Czerwone i czarne (Stendhal, 1932)/Tom I/XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł Czerwone i czarne
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych
M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Le Rouge et le Noir
Podtytuł oryginalny Chronique du XIXe siècle
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIV. ANGIELSKIE NOŻYCZKI.

Szesnastoletnia dziewczyna miała różaną płeć i używała rużu.
Polidori.

Propozycja Fouquégo zmąciła szczęście Juljana; nie mógł się zdobyć na postanowienie.
— Może mi brak charakteru; byłbym lichym żołnierzem Napoleona. Ba! stosuneczek z panią domu rozerwie mnie na chwilę.
Szczęściem dla niego, nawet w tym podrzędnym epizodzie, wnętrze jego niezupełnie było zgodne z zuchwalstwem słów. Onieśmielała go ładna suknia pani de Rênal. Ta suknia była dlań niby awangarda Paryża. Duma jego nie chciała się w niczem poddać przypadkowi i chwili. W myśl zwierzeń Fouquégo, oraz mętnych pojęć o miłości zaczerpniętych z Biblji, ułożył plan kampanji. Ponieważ, nie przyznając się do tego przed sobą, był bardzo wzruszony, spisał sobie ów plan.
Nazajutrz rano, spotkał się na chwilę z panią de Rênal w salonie.
— Czy pan niema innego imienia prócz Juljan? spytała.
Na to pochlebne zapytanie, bohater nasz nie wiedział co odpowiedzieć. Nie przewidział tej okoliczności. Gdyby nie ten niemądry pomysł aby tworzyć plan, żywy umysł Juljana znalazłby w tej niespodziance nową podnietę.
Odpowiedział niezdarnie: za chwilę, wyrzucał sobie przesadnie swoje niezgrabstwo. Pani de Rênal przebaczyła je szybko. Widziała w niem rys uroczej naiwności: tego zaś właśnie brakło w jej oczach chłopcu, którego talenty tak podziwiano.
— Ten księżyk nie budzi we mnie zaufania, mówiła niekiedy pani Derville. Robi wrażenie że wciąż myśli i że działa jedynie z wyrachowania. To filut.
Juljan czuł się głęboko upokorzony, że nie umiał zręcznie odpowiedzieć pani de Rênal.
— Winien to jestem sobie, aby naprawić tę porażkę! myślał. Jakoż, chwytając chwilę gdy przechodzili do drugiego pokoju, uważał za obowiązek pocałować ją.
Było to w równym stopniu nienaturalne, niesmaczne i nieostrożne. Omal że ich nie spostrzeżono. Pani de Rênal myślała że Juljan oszalał. Przeraziło ją to, a zwłaszcza zraziło. Osielstwo[1] to przypomniało jej pana Valenod.
— Cóżby było, pomyślała, gdybym się z nim znalazła sam na sam?
Wszystkie skrupuły cnoty wróciły, ponieważ miłość pierzchła na chwilę. Odtąd, pani de Rênal starała się, aby któreś z dzieci zawsze było przy niej.
Dzień spłynął Juljanowi mdło; najniezgrabniej silił się przeprowadzać swe uwodzicielskie plany. Każde spojrzenie jego na panią de Rênal miało swoje znaczenie; mimo to, czuł że nie udaje mu się być ani miłym, ani tem mniej niebezpiecznym.
Pani de Rênal zdumiona była tem skojarzeniem niezręczności i zuchwalstwa.
— To nieśmiałość serca przy genjalnym umyśle! rzekła sobie wreszcie z niewysłowioną radością. Byłożby możliwe, że ona, moja rywalka, nigdy go nie kochała!
Po śniadaniu, pani de Rênal przeszła do salonu aby przyjąć podprefekta, pana Charcot de Maugiron. Haftowała coś na krosienkach; pani Derville siedziała obok. W tej pozycji, w biały dzień, bohater nasz uznał za stosowne wysunąć but i przycisnąć nóżkę pani de Rênal, której ażurowa pończocha i paryski trzewiczek ściągały chciwe spojrzenia dwornego podprefekta.
Pani de Rênal zlękła się straszliwie; upuściła nożyczki, kłębek, igły; gest Juljana mógł uchodzić za niezręczną chęć złapania nożyczek. Szczęściem, małe angielskie nożyczki złamały się: pani de Rênal zaczęła ubolewać że Juljan się nie znalazł bliżej. „Spostrzegł pan że lecą, byłby je pan schwycił, gdy tak, gorliwość pańska zdała się tylko na to że mnie pan pokopał“. Wszystko to oszukało podprefekta, ale nie panią Derville. — Ładny chłopiec, ale straszny cham, pomyślała: etykieta prowincjonalna nie przebacza tego rodzaju błędów. Pani de Rênal znalazła chwilę aby szepnąć Juljanowi:
— Proszę być ostrożnym; rozkazuję panu.
Juljan czuł swoje niezgrabstwo i był wściekły. Długo zastanawiał się, czy ma się obrazić o to: rozkazuję panu. Głuptas rozumował tak: Mogłaby mi powiedzieć rozkazuję, gdyby chodziło o wychowanie dzieci; ale, odwzajemniając mą miłość, stawia się ze mną na stopie równości. Nie można kochać bez równości... Tu zapuścił się myślą w komunały o równości. Podrażniony, powtarzał sobie wiersz Corneille’a, który usłyszał parę dni wprzód w ustach pani Derville:

Nie! równości nie szuka miłość, lecz ją stwarza.

Juljan, siląc się odgrywać don Juana, mimo że nie miał pojęcia co to kobieta, zachowywał się cały dzień jak skończony głupiec. Jedną miał tylko szczęśliwą myśl: znudzony sobą i panią de Rênal, patrzał z lękiem na zbliżanie się wieczoru, kiedy znajdzie się w ogrodzie, obok niej i pociemku. Oświadczył panu de Rênal, że idzie do proboszcza; wyszedł po obiedzie i wrócił aż w nocy.
W Verrières, zastał księdza Chélan zajętego przenosinami; usunięto go ostatecznie, miejsce jego obejmował wikary Maslon. Juljan pomógł zacnemu staruszkowi, poczem wpadł na myśl aby napisać do Fouquégo. Pisał, iż nieprzezwyciężona wokacja nie pozwoliła mu przyjąć jego przyjacielskiej ofiary; obecnie jednak, patrząc na jaskrawy przykład niesprawiedliwości, zastanawia się czy nie będzie korzystniej dla jego zbawienia wyrzec się myśli o stanie duchownym.
Dumny był, że tak sprytnie wyzyskał usunięcie proboszcza, aby sobie zostawić furtkę i wrócić do handlu, o ile w duszy jego mizerna trzeźwość odniesie zwycięstwo nad heroizmem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.
  1. Przypis własny Wikiźródeł osielstwo — (przestarz.) głupota, upór jak u osła. Zob. hasło osielstwo w słowniku W. Doroszewskiego