Clerambault/Część piąta/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Clerambault
Podtytuł Dzieje sumienia niezawisłego w czasie wojny
Wydawca „Globus”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Sztuka“
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Leon Sternklar
Tytuł orygin. Clérambault
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część piąta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VIII.

Clerambault nie był jedyny, który odczuwał na sobie zbawienny wpływ energji Fromenta. Prawie każdym razem, gdy przychodził, spotykał obok łoża młodego człowieka jakiegoś przyjaciela, który sam przed sobą do tego się nie przyznając, przybywał nie tylko po to, aby przynosić pociechę, ale aby jej tu sam szukać. Kilku z nich to byli młodzieńcy w wieku Fromenta, inni zaś ludzie wiekowi, którzy już ukończyli pięćdziesiątkę, dawni przyjaciele rodziny albo którzy poznali Edmunda jeszcze przed wojną. Jeden z nich, stary hellenista z subtelnym uśmiechem i wyrazem roztargnienia na twarzy, był niegdyś jego profesorem. Znajdował się tam także rzeźbiarz o włosach siwych, z twarzą obwisłą i pooraną tragicznemi zmarszczkami; szlachcic ze wsi z włosami krótko obstrzyżonemi, z kwadratową głową wieśniaka o czerwonej cerze; lekarz siwobrody z twarzą znużoną o łagodnym wyrazie, którego spojrzenie budziło zdziwienie niejednolitym wyrazem obydwóch oczu: jedno oko patrzyło bystro z odcieniem sceptycyzmu, drugie zaś melancholijne, zdawało się marzyć.
Ci ludzie, którzy się u chorego niekiedy równocześnie schodzili, nie byli do siebie wcale podobni. Można było w lej małej grupie znaleść wszystkie odcienie myśli, od wierzącego katolika do człowieka wolno myślącego i nawet do bolszewika, (ponieważ jeden z młodych towarzyszów Fromenta utrzymywał, że nim jest). Można też w nich było znaleść piętno najrozmaitszych przodków intelektualnych: w starym helleniście widoczny był wpływ szydercy Lukjana, u hrabiego de Coulorges wpływ starych francuskich kronikarzy ze zbioru Michauda. (Arystokrata ten lubiał wieczorami w swej posiadłości, po czynnościach gospodarskich, szukać rozrywki w błyszczącym języku Froissarta i w ciernistym oraz soczystym języku tego urwisza Gondiego). Czoło rzeźbiarza żłobiły zmarszczki od natężenia, by wynaleźć metafizykę w utworach Beethovena i pracach Rodina. A doktor Verrier, który miał dla religji uśmiech politowania człowieka, oddającego się nauce, przenosił do dziedziny hipotez biologicznych albo olśniewających zrównań z fizyki i chemji nowoczesnej ten świat cudów, którego potrzebę mimo wszystko odczuwał. Aczkolwiek brał bolesny udział w obecnych wypadkach, epoka wojny zacierała się w jego oczach i nikła już w oddali ze swoją krwią zbroczoną sławą, wobec bohaterskich odkryć ducha ludzkiego, jakich właśnie dokonał współczesny Newton, wielki uczony Einstein, w czasie tego ogólnego zamętu.
Tak tedy u tych ludzi wszystko wydawało się odmienne, zarówno ich sposób myślenia, jak i temperament. Ale wszyscy byli zgodni w tem, że nie byli zawiśli od żadnego stronnictwa, że wszyscy myśleli własnemi głowami i że wszyscy mieli miłość i cześć dla wolności, swojej i innych. Cóż znaczą wszystkie inne względy? W epoce w której się znajdujemy, kruszą się wszystkie stare formy, stronnictwa polityczne, religijne lub społeczne i jest to tylko nieznaczny postęp, jeżeli się ktoś nazwie raczej socjalista lub republikaninem, aniżeli monarchistą, skoro te grupy poddają się nacjonalizmowi państwa lub idą pod władzę religji albo klasy społecznej. Dziś istnieją tylko dwa rodzaje dusz ludzkich; jedne zamykają się w swoich granicach, drugie zaś są przystępne wszystkiemu, co żyje, noszą w sobie całą ludzkość, nawet swoich wrogów. Ci ludzie, chociaż ich jest bardzo mało, tworzą, nie wiedząc o tem, prawdziwą grupę międzynarodową, tę, która opiera się na czci prawdy i życia powszechnego. Pojedynczo są za słabi,( o czem wiedzą), by ogarnąć swój niezmierny ideał, ale ich ideał ogarnia ich wszystkich. I wszyscy w nim złączeni zdążają, aczkolwiek każdy różną drogą, do nieznanego Boga.
W tej chwili przyciągało tych ludzi do Edmunda Froment to, że widzieli w nim niejasno punkt, w którym się spotykały linje ich dążeń, drogę rozbieżną, skąd było widać wszystkie drogi w lesie. Froment nie był zawsze takim punktem łączącym. Póki był w pełni sił i panem swego ciała, szedł także swoją własną drogą, nie zważając na innych. Ale gdy bieg jego został przerwany, po okresie gorzkiej rozpaczy, którą starannie ukrywał przed oczyma swego otoczenia, uczynił z siebie punkt rozstajny dróg. Właśnie ponieważ sam nie mógł być czynny, mógł lepiej ogarniać wzrokiem działalność innych i uczestniczyć w niej duchem. Widział różne prądy, ojczyznę, rewolucję, walkę państw albo warstw społecznych, wiedzę i wiarę, jak gdyby zmieszane siły potoka górskiego, z jego wartkiemi falami, wirami i miejscami piaszczystemi. Wydaje się niekiedy, że ten potok, łamie się, cofa wstecz lub śpi, ale on idzie zawsze naprzód, nieodpornie. I nawet reakcja zostaje naprzód porwana. On zaś, ten młody męczennik na rozstajnej drodze, ogarniał wszystkie prądy, całą rzekę.
Clerambault odnalazł w nim kilka rysów Perrotina. Ale całe światy oddzielały Fromenta od Perrotina. Albowiem chociaż jeden, tak samo jak drugi, nie przeczył niczemu z tego, co jest i chociaż starał się również wszystko zrozumieć, Edmund czynił to jednak z duszą płomienną. W sercu jego wszystko stawało się ruchem i namiętnością powściąganą. Wszystko, życie i śmierć, szło naprzód i w górę. I tylko on sam, ciało jego było martwe i nieruchome.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Leon Sternklar.