Don Juan (Lemański 1906)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Don Juan
Pochodzenie Nowenna
Wydawca Książnica Polska
Data wyd. 1906
Druk Piotr Laskauer i Sp.
Miejsce wyd. Warszawa — Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DON JUAN

XXVI.



W małżeństwie się złudy rwie nić.
Gdyś wziął ślub, w niewolę wzięni‘ć.
Jassyr taki trudno zmienić.

Do żon cudzych, gdyś nie leń — idź!
Byle w gzach się tych nie lenić,
To i można się nie żenić.

A do dzieci, gdyś jest czułkiem,
To naśladuj w tem kukułkę
I znoś jaja w cudzą spółkę.

Ród swój możesz rozprzestrzenić,
Bezimiennie lądz się, plenić:
Nie dasz na edukacyę nic.

Poco masz być mężem­‑wółkiem,
Jeśli tak żyć można — gołkiem,
Mając żonę­‑przyjaciółkę.

Mąż nad głowy ma wierzchołkiem
Rogi, a ty z dumnem czółkiem
Szczęścia jesz sobie gomółkę.



XXVII.



Krwi w tętnicach puls mam jary.
Widok dziewki niezbyt starej.
Wywołuje na mnie wary.

Nie zawracaj mi gitary,
Że są grzechy, piekła, kary...
To przesądów chochoł stary!

To Katońska jest etyka!
Tu — Warszawa, nie Utyka.
Niechaj żyje nam podwika!

Wyją, skomlą żądz ogary.
Pośród żon i nie­‑żon chmary
Chodzę, węchem szukam pary.

Bryka sobie człowiek, bryka,
Póki w krzyżu nie zastrzyka
Artretyczny ból „piernika.“

Ale na takiego tic‘a
Radzi terapeutyka.
I znów otwarta rubryka.



XXVIII.



Jedna żona mię swem żeństwem
Kokietuje z nabożeństwem.
Wytrwać nie jest podobieństwem.

Na sam‑na‑sam mię zaprasza,
Gdy gdzieś męża licho nasza.
Ach, szczęśliwy człek, jak basza!

Mąż rewolwer ma w kieszeni,
Z zazdrości się zżyma, pieni,
A myśmy — wniebowzniesieni.

Od Judasza i podleca
Mąż wymyśla, lecz ta heca
Jeszcze bardziej nas podnieca.

On ją ciągał ku przysiędze;
Spętał intercyzą, księdzem:
Dobrze, dobrze tak ciemiędze.

Jam ją wziął bez ceremonii,
Przeto więcej praw mam do niej,
To rzecz jasna, jak na dłoni.



XXIX.



Mój przyjaciel, dziwak, panie,
Żyje... (sic!) — w dziewiczym stanie:
Nie odwiedzają go panie!!!

Nie znać pań!!! (Nie mówię co dnia,
Lecz wraz) to... to... to — zwyrodnia,
To jest... no, poprostu — zbrodnia!

Powiadają filozofi,
Że kto nie zna Jóź, Mań, Zofij, —
Ginie z miłosnej atrofii.

A ten, kto szanuje zdrowie,
Ten się ma ku białogłowie:
Tak mówią filozofowie.

Nie wierz ascezy morałom.
Obcuj, obcuj z głową białą,
W miarę: ni dużo, ni mało.

Żyj z naturą, i miej w cenie
To higieny orzeczenie,
Byś nie wpadł w neurostenię.



XXX.



Siedź w abstrakcyi, — tej ciał kaźni,
W duchowości! nie wyłaź z niej!
Grzeszysz, gdyś się ruszył raźniej!

Do dziś jeszcze okalecza
Ludzkość ta... ta nieczłowiecza
Mania ascez średniowiecza!

Toż to obłęd najwyraźniej:
Wyrzec się cielesnej jaźni,
I... i grzeszyć w wyobraźni!

Unikać z damą kojarzeń,
Bać się miłosnych wydarzeń,
I...i grzeszyć orgją marzeń!

Co to jest asceza — wiemy:
We dnie żyć, jak głuchoniemy,
A po nocach śnić haremy!

Ciało dręczyć? wpędzać w grób je?
W puszczy żyć? jak mnich, na słupie?
Nie — takie życie jest głupie!



XXXI.



Małżeńskości złudę chwiejną
Odmaluję ci kolejno
W tych obrazach. Spojrzeć chciej­‑no!

Prolog. Unii serc zawarcie.
Schadzki chyłkiem i otwarcie.
Przedsmak nieb. Do ślubu parcie.

Akt parafialna księga.
Ołtarz. Na wieczność przysięga.
Łoże. Raj zenitu sięga.

Wśród batystów róży pączek.
Eden ekstaz, lęków, drżączek,
Szałów... Miodowy miesiączek.

Upływa rok. Dwa. Trzy. Cztery.
Żona rodzi. Ty grasz w kiery,
Pik, trefl, karo, bez kozery...

Pas! Pas!.. Pękły serc ogniwa.
Twój przyjaciel w domu bywa...
Tu kurtyna się zakrywa.



XXXII.



Znaleźć żonę opuszczoną,
Pożądaniem wzdęte grono —
To jakby dla mnie stworzono.

A więc pójdź na moje łono,
Ty biedna, nie moja żono!
Kochajmy się wbrew kanonom!

Raz już wyjdźmy z kurateli!
Bądźmy wolni! Żyjmy śmielej!
(Tu spozieram ku pościeli.

Pościel... Kołdra, na czerwono
Pikowana, za oponą
Wstążeczkami przystrojoną).

— Biednaś? — Tak. (Tuśmy westchnęli).
— Kochasz? — O, bardziej, niżeli...
— Wolno... (Tuśmy sponsowieli).

— Smutnaś? — Z tobą mi weselej...
(Tuśmy się jakoś objęli
I jakoś zniewymownieli).



XXXIII.



Wyznaję, (rzecz to nie miła):
Zanim go ślubność spowiła,
Nadonżuanił człek siła.

Chociażeś sam bez omamień,
Lecz potępieńczy twój kamień
Na przebaczenia śmiech zamień!

Jak szła mi ta donżuania?
(Byłaby długa litania) —
Dyskrecya rzec mi zabrania.

Ilem żon?... mężów znał ilu?...
Ach, w szczęścia tym wodewilu,
Żył człek, jak krokodyl w Nilu!

Aż raz... (Przypadek złowieszczy):
Nie mogłem wyrwać się z kleszczy.
Nastała pora łez­‑deszczy.

Własną małżeńską sypialnię
Mam teraz... Niech to kat palnie —
Kochać się w żonie legalnie!



XXXIV.



Podobno życia kwiat kwitnie,
Gdy człowiek żądzom kły przytnie.
Aforyzm, znany zaszczytnie!

Podobno ludów powaga
Rośnie, gdy w nich się duch wzmaga.
Najszanowniejsza z blag blaga!

Podobno mówią, jakoby
Z żądz szły: bitw klęski, choroby.
Myśl — do kajetów ozdoby!

Mówią też: sławy przyczynia
Narodom — pełna dóbr skrzynia.
O — to najzdrowsza opinia!

Tam dobro — mówią — gdzie liczna
Kwitnie industrya fabryczna.
O — to jest prawda prześliczna!

A tam, gdzie duch się wysili,
Naród do zguby się chyli.
To nieźle też wymyślili.



XXXV.



Ze Stanisławowskiej ery.
Głębia cichutkiej kamery —
Przybytek dwuch serc afery.

— Pepi mój! — O, moja Mery!
Kochaj! Nieś w niebiańskie sfery!
— O, mon chèr-ciu! — O, ma chèrie!

Dla wojaka (przez skrót — woja),
Póki służy, niema boja,
Że go porzuci dziewoja.

Park. Wiosna. Kwitną szpalery.
Wojak z Mery, w oczy cztery,
Sprawują miłosne żery.

— Tyś mój! — O, ty, tyś moja!
Tyś mój postój! — Tyś ostoja!
— O przylgnij do mnie, jak zbroja.

Dziś wojów niema tych roja,
Lecz został, jak woń ze słoja —
Duch miłosnego opoja!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lemański.