Dolina Tęczy/Rozdział XXXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Dolina Tęczy
Pochodzenie cykl Ania z Zielonego Wzgórza
Wydawca Wydawnictwo Arcydzieł Literatur Obcych RETOR
Data wyd. 1932
Druk Zakłady Drukarskie „Helikon”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. Rainbow Valley
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XXXII.
Nieugięci.

Rozalja West wstąpiła na chwilę do Doliny Tęczy, wracając z lekcji ze Złotego Brzegu. Przez całe lato nie była w dolinie, a przecież tyle wspomnień łączyło ją z ukrytem źródełkiem. Specjalnie nie przychodziła tutaj, bo wspomnienia pierwszej miłości zagasły jakoś w jej duszy, a wspomnienia związane z Johnem Meredithem były jeszcze teraz zbyt bolesne. Tym razem również nie zajrzałaby tutaj, gdyby nie to, że ujrzała zdaleka Normana Douglasa, idącego wolno przez groblę koło ogrodu Bailey‘a i miała wrażenie, że kieruje się on w stronę pagórka. Gdyby ją spotkał, musiałaby wraz z nim wracać do domu, a nie miała na to specjalnej ochoty. Ukryła się więc poza wysokiemi klonami, rosnącemi dokoła źródełka, mając nadzieję, że Norman jej nie zauważył.
Lecz Norman widział ją i co najważniejsza, właśnie na nią tu czekał. Od dłuższego już czasu chciał pomówić w cztery oczy z Rozalją, lecz ona wyraźnie go unikała. Rozalja nigdy nie darzyła specjalną sympatją Normana Douglasa. W dawnych latach niejednokrotnie dziwiła się, jak Norman mógł się podobać Helenie. On znów ze swej strony odczuwał tę jej antypatję, lecz nie przejmował się nią specjalnie, jak wogóle nie przejmował się tem, że rzadko kto go lubił.
Rozalja usiadła pod tym samym klonem, pod którym siedziała podczas pamiętnego spotkania z Johnem Meredithem, a od tego czasu już prawie rok minął. Woda tryskająca ze źródełka szemrała cichutko, zapalając się zlocistemi refleksami zachodzącego słońca. W pewnej chwili stanął przed nią Norman Douglas i zdawał się swą potężną postacią zakrywać przed jej oczami to całe piękno, które ją otaczało.
— Dobry wieczór, — rzekła chłodno Rozalja, podnosząc się z miejsca.
— Dobry wieczór, mała. Nie przeszkadzaj sobie, siadaj, chciałem z tobą chwilkę pomówić. Dlaczego tak dziwnie patrzysz na mnie? Nie miałem zamiaru cię połknąć, jestem już po kolacji. Siadaj i uzbrój się w odrobinę cierpliwości.
— Mogę wysłuchać pana stojąc, — rzekła panna West.
— Wiem, że możesz, jeżeli zechcesz nastawić uszu. Ale wolę, żeby ci było wygodniej. Ja także usiądę.
Norman usiadł właśnie na tem miejscu, gdzie niegdyś siedział John Meredith. Wspomnienie to w tej chwili było tak silne i kontrast tak rażący, że Rozalja omal nie wybuchnęła głośnym histerycznym śmiechem. Norman położył kapelusz na pniu drzewa i obydwie swe czerwone dłonie wsparł na kolanach.
— Nie bądź ze mną taka sztywna, — rzekł żartobliwie. — Chciałem pomówić z tobą po przyjacielsku. Chciałem cię o coś prosić. Helena powiedziała, że to tylko ja zdołam przeprowadzić.
Rozalja spoglądała na źródełko, które szemrało spokojnie dalej. Norman patrzał na nią z rozpaczą.
— Ty jedna możesz mi pomóc, — wybuchnął po chwili.
— Czego pan ode mnie żąda? — zapytała Rozalja z przekąsem.
— Tak samo wiesz dobrze, jak i ja. Nie owijajmy rzeczy w bawełnę. Nic dziwnego, że Helena bała ci się to zaproponować. Widzisz, chcieliśmy się pobrać z Heleną. To całkiem proste, prawda? Ale Helena powiada, że nie może się zgodzić, dopóki nie zwolnisz jej z jakiegoś głupiego przyrzeczenia. Czy zechcesz to uczynić?
— Tak — odparła Rozalja.
Norman pochylił się i ujął jej drobną rękę.
— Doskonale! Wiedziałem, że to uczynisz, mówiłem Helenie. Teraz idź do domu, powiedz Helenie o tem, a za dwa tygodnie będziemy mieli ślub. Ty oczywiście będziesz mieszkać z nami. Nie bój się, nie zostawimy cię samej. Wiem, że mnie nie znosisz, ale to mi sprawia jeszcze większą frajdę, że będziesz mieszkała w moim domu. Będzie trochę rozmaitości.
Rozalja nie chciała mu w tej chwili wyznać, że za nic w świecie nie zamieszkałaby u niego. Pożegnała go i szybkim krokiem poczęła iść w stronę domu. Po powrocie z Kingsport zorjentowała się, że coś się nawiązać musiało między Normanem i Heleną, bo Norman był już na wzgórzu codziennym gościem. Ani razu między nią i Heleną nie padło jego imię, lecz w milczeniu obydwie rozumiały się doskonale. Była grzeczna dla Normana i nie zmieniła się zupełnie w stosunku do Heleny. Helena tylko w obecności młodszej siostry stawała się chwilami ogromnie zażenowana.
Gdy Rozalja wróciła do domu, zastała Helenę w ogrodzie w towarzystwie nieodstępnego George‘a. Obydwie siostry spotkały się na werandzie. George usiadł między niemi, rozpościerając swój lśniący ogon i liżąc swe białe łapy, jak przystało na kota, dobrze karmionego i jeszcze lepiej wychowanego.
— Czyś widziała kiedy takie dalje? — zapytała Helena z dumą. — W tym roku piękniejsze są, niż kiedykolwiek.
Rozalja nigdy specjalnie nie zachwycała się daljami, ku wielkiemu zgorszeniu Heleny. W tej chwili wskazała jedną dalję najwyższą, purpurowo-żółtą, królującą ponad wszystkiemi siostrzycami.
— Ta dalja, — odrzekła, — przypomina mi Normana Douglasa. Mogłaby być jego bliźniaczą siostrą.
Śniada twarz Heleny spłonęła krwawym rumieńcem. Lubiła ogromnie dalje, lecz wiedziała, że Rozalja nie użyła w tej chwili tego porównania w formie komplementu. Poza tem po raz pierwszy wspomniała o Normanie. Widocznie miało to jakieś specjalne znaczenie.
— Spotkałam w dolinie Normana Douglasa, — rzekła Rozalja, spoglądając prosto w oczy siostrze, — mówił mi, że chcecie się pobrać i czekacie tylko na moje zezwolenie.
— Tak? A coś ty mu powiedziała? — zapytała niespokojnie Helena, usiłując mówić głosem naturalnym, który mimo wszystko drżał nieco. Nie mogła znieść poważnego wzroku Rozalji. Patrzyła teraz na aksamitny grzbiet ulubionego swego George‘a, przejęta panicznym lękiem. Rozalja nie odpowiedziała odrazu, dopiero po chwili potrząsnęła głową i rzekła:
— Powiedziałam mu, że daję ci zupełną swobodę działania. Możesz wyjść zamąż, za kogo tylko będziesz chciała.
— Dziękuję ci, — wyszeptała Helena, patrząc jeszcze ciągle na George‘a.
Twarz Rozalji złagodniała.
— Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi, Heleno, — rzekła czulej nieco.
— Och, Rozaljo, — Helena patrzała na nią z przerażeniem. — Ja się tak wstydzę. Nie zasłużyłam na to po tem wszystkiem, jak sama postąpiłam.
— Nie mówmy o tem, — rzekła Rozalja pośpiesznie, lecz decydująco.
— Ale — ale, — dorzuciła Helena — i ty jesteś teraz wolna, a przecież sprawa z Johnem Meredithem nie jest jeszcze spóźniona...
— Heleno! — Oczy Rozalji zapłonęły ogniem. — Czyś zupełnie postradała zmysły? Przypuszczasz że pójdę teraz do Johna Mereditha i powiem mu: „Panie, zmieniłam mój zamiar, ale sądzę, że pańskie uczucia w stosunku do mnie pozostały te same“. Więc tego ode mnie żądasz?
— Nie — nie — tylko trochę zachęty, a na pewno sam wróci.
— O nigdy! On mną pogardza i ma słuszność. Nie mówmy o tem, Heleno. Masz zupełną swobodę, lecz proszę cię, nie wtrącaj się w moje sprawy.
— Więc będziesz mieszkała ze mną, — rzekła Helena. — Ja cię tu samej nie zostawię.
— Czy naprawdę przypuszczasz, że zgodziłabym się zamieszkać w domu Normana Douglasa?
— Dlaczegóżby nie? — zawołała Helena trochę gniewnie.
Rozalja wybuchnęła głośnym śmiechem.
— Myślałam, że masz większe poczucie humoru. Czy sobie wyobrażasz mnie w takiej sytuacji?
— Nie wiem dlaczego nie miałabyś tak zrobić. Dom jego jest dość obszerny i on na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu.
— Heleno, o tem nie może być mowy. Nie mówmy już lepiej na ten temat.
— Wobec tego, — rzekła zimno Helena po chwili namysłu, — ja za niego nie wyjdę. Nie zostawię cię tutaj samej To wszystko, co ci miałam do powiedzenia.
— Bredzisz, moja droga.
— Wcale nie bredzę. To moja ostateczna decyzja. Nie można przecież zostawić cię tutaj samej na zupełnem bezludziu. Skoro nie chcesz przenieść się do mnie, ja muszę pozostać przy tobie. Wszelka dyskusja jest zbyteczna.
— Może Norman zdoła cię przekonać, — dodała Rozalja, uśmiechając się.
— I Normanowi to się nie uda. Ja bym go raczej przekonać mogła. Sama nigdy bym cię nie prosiła o zwolnienie z przysięgi. Powiedziałam tylko Normanowi, dlaczego nie mogę zostać jego żoną i on postanowił cię o to poprosić. Nie mogłam mu zabronić. Wierzaj mi, że do tej pory nigdy nie myślałam o małżeństwie i o pozostawieniu cię samej. Przekonasz się, że potrafię być równie nieugięta, jeżeli idzie o moje własne szczęście.
Rozalja weszła do mieszkania, wzruszając ramionami. Helena spojrzała znów na George‘a, który nawet okiem nie mrugnął podczas całej tej rozmowy.
— Przyznaję, George, że świat byłby jeszcze nudniejszy bez mężczyzn, ale niepotrzebnie stają oni na drodze kobiet, które przedtem i bez nich były zupełnie szczęśliwe. John Meredith rozpoczął kampanję, a Norman Douglas ją skończył. Norman jest jedynym człowiekiem, który zgadza się ze mną, że cesarz niemiecki jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na ziemi. Mimo to jednak nie mogę poślubić Normana, bo siostra moja jest uparta, a ja także nie grzeszę brakiem uporu. Zapamiętaj sobie moje słowa, George, proboszcz wróciłby na jedno kiwnięcie palca Rozalji. Ale ona tego nie zrobi, choćby nawet umrzeć miała z tęsknoty. Tak, tak, rozpacz jest wolnością, a nadzieja niewolą. Chodźmy do domu, George, dostaniesz spodeczek świeżej śmietanki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.