Dusza Zaczarowana/II/Część pierwsza/21
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dusza Zaczarowana |
Podtytuł | II. Lato |
Część | pierwsza |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | L’Âme enchantée |
Podtytuł oryginalny | II. L’Été |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część pierwsza Cała księga II |
Indeks stron |
Dziwny proces odbywał się w umyśle Juljana. Kochał Anetkę, a raczej... pożądał jej ciągle tak samo... zresztą, któż wie (nie chciał tego wiedzieć)? Krótko mówiąc, pożądał jej. Ale wiedział już teraz, że ani matka nie da pozwolenia na małżeństwo, ani on sam na to się nie zdobędzie, a to z powodów wielu, z urazy, obrażonej dumy, depresji moralnej i... powiedzmy odrazy, wywołanej zazdrością. Wolał atoli nie wywlekać tych powodów, natomiast konstruował coś, co godziło owe powody z pożądaniami. Anetka okazała się w miłości osobą śmiałą i wolną. Nie pochwalał tego, ale ostatecznie skoro już taką była, to czemużby nie miała żyć z nim, skoro go kocha?
Nie wyraził tego w tak ostrej formie, ale przedstawiał niemożliwość małżeństwa (przywodząc coraz to nowe motywy w miarę, jak je zbijała). Były tu przeszkody wprost niezwalczone, jak opozycja matki, konieczność współżycia ze staruszką, trudna sytuacja, nawyk Anetki do bogactwa, świata... (biedaczka, od dwu lat biegała za lekcjami), różnica temperamentów i wreszcie różnica umysłowości... (ta ostatnia przeszkoda zjawiła się ku wielkiemu przerażeniu Anetki na końcu, kiedy obaliła poprzednie). Juljan obniżał wartość własną ze złą wiarą, w zamiarze stawiania trudności. Można się było z tego śmiać i płakać dowoli, O jakże nikczemnych imał się pozorów, by umknąć! Ona zaś, niepomna godności swej, udawała, że nie rozumie, wynajdywała sposoby i walczyła gorączkowo o to, by go zatrzymać przy sobie.
Nie odszedł jednak, bowiem nie odmawiał tego, by brać, nie chciał tylko dawać.
Anetka pojęła nakoniec, co znaczy ta cała akcja od niej chce, a to odkrycie nie wywołało w niej czego tyle buntu co przygnębienia, zbrakło jej bowiem sił na oburzenie. Ach, tego więc jeno chciał? Nie znał tedy sam siebie, nie wiedział, że w jej oczach miała wartość jeno surowa jego moralność i że go za to właśnie kochała. Nie do twarzy mu zgoła było grać rolę Don Juana, zdobywcy, szampjona wolnej miłości! Mimo strapienia, Anetka zachowała umysł bystry i nie omieszkała z ironją uchwycić strony komicznej tragedji swego życia.
— Przyjacielu, — myślała z czułością, politowaniem i odrazą jednocześnie — kochałam cię więcej, gdyś mnie potępiał. Ciasna, ale uczciwa idea miłości dawała ci prawo, którego dziś nie masz już. Cóż pocznę z tą niższą miłością, pozbawioną szacunku, którą mi ofiarujesz? Bez szacunku niema między nami o miłości mowy!
Każda miłość czerpie z czegoś soki żywotne, tam, gdzie jedna rozkwita, marnieje druga. Miłość zmysłowa obchodzi się bez szacunku, ale miłość duchowa poprzestać na samej rozkoszy nie zdoła.
— Ach! — zawołała w duchu. — Raczej zostanę utrzymanką pierwszego lepszego przechodnia, niż twoją, gdyż kocham cię!
Z nim, byłoby to poniżeniem. Wszystko, lub nic!
Sugestji Juljana przeciwstawiła opór serdeczny, ale nieugięty, który go uraził. Kochali się dalej, sądząc wzajem surowo, a żadne nie mogło powziąć decyzji utracenia szczęścia. Trwali przeto dalej na stanowiskach, wabiąc się, pożądając i oddając nawet, ale bez możności wymówienia słowa wyzwoleńczego. Jedno nie czyniło tego z wrodzonej słabości i tej ułomności moralnej, która z rzadkiemi wyjątkami jest cechą wszystkich mężczyzn, chociaż tego nie przyznają, drugie zaś przez zasadniczą pychę, która znowu charakteryzuje kobietę. Nie przyznaje ona tego, albowiem konwenanse społeczeństwa, budowanego na zwycięstwie mężczyzny, tak dalece spaczyły charakter obu płci, że zapomniały już jakim był pierwotnie. Nie ten jest jednak zawsze słabszy, kogo tak zowią. Kobieta posiada większy zasób bogactw ziemi, a chociaż trwa w niewoli, to nie zrezygnowała z odwetu...
Juljan uznawał słuszne racje Anetki i pewny był jej uczciwości, ale nie mógł przezwyciężyć płochliwego serca swego. Ceniąc Anetkę wyżej niż opinje, poddawał się opinji. Sam chętnieby przyjął jej przeszłość, ale nie w oczach świata, i wmawiał w siebie, że powoduje nim sumienie. Brakło mu śmiałości wziąć za żonę kobietę, której pragnął, a tchórzostwo swe zwał godnością osobistą. Zresztą złudzenie jego nie było pełne i czuł urazę za to do Anetki. Winien był zerwać, ale wzbraniał się, a ile razy Anetka wspomniała o rozłące, wstrzymywał ją, wahał się, cierpiał i sprawiał cierpienie, nie chcąc ni przyjąć oferty, ni odmówić. Uprawiał okrutną igraszkę podtrzymywania nadziei, poto by później krew ciekła. Wyrywał się, gdy mu okazywała miłość, a łasił się, gdy była zrezygnowana. Anetka wydawała okrzyki bólu i trawił ją smutek niewysłowiony. Sylwja spostrzegła to i dobyła z niej prawdę. Porozmawiawszy z Juljanem, zawyrokowała:
— Jest to jeden z niezdecydowanych, których trzeba zmusić. Nie brak sposobów. Wydrzyj mu przemocą przyzwolenie, a niebawem będzie ci za to wdzięczny.
Ale Anetka nie mogła znieść tej myśli, by jej kiedyś wyrzucał (bez słów nawet), że się z nią ożenił. To też przekonawszy się dowodnie o nieuleczalnej słabości jego charakteru i braku wszelkiej nadziei, na którejby można budować, rozcięła sprawę mieczem. Napisała doń, by nie przedłużał bezpłodnej udręki. Cierpieli oboje, a trzeba było żyć. Ona musiała pracować na dziecko, on miał też swe obowiązki, które oboje przez czas dłuższy zaniedbywali, uszczuplając sobie wzajem sił. A żadne nie miało nadmiaru tych sił. Ponieważ nie mogą oddawać sobie przysług, niechże przynajmniej nie szkodzą sobie wzajem. Należy zerwać i nie wznawiać odwiedzin. Wkońcu podziękowała mu za to, czem był dla niej.
Juljan nie odpisał, nastała cisza...
A w głębi serc wrzała uraza, żal i zraniona namiętność.