Bratobójca/XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bratobójca |
Pochodzenie | Romans i Powieść |
Wydawca | Józef Unger |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Caïn |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Blucher i Schultz, dwaj szpiedzy niemieccy, otrzymali polecenie od swego zwierzchnika bezpośredniego, O’Briena, ażeby odnaleźli ślad Roberta Verniere, przybyłego do Paryża, pod nazwiskiem Fryca Leymana, Alzatczyka.
Z powodu podejrzeń, krążących dokoła Roberta Verniere, dyrektor policyi ambasady niemieckiej w Paryżu, nakazał utrzymywać dyżur przy ministeryum marynarki, przy ministeryum wojny i w okolicy fabryki Saint-Ouen, w trzech miejscach, gdzie, jak można się było spodziewać, ukaże się zapewne dawny ajent tajny głównego sztabu.
Blucherowi przypadło w udziale czuwanie nad ministeryami.
Trudniejsze zadanie, gdyż śledzenie w pobliżu fabryki w Saint-Ouen, dostało się Schultzowi.
Na rogu ulicy Hordouin znajdował się sklep kupca win, który dla powiększenia dochodów wynajmował pokoje umeblowane.
Schultz, zauważywszy, iż okna tych pokoi wychodzą na fabrykę pana Verniere, wynajął jeden z nich pod przybranem nazwiskiem robotnika tkackiego, chwilowo pozostającego bez zatrudnienia, i przez cały dzień niemal siedział przy oknie, zapatrzony w bramę fabryczną.
Wieczorem tylko udawał się do Paryża i zdawał raport z przebiegu dnia doktorowi O’Brien.
Minęła niedziela.
Fabryka była zamknięta.
Nadszedł dzień Nowego Roku.
Jakkolwiek warsztaty były puste, a właściciel nieobecny, Schultz pozostał na straży aż do godziny czwartej.
Powiedziawszy sobie, że niktby już nie zgłosił się o tym czasie do Ryszarda Verniere, że zatem może opuścić swą spostrzegalnię do rana, postanowił wrócić do Paryża, udał się na kolej i wsiadł na pociąg, odchodzący o godzinie szóstej minut trzydzieści cztery. W Paryżu pociąg stanął o kwadrans na siódmą.
Po wyjściu z dworca, Schultz wstąpił do restauracyi, ażeby się posilić, przed udaniem się do swego zwierzchnika.
Tu usiadł przy stoliczku i zaczął popijać piwo, nieopodal od bufetu, obok którego drzwi wychodziły na salę restauracyjną, suto oświetloną? Wtem drzwi te otworzyły się i jakiś człowiek z torbą podróżną, przewieszoną przez plecy, ukazał się jego oczom.
Schultz drgnął.
W tej osobie poznał Roberta Verniere.
Ten przeszedł przez pokój restauracyjny zwolna i wyszedł na ulicę.
Schultz czemprędzej zapłacił należność i podążył za Robertem.
Śledzony, przeszedłszy plac, skierował się ku dworcowi kolejowemu.
Szpieg, nacisnąwszy kapelusz na oczy, ścigał go z całą przezornością.
Brat Ryszarda przystąpił do kasy, nad którą widniał napis: Paryż-Berlin, i, położywszy pieniądze, poprosił o bilet pierwszej klasy do Berlina.
Schultz, oparty na poręczy, słyszał to.
Od kasy, gdzie wziął bilet Robert — zgodnie z programem, nakreślonym przez Klaudyusza Grivot — udał się ku biurom ekspedycyi towarowej.
Szpieg niemiecki i tu przybył za nim.
Zobaczył, jak Robert złożył tu walizę, zapłacił za przewóz i udał się do sali poczekalnej.
Czcigodny Schultz pomyślał — na pozór bardzo trafnie — że już zbyteczne byłoby dalej go śledzić.
Dla szpiega, nie ulegało już wątpliwości, że Robert Verniere jedzie koleją o godzinie szóstej i pół z Paryża do Berlina.
Uznał więc za stosowne dłużej nie tracić czasu na dworcu i czemprędzej zawiadomić O’Briena o swem tak pomyślnem odkryciu.
Tymczasem zaledwie Schultz wsiadł do dorożki, która go miała zawieźć na ulicę Vitoire do słynnego lekarza, a już Robert Verniere opuścił poczekalnię, i starając się być niepostrzeżonym, skradając się przy ścianach domów, wyruszył w drogę, którą mu Klaudyusz wskazał, ażeby o oznaczonej porze przybyć na umówioną schadzkę.