<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazys Puida
Tytuł Czerwony kogut
Pochodzenie Czerwony kogut
Wydawca G. Gebethner i Spółka
Data wyd. 1913
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków; New York
Tłumacz Kazys Puida
Tytuł orygin. Raudonas gaidys
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
X.

Matas od samego rana wściekał się, bo deszcz lał i nie puszczał robotników w pole. Myślał o młocce, ale brakowało ludzi. Magdzia jeszcze nie wstała: niedomagała trochę; Żydowina pochwycili tej nocy; myśleli, że powróci zrana.
Klimka przyprowadził konie zziębnięty, mokry, wpuścił je do stajni i poszedł do świronka przebrać się. Potem prędko pobiegł do chaty pokrzepić się czemś ciepłem, bo Matas już zaganiał wszystkich do maszyny.
Matasowa nalała do misy zimnego barszczu, wrzuciła trzy kawałki słoniny i postawiła na stole. Chciwie zabrał się Klimka do barszczu, lecz spochmurniał po pierwszej łyżce.
— Możebyście zagrzali — proszącym głosem zwrócił się do gospodyni — zmarzłem, jak pies, aż trzęsie całego.
— Ognia niema — odrzekła Matasowa.
— Ja zaraz rozpalę — zawołał.
— A jakże! niema czasu na mitręgę.
— Prędko zagrzeje się...
— Żryj bez wymysłów! — zawołała złośliwie.
Niewymownie zabolało to Klinikę. Porwał łyżkę i cisnął na środek izby, aż się rozleciała na kawałeczki. Matasowa już chciała coś powiedzieć, gdy nagle rozwarły się drzwi i ukazał się Matas.
— Będziesz mi się tu, durniu, rozbijał! — zawołał.
— Niech dadzą jeść coś ciepłego, to nikt nie będzie się rozbijał — wysilał się na spokojną odpowiedź.
— Żryj, co masz pod nosem, i idź konie zaprzęgać — strofował Matas.
Klimka sięgnął po czapkę i, zostawiwszy jadło, zabierał się do odejścia. Przystanął we drzwiach i odciął się:
— Ja nie jestem waszym psem: póki nie dostanę ciepłej strawy, nie pójdę do roboty.
Z temi słowy otworzył drzwi.
W najwyższej złości Matas porwał z ławy pralnik i cisnął w parobka. Pralnik uderzył o próg i pękł.
Szał jakiś opętał Klimkę. Zziębnięty, niewyspany, głodny poszedł do stajni, wyprowadził konie, zaprzągł i, usiadłszy na progu maneżu, naprawiał bat.
Wkrótce przyszedł Matas z oliwiarką, otworzył skrzynię od maszyny i jął smarować.
W okamgnieniu dojrzał w głowie Kliniki plan: podejść do nachylonego Matasa, powalić go na ziemię i zapłacić mu za wszystkie swoje krzywdy.
Jeszcze rozmyślał, jeszcze planował, a czart, który w nim siedział, podniósł go z miejsca i prowadził ku Matasowi. Raptem Jan porwał Matasa za plecy, skręcił w bok i, uderzywszy kolanem z tyłu, zwalił na ziemię. Zaczem, jak wściekły zwierz, skoczył na niego i zaczął bić, gdzie się dało.
Kiedy Matas odwrócił się, dopiero wtedy zrozumiał, co się stało. Wściekłość ogarnęła i jego. Uczepili się jeden drugiego i, tarzając się, dowlekli się do progu maneżu. Spadając z progu, Matas runął na Klimkę, porwał leżący obok bat, złamał biczysko i, obróciwszy na wznak Klimkę, bił bez pamięci.
Klimka nawet nie krzyczał z bólu, tylko wydzierał się i wywijał, jak wąż. Wściekłość i ból zagłuszyły w nim poczucie krzywdy i wstydu wobec zgromadzonych we drzwiach robotników. Nawet sama krzywda nie była taką wielką, bo czuł się teraz sam winnym.
Jednak skurczył się pod ostatnim ciosem i z całych sił schwycił Matasa zębami za łydkę. Ten wrzasnął, chciał wyrwać się Klimce, lecz konwulsyjnie zaciśnięte zęby nie rozwierały się.
Matas wyciął go biczyskiem przez twarz i Klimka runął omdlały na ziemię. Co się z nim potem działo, nie pamiętał. Ocknął się przed samym obiadem w świronku i nie mógł odzyskać przytomności.
Czuł, że po całem jego ciele jakiś ból pełza i na twarzy coś ciężkiego leży. Obmacał się i znalazł mokrą szmatę.
Pomału wracała pamięć, a z nią występował na twarz gorzki uśmiech, karykaturalny na spuchniętym policzku. Usiadł na skraju łóżka i pomału przypomniał sobie wszystko.
Już teraz nie ból, nie krzywda, lecz zwierzęca nienawiść do Matasa napełniała mu piersi, a nadto, wstyd, którego ongi tak nie odczuwał. Wstyd z nienawiścią zmieszały się w jedno straszliwe pożądanie — pożądanie zemsty.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Kazys Puida i tłumacza: Kazys Puida.