Burza (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt piąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Burza
Rozdział Akt piąty
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom XI
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. The Tempest
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
AKT PIĄTY.
SCENA I.
Przed celą Prospera.
(Wchodzą: Prospero, w czarnoksięskiej odzieży i Aryel).

Prospero.  Wszystkie zamiary moje dojrzewają:
Duchy posłuszne, nie pękają czary,
I czas swe brzemię dźwiga bez przeszkody.
Która godzina?
Aryel.  Już dochodzi szósta,
O której skończyć miały się twe prace.
Prospero.  Tak powiedziałem, gdym rozbudzał burzę.
Gdzie król jest, gdzie są jego towarzysze?
Aryel.  Wedle twej woli, jak ich zostawiłeś,
W lipowym gaju twą cieniącym grotę,
Czekają więźnie, aż im wolność wrócisz.
Król i brat jego i brat twój, o panie,
Zawsze tym samym ujęci są szałem;
Reszta boleje w rozpaczy i smutku,
A nadewszystko ten, którego zwałeś
Szanownym starcem, uczciwym Gonzalo;
Strumień łez gorzkich po brodzie mu ścieka,
Jak podczas zimy kapie deszcz ze strzechy.
Czary twe skutek tak wywarły dzielny,
Że gdy ich ujrzysz, sam się ulitujesz.
Prospero.  Tak myślisz, duchu?
Aryel.  Gdybym był człowiekiem,
Litośćbym uczuł.
Prospero.  I ja ją uczuję.
Gdy ty, z powietrznych ulepiony cząstek,
Nad ich cierpieniem czujesz miłosierdzie,
Jakżebym silniej nie czul ich boleści
Ja, z jednej z nimi ulepiony gliny,
Jak oni ludzkich świadom namiętności?
Choć byłem ciężko od nich pokrzywdzony,

Szlachetny rozum górę we mnie bierze
I gniewu mego hamuje popędy.
Nad ślepą zemstę wyższe przebaczenie.
Teraz, gdy w sercu ich panuje skrucha,
Gniew niepotrzebny dla moich zamiarów.
Idź więc i wolność daj im Aryelu,
Ja, złamię czary i rozum im wrócę,
Będą jak byli.
Aryel.  Śpieszę po nich, panie (wychodzi).
Prospero.  Duchy potoków, gór, jezior i lasów,
I wy, co stopą bezśladną po piaskach
Gonicie fale Neptuna w odpływie,
A kiedy wraca, uciekacie przed nim;
I wy dyabliki. co na traw zieleni
Kreślicie koła przy księżyca blasku,
Po których nie chce żadna szczypać owca;
Wy, co śród nocy rozplemiacie grzyby,
I wy, dla których rozkoszą jest słuchać
Wieczornych dzwonów bicia uroczyste:
Z waszą, tak słabych istotek, pomocą
Zaćmiłem słońca blaski południowe,
Zbudziłem wiatry, wywołałem wojnę
Zielonej fali i błękitnych stropów,
Grzmiących piorunów zapaliłem ognie,
Jowisza grotem silny dąb Jowisza
Na proch strzaskałem, niebotyczne skały
Na ich odwiecznych zachwiałem podstawach,
Sosny i cedry wyrwałem z korzeniem;
Na me rozkazy otwarły się groby
I wypuściły zbudzonych umarłych.
Siły tej czarów wyrzekam się teraz,
Wymagam tylko, a po raz ostatni,
Rozbudźcie pieśni słodkie i niebieskie,
Moje zamiary niech wpływ ich dokończy,
Do moich celów umysły ich nagnie;
A czarnoksięską złamię potem różczkę,
I w głębokościach ziemi ją zagrzebię,
A potem księgę na dno rzucę morza,

Głębiej, niż sonda kiedybądż dosięgła.

(Uroczysta muzyka. — Wchodzi Aryel, za nim Alonso z gestami obłąkanego, prowadzony przez Gonzala, za nimi Sebastyan i Antonio w tej samej postawie, prowadzeni przez Adryana i Franciska. Wszyscy wstępują w koło zakreślone przez Prospera i stoją w niem zaczarowani. Prospero patrząc na nich mówi):

Prospero.  Niech słodkie pieśni, ten lekarz najlepszy
Dla chorej duszy, niech twój mózg uzdrowią
Co teraz w czaszce wre bezużyteczny.
Stójcie kamienni, czar bowiem was trzyma.
Święty Gonzalo, mężu cnoty pełny,
I moje oczy, za twoich ócz śladem,
Łez krople ronią. Czar znika powoli,
A jak poranek za nocą się skrada,
I ciemność topi, tak myśl wracająca
Zaczyna zganiać chmury odurzenia,
Co jasny rozum jak w płaszcz owinęły.
Dobry Gonzalo, zbawco mój prawdziwy,
Wierny wassalu dla twojego pana,
Wszystkie twe cnoty, słowem i uczynkiem,
W naszej ojczyźnie szczodrze ci zapłacę.
A ty, Alonso, byłeś bez litości
Dla mnie i córki; w okrutnym zamachu
Twój brat był działań twoich podżegaczem, —
Sebastyanie, cierpisz teraz za to.
Tobie, mój bracie, z jednej krwi i ciała,
Coś z piersi wygnał sumienie, naturę,
Aby nasycić żądzę panowania,
Tobie, co chciałeś wraz z Sebastyanem —
(Patrz, jak okrutne cierpi za to męki)
Twojego króla dziko zamordować,
Choć wyrodnemu, wszystko dziś przebaczam. —
Wiedza ich ciągle jak fala się wzdyma,
A blizki przypływ niedługo wypełni
Mętne, błotniste rozumu ich brzegi.
Choć patrzą na mnie, żaden mnie nie poznał.
Śpiesz Aryelu, przynieś mi z mej celi
Miecz i kapelusz, niech się im pokażę

(Wychodzi Aryel)

Jak mnie przed laty w księstwie mem widzieli.
Śpiesz Aryelu, wkrótce będziesz wolny!

(Wraca Aryel, a śpiewając pomaga ubierać się Prosperowi).

Aryel.  Pójdę z pszczołą kwiaty ssać,
W kielichu pierwiosnek spać.
Gdy sowa huka po wieżach
Na mych koniach, nietoperzach,
Wciąż za latem będę gnać;
Będę się po kwiatach kryć
I jak motyl błogo żyć.
Prospero.  Chociaż bez ciebie smutno mi tu będzie,
Jednak ci wolność wrócę, wrócę, wrócę.
Leć niewidzialny na królewski okręt,
Znajdziesz tam majtków śpiących pod pokładem,
Obudź bosmana, obudź kapitana,
I śpiesznie obu przyprowadź tu, proszę.
Aryel.  Połknę powietrze, co mnie od nich dzieli,
Wrócę nim puls twój dwa razy uderzy (wychodzi).
Gonzalo.  Męki, niepokój, cuda i zdziwienie,
Wszystkie tu na tej zamieszkały wyspie.
Niech Bóg nas z strasznej wyzwoli siedziby!
Prospero.  Patrz królu, czyli poznajesz Prospera,
Medyolanu skrzywdzonego księcia?
A na znak lepszy, że jestem żyjący,
Uścisk ci daję, a tobie i twoim
Moje serdeczne daję powitanie.
Alonso.  Czy jesteś, czyli nie jesteś Prosperem,
Lecz duchem, siłą czarów wywołanym,
Aby, jak przody, obłąkać mój rozum,
Nie wiem, lecz czuję, że twe biją pulsa,
Jakgdyby w żywem krew płynęła ciele.
Odkąd cię widzę, duszy mej choroba,
W którą mnie dziwne wtrąciło szaleństwo,
Znika powoli; cudowne wypadki
(Byle kłamliwem nie były złudzeniem)
Czekać mi każą na cudowną powieść.
Wracam ci księstwo; przebacz mi twe krzywdy.

Lecz jak się stało, że Prospero żyje
Tu, na tej ziemi?
Prospero.  Godny przyjacielu,
Pozwól mi naprzód starość twą uściskać,
Bo ci należna cześć bez żadnych granic.
Gonzalo.  Czy to złudzenie? czy to rzeczywistość?
Co myśleć, nie wiem.
Prospero.  Subtelne wyziewy
Tej wyspy jeszcze zmysły twoje poją,
Rzeczywistości odejmują wiarę.
Witam was wszystkich, moi przyjaciele!

(Na stronie do Sebastyana i Antonia)

Wy, godna paro, łatwoby mi było
Królewskich gniewów piorun na was ściągnąć,
I w dwóch poddanych pokazać dwóch zdrajców;
Ale nie pora plotkami się bawić.
Sebast.  (na str.). Przez jego usta dyabeł do mnie mówi.
Prospero.  Nie. (Do Ant.) Co do ciebie, ze wszystkich najgorszy,
Którego bratem nazywać nie mogę,
Ust bowiem moich nie chcę tak pokalać,
Wszystkie ci czarne przebaczam występki,
Tylko się o me księstwo dopominam,
Które, wiem dobrze, powrócić mi musisz.
Alonso.  Jeżeli jesteś prawdziwym Prosperem,
Powiedz nam cuda twego ocalenia;
Jak nas spotkałeś, których na wybrzeżu
Rozbiła burza, trzy temu godziny,
Drogiego syna (o gorzkie wspomnienie!)
Mego Fernanda, w falach pogrzebała?
Prospero.  Z boleścią słyszę, królu, o twej stracie.
Alonso.  Strata tak wielka, że cierpliwość sama
Mówi, że na nią lekarstwa mi nie da.
Prospero.  Nie chciałeś raczej wezwać jej na pomoc;
Ja bowiem, dzięki jej wszechwładnej sile
I słodkim wpływom, po równem nieszczęściu,
Znalazłem pokój w cichej rezygnacyi.
Alonso.  Mówisz: po równem mojemu nieszczęściu?
Prospero.  Po równie wielkiem i świeżem jak twoje.

Lecz, żeby stratę bolesną osłodzić,
Nie mam, o królu, na moje rozkazy
Środków, co tobie pociechę przyniosą;
Bo ja jedyną córką utraciłem.
Alonso.  Córkę? O nieba! gdyby teraz żyli,
Król i królowa, w pięknym Neapolu!
O gdyby żyli! Jak chętniebym złożył
Stare me kości na łożu błotnistem,
Na którem teraz mój syn śpi kochany!
Lecz powiedz, kiedy utraciłeś córkę?
Prospero.  W ostatniej burzy. — Widzę, ci panowie
Tak są spotkaniem naszem odurzeni,
Że wszystek rozum w głowach się im mąci;
W swoich ócz nie chcą świadectwo uwierzyć,
I dźwięk słów własnych za złudzenie biorą.
Lecz cobądźkolwiek zmysły wam zmieszało,
Nie wątpcie, proszę, że jestem Prospero,
Z Medyolanu wypędzony książę,
Przygnany cudem na wyspy tej pana,
Na której brzegach okręt się wasz rozbił.
Lecz dosyć na tem, za długa to powieść,
Abym ją zaraz, przy pierwszem spotkaniu,
Śniadając spoinie, zdołał rozpowiedzieć. —
Witam cię, królu! Mym dworem ta cela:
Sług tam niewiele, a na mojej wyspie
Niema poddanych. Królu, zajrzej, proszę.
Skoro mi moje powróciłeś księstwo,
I ja ci równym chcę odpłacić skarbem,
Cud chcę pokazać, który cię pocieszy,
Jak mnie pocieszył zwrot mojego księstwa.

(Otwiera się cela; widać w głębi Ferdynanda i Mirandę grających w szachy).

Miranda.  Zda mi się, panie, że mnie oszukujesz.
Ferd.  Nie, moja droga, tegobym nie zrobił
Za świata skarby.
Miranda.  Nie będę się skarżyć,
Choćbyśmy grali o dwadzieścia królestw,
A ty wygranej oszukaństwem szukał.

Alonso.  Jeśli to także jednem z wyspy zjawisk,
Drogiego syna dwa razy utracę.
Sebast.  Cud nad cudami!
Ferd.  Choć zagładą grozi,
I morze nawet czuje miłosierdzie.
Złorzeczyć falom nie miałem powodów.

(Klęka przed Alonsem).

Alonso.  Błogosławieństwa szczęśliwego ojca
Niech wszystkie, wszystkie otoczą cię wkoło!
Wstań i opowiedz, jak się tu dostałeś.
Miranda.  O cuda! Ileż pięknych stworzeń widzę!
Jak pełny wdzięków ludzki ród na ziemi!
Jak jest szczęśliwy świat nowy, co żywi
Takich mieszkańców!
Prospero.  To nowe dla ciebie.
Alonso.  Kto jest dziewica, z którą w szachy grałeś?
Wasza znajomość trzech godzin nie liczy;
Czy to bogini, co nas rozdzieliła,
A tu nas łączy?
Ferd.  Ojcze, to śmiertelna
Przez nieśmiertelną dana mi Opatrzność.
Biorąc ją, ojca nie mogłem się radzić,
Myślałem bowiem, że nie miałem ojca;
To córka księcia na Medyolanie,
O którym tyle słyszałem powieści,
Choć go me oczy nigdy nie widziały.
Jemu winienem drugie moje życie,
A przez tę panią drugim jest mi ojcem.
Alonso.  Tak jak ja dla niej. Jak dziwna, że muszę
O przebaczenie własne dziecko prosić!
Prospero.  Dość na tem, ki-ólu! Niech gorzkich pamiątek
Niewdzięczne brzemię na myślach nie ciąży.
Gonzalo.  Wewnętrzne łkanie mowę mi odjęło,
Inaczej byłbym już dawno zawołał:
Na młodą parę dwojga narzeczonych
Twych błogosławieństw, Boże! złóż koronę,
Twój bowiem palec drogę tę zakreślił,
Która nas wszystkich wiodła na tę wyspę.

Alonso.  Amen! Gonzalo.
Gonzalo.  Pan Medyolanu
Po toż z swojego wygnany byi księstwa,
By w Neapolu ród jego królował?
Cieszcie się wszyscy radością nad radość,
Zapiszcie złotem na wiecznych kolumnach:
W jednej podróży i Klarybel męża
Znalazła w Tunis, i brat jej, Ferdynand,
Tam żonę znalazł, gdzie miał sam zaginąć,
Prospero księstwo na ubogiej wyspie,
A my tam wszyscy znaleźliśmy siebie,
Gdzie nikt już myśli swoich nie był panem.
Alonso  (do Ferdynanda i Mirandy).
Dajcie mi ręce. Niech żal i zgryzota
Na tego duszę spadną, co wam teraz
Szczęścia nie życzy.
Gonzalo.  Niech tak będzie, Amen!

(Wchodzi Aryel, za nim. Kapitan i Bosman, odurzeni).

Patrz, patrz, mój królu! nowi towarzysze!
Czy nie mówiłem: zuch ten nie utonie,
Póki na lądzie stoją szubienice?
Jakto, grzeszniku, ty, co na okręcie
Umiałeś bluźnić wszystkiemu co święte,
Teraz na lądzie przekleństw w gębie nie masz
Co tam nowego?
Bosman.  Najlepsza nowina,
Żeśmy znaleźli króla i dwór cały,
Że okręt, który, trzy temu godziny,
Opuściliśmy rozbity na skałach,
Znowu, we wszystkie swe przybrany stroje,
Czeka nas dziarski jak w dniu wypłynięcia.
Aryel  (na str.). Całej tej służby dokonałem, panie,
Od czasu wyjścia.
Prospero  (na str.).Dobrze, bystry duchu!
Alonso.  To nie jest ziemskich rzeczy bieg zwyczajny;
Po cudzie, nowy, większy cud się jawi.
Jak tu przybyłeś? opowiedz nam teraz.
Bosman.  Gdybym był pewny, że jeszcze nie marzę,

Rzecz opowiedzieć próbowałbym, królu.
Wszyscy, zebrani nie wiem jaką sprawą,
Spaliśmy twardo pod nawy pokładem,
Aż tu nas zbudził łoskot pomieszany
Ryków i krzyków, wycia, kajdan brzęków,
Tysiąca innych równie strasznych wrzasków;
Gdyśmy się wolni zerwali na nogi,
Patrzym, aż oto królewski nasz okręt
Stoi przed nami cały w świeżym stroju;
Nuż więc ku niemu ciekawy kapitan;
Aż tu, jak we śnie, coś nas rozłączyło
I tu przywiodło odurzonych do was.
Aryel  (na str.). Czy wszystko dobrze?
Prospero  (na str.).Dobrze; będziesz wolny.
Alonso.  Kto błądził kiedy po takich majakach?
Więcej tu widzę, niżeli nam może
Bieg naturalny rzeczy wytłómaczyć:
Niech rozum jaka wyrocznia objaśni.
Prospero.  Królu, mój panie, nie kłopocz twych myśli
Nad rozwiązaniem dziwów całej sprawy;
W wolniejszej chwili, która przyjdzie wkrótce,
Sam wszystkie cuda dobitnie wyjaśnię,
Całą ciekawość twoją zaspokoję,
Teraz bądź wesół, myśl o wszystkiem dobrze.
(Do Aryela). Leć, duchu, rozwiąż potęgę mych czarów,
Kalibanowi, jego towarzyszom
Wróć teraz wolność. (Wychodzi Aryel).
Najjaśniejszy panie,
Z twej służby kilku braknie jeszcze ludzi,
O których, zda się, całkiem zapomniałeś.

(Wraca Aryel, pędząc przed sobą Kalibana, Stefana i Trynkula, w ukradzionej odzieży).

Stefano.  Niech każdy troszczy się o drugich, a niech nikt nie troszczy się o siebie, bo wszystko na świecie przypadkiem. Coraggio więc, potworo, coraggio!
Trynkulo.  Jeśli mnie nie oszukują szpiegi, których noszę w głowie, wspaniały widzę przed sobą widok.

Kaliban.  Cóż to za piękne duchy, o Setebos!

Pan mój jak piękny! Lecz boję się chłosty.
Sebast.  Ha! ha! Antonio, cóż to za stworzenia?
Czy są na sprzedaż?
Antonio.  Tak przynajmniej sądzę;
Jeden z nich całkiem wygląda na rybę,
I bez wątpienia, dobry jest na sprzedaż.
Prospero.  Spojrzyjcie tylko na ubiór tych ludzi,
A potem sądźcie o ich uczciwości.
Ten łotr potworny, to syn czarownicy,
Której rozkazów księżyc słuchał kornie,
Ona swem słowem, bez jego udziału,
Przypływem morza rządziła dowoli.
Gdy mnie okradli, szpetny ten pół-dyabeł,
(Bo jest bękartem z dyabła urodzonym)
Na życie moje spiski z nimi knował.
W tych dwóch zapewne majtków twych poznajesz,
A moim sługą jest ten syn ciemności.
Kaliban.  O, teraz pewnie na śmierć mnie zaszczypie!
Alonso.  Wszak to Stefano, mój pijak piwniczy.
Sebast.  Jeszcze pijany. Gdzie on wina dostał?
Alonso.  A to Trynkulo, na nogach się chwieje.
Pragnąłbym wiedzieć, gdzie oni znaleźli
Szlachetny napój, co ich tak pozłocił.
Gdzieżeś się dostał do tej marynaty?

Trynkulo.  Do takiej dostałem się marynaty od czasu, jak was po raz ostatni widziałem, że podobno nigdy z moich kości nie wyjdzie; teraz przynajmniej muchy kąsać mnie nie będą.
Sebast.  A ty, Stefano, powiedz, jak tam z tobą?
Stefano.  O, nie dotykaj mnie! Ja nie Stefano, ale Kurcz.
Prospero.  Podobno chciałeś być królem tej wyspy, hultaju?
Stefano.  To byłbym królem pokurczem.
Alonso  (wskazując Kal.). Nigdy nic dziwniejszego nie widziałem.

Prospero.  A w szpetnem ciele równie szpetna dusza.
Idź do mej celi z twymi kompanami,
Uprzątnij wszystko, jeśli nie chcesz chłosty.
Kaliban.  Wypełnię wszystko, a mądry na przyszłość,
Na twoje łaski pokorą zarobię.

Jakiż był ze mnie osieł dubeltowy,
Żem sobie wybrał za boga pijaka,
Cześć oddawałem takiemu błaznowi.
Prospero.  Precz z moich oczu!
Alonso.  Złóżcie to odzienie,
Gdzieście znaleźli.
Sebast.  A raczej ukradli.

(Kaliban, Stefano i Trynkulo wychodzą).

Prospero.  A teraz, królu, ciebie i dwór cały
Do mojej biednej zaprosić śmiem celi;
Tam na noc jedną znajdziecie spoczynek,
Której część szybko na rozmowach spłynie.
Opowiem dzieje mojego żywota,
Odkąd przybyłem na samotną wyspę.
Do Neapolu ze dniem wypłyniemy,
Tam, z bożą łaską, odbędziemy spoinie
Ślub uroczysty drogich naszych dzieci;
A potem wrócę do mojego księstwa,
Gdzie grób mi będzie każdą trzecią myślą.
Alonso.  Twojej powieści czekam niecierpliwie,
Każde jej słowo do mojego ucha
Dziw wniesie nowy.
Prospero.  Wszystko ci opowiem.
Prócz tego cisze morskie ci przyrzekam,
Pomyślne wiatry, tak szybką żeglugę,
Że twoją flotę królewską prześcigniesz.
Mój Aryelu, ptaszku mój kochany,
Niechaj to będzie ostatnia twa służba,
Bywaj zdrów potem i śród elementów
Bujaj szczęśliwy! — Racz wejść do mej celi.

(Wychodzą).


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.