Czerwone i czarne (Stendhal, 1932)/Tom II/LXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł Czerwone i czarne
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych
M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Le Rouge et le Noir
Podtytuł oryginalny Chronique du XIXe siècle
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LXII. TYGRYS.

Ha! czemuż to, a nie co innego!
Beaumarchais.

Pewien angielski podróżnik opowiada dzieje swej zażyłości z tygrysem; wychował go, pieścił, ale zawsze miał na stole nabity pistolet.
Juljan dał się unosić nadmiarowi swego szczęścia jedynie w chwilach gdy Matylda nie mogła tego szczęścia wyczytać w jego oczach. Ściśle dopełnił nałożonego sobie obowiązku, aby jej rzec od czasu do czasu coś przykrego.
Kiedy słodycz Matyldy, której przyglądał się ze zdumieniem, i nadmiar jej oddania miały mu już odjąć władzę nad sobą, wówczas zdobywał się na to aby ją opuścić.
Pierwszy raz w życiu, Matylda kochała.
Życie, które zawsze się wlekło dla niej żółwim krokiem, teraz leciało na skrzydłach.
Ponieważ trzeba było jakiegoś upustu dla jej dumy, harda panna wystawiała się na wszystkie niebezpieczeństwa, jakie miłość mogła na nią ściągnąć. Juljan musiał być przezorny za nią; jedynie wtedy kiedy chodziło o niebezpieczeństwo nie chciała ulec jego woli. Ale, pokorna i uległa z nim, objawiała tem większą butę wobec otoczenia, rodziców czy służby.
Wieczorem, w salonie, wobec kilkudziesięciu osób, przywoływała Juljana, aby z nim szeptać na osobności.
Kiedy raz Tanbeau usiadł koło nich, poprosiła aby jej przyniósł z bibljoteki tom Smoleta, w którym znajduje się rewolucja r. 1688; kiedy się zaś wahał, dodała: „A niech się pan nie śpieszy“. Powiedziała to ze wzgardliwą wyniosłością, która była jak balsam dla duszy Juljana.
— Zauważyłeś spojrzenie tej żmiji? spytał.
— Wuj jego liczy kilkanaście lat służby w tym salonie, inaczej kazałabym go wygnać natychmiast.
Postępowanie jej z panami de Croisenois, de Luz, etc., doskonale grzeczne co do formy, było w gruncie wyzywające. Matylda wyrzucała sobie zwierzenia jakie czyniła niegdyś Juljanowi, i to tem bardziej, że nie śmiała mu wyznać, iż przesadziła oznaki sympatji niemal zupełnie niewinnej, jakiej panowie ci byli przedmiotem.
Mimo najpiękniejszych postanowień, za każdym razem duma kobieca broniła jej rzec Juljanowi: To dlatego że mówiłam do ciebie, znajdowałam przyjemność w opisywaniu owej słabości, z jaką nie cofnęłam ręki, kiedy pan de Croisenois, położywszy dłoń na marmurowym stoliku, musnął mnie nią lekko.
Dziś zaledwie który z tych panów zbliżył się do niej na chwilę, natychmiast znajdowała jakiś interes do Juljana, a zawsze był to pozór aby go zatrzymać przy sobie.
Uczuła się brzemienną, i z radością oznajmiła to Juljanowi.
— Wątpisz teraz o mnie? czy to nie jest rękojmia? Jestem twą małżonką na zawsze.
Zwierzenie to wstrząsnęło Juljana. Omal nie zapomniał o zasadach swego postępowania. W jaki sposób być z umysłu chłodnym i obrażającym dla tej biednej dziewczyny, która się gubi dla mnie? Skoro zdawała się cierpiąca, wówczas, nawet w dnie gdy przezorność odzywała się straszliwym głosem, nie znajdował już siły aby jej rzucać w twarz owe okrutne słowa, tak nieodzowne, wedle jego doświadczeń, dla utrwalenia miłości.
— Muszę napisać do ojca, rzekła Matylda; jest dla mnie więcej niż ojcem, jest mi przyjacielem. Uważałabym za niegodne ciebie i siebie oszukiwać go, choćby przez chwilę.
— Wielki Boże! co chcesz uczynić? spytał Juljan przerażony.
— Spełnić obowiązek, odparła z oczami błyszczącemi radością. Czuła się wielkoduszniejsza od swego kochanka.
— Ależ on mnie wypędzi haniebnie!
— Będzie w swojem prawie, należy je uszanować. Podam ci rękę, i wyjdziemy stąd główną bramą, w biały dzień.
Juljan, oszołomiony, prosił aby to odwlekła o tydzień.
— Nie mogę, odparła, honor tak każe, to mój obowiązek, trzeba go spełnić, i to natychmiast.
— Zatem rozkazuję ci czekać! rzekł wreszcie Juljan. Honor twój jest kryty, jestem twoim mężem. Ten ważny krok zmieni zasadniczo nasze położenie. Ja także jestem w swojem prawie. Dziś jest wtorek; w przyszły wtorek jest przyjęcie u księcia de Retz; wieczorem, kiedy pan de la Mole wróci, odźwierny wręczy mu nieszczęsny list... On myśli jedynie o tem aby cię uczynić księżną, wiem doskonale; osądź, jaki będzie nieszczęśliwy.
— Chcesz powiedzieć: jak będzie się mścił.
— Mogę litować się nad mym dobroczyńcą, martwić się że go nabawiłem zgryzoty; ale nie lękam się i nie zlęknę nigdy nikogo.
Matylda uległa. Od czasu jak oznajmiła Juljanowi swój stan, pierwszy raz przemówił do niej tak surowo; nigdy nie czuł tyle miłości. Tkliwa cząstka jego duszy chwyciła się z radością pozoru jaki nastręczał mu ten stan Matyldy, aby sobie oszczędzić smagania jej okrutnemi słowy. Myśl o wyznaniu wszystkiego panu de la Mole wstrząsnęła nim. Czy będzie musiał rozłączyć się z Matyldą? i, mimo całego bólu jaki jej sprawi jego wyjazd, czy, w miesiąc po tym wyjeździe, pomyśli jeszcze o nim?
Tak samo prawie obawiał się słusznych wyrzutów margrabiego.
Wieczorom wyznał Matyldzie ten drugi powód zgryzoty; następnie, oszalały miłością, wyznał i pierwszy.
Zmieniła się na twarzy.
— Naprawdę, rzekła, pół roku zdala odemnie byłoby dla ciebie nieszczęściem?
— Strasznem, jedynem w świecie które przejmuje mnie grozą.
Matylda czuła się szczęśliwa. Juljan trzymał się tak wytrwale w swej roli, iż obudził w niej z czasem przeświadczenie, że, z nich dwojga, ona bardziej kocha.
Nadszedł nieszczęsny wtorek. O północy, wróciwszy do domu, margrabia zastał list, z dopiskiem na adresie że ma go otworzyć sam, bez świadków.

„Mój ojcze!
„Wszystkie węzły między nami zerwane, zostają jedynie węzły krwi. Po moim mężu, jesteś i będziesz zawsze istotą najdroższą mi na ziemi. Oczy moje napełniają się łzami, myślę o zgryzocie jaką ci sprawiam; ale, iżby hańba moja nie była publiczną, aby ci zostawić czas do namysłu i działania, nie mogę dłużej odkładać zwiedzenia, które ci mam uczynić. Jeśli twoja czułość dla mnie — a wiem że jest bezgraniczna — raczy wyznaczyć mi małą pensyjkę, udam się aby zamieszkać gdzie zechcesz, w Szwajcarji naprzykład, wraz z mężem. Nazwisko jego jest tak nieznane, że nikt nie domyśli się twojej córki w pani Sorel, synowej cieśli z Verrières. Oto nazwisko, które tak ciężko przyszło mi napisać. Obawiam się dla Juljana twego gniewu, tak słusznego napozór. Nie będę księżną, ojcze; ale wiedziałam o tem kiedym go pokochała: ja pokochałam go pierwsza; ja go uwiodłam. Odziedziczyłam po tobie duszę zbyt wyniosłą, aby zwracać uwagę na to co pospolite. Próżno, chcąc ci być powolną, siliłam się pokochać pana de Croisenois. Czemu mi pokazałeś człowieka naprawdę wyższego? powiedziałeś mi to sam, kiedy wróciłam z Hyères; „Ten Sorel, to jedyny człowiek który mnie nie nudzi“. Biedny chłopiec jest, jeśli to możebne, równie zmartwiony jak ja przykrością, jaką ci sprawi mój list. Nie mogę przeszkodzić temu, abyś nie był oburzony jako ojciec; ale kochaj mnie jako przyjaciel.
„Juljan zachowywał się wobec mnie z całym szacunkiem. Jeżeli odzywał się kiedy do mnie, to jedynie z głębokiej wdzięczności jaką miał dla ciebie; wrodzona duma broni mu odnosić się inaczej niż urzędowo do osób stojących wyżej niego. Posiada on wrodzone poczucie różnic społecznych. To ja, wyznaję to z rumieńcem memu najlepszemu przyjacielowi — i nikt inny nie usłyszy takiego wyznania! — to ja, jednego dnia, w ogrodzie, ścisnęłam mu ramię.
„Skoro ochłoniesz, nazajutrz, czemu miałbyś się na niego gniewać? Błąd mój jest nie do naprawienia. Jeśli żądasz, przez moje usta Juljan przedłoży ci zapewnienia najgłębszego szacunku, oraz rozpaczy iż sprawił ci zgryzotę. Nie ujrzysz go; ale ja pójdę za nim tam gdzie zechce. To jego prawo, to mój obowiązek, jest ojcem mego dziecka. Jeśli dobroć twoja zechce nam użyczyć sześć tysięcy franków na życie, przyjmuję to z wdzięcznością; w przeciwnym razie, Juljan zamierza się osiedlić w Besançon, gdzie będzie dawał lekcje literatury i łaciny. Mimo niskiego pochodzenia, jestem pewna że wypłynie. Z nim nie obawiam się zostać w kącie. Jeśli wybuchnie rewolucja, pewna jestem, że odegra pierwszą rolę. Czy mógłbyś powiedzieć to samo o którym z ubiegających się o moją rękę? Mają ładne majątki ziemskie? To mnie bynajmniej nie rozczula. Juljan zdobyłby wysokie stanowisko, nawet pod obecnym rządem, gdyby miał miljon i poparcie mego ojca...“

Matylda, która wiedziała że margrabia jestto człowiek nawskroś impulsywny, napisała pełnych ośm stron.
— Co robić? powiadał sobie Juljan, gdy pan de la Mole czytał ten list; gdzie leży 1° mój obowiązek, 2° mój interes? Dług wdzięczności wobec margrabiego jest olbrzymi; bez niego byłbym jedynie podrzędnym hultajem, nie dosyć zaś hultajem aby nie być przedmiotem nienawiści i prześladowania innych. Zrobił ze mnie światowca. Moje nieodzowne hultajstwa będą 1° rzadsze, 2° mniej nikczemne. To więcej, niż gdyby mi dał miljon. Zawdzięczam mu ten krzyż i pozór dyplomatycznych usług, które wyrywają mnie z tłumu.
Gdyby wziął w rękę pióro aby rozrządzić mem postępowaniem, coby napisał?...
Dumania Juljana przerwało nagle zjawienie się lokaja.
— Margrabia wzywa pana natychmiast, jak pan stoi. Niech pan uważa, jest strasznie wzburzony, dodał ciszej służący idąc obok Juljana.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.