[3]Nr. 6 MOJE KSIĄŻECZKI Nr. 6
OR - OT
BAŚŃ
O DZIADOWYM SYNU,
CO KSIĘCIEM ZOSTAŁ
WYDAWNICTWO M. ARCTA W WARSZAWIE [4]DRUKARNIA M. ARCTA
W WARSZAWIE
N.-ŚWIAT 41
1925
[5]
Stała chata uboga
Pośród puszczy głębokiej,
Dąb się nad nią rozrastał
Stary, krzepki, wysoki.
W chacie mieszkał dziad siwy,
Nie miał ręki i nogi,
Chadzał biedak po prośbie,
Oj, niemało zszedł drogi.
Dobrzy ludzie staremu
Chleb i krupy dawali,
A on szeptał paciorek
I pomału szedł dalej.
Co wieczora do chaty
Znosił sakwy nie próżne,
[6]
I spożywał z swym synkiem
Uzbieraną jałmużnę.
Bo miał synka ślicznego
Stary żebrak kaleka,
Boża nad nim czuwała
W biednej chacie opieka.
Bo choć w nędzy w pustkowiu
Mały Franek rósł zdrowo
Jasnowłosy, rumiany
Na pociechę ojcową.
Dobre było to chłopię,
Nie złośliwe, nie psotne,
W leśnej chacie dni całe
Przepędzało samotne.
Więc nie mając rodzeństwa,
Które kochałby szczerze,
Z borowemi zwierzęty
Franek zawarł przymierze.
[7]
Doskonale go znały
Leśne ptaki figlarne,
Gile z łebkiem czerwonym,
Wilgi żółte i czarne.
Makolągwy, sikorki,
Szpaki wielkie mądrale
Przybiegały do niego
I nie bały się wcale.
Sarny śliczne, łagodne
I tchórzliwe zajączki
Szły na jego wołanie
I chleb jadły mu z rączki.
On je karmił codziennie,
Czasem cukrem częstował,
Bo też wszystkie zwierzątka
Bardzo Franek miłował.
Nigdy żadnej im krzywdy
Nie uczynił, broń Boże!
[8]
I tak sobie swobodnie
Żył w ogromnym tym borze.
Długo trwało to szczęście.
Chłopak wyrósł nie lada,
Już się czytać nauczył
Z abecadła od dziada.
Różne pieśni nabożne
Nucił sobie z książeczki,
Czasem także z krakowska
Śpiewał świeckie piosneczki.
Aż się żebrak kulawy
Po raz drugi ożenił,
I odrazu się cały
Los Frankowy odmienił.
Zła macocha — niecnota
Ledwo weszła do chaty,
Rozpędziła chłopczynie
Rój przyjaciół skrzydlaty.
[9]
Pierzchły ptaki przed jędzą,
Pierzchły sarny, zające —
Tęsknił biedny sierota
Z przyjaciółmi w rozłące.
A macocha go biła,
Skąpiąc jadła, napoju,
Jagodami żył Franek,
Czystą wodą ze zdroju.
Aż nareszcie starego
Namówiła poczwara:
Niech w świat idzie darmozjad
O robotę się stara.
Dość już długo próżnował,
Niech zarabia na siebie,
Jeśli będziesz go trzymać,
To ja pójdę od ciebie.
Tak to ciągle trajkocze
Sekutnica macocha,
[10]
Żal staremu okrutnie,
Boć synaczka tak kocha.
Lecz cóż począć z złą babą,
Co wojuje dzień cały,
Toż się dostał nieborak
W niesłychane opały.
A więc kiedyś o świcie,
Gdy słoneczko lśni złote,
Płacząc rzewnie z żałości,
Zbudził żebrak sierotę.
— Chodź — powiada — mój synu,
Musisz w świat iść daleki
Za te lasy, doliny,
Hen za góry i rzeki.
Pójdziesz szukać roboty
Kędyś zdala od chaty,
Może ci się poszczęści,
Może będziesz bogaty.
[11]
Nad biednymi Bóg czuwa,
Ufaj w Niego, wierz w Niego,
I jak ognia, jak djabła
Strzeż się, synu mój, złego.
Masz tu sakwę wypchaną,
W niej ser z chlebem, kiełbasę,
Masz krup trochę, a do nich
Sól i świeżą okrasę.
Pożegnali się czule,
Popłakali się szczerze,
Franek sakwę wypchaną
Wnet na plecy swe bierze.
Dziad powrócił do chaty,
A sierota szedł żwawo,
Zaś słoneczko na niebie
Już świeciło jaskrawo.
Swe modlitwy poranne
Uroczyście las śpiewa.
[12]
Na cześć Boga wielkiego
Szumią krzewy i drzewa.
Ptaki śliczną pieśń dzwonią,
Echa lecą za rzekę,
I nasz Franek nieborak
Zaczął „Kto się w opiekę...”
Idzie sobie, śpiewając,
Do południa już blisko,
Wtem spostrzega na boku
Rozkopane mrowisko.
Mrówki w wielkiem strapieniu
Krzątają się, biegają,
Jak naprawić mrowisko
Widać rady nie mają.
Wtem się jedna największa
Ludzkim głosem odzywa:
— Daj nam pomoc, sieroto,
Boś ty dusza poczciwa.
[13]
Napraw nasze mieszkanie,
A ja daję ci słowo,
Że na twoje wezwanie
Będę zawsze gotową. —
Franek wziął się do pracy
I niedługo się bawił,
Bo w niecałą godzinę
Już mrowisko naprawił.
Dziękowała mu mrówka
I tak rzekła do niego:
— Gdy cię, chłopcze, na świecie
Spotka kiedy co złego,
To się odwróć na zachód
Czy to we dnie, czy w nocy
I zawołaj: Hej, mrówko,
Śpiesz ku mojej pomocy.
Ja natychmiast się stawię,
Dopomogę w potrzebie,
[14]
Za to serce poczciwe,
Dziś doznane od ciebie.
Idzie Franek znów dalej,
Tak na duszy mu błogo...
Czasem wspomni z tęsknotą
Swoją chatę ubogą.
Wspomni ojca starego
I grób matki rodzonej...
Kiedyż, kiedyż powróci
W ukochane te strony?
Tak dumając, sierota
Nad brzeg rzeki nadchodzi,
Pusto, cicho dokoła,
Ni rybaków, ni łodzi.
Tylko ryba ogromna,
Cała w złotym lśniąc blasku,
Ledwie żywa biedaczka
Trzepocze się na piasku.
[15]
Ma na głowie koronę,
Łuskę złotą ma całą
I przemówi do Franka,
Co się zbliża nieśmiało:
— Wrzuć mnie, chłopcze kochany,
Wrzuć z powrotem do wody
I uratuj ryb króla
Z tej nieszczęsnej przygody!
Ja ci kiedyś odsłużę,
Dopomogę w potrzebie
Za tę wielką przysługę,
Dziś doznaną od ciebie.
Tylko zwróć się na zachód,
Czy to we dnie, czy w nocy
I zawołaj: Hej, rybo,
Śpiesz ku mojej pomocy.
Franek chwili nie zwleka,
Rybę wrzuca do rzeki,
[16]
A sam dalej znów rusza
W świat nieznany, daleki.
Już i słońce zachodzi,
Noc niedługo zapadnie.
Franek widzi: woddali
Miasto wznosi się ładnie.
Wieże pną się do góry,
Na nich krzyże błyskają
I chorągwie barwiste
Na wietrzyku wiewają.
Wtem na skraju już lasu
Patrzy, we krwi ktoś leży,
Pewno znaczny, bogaty,
Sądząc z pięknej odzieży.
Chcąc dopomóc rannemu,
Franek bliżej podchodzi,
Nagle głos się rozlega:
Jest zabójca! jest złodziej!
[17]
I z za krzaków wybiega
Gwarna zgraja żołnierzy,
Wiążą Franka sierotę
I prowadzą do wieży.
Ten zabity — to właśnie
Był dworzanin królewski!
Jak tu wybrnąć z kłopotu?
Ratuj, Ojcze Niebieski!
Na sąd chłopca prowadzą,
Siedzą groźni sędziowie,
Każą mówić Frankowi,
Niech jak było opowie.
A więc biedny sierota
Opowiada rzecz całą:
Że nic o tem nie wiedział,
Co w gęstwinie się stało.
Chciał bliźniego ratować
I wpadł w takie opały,
[18]
Ze wzruszenia niebożę
Blednie, trzęsie się cały.
Wtem się ozwą sędziowie
— Możeś, chłopcze, niewinny,
Może tego dworskiego
Zabił w boru kto inny?
Lecz aby nas przekonać
Musisz nocą, chłopaku,
Przebrać ziarnko po ziarnku
Korzec piasku i maku.
Jeśli zrobisz to dobrze,
Król cię weźmie do dwora;
Gdy nie sprawisz, to czekaj
Katowskiego topora.
Siedzi Franek w swej celi
I narzeka — nieboże,
Taka praca ogromna,
Któż podołać jej może?
[19]
To nie w ludzkiej jest mocy,
Nikt nie zrobiłby tego,
I łzy gradem sierocie
Biegą z oczu i biegą.
A wtem mrówkę przypomniał
Wśród posępnej tej nocy,
I zawołał: — Hej, mrówko!
Śpiesz ku mojej pomocy.
Ledwo tak się odezwał,
Mrówka przed nim stanęła,
On ją prosi: — O mrówko,
Weź się prędko do dzieła!
Przebierz piasek od maku,
Bo inaczej, mój Boże!
Kat obetnie mi głowę,
Nim ukażą się zorze.
— Czekaj, Franku sieroto,
Nie lękaj się niczego,
[20]
Zaraz tutaj na pomoc
Moje siostry nadbiegą.
I w istocie szparami
Mrówki idą bez liku,
Czarne oraz czerwone
W zgodnym snują się szyku.
Już ich pełne więzienie,
Już do pracy się wzięły,
Mija jedna godzina,
Dwie godziny minęły.
A gdy trzecia wybiła,
Aż odetchnął sierota,
Bo już była skończona
Cała owa robota.
Podziękował serdecznie
Dobrym mrówkom chłopczyna,
A już właśnie na niebie
Świt się złocić zaczyna.
[21]
Wchodzą groźni sędziowie,
Stoją wszyscy w podziwie
— Tak, tyś, chłopcze, niewinny,
Tyś niewinny prawdziwie.
Snać ci Pan Bóg dopomógł
W tej ogromnej robocie,
I życzliwie dłoń zacną
Uścisnęli sierocie.
A król owej krainy
Wziął do dworu sierotę,
Dał mu szablę srebrzystą
I odzienie dał złote.
Upodobał go sobie,
Wziął do swojej osoby,
I nasz Franek szczęśliwie
Już od owej żył doby.
Raz król z dworem na spacer
Jechał sobie wesoło,
[22]
Była wiosna na świecie,
Wszędzie jasno wokoło.
Wtem na moście koń króla
Stanął dęba i oto
Król się zachwiał... (na głowie
Swą koronę miał złotą)
Król się zachwiał, korona
Spadła z głowy do rzeki,
Utonęła w głębinie,
Ach, przepadła na wieki.
Wielki lament, krzyk wielki
Wnet rozlega się w mieście,
Słychać mężczyzn płakanie,
Słychać jęki niewieście.
Bo wiadomo powszechnie,
Że gdy zginie korona,
To krajowi całemu
Wielka bieda sądzona.
[23]
Król ogłasza: kto z rzeki
Wydobędzie koronę,
Ten dostanie w nagrodę
Moją córkę za żonę.
I połowę królestwa
Dam w posagu zuchowi,
Który z głębi bezdennej
Drogi klejnot wyłowi.
Idzie Franek nad rzekę
Koło samej północy,
Woła: — Rybo! hej, rybo!
Śpiesz ku mojej pomocy.
Zaszumiała głębina,
Ryba z wody wypływa
— Czy ci mogę w czem pomóc?
Jakże jestem szczęśliwa!
— Daj mi złotą koronę,
Co upadła do rzeki,
[24]
A ja tobie, o rybo,
Będę wdzięczny na wieki!
Ryba w głębi zniknęła,
Krótką chwilę jej niema,
Wypłynęła i w pysku
Drogi klejnot ów trzyma.
Janek rybie dziękował,
Wziął przepyszną koronę
I na zamek szedł pański
Na komnaty złocone.
Gdy król ujrzał swą zgubę,
To się wielce ucieszył,
Na spotkanie Frankowi
Z tronu swego pośpieszył.
Dał mu śliczną królewnę,
Dał królestwa połowę,
Ucałował, uściskał,
Ubrał w szaty godowe.
[25]
I wyprawił wesele
Takie huczne, aż miło,
Jak to tam się hulało!
Jak to tam się tańczyło!
Franek ojca sprowadził,
Wojewodą go zrobił,
W puszczy kościół zbudował
I bogato ozdobił.
Potem księciem on został,
Żył szczęśliwie i długo,
Zawsze dobry, serdeczny
Wiernym Bożym był sługą...
Skan zawiera reklamy.
|