Dusza Zaczarowana/I/Część druga/16
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dusza Zaczarowana |
Podtytuł | I. Anetka i Sylwja |
Część | druga |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Lwów; Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | L’Âme enchantée |
Podtytuł oryginalny | I. Annette et Sylvie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część druga Cała księga I |
Indeks stron |
Wyjechała nazajutrz, podając za powód list z doniesieniem o nagłem zasłabnięciu starej krewnej. Ale Brissotowie zwieść się nie dali. Od pewnego już czasu, lepiej od Rogera spostrzegli, że im się Anetka wymyka. Zarozumiałość nakazała im jednak udawać, że to jest niemożliwe i dać wiarę przyczynom nagłego wyjazdu. Aż do ostatniej minuty grano tedy komedję i wyrażano nadzieję bliskiego zobaczenia się. Przymus ten niemiły był Anetce, ale Roger uprosił ją, by zerwała listem wysłanym z Paryża, a ona sama przyznała, że byłoby jej trudno oznajmić to w oczy Brissotom. Zamieniono tedy uśmiechy pożegnalne, słowa bez znaczenia i uściski, w których brakło serca.
Roger odwiózł znowu Anetkę powozikiem na stację, a oboje byli smutni. Roger ponowił prośbę o rękę Anetki, uważał to za swój obowiązek, a był dżentelmenem. Nawet zanadto. Zdawało się mu także, że może, w interesie Anetki zresztą, okazać swój autorytet. Myślał, że oddając się, Anetka abdykowała, tedy sytuacja była całkiem inna. Winien był teraz żądać małżeństwa. Anetka wiedziała, że, zaślubiając ją teraz, uznałby się, jeszcze stokroć bardziej niż przedtem, w prawie wzięcia jej pod kuratelę. Wdzięczną mu była za poprawne postępowanie i naleganie, ale odmówiła. Rogera to zgniewało. Nie rozumiał jej już... (czyż rozumiał kiedykolwiek?). Wydał surowy sąd, ale nie okazał tego. Mimo wszystko zauważyła to i spojrzała nań ze smutkiem, ironją i czułością... tak, z czułością... (wszakże był to jej ukochany Roger!)...
Pod samą stacją położyła rękę w rękawiczce na dłoni Rogera. Zadrżał i szepnął:
— Anetko!
Ona powiedziała:
— Przebaczmy sobie wzajem!
Chciał mówić, ale nie mógł. Trzymali się za ręce, nie patrząc na siebie, ale czuli oboje łzy powstrzymywane siłą, gotowe popłynąć...
Znaleźli się na miejscu i musieli trzymać się na wodzy. Roger usadowił Anetkę w wagonie. Nie była sama w przedziale, musieli się tedy ograniczyć do słów banalnych, ale spojrzenia ich poiły się wzajem chciwie patrzeniem na ukochaną postać.
Rozległ się gwizd. Powiedzieli sobie:
— Do widzenia!
A pomyśleli.
— Nigdy to nie nastąpi.
Pociąg ruszył, a Roger wrócił przy zapadającym zmierzchu. W sercu czuł ból i złość, zły był na Anetkę, zły na siebie, czuł się złamanym... Czuł też, o wstydzie... czuł... ulgę...
Zatrzymał konia pośród opustoszałej drogi i zapłakał, ogarnięty pogardą dla siebie, pogardą i miłością.