Dusza Zaczarowana/I/Część druga/15
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dusza Zaczarowana |
Podtytuł | I. Anetka i Sylwja |
Część | druga |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Lwów; Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | L’Âme enchantée |
Podtytuł oryginalny | I. Annette et Sylvie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cała księga I |
Indeks stron |
Gdy się zbudzili z ogromnego upojenia, oczy ich przystosowane już były do ciemności, pokój był niemal jasny. Wciskające się przez szpary okiennic promienie słońca przypomniały im, że na świecie dzień w pełni. Roger okrywał pocałunkami nagie ciało Anetki. Wyrażał jej wdzięczność w słowach, przepojonych zachwytem.
Po chwili jednak zamilkł nagle i trwał tak oparty policzkiem o jej biodro, ona zaś marzyła, cicha, nieruchoma. Zewnątrz domu pszczoły brzęczały w krzakach różanych. Anetce wydało się, że słyszy jakiś śpiew oddalający się, to miłość Rogera ulatała...
Kochał ją już znacznie mniej. Czuł to ze wstydem i żalem, nie chcąc jednak przyznać. W gruncie zraziło go bardzo, że Anetka oddała mu się... Śmieszne pretensje mężczyzny! Pożąda kobiety, a gdy mu się odda szczerze i bez zastrzeżeń, gotów uważać ów akt nadmiernej wspaniałomyślności niemal za złamanie wiary!...
Anetka schyliła się ku niemu, podniosła jego głowę i długo mu patrzyła w oczy, nie mówiąc nic, jeno uśmiechając się melancholijnie. Spojrzenie to sondowało mu duszę do głębi, przeto postanowił coś uczynić, by odwrócić jej uwagę. Okazał wielkie wzruszenie i powiedział:
— Teraz nie wolno ci już odjeżdżać, Anetko. Mam obowiązek zaślubienia cię.
Anetka uśmiechnęła się smutnie. Czytała w nim wyraźnie:
— Nie, przyjacielu mój, — odparła — nie masz żadnych wobec mnie obowiązków.
Wrócił do równowagi.
— Tak chcę! — rzekł.
Ale ona szepnęła:
— Odjadę!
— Czemu? — spytał.
Zanim odpowiedziała, zrozumiał sam lepiej powody odjazdu. Uznał jednak za swój obowiązek sprzeciwiać się. Położyła mu dłoń na ustach. Ucałował tę dłoń, z pasją, niemal ze złością... Ach, jakże ją kochał! Czuł się upokorzonym myślami, które w nim tkwiły. Czyżby je znała? Słodka, wiotka dłoń, leżąca z pieszczotą na jego wargach, zdała się mówić:
— Niczego nie dostrzegłam...
Chwilami dolatywał z pobliskiej wsi odgłos dzwonów. Po długiem milczeniu Anetka westchnęła... Nadszedł koniec. Powiedziała półgłosem:
— Rogerze, musimy wracać...
Ciała ich rozstały się... Klęcząc przy łóżku, oparł czoło o bose nogi Anetki. Chciał jej dowieść:
— Jestem twój.
Ale nie mógł stłumić myśli ubocznych. Wyszedł z pokoju, zostawiając Anetkę, zajętą ubieraniem się. Czekał, oparty o mur brzeżący podjazd, i dumał nad tem co zaszło. Myśli niemiłe uleciały. Rozkoszował się poczuciem nasyconej dumy i zaspokojenia zmysłów. Czuł się dumnym. Myślał:
— Biedna Anetka!
Poprawił się zaraz:
— Kochana Anetka!...
Wyszła z domu. Była jak przedtem spokojna, tylko bardzo blada... Któż mógł powiedzieć, co się z nią działo przez krótkie chwile, które przebyła sama, któż zbadać mógł, ile przeszła porywów namiętności, bólu i rezygnacji? Roger niczego nie dostrzegał, zajęty wyłącznie sobą. Podszedł ku niej, chcąc wznowić protesty. Ale położyła palce na ustach i szepnęła: — Cicho! — Stanąwszy u żywopłotu, brzeżącego ogród, zerwała gałązkę tarniny, przełamała ją na dwoje i dała mu połowę. Wychodząc z granic swej posiadłości, w progu przycisnęła usta do ust Rogera.
Wracali, nie mówiąc nic, szli lasem, Anetka prosiła, by nie przerywał milczenie. Trzymał ją pod ramię z miną nader czułą. Ona szła uśmiechnięta, z oczyma przymrużonemi. On teraz kierował jej krokami, nie pamiętając już, że godzinę temu płakał rzewnie na tem samem miejscu.
Z głębi lasu dochodziło szczekanie psa, tropiącego zwierzynę...