Clerambault/Część trzecia/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Clerambault |
Podtytuł | Dzieje sumienia niezawisłego w czasie wojny |
Wydawca | „Globus” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Sztuka“ |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Leon Sternklar |
Tytuł orygin. | Clérambault |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cała część trzecia Cały tekst |
Indeks stron |
Clerambault odprowadzał Daniela do drzwi mieszkania, gdy właśnie weszła Rozyna. Ujrzawszy gościa, uczyniła ruch, w którym się objawiło jej zdziwienie, połączone z zachwytem. Także i twarz Daniela rozjaśniła się natychmiast i Clerambault zauważył radosne ożywienie się obojga młodych ludzi. Rozyna prosiła Daniela, by wrócił z nimi do salonu i został jeszcze na dalszą pogawędkę. Daniel zamierzał to uczynić, wahał się, nie chciał znów siadać, a wkońcu, przybrawszy przymuszony wyraz twarzy, podał jakąś niejasną wymówkę, która go zmuszała do odejścia. Clerambault, który czytał w sercu córki, nalegał po przyjacielsku, aby przyszedł do nich przynajmniej raz jeszcze przed końcem urlopu. Daniel zakłopotany zrazu odmówił później jednak przyrzekł, nie biorąc atoli na siebie pewnego zobowiązania; w końcu, na naleganie Clerambaulta, oznaczył dzień swego powtórnego przybycia i pożegnał się nieco chłodno. Clerambault udał się do swego pokoju i usiadł, Rozyna słała nieruchoma, pogrążona w zadumie, a na twarzy jej widniał wyraz zmartwienia. Clerambault uśmiechnął się do niej; przybliżyła się, by go uściskać.
W oznaczonym dniu Daniel nie przyszedł. Oczekiwano go jeszcze przez dwa dni z rzędu. Odjechał już jednak z powrotem na front. — Za namową Clerambaulta żona jego poszła wkrótce potem z Rozyną odwiedzić rodziców Daniela. Przyjęto obie kobiety z oziębłością lodowatą, prawie obrażającą. Pani Clerambault oświadczyła po powrocie do domu, że nie chce nigdy widzieć tych nieokrzesanych gburów. Rozyna z trudem ukryła łzy, cisnące się jej do oczu.
W następnym tygodniu nadszedł list od Daniela do Clerambaulta. Był nieco zawstydzony postępowaniem swojem i swoich rodziców i starał się nie tyle je usprawiedliwić, ile wytłumaczyć. Napomknął w sposób dyskretny o nadziei, jaką żywił, że stanie się kiedyś bliższym Clerambaultowi, aniżeli jedynie przez węzły podziwu, szacunku, przyjaźni. Dodał jednak, że Clerambault zamącił jego marzenia o przyszłości nieszczęsną rolą, jaką sądził, że musi sobie obrać w dramacie, w którym szło o życie ojczyzny i dalekiem echem, jakie głos jego wywołał. Słowa jego, niezawodnie źle zrozumiane, bez wątpienia jednak nierozważne, przybrały znamię bluźnierstwa i wzburzyły przeciw niemu całą opinję publiczną. Między oficerami na froncie i między przyjaciółmi w kraju panowało jednomyślne oburzenie. Rodzice, którzy widzieli, jakie było jego marzenie o szczęściu w przyszłości, założyli swoje veto. A chociaż cierpiał wiele, nie sądził, by miał prawo odrzucać skrupuły, mające swe źródło w uczuciu głębokiej litości wobec zranionej ojczyzny. Społeczeństwo nie mogłoby tego zrozumieć, aby oficer, który miał zaszczyt przelewać swą krew dla Francji, mógł myśleć o związku, któryby można tłumaczyć jako przystąpienie do tak zgubnych poglądów. Byłoby niewątpliwie w błędzie, ale należy się zawsze liczyć z opinją publiczną. Opinja narodu, nawet pozornie przesadna i niesprawiedliwa, jest jednak mimo to godna szacunku, było błędem ze strony Clerambaulta, że ją wyzywał. — Daniel nalegał na Clerambaulta, aby uznał swój błąd i aby go odwołał, aby zatarł nowemi artykułami nieszczęsne wrażenie, jakie wywołały poprzednie. Przedstawiał mu to jako obowiązek — obowiązek wobec ojczyzny — obowiązek wobec siebie samego — i (jak dawał do zrozumienia) obowiązek wobec tej, która im obydwom była tak droga. — List jego kończył się kilku innemi uwagami, w których była jeszcze kilkakrotnie wzmianka o opinji publicznej; zajmowała ona w jego systemie myślenia miejsce rozumu i nawet miejsce sumienia.
Clerambault przypomniał sobie z uśmiechem na twarzy scenę Spittelera, w której król Epimeteusz człowiek o silnem przekonaniu, gdy nadeszła chwila wystawić je na próbę, nie może go już pochwycić w ręce, widzi, jak ucieka, goni za niem i aby je znów dostać w ręce, kładzie się na ziemi i szuka go pod łóżkiem. I Clerambault pomyślał sobie w duchu, że człowiek może być bohaterem w ogniu nieprzyjacielskim, a małem dzieckiem wobec opinji swoich ziomków.
Pokazał list ten Rozynie. Aczkolwiek miłość jest stronnicza, młoda dziewczyna czuła się jednak zraniona w sercu gwałtem, jaki przyjaciel jej chciał zadać przekonaniom ojca. Pomyślała sobie w duchu, że miłość Daniela ku niej nie jest zbyt wielka i powiedziała sobie, że ona także nie kocha go tak bardzo, aby przyjąć podobne wymagania. Gdyby nawet Clerambault sam był gotów ustąpić, onaby na to nie pozwoliła, albowiem byłoby to niesłusznie.
Potem uściskawszy ojca, wysilała się, aby śmiać się mężnie i zapomnieć o swojem okrutnem nieszczęściu. Ale człowiek nie zapomina o wymarzonem szczęściu, póki zostaje najsłabsza nadzieja do odzyskania go. Myślała o niem zawsze i nawet po pewnym czasie czuł Clerambault, że córka oddala się od niego. Człowiek może mieć wprawdzie tyle zaparcia się siebie, by się poświęcić, ale rzadko ma tyle wyrzeczenia się własnej osoby, by nie żywić urazy dla ludzi, dla których się poświęca. Rozyna mimo woli miała żal do ojca z powodu swego utraconego szczęścia.