Baśń o Kopciuszku/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Oppman
Tytuł Baśń o Kopciuszku
Pochodzenie Polski zaklęty świat
Wydawca Księgarnia św. Wojciecha
Data wyd. 1926
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



BAŚŃ O KOPCIUSZKU


I.

Żyli raz na świecie pewien król z królową,
Mieli jedynaczkę, chowała się zdrowo,
Była taka śliczna jak różyczka biała,
Tatuś wciąż ją pieścił, mama całowała.

Wtem na zamek spada niedola ogromna:
Królowa w gorączce bredzi nieprzytomna,
Nadaremnie doktór za doktorem bieży:
Umarła biedaczka — i już w grobie leży.

Strasznie się zmartwiła królewna Różyczka,
Spłakane ma oczki i pobladłe liczka,
Wśród królewskich bogactw źle jej bez mamusi,
Ale trudna rada: żyć dla ojca musi.

Tymczasem król stary serce swe odmienił,
Królowę zapomniał, z księżną się ożenił,
A ta księżna miała dwie córki nieładne.
Nie dość, że nie ładne, ale złe i zdradne.

Mój ty miły Boże! Co się w zamku dzieje:
Niegodziwa księżna cały dzień szaleje,
Drwi sobie z córkami z króla jegomości,
A już na Różyczkę to się ciągle złości.

Dokuczają biednej złośliwe księżniczki,
Zrobiły popychle z królewny Różyczki,
Każą siedzieć w kuchni, nie wchodzić do sali,
Aż ją wreszcie wszyscy Kopciuszkiem przezwali.




II.

Biedzi się Kopciuszek nad stertą talerzy:
Musi je pozmywać; — aż tu goniec bieży:
Bieży strojny goniec króla sąsiedniego,
Z grzecznem zaproszeniem na ucztę do niego.

A trzeba wam wiedzieć, że ten król miał syna.
Pięknego jak zorza, gibkiego jak trzcina,
Nikt nad niego lepszy, nikt nad niego żwawszy.
Chłopiec malowanie, krótko powiedziawszy.

Raduje się księżna, cieszą się jej córki,
Nadworny im fryzjer uczesał fryzurki,
Dziesięć pokojówek koło nich się krząta.
A Kopciuszek płacze, patrząc na to z kąta.

„Czemuż ty, Kopciuszku, zalewasz się łzami?·
Możebyś na ucztę chciała jechać z nami?“
„Bardzobym pragnęła, ale ja wiem przecie,
Że wy mnie siostrzyczki z sobą nie weźmiecie.“


„Cha, cha, cha! Kopciuszek na balu u króla!
Podarta spódnica i zgrzebna koszula!
Nie! to pęknąć z śmiechu! Niech-no mama słucha!
Właśnie tam takiego trzeba kocmołucha!“

A macocha na to: „Masz dwa garnce maku
I dwa garnce grochu, zmieszane w przetaku;
Jeśli je oddzielisz, lecz, co do ziarenka!
Wtedy razem z nami pojedzie panienka.“




III.

Siadł biedny Kopciuszek w kuchni u okienka,
Dzieli groch od maku, aż drętwieje ręka;
Na trzy dni tu pracy, robiąc dniem i nocą, —
A wtem za okienkiem gołąbki trzepocą.

Królewna Różyczka gołąbki karmiła,
Ziarno im sypała, wodą je poiła.
Ludzie zapomnieli, te nie zapomniały —
I furknął do kuchni orszak ptasząt biały.

Puk! puk! puk! dziobkami; czas jak strzała bieży:
Leży groch osobno, mak osobno leży,
Nie wiem czy pięć minut ta robota trwała —
I gromada ptaszków w świat znów poleciała.

Dziewczę z radosnemi wybiega oczyma,
Pędzi do macochy, — a macochy niema!
Śmieje się zła baba z landary otwartej
„Miałam jechać z wami!“ „Ach, to były żarty!“

Tak sobie żartować, ej, to nie uchodzi!
Pan Bóg złych ukarze, a dobrych nagrodzi,
A tu dodać muszę, że chrzestną Kopciuszka
Była pewna wróżka, znakomita wróżka!


Gdy więc biedne dziewczę martwi się w kuchence,
Blask się czyni wielki, jakby o jutrzence:
W progu czarodziejki staje postać znana:
„Pojedziesz do króla, Różyczko kochana!“


IV.

Raz! dwa! trzy! Kopciuszek suknią już okryty,
Z białego atlasu, z lamy złotolitej;
Lśnią od cudnych pereł włoski uczesane,
A na małych nóżkach pantofelki szklane.

„A gdzież jest kareta?“ „Zaraz się uczyni —
Wzięła czarodziejka pół ogromnej dyni,
Cztery myszki wprzęgła, złapała dwa szczurki:
„To stangret i lokaj mojej chrzestnej córki.“

Czarnoksięską laskę podniosła do góry:
W sążnistych wąsaczy zmieniają się szczury,
Z dyni jest karoca — i nie bylejaka!
A z każdej masz myszki białego rumaka.

Dziewczę na ten widok, aż w rączki zaklaska:
„Moja chrzestna matko! toż to jak z obrazka!
Toć to jakby z bajki cała ta parada!“
A wróżka jej rzecze: „Niech królewna wsiada!

Baw się, tańcuj, śpiewaj, lecz gdy na zegarze
Dwunastą godzinę wskazówka pokaże,
Musisz bal opuścić, bo prysną me czary,
I ty znowu będziesz w swej spódniczce szarej;

Z twoich białych koni myszki się uczynią,
Szczurek będzie szczurkiem, dynia będzie dynią.“

Stangret palnął z bata, pędzi w cwał do miasta,
A z oddali słychać: „Pamiętaj! Dwunasta!“




V.

Na królewskim zamku sto się świateł pali,
Po sto par tańcuje w każdej zamku sali,
A królewicz smutny chodzi przez te sale:
Żadna mu się z panien nie podoba wcale.


Wtem się otwierają drzwi — i do komnaty
Wchodzi śliczna dama; złote na niej szaty,
Lśnią od cudnych pereł włoski uczesane,
A na małych nóżkach pantofelki szklane.

Przybiega z ukłonem radosny królewic,
Prosi ją do tańca, najpiękniejszą z dziewic,
Tańczy z nią mazura, tańczy z nią oberka,
A wciąż się uśmiecha, wciąż w jej oczy zerka.

Jakże córki księżnej żółkną z irytacji,
Gdy królewicz z obcą siedzi przy kolacji!
Dla niej jest rozmowny, a dla wszystkich — niemy.
Znosi jej ciasteczka, konfiturki, kremy!

Zegar idzie szybko... Już dwunasta blisko!
Coraz większym gwarem rozbrzmiewa zamczysko,
Śliczna panna mówi: „Żegnaj! Czas mi w drogę!“
A królewicz: „Zostań!“

„Nie mogę! Nie mogę!“


I przez sale biegnie, chyża jak sarenka,
Królewicz ją goni... Mignęła sukienka...
Drzwi na dole brzękły, aż zadrżały ściany!...

A na schodach został pantofelek szklany!...




VI.

Za mury zamkowe Kopciuszek wylata,
Rozgląda się bacznie w cztery strony świata;
Nie widać karety, lokaja, furmana,
Tylko leży dynia, nawpół rozłupana.

A tam wdali, piszcząc, uciekają szczury,
Kot za niemi goni z ostremi pazury,
Myszki się schowały gdzieś do nory mysiej,
A szara spódniczka na Kopciuszku wisi.


Gorzkiemi się łzami zalała dziewczyna;
Ach! już uderzyła dwunasta godzina!
Dobrej chrzestnej matki czary się skończyły, —
„Ale ten królewicz jaki śliczny, miły!“

Piechotą do domu Kopciuszek powraca,
Gdzie ją w brudnej kuchni czeka ciężka praca,
Pranie, prasowanie, ognia rozpalanie,
Pajęczyn zmiatanie, talerzy zmywanie.

Idzie łąką, polem, idzie gęstym borem,
Aż tu widzi cmentarz za królewskim dworem,
Tam jej droga mama w cichej śpi mogile...
„Pójdę — i na grobie pomodlę się chwilę...“

Klęknęła Różyczka na grobowcu matki,
Gdzie przez nią sadzone rosną wonne kwiatki.
Oczy w łzach srebrzystych podnosi do Boga,
A z błękitu na nią patrzy mama droga...




VII.

Powracają z balu księżna i jej córki,
Ale na ich czołach jakieś ciemne chmurki,
Niekontente z uczty, ani z królewica;
Humor im popsuła nieznana dziewica!

„Kto to mógł być taki?“ jedna drugiej pyta,
„Chyba jakaś dama wielce znamienita!“
„Ale też królewicz kręcił się koło niej!“
„Czyż to cud piękności!“ „Gdzie tam! Niech Bóg broni!“

„Co on w niej zobaczył? Chyba stracił głowę?“
„Oczy za niebieskie!“ „Usta za różowe!“
„Nóżki nazbyt małe!“ „Włosy nazbyt duże!“
„Nic osobliwego w całej tej figurze!“


„Ja jestem piękniejsza, pewnie z dziesięć razy!“
„Ty? To ja piękniejsza, bez twojej obrazy!“
„Mylisz się, siostruniu!“ „Łudzisz się, ma siostro!“ —
I zaczęły kłótnię niegrzeczną i ostrą...

A Kopciuszek w kuchni siedzi u kominka,
Oczki jej weselsze i raźniejsza minka,
Uśmiech koralowe ozdobił usteczka,
Bo ją rozbawiła sióstr złośliwych sprzeczka.

Zamiata podłogę, talerze pomywa,
Jak nigdy radosna, jak nigdy szczęśliwa,
A w kieszonce sukni, głęboko schowany,
Leży sobie cicho pantofelek szklany.




VIII.

Na królewskim zamku smuci się królewic,
Nie może zapomnieć najpiękniejszej z dziewic,
Kędy zwróci oczy widzi ją przed sobą,
Ale tylko widmem, — nie żywą osobą.

Martwią się król ojciec i królowa matka,
Z nieustannej troski swojego gagatka,
Toż to ich jedynak i następca tronu,
A mówi: „Już będę smutny aż do zgonu!“

Jakże tu pogodzić młodość i te żale? —
Więc król senatorów przyzywa na salę,
O strapieniach syna długo rozpowiada,
Wreszcie mędrców pyta: „Jaka na to rada?“

A było wiadomo, że królewicz młody,
Gdy gonił panienkę przez zamkowe schody,
Na ostatnim schodzie, perłami przybrany,
Znalazł malusieńki pantofelek szklany.


Tedy z senatorów najmądrzejszy powie:
„Niech ten pantofelek wezmą heroldowie,
Niech objadą wszystkie kraju drogi, dróżki
I niech przymierzają na panienek nóżki.

Której się panience pantofelek nada,
Tę królewiczowi zaślubić wypada,
Bo jak kraj nasz cały szeroki i długi
Panny z taką nóżką niema pewnie drugiej.“




IX.

Dźwięczą srebrne trąbki, dzwonią stalne bronie,
Strojni heroldowie wskakują na konie,
Ruszają objeżdżać kraju drogi, dróżki,
Mierzyć pantofelek na panienek nóżki!

Cieszy się królewicz i starzy rodzice!
„Rychło już na zamku ujrzym cud — dziewicę!“
Król z żoną siadł w oknie, królewicz na ganku
I na pustą drogę patrzą bezustanku.

Mija tydzień, drugi, cały miesiąc mija,
A na prostej drodze tuman się nie wzbija,
Od świtu do zmierzchu nie widać nikogo;
Pewnie, że wysłańcy znaleźć jej nie mogą!

A oni tymczasem szukają usilnie,
Szklany pantofelek przymierzają pilnie.
Na nogi chłopianek, na nogi księżniczek,
Ani rusz nie wchodzi maleńki trzewiczek.

Niema takiej panny, daremne szukanie,
Biedny jej królewicz nigdy nie dostanie,
Trapią się heroldy, aż im z ócz łzy biegą, —
A wtem ujrzą zamek króla sąsiedniego.


„Czasu mamy wiele, poco go żałować!
Zajedźmy i tutaj... Warto poprobować!
A kto wie? A może? Dalej w konie! Nuże!“ —
I wjeżdżają pędem w zamkowe podwórze...




X.

Patrzy starsza córka: usta jej zadrżały,
I ucina prędko nóżki palec mały,
Próżno mdleje z bólu, gdy krew tryska z rany:
I tak nie pasuje pantofelek szklany!

Patrzy młodsza córka: lico jej się chmurzy;
I ucina prędko nóżki palec duży,
Daremnie księżniczka stopę sobie psuje,
Bo szklany trzewiczek i tak nie pasuje!

Już się do powrotu mają heroldowie,
Aż ojciec Różyczki, stary król, tak powie:
„Jest tu jeszcze moja córeczka rodzona,
Niechże pantofelek przymierzy i ona.“


„Co? ten kopciuch brudny? Ta z kuchni szkarada?
Co też papa gada? Toć to nie wypada!“
Lecz wysłańcy idą prosto do kuchenki
I mierzą trzewiczek na nóżkę panienki.

Pasuje, jak ulał! O, chwilo szczęśliwa!
A Różyczka zaraz drugi wydobywa,
Kladzie go na nóżkę i obuta ślicznie
Dziarskiego mazurka tańcuje fertycznie!

Ślub się odbył pięknie w zamkowym kościele,
Na weselu grały aż cztery kapele,
Król dał pół królestwa w posagu królewnie —
I żyli szczęśliwie... i dziś żyją pewnie..




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.