Clerambault/Część piąta/XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Clerambault
Podtytuł Dzieje sumienia niezawisłego w czasie wojny
Wydawca „Globus”
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Sztuka“
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Leon Sternklar
Tytuł orygin. Clérambault
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część piąta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIV.

Clerambault poszedł na spoczynek. Żona jego spała już, żadna troska nie zdołała zamącić jej spokojnego i głębokiego snu, w którym niektórzy ludzie pogrążają się, jak w grobie. Clerambault natomiast był mniej usposobiony do snu. Leżąc wyciągnięty nawznak, pozostał tak całą noc nieruchomy, z otwartemi oczyma.
Blade światła rozjaśniały ulice, na której panował łagodny półcień. Na ciemnym widnokręgu błyszczały samotne gwiazdy, jedna z nich zsunęła się na dół i zakreśliła koło: był to samolot, który czuwał nad uśpionem miastem. Oczy Clerambaulta śledziły go w jego locie i krążyły wraz z nim w przestworzu. Wytężone ucho jego łowiło teraz odległe sapanie ludzkiej planety. Muzyka sfer jakiej nie przewidywali mędrcy jońscy...
Czuł się szczęśliwy. Ciało jego i dusza zdawały się uwolnione od ciężaru, gdyby skrzydlate; członki, tak samo jak myśli dawały się unosić i bujały w przestworzu... W przelocie spotykał obrazy dnia, spędzonego w trudach i w gorączce, ale go nie zatrzymywały... Jakiś stary człowiek potrącony przez zgraję młodych obywateli... zanadto wiele gestów, za wiele hałasu... Ale są już daleko. Tak jak postacie, które widzimy przez chwilę wykrzywione w oknach pędzącego pociągu kolejowego. Pociąg znikł. Wizja pogrąża się w ciemnościach tunelu, z łoskotem podobnym do grzmotu... A tymczasem na nocnym nieboskłonie tajemnicza gwiazda pomyka dalej. Dokoła milczące przestrzenie; ciemne, przejrzyste, lodowato chłodne powietrze nad nagą duszą. Nieskończoność życia w kropli życia, w iskrze serca które jest blizkie zgaśnięcia, ale które się wyzwoliło i wie, że wróci wkrótce do swej wielkiej ojczyzny.
I jak sumienny zarządca powierzonego mu majątku, Clerambault zrobił raz jeszcze bilans dnia swojego. Przejrzał raz jeszcze wszystkie swoje próby, wysiłki, zapędy, błędy swoje. Jak mało pozostało z jego życia. Prawie wszystko, co zbudował, sam potem zburzył własnemi rękoma. Przeczył temu, co pierwej twierdził; nie przestawał błąkać się w lesie wątpliwości i sprzeczności, śmiertelnie znużony, zbroczony krwią, wyczerpany, a drogowskazami jego były jedynie gwiazdy, które się ukazywały niekiedy na nieboskłonie, między gałęziami drzew. Jakiś sens miał ten długi bieg burzliwy, który się kończył w nocy? — Ten tylko, że był wolny...
Wolny... Czemżeż była właściwie ta wolność, która go przepełniała tak gwałtownem upojeniem, — wolność, której się czuł panem, a zarazem łupem, — ta konieczność być wolny? Nie łudził się w tym względzie; wiedział dobrze, że tak jak inni, tak i on nie jest wolny od wiecznych łańcuchów, ale zadanie, jakie otrzymał, nie było to same, jakie mieli inni, gdyż wszyscy nie mają jednakowego zadania. Słowo wolność wyraża tylko jedno z wyniosłych i jasnych praw niewidzialnej władczyni, która rządzi światami, — Konieczności. To ona wywołuje bunt tych, którzy walczą w pierwszym szeregu i stawia ich przeciw ciężkiej przeszłości, którą wloką za sobą ślepe tłumy. Albowiem ona jest polem bitwy wiecznej teraźniejszości, na którem walczą z sobą wiecznie przeszłość i przyszłość. I na tem polu łamią się nieustannie dawne prawa, aby zrobić miejsce nowym, które znów z kolei zostaną zniesione.
O wolności, ty nosisz zawsze kajdany, ale to już nie są te zbyt ciasne z przeszłości; każde z twoich poruszeń rozszerza twoje cierpienie. Kto wie? Kio wie?... Później może... Przez to, że się rozsuwają mury więzienia.
A tymczasem ci, których chcesz ocalić, zawzięli się na to, aby cię stronić. Jesteś nieprzyjaciółką państwa. Jesteś „L’Un contre tous“. „Jeden przeciw wszystkim“. — (Tak oni przezwali słabego, niezdecydowanego, niepokaźnego Clerambaulta, ale nie o sobie samym myśli w tej chwili, lecz o tym, który był zawsze, odkąd ludzie istnieją, o tym, który nie przestał zwalczać ich szaleństw, by ich od nich uwolnić. — Jeden, przeciw któremu oni są wszyscy)... Ileżto razy, w ciągu wieków, odtrącali go od siebie i miażdżyli.“ Ale wśród tej trwogi ogarnia go i napełnia radość nadziemska, on jest ziarnem światem, ziarnem złotem wolności. W ciemnem przeznaczeniu świata toczy się od chaosu posiew światła — (z jakiego kłosu mógł on upaść?). Wątły i słaby, wrósł w głębi dzikiego serca ludzkiego. W ciągu wieków wytrzymuje napór praw pierwotnych, które łamią i niszczą życie. Ale to złote ziarno rośnie coraz więcej, z niepowstrzymaną siłą.
Człowiek, ze wszystkich zwierząt najbardziej bezbronny, stanął do walki z przyrodą. A każdy ze swych kroków okupił krwią własną. W tej walce tytanicznej musiał zmagać się nietylko z przyrodą na zewnątrz, ale także i z przyrodą w nim będącą, albowiem sam jest jej częścią. I to jest właśnie najtrudniejsza walka, którą człowiek podzielony toczy z samym sobą. Kto zwycięży? Z jednej strony przyroda na swoim spiżowym rydwanie, który unosi światy i narody w otchłań. A po drugiej stronie wolne Słowo. Śmiejcie się z niego, niewolnicy!... „To w istocie śmiechu godne“, mówią ci wielbiciele siły. „Mały piesek, który ujada za pociągiem błyskawicznym.“ — Tak byłoby, gdyby człowiek był tylko kawałkiem materji, który napróżno krwawi się i krzyczy pod ciężkim obuchem przeznaczenia. Ale w nim jest duch — piorun, który umie sprawnie ugodzić Achillesa w piętę a obrzymiego Goljata w czoło. Niech wyrwie tylko małą śrubę, a pociąg pospieszny wywraca się z szyn i bieg jego jest przerwany... Toczcie się po arenie wieków, wirujące koła planet, ciemne masy ludzkie, oświetlane błyskawicami ducha wyzwalającego, którego wnoszą mędrcy i prorocy łamiący kajdany niewoli. Oto nadchodzi błyskawica, czuję jak trzeszczy w moich kościach, podobnie jak iskra w kamieniu pod uderzeniem kopyt końskich. A powietrze drży i wielkie fale biegną... To dreszcz, który zwiastuje czyn... Duszące chmury nienawiści tłoczą się, kłębią i uderzają o siebie... Ogniu, wkrótce wytryśniesz... Wy, którzy jesteście sami przeciw wszystkim, dlaczego sarkacie, na co oskarżacie się? Wymknęliście się z jarzma, które was przygniatało. Tak, gdy kogoś trapi przykre widziadło senne; człowiek mocuje się z niem, wyrywa się czarnym falom snu, wypływa na powierzchnię, znów się zanurza i prawie już tonie; ale oto nagle, rozpaczliwym wysiłkiem całego ciała, wydobywa się z fal i upada... ocalony!... na kamyki na brzegu... Kaleczą mnie, ale tem lepiej. Budzę się znów w atmosferze wolności.
Teraz świecie, co mi zagrażasz, jestem wolny od twoich kajdan, nie możesz mnie napowrót w nie zakuć. A wy, którzy ze mną walczycie, moja wola wam nienawistna, moja wola jest w was. Wy także chcecie, jak i ja, być wolni. Sprawia wam cierpienie, że nie jesteście nimi. I właśnie to cierpienie wasze czyni was mymi nieprzyjaciółmi. Ale choćbyście mnie nawet zabili, nie będzie już w waszej mocy powiedzieć, żeście nie widzieli światła, które jaśniało we mnie, ani też, gdyście je widzieli, wyrzec się go na zawsze. A więc możecie uderzyć we mnie. Walcząc ze mną, walczycie z wami samymi: już z góry jesteście pokonani. A ja broniąc siebie, bronię was samych. Ten jeden, który jest przeciw wszystkim, jest tym jednym, który jest za wszystkimi i będzie wkrótce jeden z wszystkimi...
Nie będę już samotny. Nie byłem nim nigdy. Witam was, bracia moi z tego świata! Chociaż jesteście daleko odemnie, rozsiani na całej kuli ziemskiej, jak garść ziarn, jesteście jednak tu wszyscy obok mnie i wiem o tem. Albowiem myśl samotnego człowieka nie jest nigdy, jak on sam osamotniona. Każda idea, która budzi się w pewnym człowieku, kiełkuje już w innych, a gdy jakiś człowiek nieszczęśliwy, zapoznany, znieważany, czuje, że ona rodzi się w jego sercu, niech się tem raduje. Albowiem cała ziemia budzi się wtedy ze snu.... Pierwsza iskra, która błyszczy w duszy samotnej, to koniec promienia, który przebije ciemności nocy. A więc przybądź światło! Spal noc czarną, która mnie otacza i tę, która mnie napełnia!...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Leon Sternklar.