[315]
AKT I.
SCENA I.
Elvira, Gomes.
Elvira.
Między temi, którzy się kłaniają Ximenie
I u mnie się o dobre starają wspomnienie,
Najznaczniéj się odkryli, i sporym wyścigiem
W tył inszych zostawili, don Sancty z Rodrigiem.
[316]
Lubo to córka twoja, na ich proźby głucha,
Okiem im nie pobłaży, ni lamentów słucha,
I, w równéj między niemi trzymając się mierze,
Żadnemu z nich nadzieje nie daje, nie bierze,
I, nie będąc nikomu gniewna, ni życzliwa
Z ojcowskiéj ręki cale męża oczekiwa.
Gomes.
Tak też powinna czynić, oba są jéj godni,
Oba z zacnéj krwie, dziadów swoich niewyrodni.
Młodzi-ć wprawdzie, lecz i w tym wieku każdy śmiele-
Dzielność przodków ich może czytać im na czele;
Osobliwie w Rodriku skład, twarz i pojrzenie,
Pewne wielkiego serca jest wyobrażenie.
A też jego dom w sławne tak jest płodny męstwa,
Że się tam dzieci rodzą wśród wieńców zwycięstwa.
Odwagi ojca jego, niźli mu wiek siwy
Dokuczył, za niezwykłe uchodziły dziwy.
Te zmarszczki od żelaza, i poczciwe blizny
Świadczą, co on przed laty czynił dla ojczyzny.
Com w ojcu widział, tego spodziewam się w synie;
I córka moja za to nie zostanie w winie,
Że się w nim kochać będzie. Lecz, ty moje zdanie
Tając, wyrozumiéj z niej, co też rzecze na nie?
Potym mi jéj zamysły powiesz, bez przysady.
Teraz się do tajemnéj muszę śpieszyć rady,
Gdzie obiera synowi król starszego sługę,
A bez chyby ten urząd da mnie za wysługę.
To, co dla niego co dzień ręka mężna robi,
Każe mi ufać, że mię pan mój tym ozdobi.
SCENA II.
Elvira, Ximena.
Elvira.
O jak smaczna nowina tej szczęśliwéj parze,
Którą nad zwyczaj miłość głaszcze, a nie karze.
Ximena.
Cóż tam słychać, Elviro? jak nam rzeczy płyną?
Co-ć rzekł ociec? i z jaką powracasz nowiną?
Elvira.
Nie bawiąc: tak wiele ma Rodrik w téj potrzebie
Przychylności u ojca, jak łaski u ciebie!
[317]Ximena.
Siłaś to zacenieła; serce me, co mierzy
Szczęście swe krótką piędzią, ledwie-ć tyle wierzy.
Elvira.
Powiem więcéj: utwierdza i jego zaloty,
I chce, aby doznawał po tobie ochoty.
Cóż mniemasz? kiedy ociec jego w dziewosłęby
Dziś się téż wyprawuje; jeźli próżne z gęby
Puści słowo; i jeźli mógł w lepszą godzinę
Prosić o cię i wnosić za synem przyczynę!
Ximena.
Chociaż twoja życzliwość te smaki rozszerza,
Przecię im (nie wiem czemn) serce nie dowierza.
Wielkie szczęście, wielkie téż ma w sobie odmiany,
A kęs, i z gęby zginie, gdy nie obiecany.
Elvira.
Obaczysz, że się suszysz bojaźnią daremną.
Ximena.
Więc czekajmy cierpliwie, co zaś da. Pódź ze mną.
SCENA III.
Królewna, Leonora, Pacholę.
Królewna do Pacholęcia.
Pódź i powiedz Ximenie, że mię to obchodzi,
Że dziś późniéj jest u mnie, niżeli się godzi,
I że się z jéj lenistwem przyjaźń moja swarzy!
Leonora.
Co dzień widzę, królewno, ta cię żądza parzy
I co dzień pilnie pytasz, a jakoby z smutkiem:
Jakim się jej zaloty zawierszają skutkiem?
Królewna.
I słusznie téż to czynię; ona jak przez dzięki
Odebrała Bodrika za sługę z mej ręki:
I, że kocha w Rodriku, ja-m ich to złączyła,
Ja-m jéj dzikość na stronę jego zwyciężyła:
Słusznie tedy, kiedym ich dała w te okowy,
Chcę wiedzieć, jeśli mojej rady skutek zdrowy?
Leonora.
Przecie, królewno, chociaż się im dobrze dzieje,
Tobie dobra myśl ginie i serce truchleje.
[318]
Cóż jest? czy miłość, która między niemi zgodę
Czyni, tym samym wzbudza-ć w sercu niepogodę?
I to zbytnie staranie czyli stąd pochodzi,
Źe-ć się, kiedy im będzie dobrze, nie wygodzi?
Aleć moja ciekawość nazbyt w twoich gmerze
Myślach i na twój sekret naciera zbyt szczerze.
Królewna.
Już to próżno! mój się żal w swym sekrecie szerzy,
I tobie go wynurzę, im późniéj, tym szczerzéj:
Słuchaj, słuchaj, jak trudną zaczęłam robotę,
I, żałując méj troski, pochwal moje cnotę!
Wierz mi, żem długo z mocną siłą się biedziła;
Lecz mię miłość, co wszytkich wiąże, zwyciężyła.
Ten kawaler, ten młodzian, com go drugiéj dała,
Związał mię!
Leonora.
Cóż? kochasz w nim, czym się osłyszała?
Królewna.
Ach! połóż na mym sercu utrapionym rękę,
A z jego drżenia uznasz, jaką cierpię mękę!
Widzisz, jak zna zwycięscę swojego, jak rzewno
Na imię jego wzdycha!
Leonora.
Odpuść mi, królewno,
Że dla sławy, na któréj sprawy twe zawisły,
Porwę się ganić twoje tak niskie zamysły.
Takżebyć to odjęła rozsądek Wenera,
Żebyś prostego miała obrać kawalera?
Cóż rzecze Kastylia? i z jaką to sporką
Przyjmie ociec? czy nie wiesz, czyjąś ty to córką?
Królewna.
Wiem, wiem dobrze, i pierwéj wszystkę krew wytoczę,
Niż przeciw stanu mego godności wykroczę.
Gdybym ci chciała zasiądź od miłości rady,
Wywieść-bym ci to mogła przez sławne przykłady;
Że w tych związkach na cnoty patrzą, nie na ludzi,
Że, nie korona, ale godność, miłość budzi,
Lecz nie słucham miłości, gdzie idzie o sławę!
Miła mi miłość, ale dbam wraz na osławę:
I przez chwalebną pychę, wiem to, że nie może
Tylko król moje sobie obiecować łoże.
Inszy nie jest mnie godzien, i kiedym postrzegła,
Że mię miłość na stronę Rodrikową zbiegła,
[319]
Dusiłam w sobie ogień, choć z niesmakiem, nowy
I dałam w cudze, czegom nie chciała, okowy.
Zapaliłam ich ognie, żebym nie pałała,
Dałam to, czegom sama wziąć sobie nie śmiała.
Nie dziwuj-że się tedy, że myśl utrapiona,
Póki się nie pożenią, prawie we mnie kona.
Ich wesele przywróci myślom mym wesele;
Ich łożnica miłości méj pokój uściele.
Jeźli miłość za stratą nadzieje umiera,
Jeźli gaśnie, gdy jéj kto te drewka odbiera,
Jako prędko Roderik da rękę Ximenie,
Tak wraz nastąpi serca mego uzdrowienie!
Ale aż po ten termin ja-m jest bliska zguby,
I kocham w nim aż po te nieodmienne śluby.
Stąd mię tak smętną widzisz, stąd twarz łzami kąpię,
Chcę go darować i zaś darować go skąpię.
Czując cudownie w sobie rozdwojoną duszę,
Raz nim gardzę, drugi raz wzdychać za nim muszę:
Miłość mi w sercu gada, w rozumie korona,
I różnie się przeważa ta i tamta strona:
A choć ich związek pewnie skończy biedę moję,
Przecie miasto radości, z żalem się go boję:
Snadź miłość z sławą w swojéj nie ustaną zrzędzie,
Chociaż co z tego będzie i chociaż nie będzie.
Leonora.
Kiedyś mi myśli swoje tak szczerze odkryła,
Żałuję cię, co przedtym cichom cię ganiła;
Ale, kiedy przeciwko tak smacznéj chorobie
Cnotę z sławą przybrałaś za lekarstwo sobie;
Choć cię miłość na słodkie swe ponęty łowi,
Ta cię para z pomocą rozumu uzdrowi.
Czekaj od niéj ratunku, czekaj go i z nieba,
Które cnot nie próbuje, tylko póki trzeba.
Królewna.
Stracić cale nadzieję jest skończyć kochanie.
Pacholę.
Już tu przyszła Ximena na twe rozkazanie.
Królewna.
Zabaw ją, Leonoro, trochę przed pokojem!
Leonora.
To znać myślisz frasunkiem zabawiać się swojem.
[320]Królewna.
Nie: ale lepiéj, że się trochę uspokoją
Wściekłe myśli, i otrę oczy, co się znoją.
O miłosierne niebo! skąd czekam ratunku,
Ulituj się w tak ciężkim będącéj frasunku;
Skończ mój ból i ratuj mię, choć przez cudze szczęście,
Albo mi serce odmień, albo to zamęście
Ximeny pospiesz; trzema nam na tym należy;
A gdy dojdzie, ja-m wyszła i z okow i z więzy.
Ich związek, moja wolność, ten utnie me treny;
Ale się bawię długo, pódźmy do Ximeny.
SCENA IV.
Gomes, Diego.
Gomes.
Przewiodłeś! i królowi tak się podobało.
Dać ci to, co samemu mnie przynależało!
A to już cię mianował za marszałka w radzie.
Diego.
Ten urząd, który dzisiaj pan nasz na mię kładzie,.
Mając wzgląd na zasługi i na lata zeszłe,
Świadczy, że sprawiedliwie płaci służby przeszłe.
Gomes.
I królowie choć wielcy, przecie to są ludzie,
Mogą się jak my mylić i potknąć na grudzie,
I z oddania tej łaski postrzeże się drugi:
Że tu nie dobrze płacą, choć świeże zasługi.
Diego.
Szkoda się tą rozmową, boć nie miła, bawić;
Mnie ten urząd tak mogła łaska pańska sprawić,
Jako moja wysługa. Podobno w tym braku
Tyś był godniejszy; ale ja-m przypadł do smaku.
To szczęście domu mego pomnóż z twojéj strony,
I życz synowi memu z domu twego żony.
Roderik się w Ximenie kocha i ja-m chciwy
Złączyć się z domem twoim przez związek życzliwy.
Proszę, nie gardź tą prośbą i przyjm go za zięcia.
Gomes.
Kiedyś ty już marszałkiem został u książęcia,
Roderik może patrzyć wyżéj, i urzędy
Ojcowskie otworzą mu chętnie wrota wszędy.
[321]
Ty tym czasem nauczaj pilno królewica,
Co na wielkich państw wiedzieć należy dziedzica:
Jako królestwem władnąć, tak trzymać poddanych,
Jako cnotliwych głaskać, karać wyuzdanych.
Przyłącz i te, co służą do wojny nauki;
Jako się w trudy wkładać, nie wzdrygać na huki!
Robić bronią odważnie, i z konia nie zsiadać,
Iść do szturmu, a zbroje i w nocy nie składać;
Jako szykować, żeby po wygranym boju,
Zwycięstwo miał za dzieło swej prace i znoju!
Bądź mu i sam przykładem, i niechaj to widzi,
Że w tym, czego nauczasz, nikt cię nie uprzédzi.
Diego.
Co o przykłady, na co warczy zazdrość skryta,
Niech tylko dzieje moje i żywot mój czyta!
Tam obaczy w tym, co ma ręka dowodzieła,
Postępki kawalerskie i odważne dzieła:
Jako pomykać granic Pospolitéjrzeczy;
Miast dobywać, szyk stawiać, prowadzić odsieczy;
Jako wygrawać zawsze, nie cofać się krokiem;
I sławę swą rozpuszczać po świecie szerokiem.
Gomes.
Martwe to są przykłady, nie mają potęgi:
I żaden się pan wojny nie nauczy z księgi.
Ale, cóżeś téż zrobił aż w ten wiek zgrzybiały,
Z czymby me jednego dnia prace nie zrównały?
Jeżeliś ty był kiedyś, ja-m jest teraz mężny,
Ja-m podpora królestwa, ja-m jest mur potężny.
Arragon drży z Granadą, gdy ta szpada błyśnie;
Pod moje się obronę Kastylia ciśnie.
Beze mnie, dawnobyście już byli u bóla!
I gdyby mnie nie było, nie byłoby króla!
W każdy dzień Wiktorya latając nad głową,
Świeży wieniec mi kładzie i koronę nową!
Przy mnieć-by to królewic, będąc frycem w wojnie,
Napatrzył się dzieł wielkich i krwie ludzkiéj hojnie;
I patrząc, uczyłby się, jako wygrać pole,
Lepiéj niż zmarzłych bajek, i w spleśniałéj szkole.
Diego.
Próżno mię bawisz mową napoły daremną!
Bom ja cię widział służąc, i rządząc pode mną.
Gdy mnie lata dojęły, co nas wszystkich depcą,
Tyś na mym miejscu został i godnym następcą.
[322]
Twój miecz, kiedy mój stępiał, w posiłku przybywał;
Krótko: Tyś teraz tym jest, com ja przedtym bywał.
Przecie widzisz, że przy tym o urząd staraniu
Nierówne oba miejsce mamy w pańskim zdaniu.
Gomes.
Com ja zasłużył, tyś wziął, wydarszy mi prawie!
Diego.
Znać, że lepiéj zasłużył, kto cię przemógł w sprawie.
Gomes.
Ten, co go umie zażyć, godniejszy urzędu.
Diego.
Gdy go komu odmówią, znak to jest w nim błędu.
Gomes.
Przez figleś to otrzymał, jak dworzanin biegły.
Diego.
Cnota z męstwem, te same w posiłku mi zbiegły.
Gomes.
Albo raczéj krolkról chciał twe uszanować lata
Diego.
Król w tym uważał serce i sławę u świata.
Gomes.
Jeźli serce? tom ja sam na ten urząd zgodny!
Diego.
Kto go nie mógł otrzymać, znać, że go niegodny.
Gomes.
Diego.
Gomes.
Na starce ta mowa!
Godna tego, żeby wbić w gębę płoche słowa.
Diego.
Dobij mię po téj wzgardzie, która w moim domu.
Do tych czas nie usiadła na czele nikomu.
Gomes.
Na cóż się masz do broni, gdy-ć nie służą siły?
Diego.
Ach! teraz mię tak bitne ręce omyliły.
Gomes.
Odjąłem ci broń, ale pyszniłbyś się z tego,
Gdyby została w ręku męża walecznego!
Weź ją sobie; niech teraz, chociaż zazdrość zgrzyta,
Królewic życia twego historyą czyta;
[323]
Do któréj to słów lekkich słuszne pokaranie,
Za przydumek i obraz osobliwy stanie.
Diego.
Ach! raczej mię już dokończ!
Gomes.
Stało mi za dosić;
I na łacną wygraną nie chcę ręki wznosić.
Diego.
Gomes.
Ze trzy dni wytrwaj, stary grzybie,
A sama cię śmierć, bez mej pomocy, przydybie.
SCENA V.
Diego. (sam)
O smutku! o rozpaczy! o mój wieku zgniły!
Na toż-em tak długo żył! na toż mię szczęściły
Nieba! na tom osiwiał na wojnie z odwagą!
Żeby oraz me laury zwiędły tą zniewagą!
Ta ręka, która wszytkiéj Hiszpanii broni;
Ta ręka, co wyrwała ojczyznę z złéj toni;
Za którą pan zażywał śmiele odpoczynku,
Nie chce nic robić dla mnie! zdradza w pojedynku!
Ach! mojéj przeszłej sławy okrutna pamięci,
Roboto tak wielu lat, jeden cię dzień skręci?
Ach! świeży szczęściu memu przeciwny urzędzie!
Z twego stołka kark łamać niepoczciwie będzie.
Ma-ż hrabia tryumfować po swojéj robocie,
A ja umrzéć bez pomsty, albo żyć w sromocie?
Hrabio! już ustępuję-ć, i bądź ty marszałkiem!
Człowieka tu potrzeba, co ma honor całkiem.
Ja się urzędu za tym kontemptem dowodnym,
Chociaż mię król był obrał, już nie czuję godnym;
A ty naczynie kiedyś mej sławy, o broni!
A teraz, niepotrzebny ciężarze mdłéj dłoni,
Mieczu straszny, lecz kiedyś, co dziś opuszczony
Świadczysz, żem cię dla kształtu nosił nie obrony!
Idź precz od mego boku, wzgardź siły dziecięce
I, na pomstę mą, uzbrój potężniejsze ręce.
Jeźli mi Rodrik synem, niech prace nie skąpi!
Niech miłość pomście, przyjaźń gniewowi ustąpi!
[324]
Mój honor jest i jego, i taż nieszczęśliwa
Zniewaga płaszczem wstydu i jego nakrywa.
SCENA VI.
Diego, Roderik.
Diego.
Roderik.
Gdyby pytał o to
Nie ociec, doświadczyłby!
Diego.
O wdzięczna ochoto!
O godny gniewie, w którym żale me spokoję,
Z téj chwalebnéj kolery poznawani krew moję.
I młodość mi się wraca, z téj rześkiéj ochoty:
Pódź, moj syna, moja krwi, wywiedź mię z sromoty.
Pódź, zemścij się!
Roderik.
Diego.
Ostatniéj zniewagi,
Która śmiertelne dała sławie naszéj plagi,
Pogębku mnie danego; dałciby był garło,
Gdyby chęć moje słabe ramię było wsparło!
Tę broń, któréj dotrzymać nie mogłem, i razem
Oddaję-ć w lepsze ręce pomstę swą z żelazem.
Idź! i nie dawaj po świecie krzywdzie mojéj chodzić;
Tylko krwią ten się może raz zmyć i nadgrodzić.
Umrzyj, albo go zabij. A tegoć nie taję,
Że-ć męża walecznego do rozprawy daję.
Widziałem, gdy sam a sam gnał przed sobą kupy,
I w bitwach, jako wałem, otaczał się trupy.
Roderik.
Nie baw, ojcze, a imię powiedz mi co prędzéj.
Diego.
Powiem, ale to imię przestraszy cię więcéj!
Większéj będąc niż rycerz, niż kawaler ceny,
Bo to...
Roderik.
[325]Diego.
Roderik.
Diego.
Stój tak! Wiadome są mnie twe zapały.
Ale niegodzien i żyć, kto w sławie niedbały!
Im milszy kto uraził, tym cięższa uraza.
Krótko: wiesz kontempt, wiesz, kto i masz dwie żelaza.
Więcéj ci nic nie mówię. Mścij się, a tym czynem
Pokaż się godnym ojca takiego być synem.
Ja ten przypadek będę łzami aż do grobu
Płakał, a ty idź, bież, leć i mścij się nas obu.
SCENA VII.
Roderik. (sam).
Do gruntu serca przebity
Niespodziewanym nigdy a śmiertelnym sztychem,
Stradny zemściciel krzywdy, która głosem cichem
Woła pomsty, mizernie nieszczęściem nakryty,
Stawam jak wryty.
I duch mój, wzięty na noże,
Odporu dać nie może.
Jużem bliski był miłości korony —
Ach, serce, uderz w treny! —
A teraz ociec mój jest znieważony,
A co znieważył, ociec jest Ximeny.
Niesłychaną cierpię mękę.
Równo miłość i honor każą sobie płacić,
Ten mścić ojca, a tamta kochanki nie tracić.
Ten mi rozżarza serce, tamta trzyma rękę.
Muszę albo miłości wiernéj chybić toru,
Albo żyć bez honoru.
Z obudwu stron ból znoszę niepojęty.
Ach, serce, uderz w treny!
Maż to mój ociec połknąć kontempt wzięty?
Mam-że ja karać zań ojca Ximeny?
Honor! miłość! ojcze! panno!
Niemiłosierne prawo, gwałcie niejedaki, (?)
Albo mi sławę bierzesz, albo wszytkie smaki.
Tak-em niegodzien i żyć, a tak serce ranno;
[326]
Smaczne a wraz okrutne respekty, które mi
Afektami różnemi
Myśl rozdzieracie mężną i miłosną,
Takąż-to macie cenę,
Że z was i siły słuszne pomście rosną
I z waszéj zrzędy mam stracić Ximenę?
Ach! lepiej umrzéć sto razy!
Tyle-m ja mojéj pannie, jak ojcu powinien.
Kto się mścić chce, ten będzie niełaski jéj winien.
A ja się śmierci boję mniéj, niż jéj urazy.
Więc tę śmierć, którą gdyby niełaska sprawiła,
Nieznośniejszaby była,
Poprzedźmy chętnie; a kiedy tak nieba
I niechętne przejrzenie
Każą, umrzyjmy, kiedy umrzéć trzeba,
Ale nie dajmy przyczyny Ximenie.
Umrzéć, a nie zniosszy sromu,
Szukać śmierci? skryć się w grób sławie méj śmiertelnéj,
Wytrwać, że Hiszpania za dowód rzetelny
Będzie miała, żem nie mógł szczycić swego domu?
Zasłaniać się miłością, która dokończona,
Z śmiercią moją wraz skona.
Ach! nie słuchajmy więcej zdradnych myśli,
Które nas na hak żeną.
To rzecz, żebyśmy z honorem stąd wyśli,
Gdy po staremu (?) rozstać się z Ximeną.
To jest rzeczą oczywistą,
Żem dawniéj jest pod rządem ojca niźli panny.
Mszcząc się ojca, choć umrę z bólu albo ranny,
Oddam ojcu, jakom wziął, krew bez zmazy czystą.
Grzech-to, żem się rozmyślał i gniewał niedbale.
Bieżmy do pomsty cale
I, za czas marnie wstydząc się zgubiony,
Nie miejmy tego w cenie,
Kiedy ociec mój zostaje zelżony,
Że, kto go zelżył, ojcem jest Ximenie.
|