Czerwone i czarne (Stendhal, 1932)/Tom I/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł Czerwone i czarne
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych
M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Le Rouge et le Noir
Podtytuł oryginalny Chronique du XIXe siècle
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIII. AŻUROWE POŃCZOCHY.

Powieść, jestto zwierciadło, które obnosi się po gościńcu.
Saint-Real.

Ujrzawszy malownicze ruiny starego kościoła w Venge, Juljan zauważył, że od przedwczoraj ani razu nie pomyślał o pani de Rênal. — W dniu kiedy puszczałem się w drogę, ta kobieta przypomniała mi nieskończoną odległość jaka nas dzieli: potraktowała mnie jak wyrobnika. Z pewnością chciała tem wyrazić żal, że pozwoliła mi ściskać swą rękę poprzedniego wieczora... Bądź co bądź, śliczna ręka! a co za wdzięk, co za godność!
Możliwość zrobienia majątku przy Fouquém złagodziła niejako tok myśli Juljana; ubóstwo i nicość przestały go tak upokarzać. Spoglądał na świat niby z wyniosłego cypla; wznosił się nad krańcową nędzę, oraz nad dostatek który jeszcze nazywał bogactwem. Nie umiał się zdobyć na filozofję, ale miał tyle jasności spojrzenia aby się czuć innym po tej wycieczce.
Uderzyło go głębokie wzruszenie, z jakiem pani de Rênal wysłuchała sprawozdania z podróży, poprosiwszy go o nie.
Fouqué miał na sercu niedoszłe małżeństwo, zawód miłosny; zwierzył się obszernie Juljanowi. Dostąpiwszy szczęścia zbyt wcześnie, spostrzegł, że nie on jeden cieszył się względami ukochanej. Zwierzenia te uderzyły Juljana; dowiedział się wielu rzeczy nowych. Jego samotne życie, utkane z marzeń i nieufności, trzymało go zdala od wszystkiego coby go mogło uświadomić.
Podczas jego nieobecności, życie było dla pani de Rênal pasmem udręczeń wręcz nie do zniesienia; była naprawdę chora.
— Przedewszystkiem, rzekła do niej pani Derville widząc Juljana z powrotem, nie chodź wieczorem do ogrodu; wilgoć zaszkodziłaby ci.
Pani Derville ujrzała ze zdumieniem, że przyjaciółka, którą mąż łajał zawsze za nadmierną skromność w ubraniu, włożyła ażurowe pończochy i śliczne sprowadzone z Paryża pantofelki. Od trzech dni, jedyną rozrywką pani de Rênal było przykrawanie i szycie z Elizą letniej sukni, z ładnej i modnej lekkiej materji. Suknię ukończono tuż po przybyciu Juljana; pani de Rênal włożyła ją natychmiast. Przyjaciółka nie miała już wątpliwości. Kocha go, nieszczęśliwa! rzekła sobie pani Derville. Zrozumiała całą tę dziwną chorobę.
Widziała, jak pani de Rênal rozmawiała z Juljanem. Bladość zajęła miejsce rumieńca; we wzroku utkwionym w oczach młodego preceptora malował się lęk. Czekała że powie coś stanowczego, czy zostaje w domu czy też odchodzi. Juljan nie odzywał się ani słowa w tym przedmiocie, nie myślał zresztą o tem. Po straszliwych walkach, pani de Rênal ośmieliła się rzec drżącym głosem, w którym odbijała się cała jej miłość:
— Czy opuści pan swoich uczniów dla innej posady?
Drżący głos i spojrzenie pani de Rênal uderzyły Juljana. — Ta kobieta kocha mnie, pomyślał; ale, skoro się upewni że zostanę, odzyska dawną pychę, pożałuje przelotnej słabości. W mgnieniu oka ogarnął sytuację i odparł z namysłem:
— Bardzoby mi było przykro opuścić dzieci tak miłe i tak dobrze urodzone, ale może będzie trzeba. Mam obowiązki i względem siebie.
Wymawiając owo dobrze urodzone (jedno z arystokratycznych wyrażeń, których nauczył się od niedawna) Juljan doznał uczucia wstrętu.
— W oczach tej kobiety, ja (mówił sobie) nie jestem dobrze urodzony.
Słuchając go, pani de Rênal podziwiała jego inteligencję, urodę; serce się jej ściskało na myśl o rozstaniu. Znajomi, którzy, w nieobecności Juljana, przybyli na obiad, winszowali jej, jakby z umysłu, zdumiewającego człowieka, jakiego mąż jej miał szczęście odkryć. Nie znaczy to, aby w czemkolwiek byli zdolni ocenić postępy chłopców. Umiał na pamięć Biblję, i to po łacinie! ten fakt przejął Verrières podziwem, który przetrwa może wiek.
Juljan, który nie rozmawiał z nikim, nie wiedział o tem. Gdyby pani de Rênal miała bodaj trochę przenikliwości, powinszowałaby mu reputacji jaką sobie zyskał; w ten sposób, zaspokojony w swej dumie, byłby dla niej miły i słodki, tem bardziej iż nowa suknia wydała mu się czarująca. Pani de Rênal, też rada z nowej sukni i z pochwał Juljana, chciała się przejść trochę; wkrótce oznajmiła że nie jest w stanie iść, przyjęła ramię Juljana a dotknięcie tego ramienia nietylko nie dodało jej sił, ale odjęło je zupełnie.
Była noc; ledwie usiedli, Juljan, korzystając z dawnego przywileju, ośmielił się przytknąć wargi do ramienia pięknej sąsiadki i ująć ją za rękę. Myślał o przedsiębiorczości Fouquégo wobec kochanek, a nie o pani de Rênal; słowo dobrze urodzeni ciążyło mu jeszcze na sercu. Nawet uścisk dłoni nie sprawił mu żadnej przyjemności. Uczucie, które pani de Rênal zdradzała tego wieczora aż nazbyt wyraźnie, nie budziło w nim dumy ani wdzięczności; piękność, wykwint, świeżość zostawiały go niemal obojętnym. Czystość duszy wolna od drgień nienawiści przedłuża bezwątpienia młodość. U większości ładnych kobiet, twarz starzeje się najwcześniej.
Juljan był markotny cały wieczór; dotąd dąsał się jedynie na społeczeństwo; od czasu jak Fouqué ofiarował mu płaski sposób zdobycia dobrobytu, wściekły był na siebie. Zatopiony w myślach, mimo że od czasu do czasu odzywał się parę słów do pań, bezwiednie puścił rękę pani de Rênal. Postępek ten wstrząsnął do głębi biedną kobietę, ujrzała w nim obraz swego losu.
Pewna miłości Juljana, znalazłaby może w cnocie siłę oporu. Drżąc że go straci na zawsze, w namiętności swej posunęła się tak daleko, że sama ujęła dłoń Juljana, którą w roztargnieniu oparł o poręcz. Postępek ten obudził z zadumy ambitnego chłopaka: byłby chciał, aby jego świadkiem byli wszyscy ci dumni pankowie, którzy, przy stole, gdzie siedział na szarym końcu z dziećmi, przyglądali mu się z protekcjonalnym uśmiechem. „Ta kobieta nie może mną pogardzać; w takim razie mogę ulec jej piękności; wobec samego siebie mam obowiązek zostać jej kochankiem“. Ta myśl nie przyszłaby mu do głowy przed naiwnemi zwierzeniami przyjaciela.
Postanowienie to sprawiło mu przyjemność. Mówił sobie: Muszę mieć jedną z tych dwóch kobiet. Wolałby o wiele starać się o względy pani Derville; nie aby była powabniejsza, ale że poznała go już jako szanowanego dla swej wiedzy preceptora, a nie jako chłopaka ciesielskiego w drelichowej bluzie, jak go ujrzała pani de Rênal.
Otóż, w pamięci pani de Rênal, najwięcej miał uroku wówczas kiedy, jako młody robotnik, zarumieniony, stał pod furtką nie śmiejąc zadzwonić.
Rozważając dalej sytuację, Juljan osądził, że nie należy myśleć o podboju pani Derville, która zauważyła z pewnością skłonność przyjaciółki. Trzeba wrócić do tamtej. — Co ja wiem o charakterze tej kobiety? myślał Juljan. Jedynie to: przed mą podróżą, ja brałem ją za rękę, ona cofała ją; dziś ja usuwam rękę, ona ujmuje ją i ściska. Ładna sposobność odpłacenia jej wzgardy. Bóg wie, ilu miała kochanków! wybrała mnie może jedynie dla łatwości schadzek.
Oto, niestety, wynik nadmiernej cywilizacji. W dwudziestym roku, dusza młodego człowieka, z odrobiną bodaj wykształcenia, odległa jest o tysiąc mil od owego zapału, bez którego miłość bywa jedynie najnudniejszym z obowiązków.
— Tem bardziej jesteś sobie winien, ciągnęła drobna próżność Juljana, zdobyć tę kobietę, iż, jeśli kiedyś wypłyniesz, i ktoś ci zarzuci podłą kondycję preceptora, będziesz mógł powiedzieć że to miłość kazała ci przyjąć to miejsce.
Juljan znów cofnął rękę; następnie ujął dłoń pani de Rênal i uścisnął ją. Gdy koło północy wracano do salonu, pani de Rênal szepnęła.
— Opuszcza pan nas, jedzie pan?
Juljan odparł z westchnieniem:
— Muszę jechać, bo kocham panią bez pamięci; to grzech, i co za grzech dla młodego kleryka!
Pani de Rênal oparła się na jego ramieniu i pochyliła się tak że uczuła na twarzy ciepło oddechu Juljana.
Noc spłynęła obojgu bardzo różnie. Pani de Rênal upajała się najgórniejszemi wzlotami wyobraźni. Zalotna młoda dziewczyna, przyzwyczajona za młodu do tych wzruszeń, później, kiedy dojdzie wieku prawdziwej namiętności, nie znajduje w niej uroku nowości. Pani de Rênal nie czytywała romansów; wszystkie odcienie szczęścia były dla niej nowe. Żadna smutna prawda nie mroziła jej, nawet widmo przyszłości. W rojeniach swych, widziała się równie szczęśliwą za dziesięć lat, jak w tej chwili. Myśl o cnocie i wierze małżeńskiej, tak dręcząca przed kilku dniami, próżno nastręczała się jej duszy: oddalała ją jak natrętnego gościa. — Nigdy nie pozwolę Juljanowi posunąć się dalej, myślała; będziemy żyli nadal tak jak żyjemy od miesiąca. Będzie moim przyjacielem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.