Benvenuto Cellini (1893)/Tom II/Rozdział XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Benvenuto Cellini |
Podtytuł | Romans |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1893 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Bliziński |
Tytuł orygin. | Ascanio ou l'Orfèvre du roi |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Było to w czasie pięknej nocy jesiennej, cichej i uroczej.
Księżyc w miarę posuwania się do zenitu rozpędził chmury, pozostałe zaś obłoki przesuwały się w oddaleniu na tle ciemno-błękitnem, posianem gwiazdami.
W około trzech osób, z których jedna w milczeniu przysłuchiwała się tylko rozmowie, wszystko pogrążone było w ciszy, gdy w głębi ich serc wszystko wrzało.
— Najdroższa Blanko! — mówił Askanio, gdy Benvenuto stojąc za nim, drżący i blady, przysłuchiwał się tym wyrazom nie uchem lecz sercem; moja najmilsza oblubienico, po cóż przeznaczenie pchnęło mnie na drogę życia twojego! Skoro się dowiesz o wszystkiem co ci mam powierzyć, być może, iż mi będziesz złorzeczyć, jako zwiastunowi nieszczęścia i trwogi.
— Mylisz się mój przyjacielu — odpowiedziała Blanka, cokolwiekbyś mi powiedział będę ci za to wdzięczną, bo uważam cię za zwiastuna głosu nieba, któremu błogosławić tylko powinnam. Nie słyszałam głosu matki, lecz czuję iżbym go z równą czcią słuchała jak twego. Mów więc Askanio, a jeżeli mi masz powierzyć coś okropnego, to głos twój złagodzi przykre wrażenie...
— Wezwij więc całej odwagi i zjednocz wszystkie twe siły do zniesienia ciosu — rzekł Askanio.
I opowiedział wszystko co zaszło w jego obecności w czasie rozmowy pani d’Etampes z hrabią d’Orbec; przedstawił jej całą zmowę, zjednoczenie zdrady interesów państwa i projektów zagrażających dobrej sławie niewinnej dziewicy; skazał się na męczarnie tłomacząc tej czystej duszy niepojmującej całej podłości i ohydy układu skarbnika z panią d’Etampes; widział się zmuszonym wyjaśnić dziewicy tak dalece niewinnej, iż się nie rumieniła słuchając go, wyrachowanie okrutnej zemsty i zamiary pchnięcia jej na drogę lhańby, przez kobietę podżeganą obrazą miłości własnej.
Blanka z tego wszystkiego powzięła jedynie wyobrażenie o obawie i wstręcie, jakim był przejęty jej kochanek, i jak wątła gałązka bluszczu, mająca za drogą podporę wątłą krzewinę, po której się wspina, ugina się z nią lub łamie, tak i Blanka drżała podobnie jak Askanio.
— Potrzeba to wszystko odkryć przed moim ojcem — odezwała się nareszcie. Ojciec nie będzie przeciwny mojemu szczęściu i lubo nie wie o naszej miłości, pewną jestem, że jako swego wybawcę, chętnie cię wysłucha. O! bądź spokojny! on zerwie związek ułożony z panem d’Orbec.
— Niestety! było jedyną odpowiedzią Askania.
— O! mój przyjacielu — zawołała Blanka pojąwszy powątpiewanie swojego wielbiciela. Jakto! i ty byś mógł powziąć podejrzenie o moim ojcu, że byłby zdolnym do tak nikczemnego uczestnictwa. O! to źle Askanio. Nie, mój ojciec o niczem nie wie, nie przypuszcza nawet, jestem pewną, nic podobnego i lubo nie okazywał mi zbytniej tkliwości, wątpię ażeby miał własną ręką pchać mnie na drogę hańby i nieszczęść.
— Przebacz Blanko, lecz twój ojciec nie upatruje nieszczęścia w darach fortuny; dostojeństwo osłania hańbę, nakoniec duma dworaka przedstawia mu los twój świetniejszym jako kochanki króla, niż małżonki artysty. Nie powinienem nic ukrywać przed tobą, Blanko; hrabia d’Orbec powiedział pani d’Etampes, że ręczy za powolność twojego ojca.
— Czy to być może! — zawołała dziewica. Czyż to by być mogło kiedy wielki Boże, ażeby ojciec zaprzedawał dziecię swoje!
— To się trafiało we wszystkich narodach i we wszystkich wiekach, mój aniele, a mianowicie w tym kraju i w tej epoce. Nie wyobrażaj sobie świata podług obrazu twej duszy, a społeczeństwa podług twej cnoty. Tak Blanko, najznakomitsze imiona Francyi, dostarczały ofiar lubieżności królewskiej, uroda lub młodość córek i małżonek przedawane były przez dumę i chciwość; na dworze jest to uważane za rzecz bardzo prostą i właściwą, i twój ojciec dla usprawiedliwienia się być może, przytoczy znakomite przykłady. Przebacz mi moja ukochana, że się ośmieliłem przedstawić ci w tak żywych barwach ohydną rzeczywistość, lecz było koniecznem wskazać ci przepaść, w którą chcą wtrącić ciebie.
— Jak to? Askanio! — rzekła dziewica opierając głowę na ramieniu młodzieńca — a więc i własny mój ojciec należy do tej przebrzydłej zmowy? O! na samo wspomnienie, zdaje mi się, że jestem już zhańbioną! gdzież się ukryć zdołam? O! tak! w twoich objęciach Askanio! tak, tyś mnie winien ocalić! Jakże, czyś się zwierzył twojemu mistrzowi; Benvenuto ma wielkie wplływy, przytem jest tak dobry dla ciebie, ma wzniosłe uczucia jakieś mi mówił i ja go kocham, ponieważ ty go kochasz.
— Nie kochaj go Blanko, nie kochaj! — zawołał Askanio.
— Dlaczego?
— Ponieważ on ciebie kocha; ponieważ zamiast przyjaciela, na którego liczyliśmy, będziemy mieć jednego przeciwnika więcej, tak przeciwnika i może najniebezpieczniejszego.
Tu Askanio opowiedział Blance jakim sposobem, gdy chciał właśnie zwierzyć się Celliniemu, ten go uprzedził wyznaniem swej idealnej miłości, i jakim sposobem ulubiony rzeźbiarz Franciszka I-go, licząc na słowo szlacheckie, którego nigdy król nie złamał, może otrzymać wszystko cokolwiek zażąda po odlaniu posągu Jowisza.
A wiadomo, że Benvenuto postanowił prosić króla o rękę Blanki.
— Mój Boże! — rzekła Blanka wznosząc piękne oczy ku niebu — ty więc nam tylko pozostajesz. Przyjaciele zamieniają się we wrogów, każdy port jest dla nas skałą. Czy masz tylko pewne przekonanie Askanio, że jesteśmy do tego stopnia pozbawieni wszelkich środków pomocy i opieki?
— Pewny jestem tego, aż nazbyt nawet. Mistrz mój jest dla nas równie niebezpieczny jak twój ojciec. Tak on, on! — zawołał Askanio składając ręce — Benvenuto, mój ojciec, opiekun, pan, którego czciłem jak bóstwo, a dziś zmuszony będę nienawidzić... A przecież z jakiej przyczyny mam go nienawidzić, pytam się Blanko. Dla tego, że uległ wpływowi jaki wywierasz na wszystkich, którzy mieli sposobność zbliżenia się do ciebie; dla tego, iż ciebie kocha równie jak ja. Jego występek jest i moim. Lecz gdy jesteś mi wzajemną, mogę się uważać za uniewinnionego. Co począć wielki Boże? A! od dwóch dni ileż walk stoczyło serce moje, bo nie wiem czy zaczynam Benvenuta nienawidzieć, czyli też kocham jak poprzednio. On ciebie kocha to prawda, lecz on i mnie tak tkliwie kochał!... moja biedna dusza waha się i kołysze wśród tego zamieszania, jak trzcina wśród burzy. Jakże on postąpi? Najprzód zawiadomię go o zamiarach pana d’Orbec i spodziewam się, że je zniweczy. Lecz potem, cóż wyniknie gdy się dowie, że jego wychowaniec jest jego współzalotnikiem, jego wszechwładna wola jak przeznaczenie, być może jest tak ślepą jak to ostatnie; zapomni o Askaniu aby myśleć o Blance, odwróci oczy od mężczyzny, którego lubił i zwróci je wyłącznie na kobietę, którą pokochał, gdyż czuję to po sobie, iż pomiędzy nim a tobą, nie wahałbym się na chwilę. Czuję, że poświęciłbym bez wyrzutu przeszłość serca mojego dla jego przyszłości, ziemię dla nieba! Dlaczegóż on miałby inaczej postąpić? jest przecie człowiekiem, wyrzec się zaś miłości swojej, to przechodzi możność ludzką. Będziemy więc walczyć przeciw sobie, lecz czyliż zdołam się mu oprzeć, ja słaby, sam sobie pozostawiony. O! tak, niema środka, bo choć go znienawidzę do tego stopnia jak niegdyś kochałem, nie Blanko, za nic w świecie nie chciałbym wystawić go na męczarnie, które mnie zadał w tym dniu, w którym mi wyznał miłość swoję ku tobie.
Benvenuto niewzruszony jak posąg, stał za drzewem, ocierając zimny pot z czoła i przyciskał drżącą konwulsyjnie rękę do serca.
— Biedny Askanio! drogi przyjacielu — mówiła Blanka, wieleś wycierpiał i wiele jeszcze cierpieć będziesz. Z tem wszystkiem oczekujmy cierpliwie przyszłości. Nie przedstawiajmy sobie przesadnie udręczeń naszych, jeszcze nie wszystko stracone. Ażeby się oprzeć przeciwności losu, smutnemu przeznaczeniu, jest nas troje, licząc Boga. Powiedz teraz czybyś wolał abym została żoną Benvenuta raczej jak d’Orbeca? Albo raczej przeniósł abym została oblubienicą Chrystusa? Tak, bądź pewnym Askanio, że jeżeli twoją nie będę, poświęcę się Bogu. Twoją żoną na tym świecie, albo twoją narzeczoną w przyszłym życiu. Oto obietnica jaką ci składam i bądź pewny, że jej dotrzymam.
— Dzięki ci aniele, dzięki! — rzekł Askanio. Zapomnijmy więc o świecie otaczającym, a zjednoczmy życie nasze w tem ustroniu. Blanko, jeszcze mi nie powiedziałaś, że mnie kochasz. Niestety! zdawałoby się, iż jesteś moją, ponieważ nie możesz postąpić inaczej.
— Milcz Askanio! milcz! — rzekła Blanka, czyliż nie chcę uświęcić mojego szczęścia dopełniając powinności. Kocham cię Askanio, kocham!
Zabrakło sił Benvenutemu, upadł na kolana, oparł głowę o drzewo; wzrok jego błędny zwracał się na otaczające przedmioty, słuch tylko z całą duszą natężał ku młodej parze.
— Blanko! — powtarzał Askanio — kocham cię, i mam przeczucie, że będziemy szczęśliwi, gdyż Bóg nie opuści swojego anioła. O! przy tobie, w tej atmosferze rozkoszy otaczającej ciebie, zapominam o ciasnym obrębie udręczeń, w którym się błąkam gdy cię opuszczę.
— Jednak trzeba myśleć o przyszłości — rzekła Blanka, pomagajmy sobie Ąskanio. ażeby nam Bóg dopomagał. Sądzę, że nieszlachetnie byłoby z twej strony, ukrywać przed Cellinim miłość naszą, być może iżby się naraził na wielkie niebezpieczeństwo występując przeciw księżnie d’Etampes i hrabiemu d’Orbec. To byłoby niesłusznem; trzeba go o wszystkiem zawiadomić Askanio.
— Będę ci posłusznym Blanko, bo życzenie twoje jest dla mnie rozkazem. Przy tem serce mi mówi, że masz słuszność, lecz jak okrutny pocisk zadam sercu jego. Niestety! wszakże sam doznałem już tego, Być może, iż po tym wyznaniu przywiązanie jego zamieni się w nienawiść i oddali mnie od siebie. A wtedy czy będę w stanie oprzeć się, pozbawiony przytułku, pomocy, tak przeważnym wrogom jakiemi są księżna d’Etampes i pan d’Orbec. Któż mi pomoże zniweczyć zamiary tej okropnej pary? Kto wystąpi ze mną do walki z tak przemożnymi nieprzyjaciółmi? któż mi nawet rękę poda?
— Ja! — odezwał się głos poważny i donośny.
— Benvenuto! — zawołał Askanio nie zdoławszy się jeszcze odwrócić ku niemu.
Blanka wydała okrzyk i powstała szybko.
Askanio patrzał na swego mistrza miotany gniewem i przyjaźnią.
— Tak, to ja, Benvenuto Cellini — odpowiedział złotnik; ja, którego pani nie kochasz, ja którego przestałeś kochać Askanio, a jednak pragnę was ocalić.
— Co mówisz!
— A naprzód należy się nam porozumieć. Nic się już od was nie dowiem, bo słyszałem rozmowę waszą. Przebaczcie mi, iż was podsłuchałem przypadkiem, lecz to lepiej się stało. Wprawdzie rozmowa wasza zasmuciła mnie głęboko, lecz zarazem stała się pożyteczną. Askanio mówił czasem słusznie lecz też i mylnie. Przyznaję, że byłbym toczył z nim walkę o pozyskanie ręki pani. Lecz ponieważ go kochasz, nie mam nic do nadmienienia; bądźcie szczęśliwi; on zabronił ażebyś mnie kochała, a ja zmuszę cię do tego gdy was połączę.
— Drogi mistrzu! — zawołał Askanio.
— Pan cierpisz — rzekła Blanka składając ręce.
— O dzięki ci pani — rzekł Benvenuto, którego oczy łzy zwilżyły. Ty poznałaś, że cierpię. On tego nie dostrzegł niewdzięcznik. Nic nie ujdzie przed wzrokiem kobiety; tak przyznaję, iż mocno cierpię. Utracam ciebie, lecz ta myśl znów mnie pociesza, iż mogę ci stać się użytecznym; będziesz mi winna wszystko i to mnie uszczęśliwi. Omyliłeś się Askanio; moja Beatricza zazdrosna i nie chce mieć współzawodniczki; ty Askanio dokończysz posągu Heby. Zegnam cię moje najpiękniejsze marzenie! a może ostatnie.
Benvenuto mówił z wysileniem, głosem szybkim i urywanym.
Blanka nachyliwszy się ku niemu, ujęła go za rękę i rzekła ujmującym głosem.
— Płacz, mój przyjacielu, płacz...
— Tak masz słuszność — odpowiedział Cellini i zaniósł się od łkania.
Przez czas niejaki stał płacząc w milczeniu, ulegając wewnętrznym wstrząśnieniom; jego silna budowa doznała ulgi w wylaniu potoku łez długo wstrzymywanych. Askanio i Blanka z poszanowaniem przyglądali się tej głębokiej boleści.
W dniu, w którym ciebie zraniłem Askanio, w tej chwili gdy ujrzałem krew twoję, po raz pierwszy od lat dwudziestu łzy roniłem — rzekł Benvenuto przyszedłszy do siebie; — obecnie dosięgnął mnie cios dolegliwszy, tak, że przed chwilą stojąc za drzewem, powziąłem myśl przebić się sztyletem, wstrzymała mnie jedynie uwaga, że mogę być wam użyteczny. Tak więc wy ocaliliście mi życie. Zresztą wszystko zdaje się być zgodnem z prawami przyrody. Askanio może ci zapewnić dwadzieścia lat szczęścia więcej odemnie Blanko, przytem jest moim synem; a pomyślność wasza będzie stanowić pociechę ojca. Benvenuto przezwyciężywszy samego siebie, potrafi zarówno pokonać wrogów waszych. — Udziałem twórców jest cierpienie i z każdej łzy mojej być może, że powezmę pomysł posągu, jak z każdej łzy Danta wyrodził się piękny poemat. Przekonywasz się Blanko, że wracam do mojej pierwotnej miłości, do rzeźbiarstwa; ono mnie nigdy nie opuści. Wdzięczny ci jestem, żeś mnie nakłoniła do płaczu; cała gorycz serca spłynęła ze łzami. Pozostaję smutnym, lecz znów jestem dobrym i będę się starał rozerwać smutek, zajmując się szczęściem waszem.
Askanio ująwszy rękę mistrza uścisnął ją serdecznie.
Blanka wziąwszy drugą podniosła do ust swoich.
Benvenuto odetchnąwszy swobodniej, wzniósł głowę i zaczął mówić:
— Dość tego moje dzieci — rzekł z uśmiechem — oszczędzajcie mnie i nie osłabiajcie postanowienia mojego. Podług mnie należy przeszłość puścić w niepamięć. Odtąd Blanko jestem tylko twoim przyjacielem, przepraszam, mylę się, chcę być więcej... bo ojcem twoim. Reszta była snem.
Teraz pomówmy o tem jak należy postąpić, jak zapobiedz grożącemu niebezpieczeństwu.
— Słyszałem wprawdzie jakie zamiary układaliście pomiędzy sobą, lecz jesteście zbyt młodzi i nie macie prawie wyobrażenia o stosunkach światowych. Chcecie się prostodusznie i bezbronnie poddać kolejom losu, macie nadzieję zwyciężyć złośliwość, żądzę zysku i dostojeństw, te gwałtowne namiętności, dobrocią i niewinnością; żal mi was dzieci... Co do mnie, na waszem miejscu starałbym się okazać silnym, przebiegłym i nieubłaganym. I nie dziw, ja nawykłem do burzliwych kolei życia, wy zaś stworzeni jesteście do szczęścia i ciszy, moje piękne anioły, będę więc czuwał abyście spełnili przeznaczenie wasze.
— Askanio, gniew nie zmarszczy twego białego czoła, Blanko cierpienia nie zmienią pogodnych rysów twojego oblicza. Wezmę cię na ręce piękna paro ze słodkiem spojrzeniem, i z wami przebywać będę wszelkie zawady na drodze życia, i nie złożę was dopóki nie zapewnię trwałego szczęścia, a obraz ten stanowić będzie radość moję. Przedewszystkiem zaś potrzeba ażebyście nieograniczenie mi zaufali; mam swój właściwy sposób postępowania, gwałtowny, dziwaczny, lecz niech to was nie zatrważa, ciebie szczególniej Blanko... Postępuję zwykle podobnie jak artylerya, mierząc wprost do celu, bez względu na to co mogę w drodze napotkać. Wyznaję, że zważam więcej na sprawiedliwość moich zamysłów, niż na moralną stronę środków przezemnie użytych. Gdy mam modelować piękną postać, nie troszczę się czy glina zawala mi palce; skończywszy robotę, umyję ręce i po wszystkiem. Niech więc twa dusza niewinna Blanko pozostawi mi swobodę działania Bogu, który zna czystość myśli moich, złożę odpowiedzialność za nie. Będę mieć do czynienia z przemożnym nieprzyjacielem. Hrabia jest dumnym, prewot skąpym, księżna przebiegłą. Te trzy osoby posiadają wielkie wpływy. Ty zostajesz pod ich władzą; ojciec i narzeczony mają nad tobą prawa; potrzeba więc będzie użyć chytrości i gwałtu. Lecz tak postępować będę, że wyłączę ciebie i Askania od uczestnictwa w walce niegodnej was obojga. A teraz zapytuję cię Blanko, czy gotową jesteś na oślep postępować podług zleceń moich? — Jeśli ci powiem, zrób tak, czy zrobisz? — zostań tu, czy zostaniesz? — idź tam, czy pójdziesz?
— Cóż na to Askanio? — zapytała Blanka.
— Blanko — odpowiedział młodzieniec — Benvenuto jest dobrym i wielkim; on nas kocha i przebaczył złe któreśmy mu wyrządzili. Bądźmy więc mu posłuszni, zaklinam cię i proszę.
— A więc rozkazuj panie — rzekła Blanka, usłucham cię jako posłańca boskiego.
— Dobrze, moje dziecię. Teraz pozostaje mi objawić moje postanowienie, które być może zatrwoży cię, z tem wszystkiem potrzeba się zgodzić, gdyż to jest jedyny środek jaki ci pozostaje, następnie zaś będziesz oczekiwać cierpliwie rozwiązania. Żeby zaś dać wam rękojmię zaufania jakiego od was wymagam, i byście się nie wahali powierzyć opiece człowieka, którego życie być może nie było zbyt przykładne, pomimo zachowania czystości serca, opowiem wam historyę mojej młodości. Niestety! wszystkie takie historyę są do siebie podobne, a główną ich osnowę stanowią cierpienia. Askanio dowiesz się jaki wpływ moja Beatricza, ów anioł o którym ci wspominałem, wywierała na wypadki życia mojego; dowiesz się kto ona była a wtedy nie będzie ci się wydawało tak dziwnem wyrzeczenie się moje Blanki, gdy się przekonasz, że tą ofiarą pragnę choć w części wynagrodzić dziecku łzy przelane przez matkę. Przez twoją matkę! świętą niewiastę. Askanio! Bo Beatricza jest błogosławioną, Stefana uwieńczoną.
— Przyobiecałeś mi przypominam sobie mistrzu, opowiedzieć jej historyę.
— Tak i właśnie ta chwila zdaje mi się najstosowniejszą.
— Spodziewam się, że Blanka mieć będzie większe zaufanie we mnie, gdy się przekona o powodach mojego przywiązania do Askania.
Poczem Benvenuto ująwszy swe dzieci za ręce, zaczął następujące opowiadanie, głosem poważnym i harmonijnym, pod sklepieniem gwiaździstego nieba, wśród ciszy nocy woniejącej.