Duch od stepu. Przygrawka do nowej poezji/VI
VI.
Zwierciadlany sen — o! czuły,
Jakieś widma w mig zasnuły —
To wyraźne, to rozwiewne,
Widma ludzkie dobre, gniewne!...
Niecielesne wodzę oko —
W czasach — miejscach — o! szeroko! —
Swita komuś dzień-boleści...
Od kolebki wprost na groby,
Mknie kochany cień niewieści...
Piérwszy uśmiech do żałoby!...
Więc i ona nie popieści!...
Czas wiośniany inszym miły,
Jemu patrzaj wietrzny, luty,
Dziécię goni na mogiły,
Czemuś słucha smutnej nuty,
Lub się tuli do ołtarzy;
O! sierocy wzrok przybłędy,
Cudzy świat spotyka wszędy,
Ani jednej — milszej twarzy;
A już kocha! — Patrzaj łzawy,
Żmudzi — nudzi — śród zabawy,
Na pustkowiu radziej marzy:
Duma dumki...
Patrzaj w szkole!
Z nieba spada nań nauka;
O czém inszém śni pacholę,
Naokoło do serc puka:
«Do mnie — do mnie — tu — rowieśni!»
Co dusz czystszych w siebie chłonie,
Jako wrotki swojej pieśni —
Pieśni żywej, w dłoniach dłonie,
Wszystkie wiąże na swém łonie. —
Na pustkowiu marzy — wzrasta:
A już za nim krasnolica,
Wiecznych smutków tajemnica,
We snach goni się niewiasta. —
Patrzaj! — młodzian już na fali!...
W świat zieleni się myśl żyzna:
Nagle okrzyk wstaje w dali —
«Polska — Polska — twa Ojczyzna!
Rowieśnicy zaklaskali:
«Czynów! — czynów! — cudu! — cudu!
«Rozkujemy więzy ludu!...»
On — w zapale się nie mieści;
Potępieniec — błogiej wieści,
Tchnieniem nutę stepu łowi,
Ku rodzinie, ku Dnieprowi,
We łzach woła: «Bądźcie zdrowi!»
Więc i tu nikt nie popieści?...
W świat a dalej! A po świecie —
Młodzian się na wiatry miecie...
Patrzaj — patrzaj — gdzieś — daleko —
Nad ojczystą inszą rzeką;
Po staremu śni na jawie;
Mokrą mruga w świat powieką,
Służy zgasłych plemion sławie,
Stare bratnie waśni jedna.
Myślą wraca na bezedna,
W grzechy ojców głębiej wziéra.
Coraz marzy mętniej, smętniej,
Słuchem łowi bohatéra —
Aż niebieski gość zatętni...
A robota w krąg podziemna,
Jak wulkanów potajemna,
Wre, wysysa ziemi jady,
Mięsza różnych barw płomienie:
Ma się — ma się — na trzęsienie...
«Poświęcenia się! lub zdrady!»
Woła całe pokolenie...
I niebawem — grzmią wulkany,
Rozpościera się pożoga;
Swiat poczyna coś — bez Boga!
Na swój rozum. — O! pijany
Młodzian; — w zgiełku, zawierusze,
Za inszymi się szamoce;
Mąci — mąci — do dna duszę,
I owoce — och, owoce
Cierpkie, gorzkie, wskróź przepsute,
Ssie jak balsam za pokutę!...
Wypieszczone jego mary,
Płoszy śmiech szatanów dziki...
Widzi w bojach synów wiary —
Jak się pluszczą w krwi ofiary,
A w głos szydzą ofiarniki!...
Wstają oto żale, krzyki...
Polska tchnęła jęk boleści!...
Więc i ona nie popieści?
W świat — a dalej! A po świecie
Wyrzucone z domu śmiecie,
Młodzian się na wiatry miecie!
Bogobojny, taki cichy,
Tuli oto w łonie węża:
Tknięty kolcem czarta-pychy,
Wdziewa rogi już na głowę,
Suszy mózg — i myśl wytęża,
Na zamachy wciąż jałowe;
Łaknie burzy, krwi, swawoli!
Duch na falach; serce boli;
Ale co mu duch? lub serce?
Puszcza z dymem dni i lata,
Pieśń zamiera na rozterce:
Patrzaj — winy ojców, świata,
Już na wieniec sobie splata!
Dawno obok anioł kwili.
Na kolanach czeka chwili
Aż się w złościach upamięta...
Młodzian śni raz — jakoś milej —
Jak puścizna ducha święta
Zalatuje wieść o niebie...
Patrzy bystrzej — w słup — za siebie,
Rozwiewają się tumany...
Z pod omamień grubych płótna,
Widzi świat swój — świat kochany —
Jak grób pusty, pobielany;
Mądrość wieku bałamutna,
Syczy w pleśniach jak gadzina...
Młodzian — coś — jak przypomina!
Bije w ziemię dumném czołem,
Za płaczącym swym aniołem,
Jako dziecię jąka społem:
Wielkieć winy — ależ Panie,
Większe Twoje zmiłowanie!
Patrzaj! spełnia kielich do dna!
W głos ślubuje — gdzieś — na grobie —
Nie zagniewać Pana w sobie:
Wiara — matka niewyrodna,
Roztkliwiona w płacz pokorą,
Oto czule, coraz czulej,
Do swych piersi dziécię tuli:
By uleczyć duszę chorą,
Da mu darem — świat rozległy,
Pośle swoje czarownice.
Na skinienie — biegną — zbiegły —
Pieśń — i czystość — dwie siostrzyce;
Na rumieniec grzeją lice,
Gdzieś na rajskie gody wiodą...
Młodzian z piersi, ze źrenicy,
Jako z mszalnej kropielnicy,
Jako z mszalnej kadzielnicy,
Bucha w niebo wonią, wodą!
Na pustkowiu powrót ducha,
Sławi świetnie:— słucha — słucha —
W sercu tętno; wieść się budzi —
Gość — gość nowy nie od ludzi!
Przystrój dom! Wyszukuj kwiecia!
Czarownica trzecia — trzecia —
Siostra miłość z niebios zbiega!...
Ren gdzieś szumi....
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
...........
Żegna lubą swą w boleści...
Więc i ona nie popieści?
...........
...........
...........
...........
Odtąd mętne życia fale,
Mglą się straszniej. Smutki, żale,
Nierozwiewne: noc prawdziwa!...
Mąż; o! męzkie swe nadzieje,
Gdzie nie sieje, na wiatr sieje,
Rok po roku lichsze żniwa!
Pan go nie chce na bogacza.
Patrzy w niebo, nie rozpacza;
Dzierży stary ślub swój wierze!
Niepokoje — znoje — boje
Różańcowe ziarna swoje,
Niże — liczy — na pacierze...
Płakać darmo — za kim? za czem?
Od najmłodszych lat tułaczem —
Nic nie wskórał nigdy płaczem!
W świat — a dalej! A po świecie
Wyrzucone cudze śmiecie,
Wiatrem się na wiatry miecie.
Lik przyjaciół niegdyś mnogi,
Spółwędrowcy jednej drogi,
Już pobożnych bluźnią cnocie;
Ukochane patrzaj — wrogi!
Prześladowań knują krocie:
Na wiek wieków rozminięci!...
Lecz nie w sercu, nie w pamięci,
On się modli wciąż za nimi...
Odtąd świata już nie wini:
Rozmiłował się w pustyni,
Utkwił w ziemię kij pielgrzymi,
Aż rozkwitnie Pańskim cudem!
Na kolanach, za swym ludem
Prorok oto w lutnię trąca, —
I pieśń czysta, strumieniąca,
Wciąż zwierciadli jak na wodzie,
Niebem, słońcem — na pogodzie!
Och! za jakież cierpi winy?
Rószczkaż mu wykwitnie z kija?...
Długo żył on dla rodziny,
Dla przyjaźni, — dziś niczyja
Dłoń nie wspiera; sam, jedyny,
Jako cień podniebny mija...
Służy ludziom och! i pracą,
Nie dba — płacą, czy nie płacą,
Byle nie jeść darmo chleba:
Robotnikiem w mogilniku.
Krzyżów mają tam bez liku,
Ale co dzień nowych trzeba.
«Bóg ci pomóż, robotniku!»
Anioł w locie błogosławi,
O! robotnik zadumany —
Wstrząsa głową na bociany,
Coś sam na sam ku nim prawi,
W czarnoksięzkim swoim zmyśle.
Z ptastwem bożém żyje ściśle,
Znowu śledzi lot żurawi,
Z klucza łamią się na roty;
Będą burze snać i słoty,
Bo się chowa do pieczary.
Na dłoń patrzy — jakieś mary,
Mary wieków niby z dłoni
Wieją senne, — aż się prześnią!...
Czemuś głośniej w lutnię dzwoni?...
Chwali Pana nową pieśnią!...
Patrzaj, krzyżem leży. W ciszy
Coś — czy huk podziemny słyszy?
Ciężki zaduch bije z chmury...
Och! och! błyska na płaszczyzny...
Anioł grzmotem głosi z góry:
«Wróć wygnańcze do Ojczyzny —
«Policzone łzy — do łezki!»