Czarnoksiężnik Twardowski/Ustęp pierwszy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Czarnoksiężnik Twardowski
Podtytuł Dwa ustępy z dramatu osnutego na podaniach gminnych
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst „Czarnoksiężnika Twardowskiego“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



USTĘP PIERWSZY.
PAŁAC.
Wspaniała komnata — po jednej i drugiej stronie, fantastyczne karjatydy utrzymują strop z rzeźbą złoconą; — głąb’ sceny zajmuje w ścianie ogromne zwierciadło. — Noc — w wazonach alabastrowych palą się kadzidła — przy ścianach lampy różnokolorowe, stłumione rzucają światło; — po jednej stronie: stół kobiercem okryty, na którym leżą wielkie księgi i cały przyrząd czarnoksięzki i astrologiczny, a między tym laska czarnoksięzka; po drugiej: na sofie perskim okrytej kobiercem, wśród jedwabnych poduszek, złotemi frendzlami i kutasami obszytych, w chińskiej jedwabnej czarnej szacie ze smokami, śpi Twardowski.
Chór duchów piekielnych.

Czuwajmy! czuwajmy
Nad duszą, gdy we śnie!
Niech promień anioła
Nie wciśnie się w nią.
Po kropli — wsączajmy
Jad, gorycz i pleśnie,
Niech razu nie zdoła
Czystą zalśnić łzą.

Niech myśli szalone,
Jak wichry śród morza
Targają wciąż — duszą,
I pędzą — w bezdroża!

(Twardowski zrywa się ze snu).
Twardowski.

Jak mnie sny męczą! — hej!... przybądź szatanie!

(do Szatana, który wystąpił z pod ziemi).

Nową rozrywką wstrząśnij umysł mój...

Szatan.

Chcę być posłusznym — choć wyznam ci panie,
Że mych pomysłów wyczerpnął się zdrój.

Twardowski (z ironją).

O nędzny karle! takaż twa potęga?...
Gdzież — nieprzebranych uciech obietnice?

Szatan.

Roskoszy ludzkich wprawdzie spora księga,
Aleś z niej wszystkie wykradł tajemnice...
Żyłeś zbyt prędko... puściwszy swe żagle
Na morze uciech — zużyłeś się nagle...

Twardowski (z gniewem).

Milcz! bo powściągnę twój język zuchwały! —
Nadwornym błaznom pozostaw morały;
Kiedyś niewolnik, czyń to, co ci każę.
Wiesz, jakie prawo nad tobą mi służy!

Szatan.

Mistrzu! tem słowem niech cię nie obrażę,
Że już przy tobie nie wytrzymam dłużéj.
Chwili wytchnienia nie ma wierny sługa,
Wprzągłeś mię gorzej niż wołu do pługa,
A wiedzion chęcią dokuczania wściekłą,
We dnie i w nocy, i lądem i morzem,
Jakby na zaciąg pędzisz całe piekło,
Że już w tej pracy odetchnąć nie możem.
Posłuszni na twe najmniejsze skinienia,
Szalone chęci, najdziksze marzenia
Musimy spełniać... — Na twoje rozkazy,
Z Karpat nad Bałtyk przenosimy głazy;
Wieszamy mosty po szczytach Krępaku,
Całe jeziora dźwigamy w przetaku.
Co było skarbów zaklętych wśród ziemi,
Co ze skrzyń skąpców nasz fortel wyłupił,
Jużbyś królestwo za to złoto kupił,
Które rozrzucasz garściami pełnemi.
A teraz policz codzienne pustoty,
Zwady i gwałty, i piekielne psoty...
Po drogach, karczmach, po wioskach i w mieście,
Gry i hulanki, i sprawki niewieście,
Gdziem nieraz musiał własny grzbiet nadstawić,
By cię od guzów lub stryczka wybawić.

(po chwili milczenia)

Mógłbyś już sobie i nam pofolgować,
Wypocząć chwilę — za błędy żałować —
A wziąwszy kosztur i sakwy pielgrzymie,
Przejść się... i osiąść na dewocyi — w Rzymie...

Twardowski (śmiejąc się).

Cha, cha, cha! widzę dobrze jesteś kuty,
Tylkoż czas mojej nie nadszedł pokuty...
A nim nadejdzie — jeszcze bardzo długo
Musisz być sprawnym i posłusznym sługą...
Pierw... chcę rozkoszy czarę spełnić do dna; —

(po chwili namysłu)

Kiedy twa głowa w pomysły niepłodna,
Czekaj — to z mojej tryśnie zdrój obfity.
Ukaż mi zaraz oblicze
Czyste, czarowne, dziewicze,
Najpiękniejszej żyjącej kobiety.

Szatan (po chwili także namysłu).

Ona śpi teraz...

Twardowski

Najlepiej, gdy senna —
Natura w stroju powszednim się chwyta,
A cóż dopiero... kobiéta,
Istność co chwila odmienna.

Szatan. (bierze ze stołu laskę czarnoksięską i dotykając nią zwierciadła)

Więc patrz!...

(w zwierciedle ukazuje się cela sklepiona, oświecona lampką wiszącą przed obrazem Matki Boskiej Częstochwskiej — klęcznik — łoże skromne, na którem w powabnym nieładzie, przez pół okryta, śpi Hanna. — Anioł stróż, z założonemi na krzyż rękami, stoi nad jej wezgłowiem).
Twardowski
(przybliża się do zwierciadła i mówi z zachwyceniem).

Przedziwny wdzięków zbiór!...
Co za miłosne form zagięcia!
Wszystkich roskoszy wzór,
Zwianych, w niewinność dziecięcia!
Jak czyste serce musi bić
Przy tak spokojnem piersi tchnieniu;
I jakież ognie muszą lśnić
W czarownem ócz spojrzeniu!...

Szatan (na stronie)

Namiętny wzrok
Zatapiaj w ten obraz luby,
To pierwszy krok
Na drodze do twej zguby.

Twardowski

Czuję... jak wre
Pierś ma gwałtownym płomieniem;
Serce się rwie
Za tem ułudnem widzeniem...
Słyszę pęd krwi,
Jak burzą targa każde tętno...
Obłęd mnie ćmi
Pędzony falą namiętną!...

Szatan (na stronie)

Trzeba mu dolać żaru
W postaci kropel nektaru.

(głośno)

Mistrzu! chcesz może podsłuchać
Jaki jest wątek jej marzeń i czuć?...
Mogę ci piękną zbudzić...

Twardowski (z zapałem).

Ach! zbudź ją!... zbudź!

(Szatan dotyka łaską zwierciadła — Hanna ma sen niespokojny — w końcu się budzi).

Hanna przeciera oczy, ogląda się z obawą, nareszcie uspokojona widokiem celi, mówi:

Ach! to widzenie jakże mnie strwożyło!
O jak to dobrze, że się tylko śniło!...
Byłam w ojczystym domu. — Już pszczół roje
Brzękiem witały błyszczący się ranek,
Kiedy pobiegłam między grządki moje
Do ziół i kwiatów — moich wychowanek.
Tam róże, lilje i modre powoje,
W świeży na głowę chciałam upleść wianek:
I kiedy z niemi rozmawiam — schylona,
Śnieżny gołąbek spadł mi na ramiona.
„Porzuć te kwiaty, leć ze mną do góry,
Tam, z nieuwiędłych uwijesz twój wieniec.“
— „O ptaszku! rzekłam, jakiemiż ja pióry
Zdołam przelecić powietrzny gościeniec.“
— „Hanno! za skrzydła stanie duch pokory
A tam, z nagrodą czeka oblubieniec, —
Próbuj a wzlecisz!“ — i frunął ku górze
Po nim smug jasny pozostał w lazurze.

I jakaś błogość me serce owiała,
Kiedym się wznosić poczęła od ziemi;
Nie... nie na skrzydłach, bom skrzydeł nie miała,
Ale promieńmi z duszy idącemi.
Raz na ten podół jeszczem wejrzeć chciała
I z wspomnieniami pożegnać się niemi,
Kiedy ptak czarny uderzył ze strony,
I jak gołąbkę chciał porwać w swe szpony.
Ten ptak mnie zbudził...

(składając ręce do obrazu Matki Boskiej)

O Matko Boża!...
Odstrasz go... odstrasz... od mojego łoża.

(usypia)

Twardowski (na stronie)

Myśli jej czyste, jak wody krynicy,
Żadnym wyziewem ziemskim niezmącone...
Może me serce tchem piekieł spalone
Odetchnie wolniej, kiedy go owieje
Anielski oddech dziewicy,
Może mu wróci straconą nadzieję?...

(głośno i z mocą)

Szatanie!

Szatan.

Słucham cię panie.

Twardowski.

Do jej komnaty ukaż mi drogę...

Szatan.

Mistrzu! nie mogę,
To moją władzę przechodzi już...
Wszak widzisz, że u jej łoża
Po jednej stronie... Matka Boża...
Po drugiej... Anioł-stróż

Twardowski.

Ha!... to sam trafię bez twojej pomocy, —

(posuwa się ku zwierciadłu, widzenie znika)

Gdzież jest? — o wstrzymaj lube widziadło!
Nie chcesz? — więc ja się mam dręczyć w ułudzie?
Cudów nie dotknąć a marzyć o cudzie?

(porywa za sztylet i uderza)

Ha!... raz przepadnij ty piekielna mocy!

(zwierciadło rozpada się na wiele części)

Szatan.

Niebaczny! — po cóż rozbiłeś zwierciadło?
W niem — twej fantazyi zlewały się skarby! —
Jak malarz w płótno wciela swoje farby,
Tak na powierzchni tego lustra czystéj,
Myśl twoja... brała byt swój rzeczywisty.
Co była zdolna stworzyć śród zapału,
Proch odziać w skrzydła, wznieść do ideału;
Co z różnych cząstek rozpierzchłych w przestrzeni,
Zlać w jednę całość... w grę światła i cieni,
Atom w olbrzyma dźwignąć... z pyłu kwiatów
Myrjady nowych wyprowadzić światów;

To wszystko — w dziwnem zwierciadła przezroczu,
W iskrach jutrzenki, w barwach tęczy grało.
Bo świat ten ziemski, ani takich wzorów,
Ani tak cudnych nie odbił kolorów,
Jakie dla twoich jawiły się oczu...
A tyś je rozbił! — cóż ci więc zostało?
Proch... ziemia... błoto!...

Twardowski.

Ej! szatanie,
Widzę zarywasz na nudne kazanie,
Zostaw je mnichom — wróć do własnej roli,
Mówmy... o pięknej naszej nieznajoméj.
Ty, tak przebiegły... wszystkich spraw świadomy,
Pewnie masz różnych notatek do woli...

Szatan (przerywając).

Cóż to? — czy chcesz mnie postrzydz w kanoniki,[1]
Abym wam nudne spisywał kroniki?
Od takiej pracy — uniżony sługa.

(po chwili milczenia).

O niej ci powiem, bo powieść niedługa.
Jest to sierota, jednego ma brata,
Który wesoło umie zażyć świata;
Panu Staroście, jest bardzo na rękę,
Że siostra wdzieje zakonną sukienkę;
Bo posag znaczny... Niby dla poloru,
Pomimo wezwań z królewskiego dworu,
Wolał sierotę oddać do klasztoru,
Gdzie baby tak jej przewróciły głowę,

Że wszelkie względy i myśli światowe
Usnęły w duszy — a szkoda dziewczyny...
W ciągu tygodnia będą obłóczyny.

Twardowski (z radością).

Więc mieć ją będę.

Szatan.

Za skutek nie ręczę.
Przystępy do niej mocno są strzeżone;
Łatwiej osmalić siedmiobarwną tęczę,
Niż zwichnąć serce wiarą oświecone.

(po chwili namysłu)

Chyba że tam,
W to serce świeże, przez nieostrożność,
Wkradnie się miłość — a za nią próżność,
Wtenczas... ja przystęp mam.

(po chwili milczenia)

Jeśli chcesz — szczęścia możemy próbować!

Twardowski (z radością).

Prowadź mnie, prowadź!

(odchodzą)

Chór duchów piekielnych.

Ścigajmy!... ścigajmy!..
W ślad za nim, my duchy,
Silnemy podmuchy
Niećmy... żądzy skrę.

I wciąż w nią dmuchajmy...
Aż istność płonąca,
Jak gwiazda lecąca
W żużel zwęgli się.
Aż duszę nieczystą
Z tych żużli wyrwiemy,
I w kąpiel ognistą
W głąb’ piekła rzuciemy.







  1. Alluzya do Janka, Archidyjakona Gnieźnieńskiego i Długosza, polskich Kronikarzy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.