<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Czarne Indye
Rozdział Pod ziemią Zjednoczonego Królestwa.
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Indes noires
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ III.
Pod ziemią Zjednoczonego Królestwa.

Dla lepszego zrozumienia niniejszej powieści, musimy przypomnieć czytelnikom pochodzenie węgla kamiennego. Podczas formacyi geologicznych, kula ziemi otoczoną była gęstą atmosferą przesiąkniętą parami wodnemi i kwasem węglowym. Stopniowo pary te zgęstniały w formę deszczów potopowych, które padały jakby wyrzucone z miliona miliardów butelek wody selcerskiej. I w istocie był to jakiś płyn nasycony kwasem węglowym, który potokiem spływał na grunt miękki, źle ubity, skłonny do zmian szybkich lub powolnych, pozostający w tym stanie półpłynnym zarówno pod działaniem promieni słonecznych, jako też żalu wewnętrznego. Ten żar wewnętrzny nie był jeszcze skoncentrowany w środku kuli ziemskiej. Skorupa ziemska, niezbyt gruba i nie zupełnie twarda, wypuszczała te ognie przez wszystkie pory. Stąd i roślinność nad­zwyczajna, taka, jaka się zapewne znajduje na powierzchni planet, jak Wenus lub Mer­kury, bardziej zbliżonych do słońca niż ziemia.
Grunt lądu, źle jeszcze zbity, pokrył się olbrzymimi lasami. Kwas węglowy, tak po­trzebny do rozwoju królestwa roślinnego, rozlanym był obficie. To też rośliny rozwijały się bujnie w formie drzewnej. Nie było ani jednej rośliny trawiastej. Wszędzie widniały olbrzymie gęstwiny drzew, bez kwiatów, bez owoców, o monotonnym wyglądzie, i nie mo­gące dać pożywienia żadnej żywej istocie. Ziemia przeto nie była jeszcze gotową do przyjęcia królestw a zwierząt.
Czy chcecie wiedzieć z czego się składały te lasy przedpotopowe? Przeważała w nich klasa krytopłciowych roślin waskularnych. Kalamity, odmiana trawy drzewiastej, lepidodendrony, rodzaj olbrzymich likopodów wysokich na dwadzieścia pięć do trzydziestu metrów, szerokich zaś na metr jeden u samej podstawy, asteropile, paprocie olbrzymich rozmiarów, których odbicie znaleziono w kopalniach świę­tego Stefana — wszystkie te rośliny wielkie podówczas, a obecnie możliwe do odszukania zaledwie w najlichszych gatunkach; takimi były w tej epoce okazy Flory w nielicznych odmianach, ale olbrzymie w rozwoju swoim, zapełniające wszystkie bez wyjątku lasy.
Drzewa te zapuszczały korzenie swoje w olbrzymią lagunę, nadzwyczaj wilgotną z powodu połączenia wód słodkich i mor­skich. Wchłaniały w siebie chciwie kwas wę­glowy, który po trochu zabierały z atmosfery i rzec można, przeznaczone były do składania go w formie węgla we wnętrzu kuli ziem­skiej.
Była to w istocie epoka trzęsień ziemi i po­ruszeń gruntu, wynikłych z rewolucyi we­ wnętrznych i pracy plutonicznej, które zmie­niały nagle zarysy jeszcze niepewne powierz­chni ziemi.
Tu tworzyły się wywyższenia, które na­stępnie zamieniały się w góry; tam znowu otchłanie, które zapełnić miały oceany i morza. Wtedy lasy całe zagłębiały się w skorupę ziemską, po przez pokłady ruchome, aż zna­lazły pod powierzchnią punkt oparcia, jakiś grunt pierwotny skał granitowych lub też przez samo nagromadzenie swoje, utworzyły całość odporną.
W istocie cały gmach geologiczny przed­stawia się we wnętrzu ziemi w następującym porządku: grunt pierwotny, pokryty pokładem złożonym z ziem pierwszorzędnych, następnie ziemie drugorzędne, których pokłady węglowe zajmują niższe piętro, potem ziemie trzecio­rzędne, a ponad niemi grunt, podlegający uprawom dawniejszym i obecnym.
W tej epoce, wody, których żadne nie wstrzymywały łożyska i które przez ogrzewa­nie, tworzyły się na wszystkich punktach kuli ziemskiej, toczyły się z łoskotem, urywając skałom, ledwie co utworzonym, materyał skła­dowy łupku, piaskowca, wapna.
Wody te zatrzymując się ponad zatopio­nymi lasami, składały żywioły gruntów, które następnie stanowiły wierzchnią warstwę ziem węglastych. Z czasem — liczącym się na mi­liony lat, grunty te stwardniały, ułożyły się w warstwy łupku, gliny suchej i lepkiej, żwiru i kamieni ponad całą masą zapadłych lasów.
Cóż się działo w tym olbrzymim kotle, gdzie zatopione materyały roślinne gromadziły się w różnych głębokościach?
Utworzyło się praw dziwe laboratorym che­miczne. Cały kwas węglowy zawarty w tych roślinach zamieniał się w węgiel pod wpły­wem ogromnego ciśnienia i wysokiej tempe­ratury, którą sprowadzały ognie wewnętrzne, tak blisko niego podówczas leżące.
Tak więc jedno królestwo następowało po drugiem w tej powolnej ale nieustannej prze­mianie. Roślinność przemieniła się w mine­rały. Wszystkie te rośliny, które żyły życiem czynnem na powierzchni globu, we wnętrzu jego kamieniały. Niektóre okazy zamknięte w tym wielkim zielniku, nie tracąc formy pierwotnej, pozostawiały ślady swoje na in­nych prędzej od nich skamieniałych, które je ściskały jak w prasie hydraulicznej, nieobliczonej siły. Równocześnie, skorupki ślimacze, a nawet całe żyjątka, jak gwiazdy morskie, polipy, nawet ryby i jaszczurki, przyniesione z wodami pozostawiały na węglu miękki jeszcze swój odcisk czysto zarysowany i do­skonale wyraźny[1].
Zdaje się, że nacisk odegrał znaczną rolę przy tworzeniu się pokładów węglowych. W istocie od siły tegoż nacisku zależne są rozmaite rodzaje węgla używanego w prze­myśle.
W najniższych więc pokładach gruntu wę­glowego pojawia się antracyt, który prawie zupełnie pozbawiony materyi lotnej, gazu, zawiera największą ilość węgla palnego. W wyż­szych warstwach ukazują się przeciwnie, li­gnit i drzewo zwęglone, materyały w których ilość węgla palnego jest o wiele mniejszą. Pomiędzy temi dwiema warstwami, stosownie do stopnia ciśnienia, jaki otrzymały, spoty­kamy żyły grafitu, węgiel tłusty lub chudy. Można prawie z wszelką pewnością twierdzić, że tylko z braku ostatecznego ciśnienia war­stwa bagnistego torfu nie została zwęgloną.
Tak więc pochodzenie pokładów węgla w jakimkolwiek bądź punkcie kuli ziemskiej byśmy je odnaleźli, jest następujące: pochło­nięcie przez skorupę ziemską wielkich lasów epoki geologicznej, później zwęglenie roślin po pewnym czasie, pod wpływem ciśnienia i gorąca i pod działaniem kwasu węglowego.
Jednakże, natura tak szczodra zwykle, nie zatopiła dosyć lasów, ażeby ich eksploatacya trwać mogła lat tysiące. Węgiel wyczerpie się kiedyś, jest to rzecz pewna. Świat maszyn zo­stanie skazany na świętowanie bezterminowe w świecie całym, jeżeli jaki nowy materyał opałowy nie zostanie wynalezionym do zastą­pienia węgla. Przyjdzie czas, że już nie będzie pokładów węgla, chyba te, które leżą pod wiecznymi lodami w Grenlandyi, okolicy mo­rza Baffińskiego i których wydobycie jest pra­wie niepodobieństwem. Taki czeka los w przyszłości cały świat przemysłowy. Baseny wę­gla w Ameryce tak nadzwyczajnie bogate jeszcze, nad jeziorem Słonem, w Oregon, w Kalifornii, przestaną kiedyś istnieć. Tak samo będzie z pokładami gór Alleghani, w Pen­sylwanii, Wirginii, Illinois, Indianie i Missouri. Chociaż pokłady węgla w Północnej Ameryce są dziesięć razy większe od wszystkich pokła­dów świata całego, to jednak sto wieków nie upłynie a potwór o milionowej paszczy, prze­mysł, pożre ostatni kawałek węgla na całej kuli ziemskiej.
W starym świecie brak się da prędzej uczuć niż w nowym. Istnieją w prawdzie po­kłady węgla kamiennego w Abisynii, w Natalu, Zambezie, Mozambiku, na Madagaskarze, ale eksploatacya ich regularna przedstawia naj­większe trudności. Kopalnie w Birmanii, w Chi­nach, Kochinchinach, Japonii, Azyi środkowej, zostaną szybko wyczerpane.
Anglicy opróżnią niebawem Australię z wę­gla dosyć obficie umieszczonego w jej wnę­trzu, zanim jeszcze dzień nadejdzie, gdy zbraknie węgla w Zjednoczonem Królestwie.
Zobaczmy cyfry, które nam wykażą ilość węgla wydartego z ziemi i spalonego od od­krycia pierwszych pokładów. Baseny węglowe w Rosyi, Saksonii i Bawaryi wynoszą sześć kroć sto tysięcy hektarów, w Hiszpanii sto pięćdziesiąt tysięcy. Baseny w Belgii, długie na czterdzieści mil, szerokie na trzy mile, li­czą również sto pięćdziesiąt tysięcy hektarów. We Francyi, basen pomiędzy Loarą a Rodanem, liczy około trzysta pięćdziesiąt tysięcy hektarów.
Krajem najbogatszym w kopalnie węgla, jest niezawodnie Zjednoczone Królestwo. Z wy­jątkiem Irlandyi, gdzie brak prawie zupełny minerału palnego, Anglia i Szkocya posiadają ogromne pokłady węglowe. Skarby te jednak wyczerpać się muszą, jak wszystkie skarby na świecie. Największy z różnorodnych tu basenów, basen Newcastle, który zajmuje podziemne grunta całego hrabstwa Nothumberland, wydaje rocznie do trzydziestu milionów beczek, czyli prawie trzecią część potrzebnego w Anglii opału a prawie dwa razy tyle co wynosi produkcya francuska. Basen księstwa Walii, który zgromadził całą prawie ludność i górników w Cardiff, Swansea, Newport, wy­daje rokrocznie dziesięć milionów tonn tego węgla tak poszukiwanego, który nosi jego nazwę. W środku Anglii znajdujemy baseny hrabstwa York, Lancaster, Derby, Stafford, mniej wprawdzie obfite ale jednak dosyć znaczne. Nareszcie w tej części Szkocyi po­między Edynburgiem a Glasgowem rozciągają się jedne z najbogatszych pokładów Zjednoczonego Królestwa. Ogólna liczba tych wszyst­kich basenów wynosi do 1,600,000 hektarów i wydaje rocznie do 100,000,000 beczek czar­nego węgla.
Mniejsza z tem! Zapotrzebowanie tak będzie wielkie na potrzeby przemysłu i handlu, że te skarby zostaną wyczerpane. Trzecie tysiącolecie ery chrześciańskiej nie minie a ręką górnika wypróżni w Europie te składy, w których podług trafnie użytego wyrażenia skoncentrowało się gorąco słoneczne pierwszych czasów tworzenia [2].
Otóż w czasie, w którym się rozgrywa historya przez nas opisana, jedna znajznaczniejszych kopalni basenu szkockiego została wyczerpaną w skutek zbyt nagłej eksploata­cyi. W istocie w tem terytoryum, które się rozciąga pomiędzy Edynburgiem a Glasgo­wem na szerokości średniej od dziesięciu do dwunastu mil, znajdowała się kopalnia Aberfoyle, w której inżynier James Starr, tak długo robotami kierował.
Od dziesięciu lat jednak, kopalnia ta zo­stała opuszczoną. Nie można było znaleźć no­wych pokładów chociaż zapuszczono sondy do głębokości 1,500 a nawet 2,000 stóp i skoro James Starr się oddalał, był przekonanym, że najcieńsza żyła została już zupełnie wyczerpaną.
Niezawodnie, że w takich okolicznościach odkrycie nowego pokładu węglowego w głę­biach tego podziemia uważanem być mogło za nadzwyczajne zdarzenie. Czy wiadomość oznajmiona przez Szymona Ford odnosiłaby się do tego faktu? pytał się James Starr sam siebie i tego pragnął się dowiedzieć.
Jednem słowem czyżby istniał nowy zaką­tek tych bogatych Czarnych Indyi, do któ­rego zdobycia go powoływano? Chciał temu wierzyć.
List drugi na chwilę zmienił jego poglądy w tej mierze, ale obecnie nie myślał już o nim. Zresztą syn starego nadsztygara czekał go na oznaczonem miejscu.
W chwili, gdy inżynier wysiadał z wagonu, młody człowiek zbliżył się do niego.
— Ty jesteś Henryk Ford? — zapytał żywo James Starr bez wstępu.
— Tak jest, panie Starr.
— Byłbym cię nie poznał, mój chłopcze! Prawda, że to już dziesięć lat, wyrosłeś na mężczyznę!
— Ja pana zaraz poznałem — odrzekł młody górnik, trzymając ciągle kapelusz w rę­ku. — Pan się nic nie zmienił. Pan to mnie ucałował w dniu pożegnania przed sztolnią Dochart. Takich rzeczy się nie zapomina.
— Włóżże mój Henryku kapelusz na gło­wę — rzekł inżynier. — Deszcz leje strumie­niem i przez grzeczność zakatarzysz się jeszcze.
— Czy pan nie zechce przeczekać w sali aż deszcz przejdzie? — zapytał Henryk Ford.
— Nie, nie, mój chłopcze. Deszcz nie przej­dzie, będzie padał dzień cały, a mnie pilno. Idźmy.
— Jestem na pańskie usługi — odrzekł młody człowiek.
— Powiedz no mi Henryku, jak się miewa twój ojciec.
— Zdrów zupełnie, panie Starr.
— A matka?
— Matka również.
— Czy to twój ojciec pisał do mnie, pro­sząc bym przybył do szybu Yarow?
— Nie panie, to ja.
— A może Szymon Ford pisał jaki drugi list, odwołujący to zaproszenie? — zapytał żywo inżynier.
— Nie, panie Starr, ojciec mój nic nie pisał.
— To dobrze! — odrzekł James Starr, nie wspominając nic o anonimowym liście.
A potem dodał:
— Czy nie możesz mi powiedzieć czego stary Szymon żąda odemnie?
— Panie Starr, mój ojciec chce sam o tem z panem pomówić.
— Ale ty wiesz o co chodzi?
— Wiem panie.
— To dobrze, nie pytam się więcej. W dro­gę tedy, bo pilno mi rozmówić się z Szymo­nem Ford. Ale, ale, gdzie mieszkacie?
— W kopalni.
— Jakto? W sztolni Dochart?
— Tak panie.
— Jakżeż to być może! A więc twoja ro­dzina nie opuściła kopalni po ukończeniu robót?
— Ani na dzień jeden. Pan zna mego ojca, panie Starr. Tam się urodził, tam pragnie umrzeć.
— Rozumiem cię Henryku... rozumiem. To jego rodzinne miejsce ta kopalnia! Nie chciał jej opuścić. I podoba wam się tam?
— Bardzo, proszę pana — odrzekł młody górnik. — Kochamy się serdecznie i nie wiel­kie mamy potrzeby.
— A więc, Henryku, w drogę!
I James Starr idąc za Henrykiem, zapuścił się w kręte uliczki miasta Callander.
Po dziesięciu minutach wychodzili z miasta.







  1. Trzeba zresztą zaznaczyć, że wszystkie te rośliny, których odciśnięcia zostały znalezione, należą dzisiaj do gatunków pojawiających się w strefach podrównikowych. Z tego wnosić można, że podówczas gorąco było jednakie na całej kuli ziemskiej, przynoszone bądź przez prądy wód gorących, bądź przez ognie wewnętrzne, które wydobywały się przez pory skorupyziemskiej. W ten sposób łatwo sobie wytłómaczyć tworzenie się pokładów węglowych pod wszystkiem i szerokościami ziemi.
  2. Obliczenia poczynione w Europie co do wypotrzebowania węgla, podług danych z lat ostatnich przepowiadają, że węgiel się wyczerpie:
    we Francyi za lat
    1,140.
    w Anglii
    800.
    w Belgii
    750.
    w Niemczech
    300.

    W Ameryce pokłady, wydając 500,000,000 tonn rocznie, będą mogły istnieć 6,000 lat.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Anonimowy.