<<< Dane tekstu >>>
Autor Pierre Corneille
Tytuł Cid albo Roderik
Podtytuł komedya hiszpańska
Rozdział Akt III
Pochodzenie Poezye oryginalne i tłomaczone
Wydawca Nakładem S. Lewentala
Data wyd. 1883
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jan Andrzej Morsztyn
Źródło Skany na Commons
Inne Cała komedia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

AKT III.
SCENA I.
Roderik, Elvira.
Elvira.

Rodriku, cóż tu robisz? co tu chcesz, nieboże?

Roderik.

Szukam nieszczęściu końca, który tu być może.

Elvira.

Ale skąd ci ta śmiałość, że tu swą osobą
Przychodzisz w dom, któryś sam napełnił żałobą?
Czy chcesz jeszcze i duszę hrabie wygnać z domu?
Cóż? czyś go nie ty zabił?

Roderik.

Bez wiecznego sromu
Nie mogła moja ręka nie skrócić mu życia.

Elvira.

Lecz szukać swego w domu niechętnym ukrycia
Kto kiedy winny myślił? I co to za sprawa?
Kto kiedy mężobójca stawił się do prawa?

Roderik.

Nie dziwuj mi się więcéj, ani mi patrz w oczy.
Śmierci pragnę, com ją dał, i czekam ochoczy.
Dekret mi pisze miłość, Ximena jest sędziem.
Póki się gniewa, poty śmierci godni będziem.
I to mnie tu przygnało, abym przyjął z dzięką
Skazanie na śmierć z jéj ust, śmierć samę jéj ręką.

Elvira.

Uciekaj raczéj przed nią, bój się jéj urazy,
Nie nacieraj na pierwsze żalu z gniewem razy!
Wynidź z domu! Bytność twa, jako ogień plewy
Podżarzy; popędliwość podpali jéj gniewy.

Roderik.

Nic, nic nie może ona, niech się jak chce stawia,
Nazbyt mi być surową, czynić mi bezprawia.
Ja dokażę, czegom chciał, jeżeli z téj miary
Rozżarzę i do prędszéj pobudzę ją kary.

Elvira.

Ximena jest u dworu, skąd ją odprowadzi
I połowica dworu i zgraja czeladzi.
Wynidź! wynidź! Cóż rzeką, widząc cię tu, ludzie?
O zmyślonéj Ximeny w żalach jéj obłudzie
Czy chcesz, żeby rzekł język uszczypliwéj mowy,
Że z mordercą ojcowskiéj ma przewodnią głowy?
Przydzie prędko; już idzie. Choć dla plotek dworu
Skryj się, Rodriku, i miéj pieczą jéj honoru.


SCENA II.
Elvira, Ximena, Sancty.
Sancty.

Tak jest, słuszny jest twój gniew; i płacz sprawiedliwy
Wyciąga, żeby nie był winowajca żywy.
Ja téż nie chcę słownemi wywody tam zmierzać,
Żebym miał żal twój cieszyć i gniewy uśmierzać.
Ale jeźlim ci służyć i godny i zdolny,
Skarz, proszę, przez broń moje postępek swawolny,

Zażyj miłości mojéj na pomstę, a wszędzie
Za twoim rozkazaniem sił ręce przybędzie.

Ximena.

Nieszczęsnaż ja!

Sancty.

Chciej zażyć, proszę, mojej broni.

Ximena.

Uraziłabym króla, który mię sam broni.

Sancty.

Sprawiedliwość więc zwykła iść tak chromym krokiem,
Że winny ze wszytkiego wyjdzie przed wyrokiem.
Leniwa-to jest pomsta, nadgroda wątpliwa.
Krótsza droga ta, którą miłość ma odkrywa.
Dozwól tylko pod twoim imieniem ci służyć.

Ximena.

Ostatni-to ratunek, lecz kiedy go użyć
Przyjdzie i jeźli twoja chęć się k’temu skłoni,
Wolno-ć będzie za moję krzywdę dobyć broni.

Sancty.

Najwyższe moje szczęście, którego nadzieją
Serce się cieszy i me zamysły się śmieją.


SCENA III.
Ximena, Elvira.
Ximena.

Teraz-em sobie wolna i mogę-ć na woli
I bezpiecznie wynurzyć, co mię w sercu boli,
Mogę otworzyć i łzom i wzdychaniu wrota,
Mogę-ć nie taić myśli i gruntu kłopota.
Ociec mój legł, Elviro, i Rodrik na probę
Męstwa swego tak znaczną obalił osobę.
Płaczcie, płaczcie, me oczy, zmieńcie się w krynicę.
Połowa zdrowia mego drugą połowicę
W grób wprawiła i każe, żebym pomstę brała
Dla téj, któréj już nie mam, z téj, co mi została.

Elvira.

Racz się uspokoić!

Ximena.

Ach! jakoż twojéj rady
Trudno zażyć podczas tak śmiertelnéj zawady!

Jakoż się uspokoić i wyniść z téj męki,
Kiedy mi tak ojca żal, jak i winnéj ręki!
I co za nadzieja w tym z żalami przymierzu,
Gdy czyniąc o mord prawem, kocham się w morderzu.

Elvira.

Kochasz w nim, a on ojca-ć własnego morduje?

Ximena.

Małom rzekła, że kocham; cale mi panuje.
Miłość gniewy me tłumi i bierze im siły.
Ten, co mi winny, tenże sercu memu miły,
I czuję, choć się pomsta w kolerę ubiera,
Że się Rodrik w mym sercu znowu z ojcem ściera:
Przycina, sztychy daje, składa, ustępuje,
Raz mocny, drugi słaby, trzeci tryumfuje.
Ale w téj twardej bitwie pomsty i miłości,
Choć serce w podział idzie, rozum jest w całości;
I choć miłość zażywa ze mną swojéj siły,
Zmysły me z powinności toru nie zbłądziły.
Miłość sercem, rozumem kierują urazy.
Rodrik mi miły, żal mi, że padł na te razy;
Serce me za nim mówi, lecz na ten jad skryty
Pomnię dobrze, żem córką, że ociec zabity.

Elvira.

To z nim myślisz do prawa?

Ximena.

Ach! okrutne myśli
I srogie prawo, które powinność wymyśli!
Na garło następuję, a wygrać się boję;
Chcę go stracić, a z jego śmiercią złączę swoje.

Elvira.

Porzuć, porzuć tę zrzędę i myśli okrutne,
Ani się prawu w łyka podawaj tak smutne.

Ximena.

Jako? ociec mój skonał i krew pomsty woła,
A nieszczęśliwa córka mścić się jéj nie zdoła?
I serce, ułowione w miłosne obierzy,
Inszéj pomsty nad słabe płacze nie odzierzy?
Ach! nie daj tego, Boże! Ta miłość zdrajczyni
Cnoty mojéj milczeniem gnuśnym nie obwini.

Elvira.

Wierz mi, panno, że-ć każdy przebaczy bez zwłoki,
Że sobie zdrów zachowasz klejnot tak wysoki,

Takiego kawalera. Twa skarga jest świadkiem
Przed królem twojéj pomsty. Daruj go ostatkiem,
Nie następuj i nie bądź na swe złe upartą.

Ximena.

Jeźli wolną przymówek sławę i otwartą
Chcę miéć, muszę tak czynić; i ta twoja rada
Wstyd z sobą niesie, choć jéj miłość słucha rada.

Elvira.

Ale przecię w Rodriku kochasz, choć go winisz.

Ximena.

Prawda.

Elvira.

Cóż nakoniec z nim i z sobą uczynisz?

Ximena.

Uspakajając sławę i żalów potęgę,
Nastąpię nań, zgubię go, a potym polęgę.


SCENA IV.
Roderik, Ximena, Elvira.
Roderik.

Więc daléj! Nie odwłaczaj téj chwalebnej chluby.
Nasyć się i krwią moją i chwałą méj zguby.

Ximena.

Elviro, cóż to widzę? co się dzieje ze mną?
Roderik w domu moim! Roderik przede mną!

Roderik.

Nie oszczędzaj krwie mojéj, i dla swéj zapłaty
Uciesz się z swojéj pomsty, uciesz z mojéj straty.

Ximena.

Ach!

Roderik.

Słuchaj mię!

Ximena.

Umieram!

Roderik.

Tylko pół kwatery!

Ximena.

Daj mi pokój, niech umrę!

Roderik.

Tylko słowa cztery!
Potym chyba tą szpadą daj mi odpowiedzi.

Ximena.

Ach! tą szpadą, która krew ojca mego cedzi!

Roderik.

Moja Ximeno!

Ximena.

Schowaj tę broń, która oczy
Żałobi, kiedy z złości twéj krwią moją broczy.

Roderik.

Owszem, patrz na nię, abyś gniew swój tym goręcéj
Podżegła i karanie wzięła ze mnie pręcéj.

Ximena.

Ach! krew swą na niéj widzę!

Roderik.

Ponurz-że ją w mojéj
I omyj; niech odmieni tę farbę krwie twojéj.

Ximena.

Ach! okrutnyś, że prędkim jednego dnia skokiem
Ojca bronią zabijasz, a córkę widokiem!
Skryj to żelazo mokre. Mordem mego ciała
Zabijasz mię, a prosisz, żebym cię słuchała.

Roderik.

Czynię, co każesz, ale nie składam z tą bronią
Chęci skończyć ten żywot twą ręką i dłonią.
Nie czekaj bowiem, abym, twą miłością struty,
Miał szukać z dobréj sprawy sromotnej pokuty.
Ręka rodzica twego niezmazaną bliznę
Na ojca mego była włożyła siwiznę.
Wiesz sama, jako musi pogębek obchodzić.
Zniewagi takiéj trudno inaczéj pogodzić.
Nią będąc przyciśniony, bez wszelkiego sporu
Musiałem bronić swego ojca i honoru.
Nie ganię sobie tego, com czynił, i gdyby
Czynić to jeszcze trzeba, czyniłbym bez chyby.
Prawda to, że miłość ma długo i nieskromnie
Stawała przeciw ojcu memu, przeciwko mnie.
Osądź stąd, jak jest silna, kiedy w takim razie
Dla niéj zapominałem prawie o urazie,
I chociaż ją zwyciężył respekt sławy chciwy,
Wstrzymywałem swą rękę i gniew popędliwy;
Tłumiłem chęć wygranej, co mi serce bodła,
I pewnieby twa gładkość już była przewiodła,
Gdybym się był jéj władzy mocno nie zasłonił,
Że cię niegodzien, który swej czci nie obronił,

Że jakoś się kochała we mnie, gdym był cały
Na poczciwym, wrazby z nim łaski twe ustały,
I że słuchać miłości i być jéj powodnym,
Byłbym twych i afektów i zdania niegodnym.
Toż i teraz powiadam i aż do wytchnienia
Też we mnie myśli będą i też rozumienia.
Uraziłem cię; broni musiałem w tym użyć,
Żeby być bez sromoty i godnym ci służyć.
Ale sławie i ojcu uczyniwszy dosić,
Ciebie teraz nadgrodą słuszną chcę przeprosić.
Przynoszę-ć chętnie krew; którą-m ci winien.
Zrobiłem, com powinien, czynię, com powinien.
I wiedząc, że śmierć ojca budzi cię do kary,
Nie chciałem ci przysłuszéj umykać ofiary.
Dobij-że i zarzeż mię przy ojcowskim grobie,
Kiedy sprawę méj ręki za sławę mam sobie.

Ximena.

Ach! Rodriku, prawda to, że-ć ganić nie mogę,
Żeś miał o dobre imię tę pieczą i trwogę,
I chocia-m urażona, serce me w téj chwili
Nie tak cię wini, jako na nieszczęście kwili.
Wiem dobrze, że po takiéj niezmiernéj zniewadze
Męskie serce powinno nic nie kłaść na wadze.
Czyniłeś, coś powinien; lecz to, coś dla ludzi
Czynił, jest mi nauką. Do tegoż mię budzi
Twe nieszczęśliwe męstwo; przez swoje wygraną
Czyta mi i wspomina powinność stroskaną.
Twa ręka mścić się ojca, bronić sławy bieży;
Taż mię pomsta, taż sławy obrona należy.
Ach! sam mię tylko twój wzgląd wiedzie do rozpaczy!
Gdyby mię była insza ręka w ten żebraczy
Kir ubrała i ociec zginął bez twéj winy,
W tobiebym swoich żalów znalazła jedyny
Ratunek, i nie takbym ciężkie serce miała,
Gdyby kochana ręka łzy me ocierała.
Ale teraz w tym jest stan mój najnieszczęśliwszy,
Że i ciebie mam stracić, ojca już straciwszy.
I stąd się toczy z oczu płaczu zdrój bogaty,
Że sama chodzić muszę koło twojéj straty.
Nie czekaj bowiem, abym, twoją będąc zdjętą
Miłością, rzucić miała pomstę rozpoczętą.
Choć nasze spólne mówią za tobą pochodnie,
Muszę się wielkim sercem zrównać z tobą godnie.

Tyś się mnie godnym ciężką pokazał mnie sprawą,
Ja, żem cię godna, ujźry świat przez twą śmierć krwawą.

Roderik.

Nie odkładaj-że daléj. A iż moją głową
Ludziom masz gębę zatkać, tu ją masz gotową.
Uczyń nią dosyć sobie, uczyń swoje zdanie.
Smaczny mi będzie ten raz i na śmierć skazanie.
Czekać na prawo, gdzie więc rozprawa leniwa,
Sławy-ć przez to ubędzie, mnie męki przybywa.
Szczęśliwy-m, gdy z twéj ręki pożegnam się z światem.

Ximena.

Daj mi pokój; ja-m twoją stroną, a nie katem.
Choć mi kark twój podajesz, ja nie mam nań prawa.
Tobie obrona głowy, a mnie o nią sprawa
Przynależy. Ani ty masz mi ją darować,
I ja cię nie mam karać, ale następować.

Roderik.

Choć nasze spólne za mną proszą cię pochodnie,
Ty się masz wielkim sercem równać ze mną godnie;
Ale chciéć cudzej ręki zażyć w téj przygodzie,
Jest-to, wierz mi, Ximeno, pozostać w zawodzie.
Ja-m własną ręką mścił się ojca, gdy zelżony,
Ty własną ręką mścij się ojca z twojéj strony.

Ximena.

Okrutny! cóż ci po tym niewczesnym uporze?
Tyś się mścił bez posiłków, a mnie chcesz miéć w sworze!
Nie chcę dzielić méj sławy z tobą za tym składem.
Zdołam sama zemścić się, idąc twym przykładem.
Honor mój i ociec mój twéj miłości, ani
Twojéj rozpaczy nie chcą być obowiązani.

Roderik.

Ciężka spórka o sławę także na tym stanie,
Że odmówisz téj łaski, odwłócząc karanie!
Dla ojca, co nie żyje, dla naszéj miłości,
Daj mi śmierć lub jak pomstę, lub jako z litości!
Stradnego sługę twego mniéj z twojéj zaboli
Umrzéć ręki, niż konać w niełasce powoli.

Ximena.

Ach! nie mam cię w niełasce!

Roderik.

Powinnaś!

Ximena.

Nie mogę!

Roderik.

Tak lekce puścisz ludzkie języki w odłogę?
Gdy się dowiedzą, że cię dawny ogień piecze,
Czegóż zazdrość nie zmyśli, kłamstwo nie wyrzecze?
Każ im milczéć mą śmiercią i, nie bawiąc wiele,
Ukontentuj twą sławę i nieprzyjaciele.

Ximena.

Tym jaśniejsza ma sława, że-ć daruję zdrowie.
Tym samym zatkam gębę wszelakiéj obmowie,
Gdy mię i zazdrość sama, żałując, pochwali,
Wiedząc, że prawo wiodę, choć mię miłość pali.
Idź już precz! niech się więcéj widokiem nie suszę
Tego, co szczerze kocham, a co stracić muszę.
A wynidź potajemnie z nieszczęsnego domu,
Żebyś nie dał pochopu do plotek nikomu.
Gdyby cię tu widziano, język uszczypliwy
Mógłby na mą ohydę zmyślić troje dziwy.
Nie życz, żeby dla ciebie miano mię w czym winić.

Roderik.

Ach! niech umrę!

Ximena.

Idź już precz!

Roderik.

A cóż myślisz czynić?

Ximena.

Nie patrząc na te, co mój gniew tłumią, płomienie,
Wszytką siłą nastąpię na twe potępienie;
Lecz choć uchybię twardéj powinności rządu,
Ta jest ma wszytka żądość — nie wygrać u sądu.

Roderik.

O cudowna miłości!

Ximena.

Ale nieszczęśliwa!

Roderik.

O! jak wzgląd ojców naszych łzami nas obléwa!

Ximena.

Rodriku! kto to myślił?

Roderik.

Ximeno! kto wierzył?..

Ximena.

Że Bóg bliskiemu szczęściu krótki czas zamierzył.

Roderik.

I że nasze nadzieje, gdy najlepiéj trwały,
Miały się rozbić w porcie o ukryte skały.

Ximena.

O żalu!

Roderik.

O daremne skargi w tym odmęcie!

Ximena.

Idź precz! Już cię nie słucham. Idź-że już, proszę cię!

Roderik.

Bądź łaskawa. Ja żywot mój powlekę smutnie,
Aże mi go przez prawo twe staranie utnie.

Ximena.

Jeżeli to otrzymam, daję-ć na to słowo,
Że po tobie minuty żyć nie będę zdrowo.
Bądź łaskaw, wynidź, a strzeż, by cię nie widziano.

Elvira.

Jakimkolwiek nas z nieba nieszczęściem zachwiano.

Ximena.

Daj mi pokój! niechaj mych łez nie każdy słyszy!
Pójdę szukać wygodnej mym lamentom ciszy.


SCENA V.
Diego. (sam)

Nigdy nam niebo łaski nie pokaże szczerze,
nietrwałe z troskami mamy tu przymierze.
Zawsze najwyższa radość, otwarte wesele
Żal nam jaki przewije, frasunek prześciele.
Wśród szczęścia mego i ja téż mam troskę swoję;
W radości pływam, a wraz aż drżę, co się boję.
Napasłem śmiercią hrabi moje oczy mściwe,
Ale tego nie mogę widziéć, co me siwe
Lata zaszczycił; chociaż, ile mój wiek stary
Zniesie, szukam go pilno, już mi prawie pary
Nie staje i zbieganą ledwie wlokę nogę,
A żadnéj o nim powziąć nowiny nie mogę.
Często w tym nocnym cieniu, jako omamiony,
Widzę go rzkomo, często chętnemi ramiony
Wiatr ściskam miasto niego; a te same myłki
Strachem mię przerażają do ostatniéj żyłki.
Nikt mię, kędy się schronił, gdzie skrył, nie upewni.
Wiem, że potężni hrabie zabitego krewni,

Więc i czeladź domowa myślą o zemszczeniu.
Ach! Rodrik pewnie w grobie już, albo w więzieniu!
O, Boże! ale jeźli nie mylę się znowu,
Widzę go, czy téż marę nocnego obłowu...
On jest; nie wątpmy więcéj. Wysłuchane modły
Odegnały frasunek, a radość przywiodły.


SCENA VI.
Diego, Roderik.
Diego.

Rodriku! wzdyć nakoniec niebo mi cię wraca!

Roderik.

I z zwycięstwem; ale, ach! smętna moja praca!

Diego.

Niech sobie pierwéj wytchnę, niż cię pocznę chwalić.
Dzielność ma nie może cię dziedzictwa oddalić.
Dobrześ jéj naśladował i twa sławna siła
Twe krewne bohatyry dziś w tobie wskrzesiła.
Pokazałeś, żeś synem moim, żeś ich wnukiem.
Ta pierwsza próba, gdyś się zdał w męstwie nieukiem,
Równa się dziełom moim i na przykład młodzi
Jednym sztychem sławy méj wysokiéj dochodzi.
Podporo méj starości, rado na kłopoty!
Dotknij się téj siwizny, wolnej od sromoty,
Pocałuj ten policzek i obacz tę skronią,
Z któréj wieczną zniewagę zmyłeś swoją bronią.

Roderik.

Ojcze! sam sobie dziękuj. Będąc twoim synem,
Nie mogłem ci podlejszym oświadczyć się czynem.
Cieszę się, że odwaga pierwsza tak sowicie
Tobie się podobała, któryś mi dał życie.
Ale nie miéj za złe, że w tej wszytkiej ozdobie
Sobie téż chcę uczynić dosyć, choć po tobie.
Nie gniewaj się, że rozpacz serce mi rozsadzi.
Twa pochwała me sprawy nazbyt długo gładzi.
Nie żal mi, żem zniewagę dla ciebie zapłacił,
Ale oddaj mi, ojcze, com dla ciebie stracił.
Moja ręka, na pomstę twoję uzbrojona,
Mnie samemu sztych dała, którym serce kona.
Nie mów mi nic: wszytkie-m ci już zapłacił długi
Synowskie, duszę dla twéj straciwszy usługi.

Diego.

Więcéj-eś jeszcze sprawił, tak wystawiwszy mię:
Ja-m ci tylko dał żywot, ty mnie dobre imię;
A że sława wprzód chodzi, żywot naostatku,
Przyznawam, żem ci winien jeszcze coś w przydatku.
Lecz niech w tak mężnym sercu słabość się nie ściele:
Jeden tylko jest honor, a panien tak wiele;
Honor jest powinnością, a miłość zabawą.

Roderik.

Cóż to mówisz?

Diego.

Co słuszna i co prawdą prawą.

Roderik.

Pokazałem, że u mnie honor niezmazany,
A ty mnie do sromotnéj chcesz przywieść odmiany.
Tak kawaler bez serca, jak sługa bez wiary,
W równéj-to są osławie, godni równéj kary.
Nie ucz wierności mojej téj z sercem włóczęgi.
Niech będę mężny, ale bez krzywej przysięgi.
Trwalsze są moje związki; nikt ich nie zachwieje,
I w cale chowam miłość, choć nie mam nadzieje.
I nie mogąc Ximeny ni miéć, ni porzucić,
Wolę śmierć, niż rozpaczą śmiertelną się smucić.

Diego.

Jeszcze nie czas żegnać się z światem i umierać:
Król i ojczyzna ręką twoją chcą się wspierać.
Okręty afrykańskie, prawie na twe szczęście,
Podstąpiły pod miasto, plądrują przedmieście
I Murzyn, morską wodą wniesiony w port nocą,
Na mury się nastąpić zbiera wszytką mocą.
Dwór się tym bardzo zmięszał, ludzie się strwożyli.
Wrzask wszędzie, a biała płeć żałobliwie kwili.
Podczas téj zawieruchy i tego pogromu
Zastałem pięćset człeka, przyjaciół mych, w domu,
Którzy, wiedząc mój despekt i co mię potkało,
Zbiegli się byli, chcąc się mścić krzywdy méj śmiało.
Tyś ich uprzedził, ale ja-m jest w téj otusze,
Że lepiéj ręce wprawią w afrykańskiéj jusze.
Staw się z niemi Maurom potężnym odporem.
Prowadź ich, gdzie cię woła rozpacz i z honorem.
Pragną cię miéć za wodza; pójdą jak za głową.
Jeźli chcesz umrzeć, masz tam piękną śmierć gotową.

Zażyj czasu i umrzyj, kiedy tak twe zdanie,
Ale niech ci król za tę śmierć winnym zostanie;
Albo raczéj powróć się z zwycięstwem i zdrowy,
Niech twe męstwo ukaże nie tylko domowy
Pojedynek. Pódź daléj, niech twym dziełom gwoli
Sąd się k’tobie nakłoni, Ximena utoli.
Jeżeli się w niéj kochasz, za waleczną sprawą
Zwycięstwem zwyciężysz ją i będzie-ć łaskawą.
Ale na tych rozmowach czas tracę tak drogi,
A radbym, żebyś teraz skrzydła miał, nie nogi.
Idź z Bogiem! Niech królowi ta twoja fatyga
Pokaże, że za hrabię ma w wojsku Rodryga.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Pierre Corneille i tłumacza: Jan Andrzej Morsztyn.