekać chwili, w której miał rozpocząć nowe życie. Gdy mu wreszcie dał znak ojciec, porwał się od stołu, uściskał matkę i rodzeństwo, oświadczył krewnym serdeczne dzięki, powiedział wszystkim „do zobaczenia“ i wyszedł z ojcem ze sali. Nasamprzód zawiódł radża syna przed domowy ołtarz, na którym stał posąg bożka Rawany z 11 głowami i 20 ramionami, otoczony płonącemi lampami. Skłoniwszy się przed nim, zdjął biały sznur bawełniany z rąk bożyszcza, obwinął nim prawe ramię i pierś Arumugama, przewiązał go pod lewą pachą i w te do chłopca przemówił słowa:
„Synu, noś ten święty sznur Bramy; jest on oznaką twego wysokiego rodu i symbolem twej wiary. Wejdziesz teraz w dom czcicieli Krzyża. Naucz się od nich wiadomości pożytecznych, ale wystrzegaj się ich namów. Gdyby cię chcieli spowodować do ubóstwienia Krzyża, nie czyń tego, gdyż by ci to wyszło na zgubę.“
Arumugam nic z tego nie zrozumiał, co mu ojciec mówił; pojąć nie mógł, czemu ma się wystrzegać misyonarza, w którym pokładał bezwzględne zaufanie. Milczał więc tylko, spoglądając na ojca z pewnem zdziwieniem. Może radża odgadł z oczu chłopca, że jest o wiele za młodym, aby miał zrozumieć jego przestrogę. Uśmiechnął się przeto i rzekł: „nie patrz na mnie z taką obawą i zdziwieniem, chciałem ci tylko powiedzieć, abyś nie został chrześcijaninem, a reszta się znajdzie.“
Po tych słowach zeszli obaj ze schodów i wsiedli na stojącego przed wrotami słonia, który miał ich zanieść do odległego o godzinę drogi kolegium. Towarzyszył im orszak sług, niosący w ozdobnych skrzyniach wyprawę książątka. Mieszkańcy Tryczynapali patrzeli ze zdziwieniem na ten pochód, zmierzający ku domowi misyonarzy.
„Idzie, idzie!“ rozległ się krzyk w szeregach młodzieży, zgromadzonej w przedsionku kolegium, gdy ogromny słoń stanął przed bramą i ukląkł, aby radża z synem wygodnie mogli spuścić się z siodła. Podczas gdy O. Franciszek przyjmował radżę, chłopcy otoczyli Arumugama, witając go radośnie. Potem wprowadzono ojca z synem do ogrodu, gdzie w cienistym przestronnym namiocie przysposobionych było kilka siedzeń. Chłopcy przywitali nowego kolegę śpiewem i muzyką, a Arumugam szepnął ojcu do ucha: „Powiedz ojcze białym Braminom, aby i mnie uczyli muzyki. “ Potem rozpoczęła młodzież grę w piłkę, a Arumugam uwijał się ze śmiechem między nimi i zawarł ze wszystkimi znajomość. Po chwili wsiadł radża na słonia, widocznie zadowolony z tego, co widział, i wrócił do swego pałacu.
Gdy wieczorem Arumugam, znużony grą, przez O. Franciszka zaprowadzony został do swej izdebki, zawołał wesoło: „Ojcze Franciszku, ach, jak szczęśliwy jestem! Ale...“ w tem nagle zadumał się.
„Cóż ci się stało? Powiedz mi! Cóż ci dolega i co cię niepokoi?“ odrzekł misyonarz.
„Czyż to prawda,“ pytał Arumugam, „że chcesz mnie uczynić chrześcijaninem i czcicielem krzyża?“
„Któż ci to powiedział?“ zapytał ze zdziwieniem O. Franciszek.
„Ojciec mnie napominał, abym się nie dał nakłonić do przyjęcia twej wiary,“ od — powiedział dobrodusznie Arumugam.
„Synku,“ rzekł łagodnie ksiądz, „twój ujciec cię dlatego tu oddał, abyś wyszedł na uczciwego człowieka i czegoś się tu na — uczył. Reszta się znajdzie.“
„To samo mówił mi ojciec,“ zauważył Arumugam.
Pobłogosławiwszy chłopca przed udaniem się na spoczynek, pożegnał go O. Franciszek, poszedł do kaplicy, uklęknął przed Przenajświętszm Sakramentem i długo się modlił: „O Jezu, Zbawicielu mój, Panie i Boże! Pobłogosław chłopcu, ojcu i całemu domowi jego, pobłogosław duszom wszystkich dzieci, które mi powierzyłeś, aby Ci poznali, umiłowali i dostąpili kiedyś zbawienia wiecznego.“






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.