<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Bratobójca
Wydawca Józef Unger
Data wyd. 1897
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Caïn
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

— Historya to wzruszaiąca, panie komendancie — rzekł Nestor Wiewiórka, udając, że podziela wzruszenie swego gościa. — I — dodał — na tem zapewne kończą się wskazówki, których może mi pan dostarczyć?..
— Tak, niestety...
— Ale czy pan powziął jakie wiadomości na ulicy Miromesnil, gdzie zamieszkała matka? Gabryel Savanne potrząsnął głową i opowiedział szczegóły swej bytności na ulicy Miromesnil.
— A czy panu wiadomo, pod jakiem nazwiskiem i imieniem zapisane zostało dziecko Germany Sollier w aktach stanu cywilnego?
— Tak, w Tulonie odszukałem metrykę. Zapisane zostało jako Marta Sollier, córka naturalna Germany Sollier i ojca niewiadomego, urodzona 18 lipca 1885 r.
— Ma pan przy sobie metrykę?
Gabryel Savanne wyjął z kieszeni akt i podał go kierownikowi Agencyi, mówiąc:
— — Trzeba bezwłocznie odnaleźć Germanę Sollier i jej córkę. Muszę się dowiedzieć, czy matka i córka żyją jeszcze. Uczyń pan w tym celu wszystko, co możebne!
— Zadanie, które mam zaszczyt od pana otrzymać, najeżone jest trudnościami, jak pan to sam rozumie — odparł Nestor Wiewiórka. — Poszukiwania będą szły powoli, ponieważ nie mamy się czem kierować. Nic! nic! nic! Znajdujemy się wobec próżni i ciemności... W takich warunkach widoki powodzenia są bardzo słabe! Odnaleźć po siedmiu latach stracony ślad byłoby prawie cudem!..
— Więc żadnej nadziei?..
— Tego nie mówię. Ja prowadziłem wiele poszukiwań, które nie mniej były zawikłane!.. Uczynię, jak mnie pan prosi, wszystko możebne, a nawet niemożebne... Zużytkuję wszystkie sposoby, które daje mi do rozporządzenia znakomita organizacya mej agencyi. Wreszcie nie tracę jeszcze nadziei, że dojdę do celu, ale muszę pana uprzedzić, że to kosztować będzie dużo...
— Nie będę się z panem targował...
— Moi ludzie będą musieli jeździć. Podróże są kosztowne i będę musiał ponosić nakłady...
— Życzy pan sobie zaliczenia?
— Oczywiście...
— Niech pan oznaczy cyfrę, proszę...
— Pięć tysięcy franków.
— A po skończeniu interesu jakikolwiek będzie rezultat, ile mam panu wypłacić?
— Dziesięć tysięcy franków — czy zgoda?
— Najzupełniej i dodam nawet w razie powodzenia sowitą gratyfikacyę dla pańskiego personelu.
Kapitan położył na stole paczkę.
— Oto pięć tysięcy franków zaliczenia — rzekł — a dziesięć tysięcy franków złożone będą przezemnie na imię pańskie u pana Ryszarda Verniere, przemysłowca, przy ulicy Haudonin nr. 60 w Saint-Ouen jednocześnie wraz z sumą, przeznaczoną dla Germany Sollier i jej córki.
— Dlaczego pan pozostawia pieniądze u pana Verniera? — zapytał Wiewiórka.
— Bo przyjechałem do Paryża tylko na kilka dni... Muszę być już na morzu drugiego lutego, a pierwszego w Tulonie... Czy pan się zgadza na ten sposób zaspokojenia pańskiego honoraryum?
— Mam zaufanie do pana, jak pan do mnie... Zgadzam się.
— Dziękuję panu...
— Założę zaraz akta: Interes Gabryela Savanne — ciągnął dalej Wiewiórka. — Tej nocy obmyślę plan, a jutro dam moim ludziom szczegółowe wskazówki do działania.
Były inspektor policyi dodał z uśmiechem:
— Wybaczy mi pan jeszcze jedno pytanie... Czy pan nie jest krewnym pana Daniela Savanne, sędziego śledczego, jednego z najzdolniejszych?
— To mój brat — odpowiedział Gabryel — i dlatego właśnie prosiłem pana o zupełną dyskrecję... Mój brat jest nieskazitelny, więc ma prawo surowo sądzić błędy innych, a ja mam syna... Otóż niech nigdy ani mój brat, ani mój syn, nie wiedzą, że ja popełniłem w życiu czyn, za który muszę się rumienić.
— Możesz pan rachować na mnie, komendancie, przysięgam panu! — odparł Wiewiórka uroczystym tonem. — Tajemnica pańska będzie dobrze strzeżona.
— Jeden tylko człowiek ją znać będzie: Ryszard Verniere — podchwycił oficer marynarki — ale jemu mogę powiedzieć wszystko... To przyjaciel pewny i pobłażliwy, który mnie zgani, ale daruje... Proszę więc, niech pan niezwłocznie rozpocznie poszukiwania...
— Jutro, powtarzam panu, moi ludzie zaczną już działać.
— O jeżeli się panu powiedzie, będzie pan miał prawo do zupełnej wdzięczności mojej...
Potem, ukłoniwszy się dyrektorowi agencyi, który go odprowadził do drzwi gabinetu, Gabryel Savanne odszedł.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.